Świadectwo jako strategia autobiograficzna
p. 52-91
Texte intégral
1Celem tego rozdziału będzie zrekonstruowanie strategii autobiograficznych tych, którzy w czasie trwania Zagłady podjęli decyzję, by pisać. Nie oznacza to rekonstrukcji poszczególnych biografii i przedstawienia różnych historii prywatnych składających się na panoramę losów polskich Żydów podczas Holokaustu, lecz jest zapowiedzią takiego typu analizy dyskursu, który koncentruje się na ukazaniu i zinterpretowaniu różnych sposobów doświadczania tożsamości, przeżywania napięć między „ja” i światem, tradycją, przeszłością, teraźniejszością. Innymi słowy, strategie autobiograficzne to zorganizowany w pewien sposób porządek zapisu doświadczenia tożsamości.
2W ponowoczesnym dyskursie humanistycznym, akcentującym przesunięcie czy też pęknięcie będące konstytutywną cechą relacji między doświadczeniem i przedstawieniem, zadomowiła się koncepcja fundamentalnej niewyrażalności Zagłady. Mieści się ona w obszarze wyznaczonym z jednej strony łagodną tezą o kryzysie reprezentacji, z drugiej – radykalnie brzmiącymi formułami typu: „negatywne przedstawienie”1, „zakazana reprezentacja”2 czy „niemożność przedstawienia”3 oraz eksponowaniem takich pojęć, jak aporia sensu, pustka, milczenie4. Jednakże tezy o niewyrażalności, brzmiące coraz radykalniej (szczególnie te powtarzane w nieskończoność przez legion naśladowców tego typu dyskursu), nie znajdują potwierdzenia ani na gruncie empirycznym, ani na gruncie analitycznym. Istnieje masa świadectw pochodzących z samej głębi katastrofy, powstających w gettach, w ukryciu, na skrawkach papieru w obozach. Powinność dawania świadectwa jest nie tylko powszechnie i wprost formułowanym przesłaniem piszących, lecz konstytuuje nową sytuację podmiotu. Nieodparta potrzeba dawania świadectwa, jaka wyłoniła się w następstwie Zagłady, spowodowała konieczność przemyślenia pojęcia podmiotowości w kategoriach bycia świadkiem. Konieczność ta znalazła najgłębszy wyraz w etycznej myśli Emmanuela Lévinasa – twierdzi Dorota Głowacka5. Zgodnie z Lévinasowską filozofią spotkania moje „ja” odsłania się przede mną jako „ja-dla-Innego”. Moja tożsamość jako podmiotu wyłania się w następstwie nieuniknionej odpowiedzialności wobec drugiego człowieka. W tej perspektywie świadectwo Zagłady staje się zapisem śladu istnienia drugiego człowieka. Istnienia, które miało zostać unicestwione. Dawanie świadectwa o Zagładzie to nie tylko utrwalanie pamięci o ofiarach, lecz także przesłanie dla przyszłych pokoleń, które jest apelem o podjęcie kondycji świadka. Etyczne przekształcenie podmiotowości pod wpływem Shoah oznacza – wskazuje Głowacka – przejście od bycia ofiarą do bycia świadkiem, czyli przejście od niemożności do możliwości zaistnienia podmiotu „po Auschwitz”.
3Refleksja na temat statusu świadka i etycznego wymiaru świadectwa Zagłady ma bogatą literaturę przedmiotu. Różnorodność podejmowanej problematyki jest ogromna: od podstawowych rozróżnień (podział na świadka, który świadczy z głębi własnego doświadczenia, i na „świadka wtórnego” czy „świadectwo intelektualne” – składane przez historyków, filozofów, pisarzy, czytelników), przez wyrafinowaną refleksję filozoficzną i etyczną, po praktykę interpretacyjną6. Pisanie jako akt świadczenia o Shoah zakorzenione jest głęboko w tradycji biblijno-talmudycznej. Tora i Talmud przynoszą nakaz świadczenia o niegodziwości. W Księdze Kapłańskiej czytamy, że ciężko zgrzeszy ten, kto „mogąc zaświadczyć o przestępstwie, które widział lub znał, nie uczyni tego” (Kp 5,1). W kontekście tej tradycji świadkiem jest nie tylko ten, kto na własne oczy widział to, co zaszło, lecz także ten, kto o tym „tylko” wie. Wiedza ta jest zobowiązaniem. Status świadka bowiem implikuje obowiązek dania świadectwa – poinformowania innych o tym, co się wydarzyło. Ten obowiązek ma wymiar zarówno moralnej, jak i religijnej powinności. Świadectwo wydawane przez ludzi Biblia ujmuje w kategoriach procedury prawnej bądź sporu prawniczego. Świadczenie jest zatem w tradycji żydowskiej ściśle związane z prawniczym procesem ustalania dowodów w celu dojścia do prawdy i osiągnięcia sprawiedliwości.
4Ta biblijno-talmudyczna tradycja dawania świadectwa odsłania jeden z fundamentów, na którym autorzy tekstów z czasów Zagłady osadzić mogli swoją decyzję pisania. W świetle tej tradycji diarysta czy memuarysta postrzega swoją rolę jako podporządkowanie się nakazowi dawania świadectwa. Dzienniki, pamiętniki, relacje i inne pisemne przekazy o Shoah okazują się owocem postawy, którą można wyprowadzić ze źródeł judaizmu. Sama formuła świadectwa, jaką stosujemy do ocalałych tekstów, ma swój biblijny sens. Jest to nie tylko stwierdzenie zaistniałych faktów, lecz także przekazanie o nich prawdy tym, którzy jej nie znają. Dawanie świadectwa staje się zatem swoistym aktem nauczania, usankcjonowanym boskim nakazem. Mechanizm owej pedagogiki świadectwa jest następujący: być uczestnikiem tego, co się wydarzyło, i wiedzieć, co to oznacza, aby potem – przekazując to wydarzenie innym – odsłonić zawarty w tym sens7.
Świadek jako kronikarz katastrofy zbiorowości
5Prowadzenie kroniki mieści się w tym obszarze literatury dokumentu osobistego, w którym dominuje żywioł opisywania „świata naocznego świadectwa”, implikujący postawę świadka. Przyjęta strategia autobiograficzna obejmuje szersze spektrum obserwacyjne, wykracza poza sferę „świata pisania o sobie wprost” (postawa wyznania) i – dbając o referencyjność przekazu – dąży do obiektywizacji, przedstawienia panoramicznego obrazu życia pewnej zbiorowości8.
6Wybierzmy do analizy dwa teksty. Kronika getta warszawskiego Emanuela Ringelbluma wychodzi zdecydowanie poza jednostkową perspektywę narracyjną i zwraca się ku próbie całościowego, zobiektywizowanego spojrzenia, niewolnego jednak od osobistych emocji autora. Monumentalna Kronika lat wojny i okupacji Ludwika Landaua przynosi panoramę lat okupacji daleko wykraczającą poza getto i okupowaną Warszawę, bogatą zarówno w szczegółowe obserwacje, jak i w refleksje ogólne.
1. Kronika getta warszawskiego Emanuela Ringelbluma
7Określenie „kronika” pochodzi od wydawcy polskiego tłumaczenia. Językiem oryginału jest jidysz. Sam autor nie nazywał tak swoich zapisków, notatek, szkiców, które złożą się na opublikowaną w 1983 roku po polsku Kronikę getta warszawskiego.
8Ringelblum sporządzał swoje notatki od pierwszych dni wojny. Miały one charakter fragmentaryczny, brulionowy. Okoliczności pisania nie sprzyjały systematycznej pracy. Szkic prowadzonej z kimś rozmowy, skreślony na serwetce papierowej, autor odtwarzał w wolniejszej chwili wraz z uzupełnieniami. Pisał na dostępnych w danym momencie typach papieru – są na przykład passusy utrwalone na pustych formularzach buchalteryjnych „Specyfikacja wydanych weksli, Nr”, są fragmenty poczynione na kartach kratkowanego papieru, inne strony mają dziurki na marginesach i najwyraźniej przygotowane były do wpięcia w skoroszyt.
9Pierwsze notatki Ringelbluma w języku oryginału opublikowano w kwartalniku Żydowskiego Instytutu Historycznego „Bleter far Geszichte” w 1948 roku. Od 1951 roku znaczną część notatek – pod takim właśnie tytułem: Notatki z getta warszawskiego – zaczęto publikować w kolejnych zeszytach „Biuletynu Żydowskiego Instytutu Historycznego” (w numerach z 1951, 1952, 1954, 1955 i 1958 roku). W 1952 roku Notatki… Ringelbluma ukazały się w Warszawie w języku jidysz. Był to jednak tylko wybór materiału, obarczony ponadto licznymi błędami edytorskimi. Na podstawie tego niedoskonałego wydania sporządzano przekłady na język angielski, francuski, włoski. W 1980 roku ukazało się japońskie tłumaczenie. Niestety obcojęzyczne przekłady Ringelbluma powielają błędy i odbiegają od oryginału. Dwutomowa edycja całości okupacyjnych pism Ringelbluma w języku jidysz, opracowana przez Tatianę Berenstein, Artura Eisenbacha, Bernarda Marka i Adama Rutkowskiego, została opublikowana w Warszawie w latach 1961–1963. Polski przekład notatek Ringelbluma, dokonany przez Adama Rutkowskiego, poprzedzony wstępem i zredagowany przez Artura Eisenbacha, ukazał się w wydawnictwie „Czytelnik” w 1983 roku pod tytułem Kronika getta warszawskiego. Wrzesień 1939 – styczeń 1943. Cała edycja została przygotowana do druku już w 1963 roku (czyli na 20. rocznicę powstania), pojawiła się jednak dopiero przy okazji 40. rocznicy powstania.
10Kronika getta warszawskiego Ringelbluma nie jest utrzymana w chłodnym i obiektywnym tonie, chociaż autor wznosi się ponad jednostkową perspektywę poznawczą. Swoim zainteresowaniem obejmuje krąg znacznie szerszy niż pole jego bezpośredniego doświadczenia – los Żydów na całym terytorium Polski. Oddziela własne obserwacje od rzeczy zasłyszanych, dane zdobyte przez siebie od pochodzących z drugiej ręki. Poszczególne segmenty tekstu opatruje często swoistą ramą modalną, określającą status zawartych tam treści i ich źródło. Raz wskazuje na pewien dystans wobec przekazywanych informacji, podkreślając swoją rolę pośrednika, zbieracza: „słyszałem, że”; „opowiadano mi”; „mówią, że”; „opowiadają”; „podaje się, co następuje”. Innym razem ogranicza się do bezosobowej prezentacji, poprzedzając zapis kwalifikatorem typu „scena:”, „obrazek:” czy „taki oto obrazek:”. Po dwukropku następuje przedstawienie tak zapowiedzianego zdarzenia. Kiedy indziej wyraźnie zaznacza fakt naoczności: „na własne oczy widziałem taki oto obraz”9 lub „widziałem taką scenę”10.
11Uderza migawkowość narracji, ogromna liczba drobnych szczegółów, scenek, obrazów, które niekiedy rozsadzają ramy kronikarskiego zapisu. W miarę upływu czasu Ringelblum notuje coraz bardziej pospiesznie, gorączkowo. Wymogi konspiracji sprawiają, że Kronika… powstaje partiami. Kolejne cząstki trafiają do Archiwum Getta i są natychmiast ukrywane. Zapisy są z konieczności fragmentaryczne, nieuporządkowane, często nieopracowane redakcyjnie. Zwraca też uwagę niejednorodność stylistyczna. Styl kolokwialny i gwara getta zmieszane są z językiem analizy historycznej. Autor utrwala powiedzonka, żarty, przejawy gettowego folkloru. Miejscami stosuje swoisty szyfr, język ezopowy. Rozwija na przykład cały system kryptonimów na określenie Niemców. Najczęściej pojawia się słowo „Galeje” (czyli Gestapo) i „tamci” (ogólnie – Niemcy), są też „władcy”, „żółci” (Gestapo). Hitlera nazywa „Horowitzem” lub „Czapnikiem” (słowo „hitler” oznacza w języku żydowskim „czapnik”). Specyficzna, wymuszona względami konspiracji, jest quasi-epistolarna formuła Kroniki… Ringelblum rozpoczyna niektóre – szczególnie początkowe – partie tekstu zwrotami do adresata: „Moi Kochani!”, „Kochany Ojcze!”, „Kochany Dziadku!”, „Mój Kochany Przyjacielu!”, „Drogi Przyjacielu!”. Powoduje to erozję obiektywistycznej, zdepersonalizowanej formuły dyskursu kronikarskiego.
12Wątki osobiste, cały wymiar prywatności autora, są zasłonięte, ale dają się łatwo wyodrębnić. Ringelblum notuje bolesne dla niego wydarzenia takie jak napad polskich wyrostków: „Dziś, 30 [stycznia 1940], przeżyliśmy trudny dzień. W Ogrodzie Saskim banda polskich chuliganów w wieku od czternastu do piętnastu lat spostrzegła mnie z opaską. Ledwo żyw zdołałem przed nimi uciec. Droga była pusta. Nie było prawie ludzi”11, czy otrzymaną od Niemców bolesną nauczkę za nieprzestrzeganie nakazu kłaniania się: „Dziś, 29 września [1940], dostałem w zęby za to, że się nie ukłoniłem [Niemcowi]”12. Kronikarz zbiorowości nie waha się zatem sięgać do osobistych doświadczeń.
13Ringelblum nie kryje się także ze swoimi emocjami. Nie stroni od soczystych epitetów. Mamy na przykład w Kronice… wiele określeń Polaków. Neutralnie brzmiące i w tamtych czasach powszechnie stosowane słowo „chrześcijanie” używane jest przez Ringelbluma częściej w kontekstach wysoce dla Polaków niekorzystnych („Ostatnio chrześcijanie stoją na dworze, wciągają Żydów do bramy i opróżniają im kieszenie” – zapis datowany na 9, 12, 13, 14 lutego 1940 roku 13) niż chwalebnych („W wielu wypadkach chrześcijanie ostrzegali Żydów przed udaniem się w tym czy owym kierunku, gdyż tam są chuligani” – zapis z 30 marca 1940 roku 14). W Kronice… spotykamy całą paletę mniej lub bardziej negatywnie nacechowanych epitetów dotyczących Polaków. Od stosunkowo niewinnych, jak „polskie wyrostki”15 czy „polscy chuligani”16, przez sformułowania ostrzejsze, typu „polskie bandy”17, „młodzieżowe bandy rabusiów”18, aż po określenia mające charakter inwektyw: „[o ludziach z dawnej Frakcji Rewolucyjnej PPs] to najgorsi szubrawcy, kombinujący w najrozmaitszy sposób. Przychodzą do Żydów i rabują do spółki z Niemcami” – zapis z 12, 13 października 1940 roku19; „Podziemna »Wolność« potępia postępowanie polskiego motłochu, który przed opuszczeniem swych mieszkań na Dzikiej całkowicie je zrujnował” – zapis z 6 kwietnia 1941 roku20.
14Epicki obraz życia i zagłady polskich Żydów wzbogacony jest o przenikliwe obserwacje dotyczące nastrojów społecznych i zbiorowych emocji, które odzwierciedlają się także w skrzętnie notowanych przez Ringelbluma dowcipach obiegających getto. Oto dwa przykłady: „Nalewki są obecnie Hollywoodem, bo gdzie spojrzysz, wszędzie gwiazdy” – zapis z 21, 22, 23 lutego 1940 roku21; „Horowitz [Hitler] przyszedł na tamten świat i w raju spostrzega Jezusa Chrystusa. »Ha, co tu porabia Żyd bez opaski?« »Daj spokój – odpowiada mu święty Piotr – to jest syn gospodarza«” – zapis z 13 maja 1940 roku22.
15Wydaje się, że tekstem rządzi reguła kontrolowanego chaosu, wnosząc doń emocjonalne napięcie. Stan ciągłego zagrożenia nie pozwala bowiem na wyważony obiektywizm. Nie pozwala po prostu normalnie pisać, spokojnie redagować. Kronikarz nie jest w stanie zachować chłodnego dystansu. Zmaga się z brutalnie napierającą rzeczywistością i stara się ją okiełznać, poddać jakiejś kontroli. Opanować i utrwalić przez zapis. Widoczne na kartach Kroniki… osobiste zaangażowanie Ringelbluma, jego pasja stają się znamiennym rysem tego dzieła.
2. Kronika lat wojny i okupacji Ludwika Landaua
16Ludwik Landau był naukowcem, przed wojną opublikował liczne prace z dziedziny stosunków społecznych i ekonomii. W czasie okupacji, pozostając w stałym kontakcie ze środowiskiem tajnego Instytutu Gospodarstwa Społecznego, działaczami podziemnej PPs oraz Biura Informacji i Propagandy Ak, podjął szeroko zakrojoną akcję dokumentacyjną. Od września 1939 roku systematycznie i na bieżąco prowadził Kronikę lat wojny i okupacji. Wykorzystywał docierające do niego różnorodne źródła informacji, również własne obserwacje, ale przede wszystkim opierał się na źródłach prasowych (oficjalnych i konspiracyjnych). Język Kroniki… charakteryzuje precyzja, dyscyplina stylistyczna, rzeczowość. Autor stara się zachowywać emocjonalny dystans, dąży do obiektywizmu i wyeliminowania osobistej perspektywy. Całą wojnę mieszkał w Warszawie i we Włochach koło Warszawy. Dnia 29 lutego 1944 roku wyszedł z domu, by nigdy już do niego nie powrócić. Rękopis Kroniki… – obejmujący okres od września 1939 do grudnia 1942 – umieszczono w metalowych puszkach i zakopano na terenie Wolnej Wszechnicy Polskiej przy ul. Opaczewskiej. Jej dalszą część, doprowadzoną ostatecznie do lutego 1944 roku, wraz z przepisanymi na maszynie fragmentami partii początkowych Landau ukrył pod węglem w piwnicy domu we Włochach. Papiery schowane pod węglem ocalały, natomiast rękopisu zakopanego przy Opaczewskiej dotąd nie odnaleziono. Kronika lat wojny i okupacji została wydana na początku lat 60. w trzech ogromnych tomach, niestety z nieuniknionymi wówczas ingerencjami cenzury23.
17W całej Kronice… autor nie wspomina o swoim pochodzeniu, a osobiste perypetie związane z przesiedleniem do getta kwituje w sposób zawoalowany i ironiczny, kładąc raczej nacisk na przeszkody w pracy niż na osobisty kontekst wydarzenia: „Kilkudniowa przerwa w notatkach wynikła z zamieszania, w jakim się znalazłem w związku z objęciem mnie i mojej rodziny akcją noszącą piękne miano »Umsiedlung«”24. Przypomnijmy, że Landau pozostał do końca po „aryjskiej stronie”. Jest bodaj jeden jedyny fragment, który ukazuje autora jako Żyda (przynajmniej w rozumieniu ustaw norymberskich). Przytoczenie tej prywatnej scenki pełni funkcję exemplum dla notatki o antysemickich artykułach „Nowego Kuriera Warszawskiego”: „Zdarzył mi się dziś następujący wypadek. Gdy szedłem ulicą w towarzystwie osoby »czysto aryjskiej«, mogącej jednak powierzchownością budzić wątpliwości, dwie dziewczyny obok przechodzące, widząc mnie z opaską, tamtą zaś osobę bez niej, odezwały się: »Szkoda, że nie ma tu jakiegoś żołnierza niemieckiego«”25. Ludwik Landau prowadzi swą Kronikę… systematycznie i na bieżąco, notuje skrupulatnie daty i fakty. Syntetyzuje własne obserwacje, dostępne mu materiały prasowe (oficjalne i konspiracyjne) oraz inne docierające do niego źródła. Napływające informacje stara się poddawać wstępnemu opracowaniu, w czym niewątpliwie pomaga mu wypracowany przed wojną warsztat naukowy oraz wrażliwość zawodowego badacza procesów społecznych i gospodarczych. Porusza się na wielu obszarach: okupowana Warszawa (w tym getto), Generalne Gubernatorstwo, ziemie wcielone do Rzeszy i będące pod okupacją sowiecką, wreszcie – cały teatr działań wojennych. To spojrzenie z wielu perspektyw obiektywizuje narrację zmierzającą do dokumentowania zdarzeń oraz prób ich weryfikacji i interpretacji.
18Warto jednak pamiętać, że wielkie dzieło Landaua rozpoczyna się perspektywą jak najbardziej osobistą, spojrzeniem zakreślonym wyraźnie jako prywatne. „Na pamiętnik czasu wojny właściwie trochę za późno […]” – to pierwsze zdanie Kroniki… zaczynającej się datą 30 września – 17 października 1939. „Sądzę jednak, że okres, jaki mamy jeszcze przed sobą, wart jest notowania; obecnie zaś chcę uchwycić wrażenia, jakie pozostały mi z miesiąca wojny […]”26. Następuje obszerna relacja z oblężenia Warszawy, łącząca pasjonujący pamiętnik cywila obserwującego działania wojenne i notującego nastroje chwili z kompetentną diagnozą sytuacji politycznej i militarnej. W ten sposób ujawnia się napięcie między osobistym i bezosobistym typem dyskursu. W dalszych partiach Kroniki… autor zdecydowanie preferuje ten drugi.
19Stała obecność obszernych relacji z zawartości prasy okupanta uwydatnia zobiektywizowany, dokumentacyjny typ narracji Kroniki… Landaua. „Bezosobisty ton” czy też „całkowity brak akcentów osobistych” na powierzchni tekstu, który tak wysoko ocenia Witold Kula27, jest jednak kontrapunktowany subtelnymi sygnałami odsyłającymi do autorskiego „ja”. Po pierwsze, przegląd sytuacji społecznej, politycznej i militarnej kolejnych dni wojny jest przecież efektem wyboru, montażu, redakcji, przechodzi przez filtr konkretnej osobowości. Każdy zapis ma swoją kompozycję: kolejność pojawiających się informacji, ich zhierarchizowanie, stosunek wiadomości „zagranicznych” do „krajowych”, początek i koniec relacji. To wszystko jest znaczące, zdradza zamysł autora, jego sposób ujęcia. O podmiotowości dyskursu świadczą także wyrażenia oceniające, ale są one stosowane przez Landaua nadzwyczaj powściągliwie, chociaż ich intensywność wzrasta w miarę trwania wojny28. Po drugie, sam mechanizm wprowadzania lekturowych sprawozdań do tekstu odsłania podmiotowość autora. Landau stosuje często konstrukcję, którą nazwałbym „zdaniem wiążącym”. Jest to coś w rodzaju „szwu” kompozycyjnego, pozwalającego łagodnie przejść od tematu do tematu, a także coś w rodzaju ramy modalnej, która ujawnia postawę podmiotu mówiącego i jego zaangażowanie w relacjonowane zdarzenia. Zapewnia to płynność narracji, zaciera bezosobowość i wrażenie suchej, mechanicznej prezentacji serwisu wiadomości. Nie jest to bowiem montaż odrębnych całostek informacyjnych, ostro od siebie oddzielonych i tylko artykułowanych w pewnej kolejności, lecz opowiadanie 29.
20Z biegiem czasu bezosobowy dyskurs Kroniki… nabiera cech wypowiedzi upodmiotowionej. Daje się to zauważyć w końcówce drugiego i w całym trzecim tomie. Coraz wyraźniej kształtuje się punkt widzenia, z którego kronikarz patrzy na teatr wojenny, coraz dobitniej zarysowuje się perspektywa mówienia – właśnie owo zbiorowe „my”. Ma to swoje poznawcze i moralne konsekwencje. Kronikarz nie jest sam, nie żyje poza zbiorowością, by chłodnym okiem relacjonować jej dzieje. Staje się cząstką prześladowanej, śmiertelnie zagrożonej, ale walczącej i stawiającej opór wspólnoty. Taka pozycja stwarza sytuację moralnego zobowiązania. Za autorem stoją nie tylko motywacje zawodowego historyka i dokumentalisty, lecz także racje moralne, system wartości, który nakazuje przeciwstawiać się złu i przemocy.
21Naczelna zasada dyskursu w Kronice… Landaua pozostaje jednak niezmienna: jak najmniej – wręcz prawie wcale – o sobie, jak najwięcej o rzeczywistości. Dlatego też postać kronikarza i realia dotyczące samej sytuacji pisania pojawiają się na powierzchni tekstu niezmiernie rzadko. Nikłe ślady prywatności trzeba skrupulatnie wyłuskiwać wśród ponad dwóch tysięcy stron druku. Najczęściej dotyczą one właśnie okoliczności lektury gazet. Landau notuje trudności w dostępie do prasy, które wpływają na tryb jego kronikarskiej aktywności. Są też nieliczne passusy pokazujące kronikarza jako bezpośredniego obserwatora wydarzeń, ale pozostaje on neutralny, nawet w sytuacji tak dramatycznej dla niego osobiście, jak ta: „Dzisiaj [14 IX 1940] na rogu Nalewek i Gęsiej, »w sercu« dzielnicy żydowskiej, byłem świadkiem, jak dwóch kolejarzy niemieckich zabawiało się biciem przechodniów-Żydów, którzy im się nie ukłonili”30.
Świadek jako sędzia wymierzający sprawiedliwość i/lub prokurator gromadzący dowody zbrodni
22Więźniowie Sonderkommando w Brzezince chowali swoje rękopisy w słoikach, aluminiowych manierkach niemieckich, menażkach wojskowych i zagrzebywali w ludzkim popiele. Doły, do których wyrzucano popiół z pieców krematoryjnych, wydawały im się najbezpieczniejsze. Historia zgładzonego narodu ukryta została pod jego popiołami. Załmen Gradowski tak mówi o swoim notatniku: „Zakopałem to pod popiołami, uważając je za najpewniejsze miejsce, gdzie najpewniej będzie się kopało, aby znaleźć ślady milionów zgładzonych ludzi. […] Notatnik oraz inne notatniki leżały w grobach, przesiąkając krwią nie zawsze całkowicie spalonych kości i kawałków mięsa”31.
23Na jednym z przeżartych wilgocią zwitków papieru, wydobytych wraz z plikiem innych, Załmen Lewental dołączył swój komentarz do zakopanych przez siebie rękopisów. Pomimo uszkodzeń da się odczytać sformułowane w najprostszy sposób przesłanie: „[…] ukrywamy wszystko, co jest interesujące, pożyteczne, słowo, pismo […] da to przyszłym badaczom, historykom, a jeszcze bardziej psychologom jasny obraz i rzuci [światło] na historię tych wydarzeń i cierpień […]”32. Na końcu własnego pamiętnika, zagrzebanego w ziemi przy Krematorium III w Brzezince, ten sam autor namawia, by „to wszystko zachować dla świata. […] pokazać to wszystko światu w porządku, w jakim to się rozwijało, systemem kronikarza”33. W rękopisach powraca więc nieustannie natarczywa prośba: „Drogi znalazco, szukaj wszędzie, na każdej piędzi ziemi. […] Szukajcie dobrze, a znajdziecie wiele. […] Szukajcie ukrytego jeszcze pokaźnego materiału. […] Szukajcie tam w dołach. […] Szukajcie dalej! Jeszcze znajdziecie więcej” oraz nadzieja, że „uda się komuś znaleźć nasze dokumenty, to, co zostało napisane w murach czarnego gmachu”34.
24Żydzi z Sonderkommando w Brzezince zdawali sobie w pełni sprawę z wyjątkowości przekazywanego doświadczenia. Treścią zapisów, do poszukiwania których tak dramatycznie wzywali, jest wszystko, czego byli świadkami. Wykracza to poza dotychczasowe granice pojmowania jednostkowego i zbiorowego losu. Świadkowie stają oto wobec bezprecedensowej katastrofy całego narodu. I o tym muszą zaświadczyć. Zagłada nie dotyczy przecież jednostki, lecz zbiorowości. Destrukcji ulega cały świat, który nigdy nie będzie już taki jak przedtem. To, co autorzy usiłują przekazać, jest doświadczeniem krańcowym również w tym sensie, że jawi się jako ostateczne wyniszczenie, definitywny kres.
25Z głębi takiego doświadczenia – w dosłownym znaczeniu – spod ludzkich popiołów, rozlega się głos kierowany do świata. Wiedzą o Shoah trzeba podzielić się z innymi. Prawda Zagłady jest nieznośnym ciężarem, ale za wszelką cenę należy ją przekazać, stanowi ona bowiem jedyny skarb, jaki ofiary mogą zostawić przyszłym pokoleniom.
26Dawid Graber, ukrywając Archiwum Ringelbluma, wierzył, że zakopuje w ziemi „skarb”:
Chciałbym dożyć momentu, kiedy będzie można wykopać ten wielki skarb i poznać. Niech świat się dowie, niech się cieszą ci, którzy nie musieli przez to przechodzić. […] Niechaj ten skarb dostanie się w dobre ręce, niech dożyje lepszych czasów, niech zaalarmuje świat o tym, co się stało w XX wieku35.
27Misja Archiwum polegała na tym, aby zebrać, przechować i przekazać dokumenty – świadectwa czasów. Aby świat się dowiedział. W czerwcu 1942 roku, na wieść o audycjach bbc opartych na doniesieniach współpracowników Archiwum o eksterminacji Żydów w Polsce, Ringelblum zapisuje z nieskrywaną dumą i radością:
Grupa „Oneg Szabat” wypełniła w ten sposób wielkie posłannictwo historyczne, zaalarmowała przecież świat o naszym losie i może uratowała setki tysięcy polskich Żydów od zagłady. To ostatnie pokaże, rzecz oczywista, najbliższa przyszłość. Nie wiem, kto z tej grupy przeżyje […]. Jedno jest jednak jasne dla nas wszystkich: nasz trud i wysiłek, nasze poświęcenie i życie w ustawicznym strachu nie były daremne. […] Spełniliśmy nasz obowiązek36.
28„Zaalarmować świat” to znaczy ujawnić fakty, sprawić, aby ludzie dowiedzieli się o nich. Henryk Makower nawołuje do tego, by „to wszystko opisać, dla siebie, a przede wszystkim dla innych, aby ludzie wiedzieli, co się działo w Warszawie w latach 1940–1943”37. Pragnienie przekazania tej wiedzy jest silniejsze od troski o własny los. Stefan Ernest kończy swój pisany w ukryciu po „aryjskiej stronie” pamiętnik refrenowo powracającym wezwaniem:
Chciałbym wierzyć i wierzę, że mój głos o tych dziejach nie będzie odosobniony, że są i będą inni, którzy świadectwo minionych dziejów dadzą. […] powiedzą, jak to wszystko było… […] Walka o osobisty ratunek staje się beznadziejna… Tu, po tej stronie muru… Ale to nieważne. Bo sprawozdanie moje mogę doprowadzić do końca i ufam, że ujrzy ono światło dzienne we właściwym czasie… I ludzie będą wiedzieć, jak to było… […] Niech dowiedzą się ci, co mniej wiedzieli i mniej słyszeli o dokładniejszym przebiegu rzeczywistości. Niech dowiedzą się ci w innych krajach […] i ci, co mieli szczęście nie być Żydami […]. Niech wiedzą, co się działo podówczas […]. Niech wiedzą, że każde poszczególne tu słowo jest krwią zbroczone…38
29Słowa te znajdują się pod datą 23 maja 1943 roku. Dopalały się wtedy zgliszcza getta warszawskiego, zrównanego z ziemią po zdławieniu powstania. Nie znamy losów autora. Najpewniej zginął. Nie wiemy nawet, w jaki sposób jego pamiętnik znalazł się w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego. Jednak jego świadectwo przetrwało, by – jak stwierdzi w swoim dzienniku Abraham Lewin, inny wielki świadek Zagłady, który również zginął – „wstrząsnąć sumieniem świata”. W sobotni wieczór 30 maja 1942 roku Lewin notuje:
Szczegóły tych wydarzeń są tak potworne, że nie sposób ich wtłoczyć do notatek dziennika. Należy o tym wszystkim opowiedzieć dokładnie i szczegółowo. Mam nadzieję i wierzę, że to nastąpi i wstrząśnie kiedyś sumieniem świata oraz przyczyni się do tego, że bestia, która gnębi wszystkie narody Europy, zostanie raz na zawsze okiełznana i unieszkodliwiona39.
30„Wstrząsnąć sumieniem świata” to zakładać, że ujawniona wiedza o faktach wywoła u odbiorców nie tylko wstrząs moralny, ale też moralną przemianę. Autor tekstu, który ma przynieść takie skutki, wierzy w możliwość przywrócenia zburzonego ładu. Przekazując grozę kataklizmu, którego doświadczył, ma nadzieję, że to, co przekaże, będzie nie tylko dokumentalną relacją, lecz także nauką i przestrogą. Tak pojmuje cel swego pisania Karol Rotgeber: „Szukam sposobu poruszenia sumienia ludzkiego i znajdę drogę ku temu”. Wierzy, iż jego pamiętnik oświetli „choćby częściowo owe straszne nasze czasy, pełne mordu, pożogi i krwi […]. [że] z chaosu […] wypłyną kontury prawdziwej niesłychanej zbrodni, która ohydą i niesłychanym wstrętem przejmie najzatwardzialsze nawet serca i wieczną hańbą okryje jej wykonawców”40.
31Ten, który świadczy o Zagładzie, pragnie nie tylko poinformować świat o zbrodni, lecz także przyjmuje na siebie obowiązek gromadzenia materiałów mających dokumentować zbrodnie i oskarżać zbrodniarzy przed przyszłym trybunałem. W tym sensie pisanie staje się wymierzaniem sprawiedliwości.
32Wywiad izraelski w maju 1960 roku uprowadził z Argentyny Adolfa Eichmanna. Przewieziono go do Izraela i sądzono w Jerozolimie od 11 kwietnia do 15 grudnia 1961 roku, kiedy to ogłoszony został wyrok śmierci, utrzymany przez Sąd Najwyższy i wykonany 1 czerwca 1962 roku. Eichmanna powieszono, następnie ciało jego zostało spalone, a popioły rozrzucone na pełnym morzu. Proces Eichmanna był pierwszym wielkim procesem, którego jedynym przedmiotem była masowa Zagłada Żydów. Dlatego Dawid Ben Gurion – izraelski premier, nazywany „architektem Państwa Izrael” – przykładał do niego wyjątkowe znaczenie. Proces stać się miał, według niego, wielką lekcją dla całego świata. „Chcemy pokazać całemu światu, w jaki sposób naziści wymordowali miliony ludzi […] tylko dlatego, że byli Żydami, […] chcemy, żeby świat się dowiedział […] i słusznie się zawstydził”41.
33Retoryka autorów świadectw o Zagładzie, wyrażająca się w formule „zaalarmować i wstrząsnąć sumieniem świata” oraz w motywie „przyszłego trybunału, który pociągnie do odpowiedzialności winnych”42, spotyka się z retoryką tych, którym po wojnie dane było sądzić sprawców Zagłady. Pojęciem kluczowym staje się świadectwo, rozumiane tu w kategoriach zarówno prawnych, jak i moralnych. W ten właśnie sposób Marian Berland przewiduje wykorzystanie swego pamiętnika: „Nie jest wykluczone, że pamiętnik Żydów, naocznych świadków zbrodni, może być kiedyś, w przyszłości nieocenionym dokumentem historycznym, świadectwem zbrodni, aktem oskarżenia […]. To przecież chodzi o materiał dla prokuratora, który […] będzie oskarżał zbrodniarzy”43. Jan Mawult ujmuje sens swojego pisania podobnie: „[…] niniejsze wspomnienia […] są oskarżeniem jedynych, prawdziwych winowajców”44.
34Ów „przyszły trybunał”, dla którego Archiwum Ringelbluma gromadziło dokumentację, sądzić miał zbrodnie niemające precedensu, przekraczające wszystko, co dotychczas znała historia. Tak oceniały je same ofiary i w stosunku do takiego ich charakteru mierzyły rangę swego świadectwa. Powojenny wymiar sprawiedliwości stanął zatem wobec jedynego w swoim rodzaju wyzwania. Musiał zbudować definicję nowego typu przestępstw, rozwikłać cały splot zagadnień prawnych, moralnych i politycznych. Wyrażana przez aliantów jeszcze w czasie trwania wojny wola osądzenia zbrodniarzy wojennych, w tym odpowiedzialnych za Holokaust, doprowadziła w rezultacie do powołania Międzynarodowego Trybunału Wojskowego i trwających od 18 października 1945 (wtedy to odbyła się pierwsza sesja w Berlinie, od 20 listopada Trybunał obradował w Norymberdze) do 1 października 1946 roku procesów norymberskich. W artykule szóstym statutu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego, na podstawie którego osądzono winnych, zostały wprowadzone i zdefiniowane trzy kategorie przestępstw: zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Zbrodnia ludobójstwa znalazła swoje definitywne uregulowanie prawne w przyjętej w 1948 roku przez Zgromadzenie Ogólne oNz specjalnej Konwencji45.
35Jednakże istota ludobójstwa nie daje się uchwycić w ramach dotychczasowej tradycji sądowniczej i jurydycznie pojętej sprawiedliwości. Powstaje jakaś niewspółmierność między wymiarem przestępstwa a procedurą sądowniczą i wyrokiem. Respektowanie podstawowych zasad regulujących postępowanie przed sądem, takich na przykład jak zachowanie bezstronności i tłumaczenie wątpliwości na korzyść oskarżonego, zdaje się w tym wypadku wchodzić w kolizję z intuicyjnym poczuciem sprawiedliwości i potrzebą zadośćuczynienia. Osią tragicznego konfliktu jest konieczność zastosowania fundamentalnych wartości prawa wypracowanych przez cywilizowaną społeczność ludzką w stosunku do czynów, które są nie tyle ich pogwałceniem, ile czymś istniejącym zasadniczo poza tradycyjnie pojętymi granicami zbrodni i kary.
Świadek jako mściciel
36W tekstach ocalałych z Zagłady rysują się wyraźnie dwie strategie spełniania obowiązku świadczenia o zbrodni. Piszący sytuują swoje świadectwa w kontekście dwóch typów argumentacji uzasadniających decyzje podjęcia pisania. Jedna odwołuje się do kategorii sprawiedliwości, druga – zemsty. Jedna posługuje się takimi słowami kluczami, jak „trybunał”, „prokurator”, „akt oskarżenia”, „winowajcy”, „odpowiedzialność”, druga – „pomścić” i „zemsta”, odmienianymi na wiele sposobów.
37Ci, którzy wybierają zemstę, nie wierzą w możliwość wymierzenia sprawiedliwości. Zbrodnia i zło przekraczają zwykłą miarę, dlatego też nie sposób osądzać ich zwykłą miarą. Wołanie o zemstę jest krzykiem rozpaczy i bólu, który nie może zaznać ukojenia. Jest znakiem samotności i opuszczenia. Ale nade wszystko jest świadectwem niedającej się już zapełnić pustki i nieodwracalnego zniszczenia, jakie zostawia po sobie Zagłada.
38Przyjrzyjmy się najpierw zapisom świadków-mścicieli z getta warszawskiego, by później ogarnąć spojrzeniem inne miejsca w okupowanej przez Niemców Polsce, gdzie Żydzi cierpieli i ginęli, poprzysięgając zemstę prześladowcom. Calek Perechodnik, policjant z getta otwockiego, który ukrywał się po „aryjskiej stronie” Warszawy, tak przedstawia moment powzięcia decyzji spisania swej – jak sam mówi – „spowiedzi”. Bezpośrednim impulsem była myśl o zemście:
39Na tle palącego się getta warszawskiego oglądałem własnymi oczyma zmierzch Żydostwa polskiego. […] Pomyślałem sobie, że w takim razie nikt już nie pozostanie, aby opłakiwać i czcić pamięć mej żony, że nikt już nie przekaże potomności jej cierpienia; że może nikt nie będzie już się domagał zemsty za jej niewinne życie oraz życie milionów poległych Żydów, toteż postanowiłem wówczas, w dniu 7 maja [1943], spisać moje dzieje. Może one się zachowają i w przyszłości zostaną przekazane Żydom, jako wierne zwierciadło tych tragicznych czasów i nakłonią państwa demokratyczne do bezwzględnego wytępienia wszystkich Niemców, pomszczenia niewinnej śmierci milionów małych dzieci i kobiet żydowskich46.
40Rok przed powstaniem powyższego fragmentu logikę zemsty jako jedynej odpowiedzi na Zagładę wyłożył Menachem Mendel Kon w relacji z więzienia na Gęsiej, datowanej na 25 maja 1942 roku, a więc jeszcze przed wymordowaniem 300 tysięcy warszawskich Żydów w Treblince: „Hitler wydał Żydom niszczycielską wojnę. Chce nas zniszczyć fizycznie, ale jestesmy pewni, że im bezwzględniejsza będzie walka z Żydami, tym straszniejsza będzie nasza zemsta”47.
41Kon pisze o zemście na zimno, spokojnie. Lejzor Czarnobroda ukazuje z kolei stan szczególnego owładnięcia, kiedy człowieka, ogołoconego ze wszystkiego i doświadczonego ponad ludzką miarę, wypełnia już tylko obsesja zemsty: „Bo nic nam nie pozostało, prócz uczucia zemsty. Myślą naszą, snem, pożywieniem, jedynym pragnieniem i celem – zemsta”48. Z patosem zemsty spotykamy się u Henryka Rudnickiego. Swoją relację o końcowym etapie wielkiej akcji likwidacyjnej, zatytułowaną Szósty września 1942, poprzedza mottem: „Boże! Jeśli nie jesteś zmyśloną / Legendą tylko – Pomścij ich”. Kończy zaś taką inskrypcją: „to musI być PomszczoNe! / Nie mają prawa do życia ci, / którzy uśmiercają niewinnych. / Nie mają prawa do życia ci, / których prawem jest śmierć”49.
42Obmyślanie zemsty wydawało się dla niektórych sposobem obrony przed koszmarem. Ale często prowadziło to na manowce, ku gorzkiej świadomości upodabniania się do własnych prześladowców. Fantazjami o zemście rządziła bowiem reguła mimesis – naśladowania zbrodniarzy w ich zbrodniczym postępowaniu:
Czasami wieczorami robiliśmy plany, jak będziemy odwdzięczać się hitlerowcom. Przede wszystkim nakażemy im, aby co kilka dni przeprowadzali się na inną ulicę: stąd – tam, stamtąd – tu, pozostałych znów na inne miejsce. Po pewnym czasie, gdy już stracą swoje rzeczy, ręce im spuchną od noszenia ciężarów i ogarnie ich niepokój, zaczniemy wysiedlenie, oparte na ich własnych zasadach i przykładach. Niestety, nic gorszego od ich własnych metod prześladowania nie mogliśmy wymyśleć50.
43Na osobną uwagę zasługuje motyw zemsty pojawiający się w zapiskach nieznanego z imienia Wojdysławskiego. Prowadzone między jesienią 1939 a styczniem 1942 roku notatki dokumentują znamienną ewolucję. Autor, deklarujący na początku swe przywiązanie do systemu wartości kultury śródziemnomorskiej, ujawnia się na końcu jako człowiek okaleczony, opętany uczuciem nienawiści i żądzą zemsty. W pierwszą okupacyjną jesień składa cieniom swej ukochanej Racheli, zabitej podczas bombardowania Łowicza, żarliwą deklarację ideową: „Walczyć będę pod Twoim znakiem, pod znakiem Kultury i Miłości. Walczyć będę o tę Kulturę i humanistyczność słowem i czynem, walczyć będę z barbarzyństwem, ze zbrodniami, z mordercami, z faszyzmem”51. Dramatycznie kontrastuje z tą deklaracją ostatni ocalały zapis, datowany na 8 stycznia 1942:
Homo sum, nihil humani a me alienum puto. Kłamstwo. Ludzkie uczucia są mi już obce. Obca jest miłość, obca jest litość. […] Z całym spokojem wystrzelałbym, zarzynałbym własnoręcznie tysiące ludzi, młodych ludzi, synów, mężów, braci i ojców, walczących für Führer und Vaterland. Po pracy poszedłbym à la recherche du temps perdu na ich rzeź i na szklankę wina52.
44Podobnie rzecz ma się z zapiskami Ernesta. Jedną z tajemnic tego tekstu jest dramatyczne pęknięcie między zarysowaną tu postawą poznawczą, wynikającą ze sposobu opowiadania, a pełnym gniewu i bólu zakończeniem. Oto Ernest kończy swoje pozornie chłodne, urzędnicze sprawozdanie rozdzierającą skargą ofiary zranionej przez kata (czy jak pisze autor – przez Bestie): „nauczyli nas zbiorowej odpowiedzialności… zamienili nas w sforę wściekłych psów. […] Każdy Niemiec, kobieta czy mężczyzna, starzec czy niemowlę, bogaty czy ubogi, światły czy nieuk – każdy jest Bestią. A Bestię trzeba tępić, zniszczyć do korzeni a”53. Terytorium Zagłady obejmowało obszar daleko wykraczający poza granice Warszawy. Sięgnijmy wybiórczo do świadectw z innych miejsc.
45Baruch Milch, prowadząc swój pamiętnik w chłopskiej stajni w okolicach Tłustego latem 1943 roku, przekazuje potomnym straszliwy testament zemsty: wytracić Niemców! Już na wstępie formułuje przesłanie dla ludzkości: „najwyższy czas skończyć z tą hydrą krzyżacką, która od niepamiętnych czasów jest wichrzycielką narodów […] trzeba będzie tak ich rozkawałkować, żeby więcej powstać nie mogli”. W innym miejscu wyznaje, że chciałby przeżyć, aby nacieszyć się „wolnym i radosnym życiem, ochłonąć i rozkoszować się zemstą i klęską wroga ludzkości, a przede wszystkim opowiadać to wszystko potomności”. Będąc zaś już u kresu wytrzymałości, zapisuje: „Jedynie chęć zemsty podtrzymuje moje siły”. Głębię desperacji i mściwego zapamiętania oddaje oryginalny tytuł rękopisu Milcha – Szkodliwe robactwo ludzkości, czyli mój testament po Hitlerjadzie. Wydawcy zamienili to na Testament, chcąc najwyraźniej jakoś zdyscyplinować tę straszliwą, nieoswojoną, wymykającą się opisowi i ocenie grozę doświadczenia. A przecież jądro ciemności, które odsłania ten tekst, kryje w sobie także prawdę o tym, że przemoc i okrucieństwo dotykające ofiarę również ją degradują, niszczą, poniżają.
46Cypora Jabłoń-Zonszajn, żona policjanta z getta siedleckiego, wyznaje, że pragnienie zemsty utrzymuje ją przy życiu:
Dziesiątki, setki tysięcy ludzi zostało „wykąpanych” w Treblince i innych podobnych Treblinkach. Kto nas wszystkich za to pomści? Kto pomści mękę i tak straszną, bydlęcą śmierć setek młodych inteligentów, naukowców, tysięcy wartościowych lekarzy, profesorów, literatów. Kto pomści mękę rodziców zabranych od dzieci, dzieci od rodziców, żon od mężów? Kto pomści mękę matki patrzącej na śmierć swego dziecka? Jeśli chcę jeszcze czegoś dożyć, to chwili zemsty. Chwili, gdy ja sama mogłabym pomścić moich Rodziców, kuzynów, wujów54.
47Adam Kamienny, sanitariusz z Kałuszyna, zostawia przyszłym pokoleniom straszliwy testament zemsty, od której nie ma odwrotu, która musi być spełniona, aby nie sprzeniewierzyć się pamięci pomordowanych w komorach gazowych. Kamienny chce, aby ludzie, czytając jego pamiętnik:
wreszcie zrozumieli, że świat musi wytępić do cna to plemię zbrodnicze, które wzięło na siebie tę hańbę, że świat musi im odpłacić tą samą monetą, że musi tak samo wyniszczyć, wymordować bez pardonu ten naród przeklęty. Bo jeżeli Wy, współczesne pokolenie, tego nie zrobicie, to będziecie jeszcze większymi zbrodniarzami niż oni. I niech wszystkie przekleństwa wyrzucone w chwili agonii przez miliony gardzieli niewinnych krztuszących się gazami trującymi spadną na Wasze głowy za to, żeście bezczynnie przypatrywali się największej zbrodni, żeście nie wzięli takiego samego odwetu na milionach Niemców, których przecież mieliście w swoim ręku. Niech w takim razie krew naszych niewinnie mordowanych dzieci spadnie również na głowy Wasze. […] W duchu przysięgłem sobie, że o ile będę miał możność kiedykolwiek wywrzeć zemstę, będę nielitościwy, że tak jak kiedyś nie mogłem na krew patrzeć, tak będę z zimną krwią mordował, zarzynał bez pardonu55.
48W relacji złożonej przed Żydowską Komisją Historyczną 11 sierpnia 1945 roku Abraham Winicer mówił o niemieckich zbrodniach dokonanych na Żydach w Równem, Tuczynie i Horyńgrodzie. Myśl o zemście, zainspirowana modlitwą miejscowego rabina w obliczu dokonującej się rzezi, nie daje Winicerowi spokoju.
Obecny na placu rabin powiedział, że w niebie jest dużo miejsca dla niewinnych istot, zaczął się modlić, a nas zaklinał, by ludzie nie ronili łez, mówił: „Pan Bóg wzywa nas do siebie, ale nie martwcie się, nasza krew zostanie pomszczona. Pomszczą nas nasi bracia!”. Nie zważając na nic, Niemcy wykonali swoje dzieło do końca. Mordercy strzelali do swoich ofiar, jednych zabili, innych tylko ranili, a innych nawet nie drasnęli, pozostali zupełnie żywi, ale wszystkich wepchnięto do wykopanych grobów. Do oddzielnego grobu wrzucano dzieci poniżej 10. roku życia, palono wapnem i zasypano. W tym samym czasie ogłaszano, że Równe jest już wolne od Żydów. Utkwiła we mnie głęboko jedna myśl, dzień i noc dźwięczy mi w uszach, a jest to zdanie wypowiedziane przez rabina: „Nasi bracia zemszczą się!”. […] Nie miałem odtąd spokoju, myślałem jedynie o zemście. Zacząłem agitować ludzi, żeby gromadzić broń i ruszyć do lasu, organizować napady na niemieckie transporty, łapać żywych Niemców i przerabiać na szkielety56.
49Winicer trafia w końcu do partyzantki sowieckiej. Wreszcie może walczyć. Dzień i noc myśli o zemście. Nawet śni o zemście. „Dano mi dobre posłanie, karabin swój zawiesiłem nad posłaniem i szybko usnąłem. Śniło mi się, że biję Niemców i krzyczę, że to zemsta, to odwet za moją żonę, za dziecko, za moich braci i siostry, że mszczę się za wszystkich Żydów i dalej krzyczę: »Zemsta, zemsta…«”57. W tych wszystkich zapisach ujawnia się rozdarcie między łaknieniem sprawiedliwości a żądzą zemsty. Wołanie o sprawiedliwość opiera się na przeświadczeniu, że mimo wszystko fundamentalny ład świata nie został nieodwracalnie zburzony. Jest głosem wyrażającym wiarę w nienaruszalny porządek praw i wartości, aktem manifestującym wolę uczestnictwa we wspólnocie rządzącej się tymi prawami. Wołanie o zemstę jest krzykiem rozpaczy i bólu, który nie może zaznać ukojenia. Jest znakiem samotności i opuszczenia. Ale nade wszystko jest świadectwem niedającej się już zapełnić pustki i nieodwracalnego zniszczenia, jakie zostawia po sobie Shoah.
Świadek jako czytelnik gazet
50W wielu relacjach powstających na gorąco spotykamy zapisy świadczące o lekturze prasy gadzinowej. Mało jest jednak takich tekstów, w których postawa czytelnika gazet manifestuje się tak wyraziście i konsekwentnie, jak we wzorcowym pod tym względem pamiętniku Jakuba, po którym zostało 37 zeszytów w kratkę, zapisanych czarnym atramentem i oprawionych w szarozielone okładki. Sprawozdania z lektury stają się osnową strategii narracyjnej. Autor w pełni zasługuje na miano świadka Zagłady, wyżywającego się przede wszystkim w czytaniu i utrwaleniu swoich wrażeń lekturowych.
51Tekst dotrwał do naszych czasów bez tytułu i bez nazwiska autora. Przechowywany jest w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego. Można wątpić, czy autor nadał mu jakiś tytuł. Gdyby nie wojna, najprawdopodobniej nigdy by nie chwycił za pióro. Był prostym człowiekiem, dalekim zapewne od nawyku przekazywania osobistych refleksji w zdyscyplinowanej formie wypowiedzi pisanej. Sam siebie nazywa „zwykłym człowiekiem pracy”. Ale ten zwykły człowiek, ukrywając się od maja 1943 do sierpnia 1944 roku w mieszkaniu na Pradze, tworzy pamiętnik liczący 537 stron maszynopisu.
52Wiadomości czerpie z codziennej lektury gazet niemieckich i wypełnia strony pamiętnika obszernymi dyskusjami z hitlerowską propagandą. Jego polityczne i militarne analizy, przepuszczone przez filtr niepowtarzalnej osobowości, specyficznego sposobu myślenia, więcej mówią o nim samym niż o teatrze działań wojennych. Na tle innych dokumentów osobistych pamiętnik Jakuba wyróżnia się spontanicznością ekspresji, manifestowaną bez skrępowania emocjonalnością, autentyzmem ukazanych przeżyć i obserwacji. Kształt tego zapisu odzwierciedla niezwykle silną indywidualność autora. Jakub jest niekwestionowanym gospodarzem tekstu, a gospodaruje nim po swojemu – można by rzec – naiwnie i bezrefleksyjnie. Pracuje bez świadomości warsztatu, reguł i konwencji, ma nieraz problemy z poprawnym formułowaniem zdań. Pisze prostym, niekiedy wręcz kalekim językiem, pełnym kolokwializmów, dialektyzmów czy wyrażeń środowiskowych.
53Jakub nie ma zahamowań w pisaniu o sobie. Jest autentyczny, kiedy mówi z goryczą o bracie, który go oszukuje i wykorzystuje; kiedy z dumą wspomina o swoich sukcesach w handlu z niemieckimi żołnierzami w koszarach na Pradze; kiedy skarży się na swoją krzywdę, spowiada ze swojej udręki i z przerażeniem obserwuje malejące szanse na ocalenie. Chwilami jego pamiętnik przeradza się w wielki monolog wewnętrzny – strumień świadomości cierpiącego, uwięzionego, oszalałego z tęsknoty za wolnością człowieka.
54Spróbujmy przyjrzeć się, w jaki sposób Jakub czyta legalną prasę wydawaną pod okupacją niemiecką. Chodzi o tytuły wychodzące w języku polskim i w języku niemieckim, a także prasę wychodzącą po niemiecku w Rzeszy i kolportowaną na terenach okupowanych58. Wszystkie te gazety funkcjonowały w ramach nazistowskiego modelu propagandy. Nadzór nad środkami masowego przekazu sprawowany był w III Rzeszy przez Ministerstwo Propagandy i Oświecenia Publicznego (Reichsministerium für Volksaufklärung und Propaganda). Jego szefem był Joseph Goebbels. W powołanej przez Goebbelsa Izbie Kultury Rzeszy istniały między innymi: zrzeszenie dziennikarzy (Reichspressekammer) oraz zrzeszenie pisarzy (Reichsschrifttumskammer), sprawujące ścisłą kontrolę nad wszelką działalnością wydawniczą. Podczas codziennych odpraw w Ministerstwie Propagandy wydawano i rozsyłano do wszystkich redakcji tzw. przepisy językowe (Sprachregelungen), określające aktualnie dopuszczalne użycia słów w prasie59. Istniejący w Rzeszy model organizacyjny funkcjonowania propagandy oraz nadzoru nad prasą i wydawnictwami został przeniesiony do Generalnego Gubernatorstwa.
55Chodzi jednak nie o tamte gazety i niesiony przez nie model propagandy, lecz o sposoby ich czytania, poświadczone zapisami stanowiącymi swoiste świadectwa lektury60. Takie świadectwa domagają się interpretacji. Ukazują bowiem nie tylko stosowane przez Jakuba modele lektury oraz pozwalają zrekonstruować, co i jak czytał, ale także odsłaniają to, kim był i jak potrafił mierzyć się z otaczającą rzeczywistością.
56O Jakubie wiemy właściwie tylko to, co zdołamy wyczytać z jego pamiętnika. Przed wojną pracował jako buchalter, magazynier, ekspedytor. Mieszkał z rodzicami i rodzeństwem na Pradze. W chwili wybuchu wojny miał 30 lat. Podczas gdy rodzina przeniosła się do getta (na ul. Chłodną), Jakub – podobnie jak jego brat, który na „aryjskich papierach” prowadził knajpę przy Czerniakowskiej – został po „aryjskiej stronie”. Żył z handlu, dostarczał gazety niemieckim żołnierzom w koszarach na Pradze, prowadząc przy tej okazji rozliczne z nimi interesy. Wobec ponawiających się szantaży i rosnącego zagrożenia Jakub postanowił się ukryć w mieszkaniu swojej narzeczonej, Julii Rogowińskiej. Między majem 1943 a sierpniem 1944, zamknięty w pokoiku na Pradze, kompletnie odcięty od świata, prowadził swój pamiętnik. Jego język jest w pełni indywidualny, spontaniczny, skrajnie emocjonalny.
57Jakub jest namiętnym czytelnikiem niemieckich gazet. To przede wszystkim one, oprócz docierających niekiedy z miasta pogłosek, łączą go z tym, co dzieje się na zewnątrz. Jego pamiętnik wypełnia się obszernymi sprawozdaniami z codziennej lektury. Tekst urywa się na relacji z tego, co piszą gazety 26 lipca 1944 roku. Jakub zginął w czasie powstania warszawskiego, a jego pamiętnik przechowała Julia Rogowińska i po wojnie przekazała do archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie61.
58Jakub nazywa czytaną przez siebie prasę niemal bez wyjątku po prostu „gazetą niemiecką”. W pamiętniku pojawia się tylko jeden konkretny tytuł – niemiecki tygodnik „Das Reich”. Goebbels powołał go w roku 1940, angażując grupę świetnych dziennikarzy wywodzących się z tzw. emigracji wewnętrznej. Podniosło to poziom pisma, w którym sam Minister Propagandy Rzeszy drukował swoje felietony. „Das Reich” stał się niezrównanym narzędziem propagandowym i odniósł niebywały sukces, uzyskując w 1943 roku rekordowy wśród nazistowskich periodyków nakład 1,5 miliona egzemplarzy62. Jakub czytał też z całą pewnością oficjalny organ władz niemieckich – dziennik „Warschauer Zeitung” oraz okazjonalnie „Nowy Kurier Warszawski”, który nazywa z kolei „gazetą
polską”.
59Doskonale zdaje sobie sprawę, z czym ma do czynienia, lecz mimo to z utęsknieniem czeka na kolejny numer gazety; wie, że gazety są źródłem sfałszowanym i zatrutym przez śmiertelnego wroga, że są narzędziem brutalnej propagandy, częścią systemu zorganizowanego kłamstwa tworzącego fikcyjną rzeczywistość. „Cała gazeta tylko propaganda”63 – notuje Jakub. Ale właśnie to kłamliwe źródło – jedyne, jakim Jakub dysponuje – chce wykorzystywać i potrafi to robić na wiele sposobów, broniąc się jednocześnie przed jego obezwładniającym jadem.
60Jak Jakub pojmuje i realizuje sztukę czytania prasy okupanta? Dzięki dostarczanym mu do kryjówki gazetom ma poczucie kontaktu ze światem, który przejawia się przede wszystkim w formie nieustannej walki z propagandą hitlerowską. Czytanie gazet daje szansę na podjęcie tej walki, Jakub staje więc w szranki z wrogiem i demaskuje jego kłamstwa, zbija argumenty, odpiera ataki, polemizuje, ośmiesza, kompromituje. Pamiętnik Jakuba jest w dużej części świadectwem jego prywatnej wojny z Hitlerem. Tropiony, zaszczuty, ukrywający się Żyd prowadzi w ten sposób bój z Niemcami jak równy z równym. Ta rozgrywka na śmierć i życie toczy się w przestrzeni lektury i tekstu.
61Od czasu definitywnego zamknięcia się w kryjówce relacjonowanie przeczytanych gazet i dyskusja z nimi jest jedną z podstawowych form aktywności pisarskiej autora. Te obszerne sprawozdania przybierają postać niemal codziennego przeglądu prasy i sprawiają, że tekst w wielu partiach nabiera charakteru quasi-dziennika lektur. Chociaż nie znajdziemy w nim konstytutywnych dla gatunku passusów opatrzonych datą dzienną (właściwie nie ma tam żadnych dat64) – to jednak systematyczne notowanie regularnej lektury gazet nadaje dyskursowi diariuszowy rytm. Systematyczność ta jest zakłócana już to wyprawami Jakuba po szmugiel, już to burzącymi rutynę codziennego życia atakami szantażystów, a w czasie ukrywania się – okresami choroby. Jednakże quasi-dziennik lektur staje się dominującym sposobem zapisu, wyraźnie wyodrębnionym ze strumienia dyskursu dzięki stałym, skonwencjonalizowanym formułom inicjalnym. Są ich dwa rodzaje – spójnikowe: „Czytając gazetę niemiecką, piszą między innymi, że:”; „Pisze między innymi gazeta, że:” i bezspójnikowe, na przykład: „Czytając gazetę niemiecką, strasznie krytykują p. Rosfelda [sic!], że on tylko doprowadził do wojny światowej”. Łącząc ogniwa omawianego artykułu, Jakub stosuje zawsze jedną formułę: „Dalej pisze gazeta…”
62Na osobny wątek składają się autotematyczne fragmenty ujawniające okoliczności pisania i lektury. Odsłania się w nich prywatność autora pamiętnika, a zarazem czytelnika prasy65. Do realiów, które zostały wiernie utrwalone w tekście, należy sam moment przynoszenia Jakubowi gazety z miasta. Ta sytuacja nabiera znamion swoistego rytuału. Powtarza się regularnie i jest niecierpliwie oczekiwana, a potem – zapisywana. Przywołajmy dwa charakterystyczne przykłady:
[Julia] poszła po zakupy i przyniesie gazetę niemiecką. Może jakie nowiny będą. Chcę zebrać moje myśli. Kładę się na łóżko i nie mogę się uspokoić. […] Ktoś puka do drzwi, nie mogę się odezwać, nie chcę, żeby ludzie się dowiedzieli, że jestem razem z Julią. […] Słyszę zgrzyt klucza w zamku. Wchodzi mój przyjaciel i daje mi gazetę niemiecką. Czytam, czytam, narzekają Niemcy, że Anglicy zbombardowali Hamburg, aż się roześmiałem po cichu, bo głośno nie wolno66.
Słyszę zgrzyt klucza w zamku, [Julia] rzuca mi gazetę na łóżko, bo gniję prawie całymi dniami. Nie mogę ubrać butów, żeby sąsiedzi nie słyszeli mój chód. Biorę za gazetę, czytam […]67.
63Jakub jest uwięziony w ciasnym pokoju, którego ściany stają się granicami jego świata. Motyw zgrzytającego w zamku klucza przywołuje sytuację zamknięcia. Atrybutem tej przestrzeni zamkniętej jest łóżko – synonim bezruchu, biernego trwania w jednym miejscu, „gnicia”. Umieszczony w swoim ukryciu niczym w kapsule odgradzającej go od rzeczywistości, Jakub musi zredukować do minimum swoje czynności życiowe: nie wolno głośniej stąpnąć, nie wolno głośniej się odezwać, nie wolno nawet pozwolić, by stalówka skrzypnęła głośniej przy pisaniu. Takie warunki stawiają człowieka na granicy obłędu. Jakub wyznaje: „gdyby nie gazeta lub wiadomości te, które mi przynosi mój przyjaciel [Julia], człowiek by zwariował”68.
64Dusi się w ukryciu, więc łapczywie pochłania gazety niezbędne mu do życia jak powietrze. Nałóg lektury okazuje się po prostu warunkiem istnienia. Gazeta sprawia, że bariera między zamkniętą kryjówką a otwartym teatrem wojny, rozgrywającym się poza ścianami pokoju, zostaje pokonana. Można odnieść wrażenie, że ów namiętny czytelnik gazet z łatwością porzuca swe dobrowolne więzienie i wkracza w wielki świat wielkiej wojny. Jakub jest bowiem tak naprawdę właśnie tam – na otwartej arenie dziejów. Pasja lektury pozwala mu przezwyciężyć narzucone ograniczenia, odrzucić piętno skazańca, zaszczutego zwierzęcia, bezbronnej ofiary, wreszcie – odwrócić zastany układ sił i podział ról.
65Sytuacja Jakuba rodzi swoisty paradoks przestrzenny. Miejsce ukrycia, z którego nie można wyjść pod groźbą śmierci, staje się przestrzenią prawdziwej wolności, świat zewnętrzny ukazywany w gazetach jest natomiast domeną fałszu produkowanego przez propagandę strachu i zniewolenia. Chociaż uwięziony w zawilgoconym pokoju z przeciekającym dachem – Jakub pozostaje w istocie wolny, ponieważ dzięki „gazecie niemieckiej” i swemu pamiętnikowi może swobodnie rozgrywać batalię ze śmiertelnym wrogiem. Na ulicy jest Żydem pozbawionym wszelkich praw i skazanym na zagładę, jedynie w ukryciu może stawić oprawcy czoło i zetrzeć się z nim jak równy z równym. Tylko w przestrzeni lektury i jej zapisu, tylko w przestrzeni tekstu może dojść do sprawiedliwej walki. I Jakub taką walkę podejmuje.
66Niemiecką propagandę Jakub nazywa po imieniu i czyni to bez ogródek. Nie musi się z tym w swoich zapisach ukrywać. Jakub jest dosadny: „takie głupstwo piszą w gazetach”69, „straszna bujda niemiecka”70 czy choćby takie oto zawołanie warszawskiego cwaniaka: „strachy na lachy to moje przysłowie chłopskie”71. Ale gest odrzucenia świata propagandowej fikcji nie jest tu najważniejszy, było to przecież zachowanie powszechne w okupowanym kraju. Jakub na tym nie poprzestaje. Według swojej miary i na swój sposób czynnie przeciwstawia się nazistowskiej machinie propagandowej przez obnażanie mechanizmów jej działania, rozbrajanie jej trików i chwytów, kompromitowanie języka. Jakub wyżywa się w ostrej polemice z tezami propagandy, przekształcając swe sprawozdania z lektury w nieustającą walkę.
67„Czytam gazety, aż mało człowieka diabli nie biorą”72 – notuje, trudno więc od niego wymagać powściągliwości. Porządek lekturowego sprawozdania (przytoczenie wiadomości – ustosunkowanie się do niej – interpretacja) jest zmącony emocjami. Zapis odwzorowuje żywą mowę i w wielu partiach przypomina monolog wypowiedziany. Nie jest on jednak efektem świadomego kształtowania dyskursu, lecz spontanicznie przyjętą formą przekazu, najpełniej oddającą polemiczne nastawienie autora.
68Jednym z najbardziej charakterystycznych jego zachowań jest – posłużmy się tu terminologią bokserską – skracanie dystansu. Dyskusja z tezami artykułu przekształca się w polemiczne zwarcie, nabiera cech słownej szarpaniny, zapełnia się inwektywami. Złorzeczenie i szyderstwo degradują tego, przeciwko któremu są skierowane. Istotny jest tu także motyw śmiechu. Jakub reaguje śmiechem na każdy niemal przeczytany tekst: „Roześmiałem się głośno […], bo straszna bujda niemiecka”73. Ośmieszenie przeciwnika rozbraja go, zdejmuje zeń grozę, pozwala zbliżyć się do niego. Tak właśnie czyni Jakub: rezygnuje z eksponującej dystans relacji „ja” – „on” na rzecz bezpośredniego spięcia „ja” versus „ty” lub „wy”:
Mają u siebie zdolnego ministra propagandy Gebelsa [sic!], to pisze o swoich Niemcach, jak walczyli poprzednio, a ja chciałbym się zapytać tego idiotę, przypomnij sobie degeneracie, jak twój wódz Hitler powiedział, że Rosję zdobędzie w ciągu 70 dni. No jak wyglądacie, mnie się zdaje, żeście postradali zmysły, banda hitlerowska74.
69Dążenie do personalizacji przeciwnika sprawia, że autor stara się wyobrazić sobie jakąś konkretną postać, nawet gdy nie ma po temu danych lub zna tylko nazwisko żurnalisty75. Z zasady sięga jednak do szczytów hierarchii i ściera się osobiście z architektem nazistowskiej propagandy Goebbelsem czy z samym Hitlerem. Sposób, w jaki Jakub relacjonuje przedrukowaną w „gazecie niemieckiej” jesienią 1943 roku mowę Goebbelsa, jest znakomitym przykładem jego stylu lektury i walki. Oto dłuższy cytat, który ujawni lekturową strategię Jakuba:
Teraz czytam niemiecką gazetę i między innymi jest mowa Gebelsa [sic!], gdzie przemawiał z pałacu sportowego do swego ludu. […] Zwraca się Göbels [sic!] do swego narodu i błaga, żeby chwycił za broń i poszedł walczyć przeciw swego wroga. Jemu osobiście Göbelsowi nic nie zagraża, bo jest zabezpieczony, ale gdyby był na froncie 24 godziny i powąchał, co znaczy front, odechciałoby się walczyć. Co to znaczy dla Göbelsa walczyć czyjem kosztem. Nie opowiadałby bzdury do swego ludu, nie posyłał ich na rzeź jak baranów, tylko by się jako pogodzili z Aliantami. Mowa Göbelsa jest bardzo śmieszna, bo zwraca się do Pana Boga o pomoc, ażeby hitleryzm wstrętny zwyciężył. Co za wstrętna banda hitlerowska. Wpierw nie uznawali Boga, a teraz się zwracają i proszą o pomstę na Aliantów. Śmieje się Göbels z Bolszewii, że chcą zawładnąć całą Europą, a co hitleryzm chciał – to samo. Ale im, tej wstrętnej hołocie, się nie udaje, to mają pretensje do Bolszewii. […] W swojej mowie polemizuje Göbels i ma pretensje do Anglii, że o taki głupi korytarz gdański zaczęli się bić, że nie biją się z żołnierzami, tylko z ludem cywilnym. Bombardują w nieludzki sposób, tak narzeka Göbels na Anglię. A jakie barbarzyństwa hitlerowcy wyprawiali, o tym nic nie mówił do swego ludu, to znaczy hitlerowcom wolno, tylko Anglii nie wolno, śmieszna jest jego cała mowa Göbelsa. Krzyczy dalej, hitleryzm chciał zaprowadzić ład i porządek w Europie. Nie daj Boże, żeby ta banda hitlerowska miała rządzić w Europie, to nieszczęście dla nas było, wiecznie bylibyśmy murzynami białymi. Nie wasze doczekanie. Wstrętni krwiopijce, bawicie się w obcej krwi, ile wysłaliście ludzi na tamten świat. O tem powinien dać sprawozdanie Göbels do swego ludu […]76.
70Jak w soczewce skupiają się tu wszystkie charakterystyczne właściwości Jakubowego czytania gazety: skracanie dystansu, dążenie do bezpośredniego zwarcia i – chciałoby się rzec – ostrej wymiany ciosów; zmieszanie racjonalnych argumentów z inwektywami; tropienie przemilczeń i przekłamań; rola śmiechu, szyderstwa, karykaturalnego przedrzeźniania; rozmycie granicy między przytoczeniem a deformacją, między słowem własnym a słowem cudzym, między relacją a interpretacją; ciągłe „wtrącanie się”, gwałtowne manifestowanie swojej obecności, swoich racji i ocen. Ale na tym nie wyczerpuje się repertuar możliwych zachowań lekturowych. Są jeszcze wiersze, którymi Jakub obficie okrasza swój pamiętnik, wplatając je w dyskurs polemiczny z gazetą. Wierszowane komentarze polityczne poszerzają obszar ekspresji, dzięki czemu autor uzyskuje jakby dodatkowe możliwości rażenia, coś w rodzaju nowego typu broni. W ten sposób samotny Jakub w swoim pokoiku na Pradze staje wobec tysiącletniej Rzeszy całkiem nieźle wyposażony do walki.
Świadek egzystencji
71Teksty powstające w obliczu Zagłady przynoszą świadectwa najbardziej osobiste, sięgające w mrok egzystencji zagrożonej, zdegradowanej, postawionej wobec doświadczeń granicznych: cierpienia i śmierci własnej oraz unicestwienia całej znanej dotychczas rzeczywistości. Możemy dzięki nim obserwować, w jaki sposób istota ludzka zmaga się z tym, co najtrudniejsze, krańcowe, ostateczne. Przynoszą one wgląd w sposoby zapisu egzystencji doświadczonej (oto rozpoznaję i opisuję doświadczenie degradacji ludzkiej, cierpienia, grozy, śmierci) i egzystencji doświadczającej (oto ja jako podmiot sonduję sam proces doświadczenia).
72Przywołajmy tylko dwa przykłady owych świadków egzystencji. W dzienniku Abrahama Lewina z getta warszawskiego ujawnia się egzystencja poddana „bojaźni i drżeniu”. W notatkach Dawida Sierakowiaka z getta łódzkiego napotykamy zapis egzystencji skazanej na powolne umieranie oraz wysiłek prowadzenia autoanalizy do końca, upartego rejestrowania nieuchronnego procesu destrukcji.
1. Abraham Lewin
73Dokumenty osobiste z getta odsłaniają przed czytelnikiem ten wymiar doznań wewnętrznych, który zdaje się już nie mieścić w regulowanych przez kulturowe konwencje normach publicznego mówienia o sobie. Nie chodzi oczywiście o drastyczne szczegóły z życia prywatnego czy skandale obyczajowe, lecz o radykalizm i bezkompromisowość prowadzonej przez autorów autoanalizy, o odwagę sięgnięcia na dno własnej duszy oszalałej z bólu, lęku i żądzy zemsty. Spośród wielu świadectw tego typu wydobywam jedno, o wyjątkowo mocnej wymowie: dziennik Abrahama Lewina.
74Lewin tworzy wielowątkowy wizerunek dzielnicy zamkniętej, utkany przede wszystkim z przeżyć i obserwacji własnych, ale też z wielu innych dostępnych mu źródeł (jako członek grupy Oneg Szabat był niejako w centrum informacyjnym getta). Obraz getta budowany jest z realiów, których dostarcza bogata warstwa faktograficzna narracji. Z kreślonych pospiesznie notatek, zredukowanych często do zdania czy strzępów zdań, charakterystycznych przede wszystkim dla gorączkowej relacji z wielkiej akcji likwidacyjnej, wyłania się makabryczny świat. Dokumentalny zapis przerażającej rzeczywistości uzyskuje dodatkowy wymiar dzięki osobliwej aurze sennego koszmaru, który jest projekcją udręczonej psychiki autora i przenika na wskroś całe jego pisanie. W tym właśnie tkwi niezwykłość osobistego świadectwa Lewina. Jego getto odbija się w mrocznym zwierciadle duszy autora. Ten snop ciemnego światła jest stale obecny w dzienniku: raz na powierzchni, innym razem tuż pod powierzchnią zdań. Niekiedy jawny, to znów utajony, stanowi osnowę, w którą diarysta wplata zapisy kolejnych dni. Takie słowa jak „strach”, „lęk”, „groza” bardzo często pojawiają się na kartach dziennika, powracają uparcie jak echo. Bywa, że stanowią wyraźną dominantę leksykalną, zagęszczając językową tkankę tekstu anaforycznymi powiązaniami, refrenowymi powtórzeniami. W ten sposób narracja nasycana jest jakby od wewnątrz, strojona według egzystencjalnego tonu opowiadającego. Ów ton to – przywołując tytuł głośnego dzieła Sørena Kierkegaarda – „bojaźń i drżenie”.
Strach jest atrybutem samej rzeczywistości, miejsca i czasu: „[…] dzień trwogi i niepokoju. […] żydowskie ulice wieją strachem”77; „Czerń i strach – oto nasze dziś i jutro”78; „ […] koszmar rzeczywistości bezustannie tężeje i przekształca życie w piekło”79. Ogarnia wszystko i wszystkich, nikt nie zdoła przed nim uciec: „[…] toczy nas bezustanny strach […]. I zjada nas jak mól”80; „[…] nasze serca i mózgi dławi wielki strach”81.
75Strach jest domeną powszechnego doświadczenia. Boją się wszyscy, więc Lewin mówi w imieniu zbiorowości: „Dusi i gniecie czarny strach”. Pod datą 16 maja 1942 zapisuje:
Coraz bliższa każdego z nas jest otchłań, morda apokaliptycznej bestii, na której czole wypisane są słowa: śmierć, zniszczenie, zagłada i bóle agonii, wieczna niepewność; ciągły strach jest najokropniejszym uczuciem spośród wszystkich naszych, jakże ciężkich i tragicznych, doznań i cierpień. Jeżeli doczekamy się końca obecnej straszliwej wojny, […] stwierdzimy, że najstraszniejszym […] było bezustanne życie w atmosferze strachu i lęku przed nagim życiem, nieprzerwane lawirowanie między życiem a śmiercią, stan, w którym w każdej chwili sercu naszemu groziło, że po prostu pęknie z lęku i strachu82.
76Chociaż formuły zbiorowego wyznania lęku przeważają liczebnie nad wyznaniami osobistymi, to przecież boi się przede wszystkim sam Abraham Lewin. Swoją bojaźń i drżenie notuje w dzienniku: „Środa, 29 lipca [1942]. Ósmy dzień »akcji«. […] Bywają chwile, kiedy jestem nieco spokojniejszy o swój los, czasem staję się trochę obojętny, ale nagle ogarnia mnie taki strach przed śmiercią, że jestem bliski obłędu”83; „Czwartek, 3 września [1942]. […] Dziś był dzień nieszczęść. […] Cudem ocaleliśmy z Urią. Boże, co to był za strach, co za uczucie bliskiej śmierci!”84.
77Zapisywaną dzień po dniu litanię strachu uzupełnia inny wątek – konstruowana również według litanijnego wzoru rozpaczliwa skarga, powtarzające się wyznania bólu i osobistego cierpienia: „Moja dusza nie może zaznać ukojenia, […] czuję głęboki ból, który trwać będzie zawsze” – tak pisał Lewin po utracie żony, zabranej na Umschlagplatz w czasie blokady szopu na Gęsiej 3085. Autor wyrzuca sobie, że nie starczyło mu odwagi, by pójść za żoną, jak czynili to inni mężowie, że nie było w nim tyle miłości, by zginąć razem z nią. Miara wewnętrznego rozdarcia, jakiego wtedy doświadczył, zdaje się już być poza słowem, nie do wyznania, nie do opowiedzenia. Ale Lewin nie uchyla się od prób ukazywania własnej traumy. Chce zanotować w dzienniku i przekazać również to szczególnie intymne i wstydliwe doświadczenie klęski, upokorzenia, poniżenia.
2. Dawid Sierakowiak
78W 1960 roku wydawnictwo „Iskry” opublikowało Dziennik Dawida Sierakowiaka, przygotowany do druku przez Lucjana Dobroszyckiego, ze wstępem Adolfa Rudnickiego. Edytor w przedmowie wyjaśnia, że ocalały dziennik składa się z dwóch gęsto zapisanych w języku polskim zeszytów (zeszyt I z notatkami prowadzonymi od 6 kwietnia do 23 października 1941 oraz zeszyt II – od 4 czerwca do 6 września 1942 roku), które przypadkowo odnaleziono w Łodzi bezpośrednio po wojnie. W 1948 roku nabył je Związek Literatów i Dziennikarzy Żydowskich i przekazał do archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Trzy inne zeszyty odnalazł w latach 1966 i 1967 łódzki dziennikarz Konrad Turowski. Obejmują one okres od 28 czerwca do 31 grudnia 1939, od 18 marca do 31 maja 1942 oraz od 11 listopada 1942 do 15 kwietnia 1943 roku (Dawid zmarł w getcie 8 sierpnia 1943 roku na skutek ogólnego wycieńczenia i gruźlicy). Rozmowy z „Iskrami” w sprawie wydania wszystkich odnalezionych dotychczas zeszytów były już zaawansowane, gdy przyszedł Marzec ’68. Publikacji zaniechano. Po blisko 30 latach pełne wydanie dziennika – w tłumaczeniu na język angielski – przyniosła dopiero edycja dokonana przez znawcę problematyki getta łódzkiego, Alana Adelsona86.
79Dawid Sierakowiak w chwili wybuchu wojny jest piętnastoletnim chłopcem. Bardzo szybko dojrzewa i jego dziennik daleki jest od chłopięcej prostoduszności. Młody diarysta ma już doświadczenie literackie (pisze wiersze, artykuły, eseje, tłumaczy), stąd jego sprawność językowa i dyscyplina słowa. Wchodzi w wojnę jako osoba w dużej mierze ukształtowana charakterologicznie i ideowo, o rozbudzonych ambicjach poznawczych, o wyraźnie zarysowanej postawie wobec rzeczywistości. Znajduje się na progu świadomego i twórczego uczestnictwa w świecie. Nauka i komunizm wydają się Dawidowi jedyną szansą rozwiązania problemów ludzkości, w tym losu Żydów. Dlatego kształci się intensywnie, zdobywając w szkole najlepsze stopnie, czytając klasyków literatury i filozofii, a także studiując w wybranym gronie teksty teoretyków marksizmu-leninizmu. Jeszcze 10 sierpnia 1939 roku piętnastoletni wówczas Dawid wspomina o rozpoczęciu pracy nad planowanym od dawna dziełem o przyszłości Żydów, które zawierać ma program pojednania i współpracy z Arabami oraz przewidywania dotyczące wojny światowej, przynoszącej w efekcie ostateczną klęskę Niemiec.
80W dzienniku Sierakowiaka uderza dążenie do powściągnięcia emocji i rzeczowość w relacjonowaniu dnia powszedniego getta. Szczególnie porusza szczerość w rejestrowaniu dramatu własnego życia rodzinnego. Wyraźnie słyszalny jest też ton autoanalizy, rejestr własnych poszukiwań poznawczych i prób rozumienia otaczającego świata, a także siebie samego uwięzionego w tym świecie. Mamy więc niejako dwa podstawowe wątki: zapis getta oraz zapis dojrzewania intelektualisty, który zwierza się ze swoich pasji i dla którego nauka oraz lektura stanowią sens istnienia. Stopniowo jednak zaczyna dominować wątek getta zagłuszający wszystko inne. Fenomenem diariusza Sierakowiaka jest powolne przekształcanie się dziennika młodego intelektualisty w dziennik głodu i umierania.
81Jedzenie i głód to jeden z wielkich tematów dziennika. Dzień po dniu obserwujemy narastanie głodu, dzień po dniu jesteśmy świadkami spustoszeń dokonywanych przez głód: postępującej degradacji życia jednostki i rozkładu rodziny. Studium głodu Dawida Sierakowiaka odznacza się konkretnością zapisu i własną dramaturgią, włącza w rytm wydawania kolejnych przydziałów żywnościowych mieszkańcom łódzkiego getta. To go odróżnia od Kroniki jednej doby Lejba Goldina z getta warszawskiego, który zamknął swój esej o głodzie w dobowym cyklu między jedną a drugą zupą z kuchni ludowej, łącząc warstwę rozbudowanych refleksji z obrazem samej materii jedzenia. U Sierakowiaka znacznie więcej jest fizjologii niż filozofii głodu. Coraz częściej pojawiają się drobiazgowe wyliczenia przydziałowych produktów. Autor rejestruje jedzenie uprzedmiotowione w postaci nazw, liczby porcji, ich wartości wagowych i okresu, na jaki mają wystarczyć. Dziennik staje się swoistą statystyką głodu, buchalterią głodowania. Koszmar głodu zmusza do nieustannego pisania o jedzeniu. W sobotę 27 czerwca 1942 roku Dawid notuje:
Wydano dziś rację kuchenną na pierwszą dekadę lipca, która zmroziła krew w żyłach większej części ludności getta. Jest 2,5 kg kartofli, 20 mąki (dotąd 35 dkg), 12 dkg cukru (dotąd 40 dkg) i 10 dkg płatków żytnich (dotąd 15 dkg). Prócz tego 12 dkg margaryny, 10 dkg miodu, soda, sodka, ocet, zapałki, papryka itd. Żadnych warzyw, żadnych konserw i takie okropne zmniejszenie dotychczasowego przydziału87.
82Zmagania z głodem stają się treścią niemal każdej godziny, każdej minuty gettowej egzystencji. Dawid stawia opór, ale nie jest w stanie przezwyciężyć głodu pochłaniającego ciało i psychikę. Passus z 25 marca 1942 roku mówi o tym, jak fatalnie czuje się Dawid w oczekiwaniu na wydanie racji żywnościowych, ale zarazem o tym, że nie poddaje się, przeciwstawiając głodowej apatii aktywność intelektualną: „Między innymi czytałem dziś fragmenty z Schopenhauera. Filozofia i głód: co za kombinacja”88. A jednak fizjologia powoli, lecz nieubłagalnie, zwycięża: „Matka przyniosła dziś z pracy liście od rzodkwi – pisze 4 lipca 1942 roku – które weszły ostatnio w modę w getcie jako produkt do gotowania. […] Zupa była całkiem niezła, aczkolwiek wątpię w jej wartość odżywczą. Jestem tak osłabiony, że zaraz po pracy kładę się i śpię, co mi się nigdy dotąd nie zdarzało. Nie czytam już w ogóle”89.
83Znaczącym tematem diariusza Sierakowiaka jest zderzenie indywidualnej pasji poznawczej z kolektywistyczną ideologią komunistyczną. Pozostanie tajemnicą, dlaczego skrajnie wyczerpany Dawid na cztery miesiące przed śmiercią tłumaczy z jidysz na polski Państwo i rewolucję Lenina.
84Osobne miejsce zajmują systematyczne notatki o pogodzie, które ukazują całą obcość świata gettowego, pogoda jest bowiem zazwyczaj nienormalna, pory roku zwijają się w sobie, zamieniając w jeden szary sezon, a harmonia między stanem duszy i stanem natury zostaje rozbita. I wreszcie nauka, która jest dla Sierakowiaka najcenniejsza i która coraz bardziej zaczyna się od niego oddalać. Przy dacie 2 kwietnia 1942 roku Dawid ustanawia taką hierarchię: „Jeść, myśleć, studiować, pisać i pracować. Żeby tylko dotrwać do końca!…”90. Potem obserwujemy przerażający proces obumierania pasji, postępowanie atrofii woli, uwiądu nadziei oraz pogłębianie się paraliżującej niemocy czytania, pisania, myślenia.
85Nie znam bardziej przejmującego obrazu konania umysłu, bezlitosnej obserwacji własnego umierania, prowadzonej do końca okrutnej wiwisekcji. Dziennik Dawida Sierakowiaka jest ponurym świadectwem zwycięstwa głodu nad ciałem i rozumem, ale przecież nie porażki ducha. Dawid notował 18 kwietnia 1942 roku, że jest jednym z tych, których głód zabija duchowo. Sądzę jednak, iż w ostatecznym rachunku mylił się. Przekonuje o tym lektura jego diariusza, a przede wszystkim to, że w ogóle został napisany. Ów zapis porażki okazuje się bowiem zwycięstwem ducha ludzkiego nad przemocą i złem, nad tym wszystkim, co zabija człowieka.
Świadectwo spisywane in extremis
86Można sporządzić długi rejestr takich świadectw Zagłady, które utrwalano w sytuacji osaczenia, zamknięcia, wykluczenia, w obliczu przytłaczających i nieodwołalnych wyroków losu, pod presją wydarzeń budzących grozę oraz stanowiących bezpośrednie i nieustające zagrożenie życia autorów. A więc teksty powstające za murami gett, w warunkach, które najcelniej określa fraza z dziennika deportowanej z Wiednia do getta łódzkiego Irene Hauser. „Cud, że ręka jeszcze pisze” – czytamy na jednej z kartek jej notesiku w tekturowej oprawie. Teksty pisane w ukryciu: w mieszkaniach, z których nie można wyjść na ulicę, gdzie nie można głośno się poruszać, podchodzić do okna, a także w bunkrach, schronach, ziemiankach i innych kryjówkach. Teksty pisane w obozach, strzępy notatek, listów, zapisków, wierszy, chowanych w najróżniejszych miejscach. Odnajdywać je będą potem inni bądź sami autorzy, jak Abram Kajzer, który notował na skrawkach papieru z worków po cemencie i przybijał je od spodu do desek obozowych latryn. Wreszcie teksty pisane najdosłowniej in articulo mortis, jak zagrzebane w popiołach krematorium Auschwitz-Birkenau rękopisy członków Sonderkommando czy listy Żydów z Płońska wyrzucone z pociągu jadącego do Oświęcimia w grudniu 1942 roku.
87Osobną grupę stanowią napisy na ścianach katowni i więzień, jak słynne inskrypcje w bloku śmierci w Auschwitz91. Żydzi wydrapywali ostatnie przesłanie na murach warszawskiego Umschlagplatzu. Naoczny świadek podaje:
Widziałem na ścianach w wielu miejscach czarne znaki od krwi przelanej i wyschniętej i bardzo dużo różnych napisów w żydowskim i polskim języku, to były pisane przez ludzi, którzy tu już przeszli i tą drogą chcieli przesłać przed śmiercią ostatnie pozdrowienie do świata i do swoich bliskich. Ja też napisałem na ścianie pozdrowienia do mojego brata, który wówczas był w Rosji, w Omsku92.
88Marian Berland spędził na Umschlagplatzu kilka dni. W ukryciu po „stronie aryjskiej” pisał o ścianach w budynku szkoły powszechnej na ul. Stawki, przekształconej przez Niemców w makabryczną poczekalnię w drodze na transport do Treblinki:
Ściany pokryte są jakąś pisaniną od góry do dołu. Napisy i napisy. Może to jakieś hasła, sentencje albo żarty? Nie, ściany te to jedna wielka lista, ogromny spis poległych, pomordowanych Żydów. To żywy dokument zbrodni zbirów hitlerowskich. To tysiące i dziesiątki tysięcy klepsydr po Żydach, którzy tu przebywali przez pewien czas, którzy bądź zostali tu pomordowani, bądź też wywiezieni stąd na śmierć. Ściany te to jedyna żywa pamiątka po tych ludziach, to świadectwo, że kiedyś istnieli, że kiedyś żyli, to jedyna monumentalna kartoteka pomordowanych Żydów warszawskich. Jeśli ten budynek przetrwa zawieruchę wojenną, będzie największym dowodem prawdy, niezaprzeczalnym dowodem okrucieństwa, bestialstwa i zbrodni faszystowskich Niemiec. Przypatrzmy się bliżej napisom. Widzimy nazwiska i imiona poszczególnych ludzi, datę przybycia ich tutaj i datę wywózki. Widzimy pojedyncze nazwiska. Widzimy kilka nazwisk o jednakowym brzmieniu, pisane jedno pod drugim, otoczone czarną obwódką. To są całe rodziny. Przy niektórych dołączony jest też i wiek. W ten sposób ludzie chcieli upamiętnić swoje istnienie, chcieli przekazać tym, którzy tu kiedyś przyjdą, wiadomość o sobie, o tym, jaki ich spotkał los. W ten sposób ludzie za życia jeszcze układali sobie nekrologi. Sami byli sobie trumną. Sami byli sobie grabarzem. […] Biorę ołówek i wypisuję na ścianie wszystkie nasze nazwiska, wiek, i datę przybycia93.
89Zvi Kadushin (później George Kadish) wykonał ponad tysiąc konspiracyjnych zdjęć getta w Kownie. W marcu 1944 roku uciekł i ukrywał się. W sierpniu 1944 razem z Armią Czerwoną wrócił do Kowna. Sfotografował wtedy w Forcie IX napisy sporządzone przez kowieńskich Żydów tuż przed egzekucją. Najczęściej są to imiona ofiar, daty, wezwania do zemsty94. Na ścianach synagogi w Kowlu, gdzie przetrzymywano Żydów przed egzekucją, odnaleziono po wojnie około 80 napisów w języku jidysz i po polsku.
90Henoch Hammer przeżył Zagładę w Rosji i wracając do rodzinnego Krakowa, wszedł do zrujnowanej synagogi w Kowlu. Jej ściany pokryte były napisami. W relacji złożonej przed Żydowską Komisją Historyczną w Krakowie przedstawił skopiowany przez siebie zbiór pochodzący z okresu od maja do września 1942 roku. Napisy były sporządzone ołówkiem lub wydrapane ostrym narzędziem. Oto przykłady podane przez Hammera:
1. Basia i Magda, tak się chce żyć, lecz nie dają. Zemsty, proszę, zemsty. 2. Epsztajn, Bóg pomści, 12.09.1942. 3. Moszko i Gitla żegnają wszystkich ostatnich Mohikanów – Żydów. 4. Za niewinną krew naszą, za łzy matek i dzieci. Frajerów, jakby nie było na świecie! Boże kochany! Milczeć nie będziemy! O pomstę prosimy! 5. Ginę niewinnie z moim synkiem. Forłgang Henoch, Keitel, 4.09.1942. 6. Mój kochany mężu, jeśli przeżyjesz i będziesz miał możność pójść do synagogi, to dowiedz się, że twoja żona Bejla z twoją piękną mądrą dzieciną Chajkełe musi przedwcześnie pójść na wieczny odpoczynek, Rajdman, 3.09.1942. 7. Sonia Fingelsztajn z córką Rywkełe Fingelsztajn, MACEWA – stela nagrobna, córka Krucerca wyprowadziła na śmierć, 5.09.1942. Ten podpis odczytał syn twojej siostry Mejer Glanc. 8. Piszę ostatni raz przed śmiercią. Jeżeli ktoś przeżyje, niech pamięta los naszych braci. Jestem dziwnie spokojna, chociaż ciężko umierać w 20 roku życia. 9. Kochana mamusiu. Nie było ratunku. Przyprowadzili nas z getta. Musimy ginąć straszną śmiercią. Nie mogę sobie tego wybaczyć. Dziękujemy mamie za wszystkie trudy. Całujemy mocno wiele, wiele razy. Wybacz wszystkie uciążliwości, które nieraz miałaś w związku z nami – Dobcia Kagan. 10. Ari Łeib, Ber Icchak, Cwi Liberman, Mabrisk, Ester, Cwi Morgernsztern, Makack, podczas świąt ROSZ HASZANA (Nowy Rok żydowski), żeby kocki rabin zmówił za nas KADISZ (modlitwa za zmarłych) i trzymał JOR-CAJT (zapalił świeczkę w rocznicę śmierci). 11. Piszę te słowa, z oczami pełnymi łez i nie mogę dalej żyć, przez… 12. [same hebrajskie zwroty], wygląda to na modły95.
91Fenomen tych wszystkich tekstów polega na tym, że są one jednocześnie zapisem doświadczeń granicznych i ekstremalnych warunków, w jakich powstawały. Akt pisania i moment doświadczenia zlewają się ze sobą. Zaciera się dystans czasowy między przeżyciem i jego ekspresją. Chciałoby się powiedzieć, że w takich wypadkach rzeczywistość niejako dotyka do tekstu i zostawia w nim niezatarty ślad. Literatura dokumentu osobistego – ze swej istoty – zanurzona jest w konkretnym tu i teraz momentu powstawania, a dziennik jest przykładem gatunku, którego kształt i zawartość formuje się pod wpływem okoliczności i bieżących wydarzeń. Jednak w wypadku świadectw, o jakich tu mowa, okoliczności pisania nie tylko determinują treść, lecz także stanowią warunek możliwości zaistnienia samego tekstu, decydują o być albo nie być autora i o szansach przetrwania tego, co napisane. Docierające do naszych rąk kartki papieru czy wydrapane w ostatnich chwilach życia napisy zawierają przekaz, który – niczym przedmiot ocalały z katastrofy – naznaczony jest szczególnym rodzajem autentyzmu. Szczególnym, ponieważ przysługuje on raczej samym rzeczom, a nie ich słownej reprezentacji.
92Zatrzymajmy się przy trzech świadectwach.
1. Baruch Milch i Basia Temkin‑Bermanowa
93Oboje należą do tych nielicznych, którzy nie tylko przeżyli Zagładę, lecz także sporządzili jej zapis. Zdołali ocalić siebie i swoje świadectwa. Podlegali temu samemu wyrokowi, a jednak ich historia prywatna, obszar aktywności, perspektywa poznawcza różnią się od siebie. U Basi jest to spojrzenie z wnętrza żydowskiej konspiracji po „aryjskiej stronie” Warszawy, w przypadku Barucha – perspektywa lekarza ukrywającego się na południowo-wschodnich kresach wśród wyjątkowego natężenia okrucieństwa i makabry.
94Oboje urodzili się w tym samym – 1907 – roku: ona w Warszawie, w rodzinie, którą sama określa mianem „zwykłych Żydów”; on zaś w Podhajcach na ziemi tarnopolskiej, w zamożnej, ortodoksyjnie religijnej rodzinie żydowskiej. Ich młodzieńczą religijność dość szybko wyparło ideowe zaangażowanie w radykalnie lewicową wersję syjonizmu. Basia studiowała w Wolnej Wszechnicy Polskiej, a potem na uniwersytecie, nauki społeczne, psychologię i pedagogikę. Pracowała jako bibliotekarka. Wstąpiła do marksistowsko-syjonistycznej partii Poalej Syjon Lewica, gdzie poznała swego przyszłego męża, Adolfa Bermana. Pobrali się trzy lata przed wojną. Baruch należał do Haszomer Hacair – organizacji skautowej o charakterze syjonistycznym i lewicowym, przygotowującej swych członków do tworzenia socjalistycznego państwa żydowskiego w Palestynie. Gimnazjum ukończył we Lwowie, po czym z powodu numerus clausus bezskutecznie usiłował dostać się na wydział lekarski lwowskiego, warszawskiego i wileńskiego uniwersytetu. Wyjechał więc do Czechosłowacji i podjął studia medyczne w Pradze, gdzie związał się z komunistami, wstępując do Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom – jednej z agend Kominternu. W 1935 roku jako dyplomowany lekarz przyjechał do Polski, trzy lata pracował w Szpitalu Starozakonnych na Czystem w Warszawie. Na początku 1939 roku wrócił do rodzinnego miasta, gdzie wydzierżawił aptekę.
95Wojska sowieckie wkroczyły do Podhajec już 17 września 1939 roku, co Milch przyjął z zadowoleniem, tłumacząc się swymi „lewicowymi zapatrywaniami”. Zaczął pracować w szpitalu, w listopadzie 1939 ożenił się z o wiele lat młodszą od siebie Pepą. Obserwując represje, wywózki, absurdy administracyjne, dość szybko skonstatował, że „silna dłoń sowiecka porządnie przygarbiła ich [Żydów] osłabione i wykoślawione grzbiety”96. W czerwcu 1940 roku wysłano go jako lekarza do miasteczka Tłuste (niedaleko Zaleszczyk) na dawnej polsko-rumuńskiej granicy. Tam zastał go wybuch wojny niemiecko-sowieckiej, fala pogromów ukraińskich, a potem niemieckie represje, które latem 1942 roku przerodziły się w systematyczną eksterminację. Milch stracił trzyletniego synka, następnie żonę. Od lipca 1943 do marca 1944 roku ukrywał się ze szwagrem na strychu chłopskiej stajni. Uwolniło go wkroczenie Armii Czerwonej. W 1945 roku przyjechał do Opola, gdzie został ordynatorem miejscowego szpitala. Rok później przedostał się przez „zieloną granicę” do Niemiec, w 1948 przybył do Izraela. Zmarł w Hajfie w 1989 roku.
96W getcie warszawskim Basia prowadziła Centralną Bibliotekę dla Dzieci. Po przejściu na „stronę aryjską” we wrześniu 1942 wraz z mężem działała w konspiracyjnym Żydowskim Komitecie Narodowym, współpracując jednocześnie z „Żegotą”. Małżonkowie byli często szantażowani przez szmalcowników, wykupywali się, siedmiokrotnie zmieniali mieszkanie. Powstanie warszawskie przeżyli na Żoliborzu. Adolf Berman – od chwili powstania Krajowej Rady Narodowej kierownik jej referatu żydowskiego – w latach 1947–1949 był przewodniczącym Centralnego Komitetu Żydów Polskich oraz posłem na Sejm Ustawodawczy. Kiedy po ostrym ataku stalinistów zrzekł się przywództwa w ckżP, a w 1950 roku wraz z żoną wyemigrował do Izraela, jego brat Jakub znajdował się u szczytu potęgi, tworząc wraz Bierutem i Mincem rządzący ówczesną Polską triumwirat. W Izraelu stan zdrowia Basi uległ gwałtownemu pogorszeniu. Na parę miesięcy przed śmiercią udało jej się znaleźć pracę bibliotekarki w szkole podstawowej. Zmarła w 1953 roku w Tel Awiwie.
97Dziennik z podziemia Temkin-Bermanowej i Testament Milcha pisane były na gorąco, dzień po dniu towarzyszyły autorom, wrzuconym w wir toczącej się wojny i trwającej Zagłady. To przydaje im szczególnego waloru. Powstawały w sytuacji krytycznej, w kulminacyjnym punkcie zarówno indywidualnego losu, jak i dziejów zbiorowości. Były natychmiastową odpowiedzią na katastrofę, która zdawała się pochłaniać wszystko i nie zostawiać nadziei na ocalenie. Traktują o doświadczeniach granicznych, ale też niosą w sobie stygmat tych doświadczeń. Nie chodzi tylko o zewnętrzny stan rękopisu, choć za każdym uszkodzeniem kryć się może osobny dramat. Chodzi przede wszystkim o wewnętrzną architekturę tekstu.
98Milch rozpoczął sporządzanie swoich notatek 15 lipca 1943 roku w kryjówce urządzonej w chłopskiej stajni w okolicach Tłustego. Przez szpary w deskach patrzył na rozgrywające się wokół pandemonium zbrodni, która w jego relacji jawi się właśnie jako makabryczne widowisko. Niepewności co do losu własnego towarzyszył lęk o tekst – to on okazuje się najważniejszy, to on musi przetrwać: „Zeszytów pilnuję jak oka w głowie”97. A w innym miejscu: „nie wiem, czy dożyję do jutra. Zeszyty chowam przed ogniem”98. Ostatnia zanotowana data to 25 marca 1944 roku, kiedy w wiosce pojawia się patrol sowieckich żołnierzy. Swój manuskrypt, liczący ponad półtora tysiąca gęsto zapisanych stron, tuż przed wyjazdem z Polski Milch przekazał Centralnej Żydowskiej Komisji Historycznej, przekształconej później w Żydowski Instytut Historyczny. Rękopis wydano „w znacznie skróconej wersji”.
99Bermanowa prowadziła dziennik między 5 maja 1944 a 14 stycznia 1945 roku – początkowo w Warszawie okupowanej, następnie w Warszawie powstańczej, a potem w okolicach zrujnowanej stolicy – zapełniając nim dziesięć szkolnych zeszytów, na przekór przeświadczeniu, iż „nie wydaje się prawdopodobne, aby te karty ocalały”99. Jej pesymizm pogłębiała świadomość bezprecedensowego charakteru Zagłady, w której wraz z ludźmi giną świadectwa ich walki, cierpienia i śmierci. „Poginęły prawie wszystkie materiały o naszej martyrologii, walce i pracy, a te okruchy, które z narażeniem życia nosimy ze sobą, też mogą w każdej chwili gdzieś zginąć razem z nami”100 – notuje 6 listopada 1944 roku. Ostatni fragment mówi o odgłosach zbliżającego się od strony Wisły frontu. Już po wojnie autorka przepisała manuskrypt na maszynie, wprowadzając poprawki mające charakter autocenzury. Wydawcy oparli jednak edycję na rękopisie, który znajduje się w Kibucu im. Bojowników Getta Warszawskiego.
100Poczuciu nietrwałości własnego życia towarzyszyło przekonanie o trwaniu zanotowanego w tekście doświadczenia. Regularnie prowadzone notatki stawały się więc sposobem na ocalenie. Stąd lęk przed utratą czy zniszczeniem manuskryptu. Stąd obawa, że to, co nieopowiedziane, przepadnie. Stąd też niezwykła determinacja w prowadzeniu zapisów wbrew wszelkim przeciwnościom. Dla piszących było bowiem jasne, że to, co niewysłowione – choć przecież w istocie swojej niewysławialne – zginie razem z tymi, którzy giną.
101Rozdarcie świadomości między własnym cierpieniem a katastrofą zbiorowości, między nieszczęściem prywatnym a powszechną apokalipsą jest znamienne dla sytuacji świadka i jednocześnie ofiary Shoah. Doświadczenie to bowiem przekracza miarę osobistej tragedii, ale przecież w niej jest zakotwiczone, ona jest źródłem najgłębszego bólu i ona przede wszystkim domaga się świadectwa, musi być opowiedziana i przekazana innym. Opozycja prywatne versus publiczne naznacza oba świadectwa.
102Bermanowa, świadoma tego napięcia, deklaruje, że będzie pisać „tylko dla siebie” i natychmiast dodaje: „zdaję sobie sprawę, że jeżeli te kartki dotrwają końca wojny, nie będą moją prywatną własnością, ponieważ nikt z nas pozostałych nie jest już prywatnym człowiekiem”101. W efekcie powstał nie tyle dziennik osobisty, ile dziennik środowiskowy, historia konspiratorów tworzących żydowskie podziemie po „stronie aryjskiej” i współpracujących z polską „Żegotą” w akcji pomocy Żydom. Obraz pracy i walki owych „ludzi podziemnych”, zrodzonych z ducha romantycznego rewolucjonizmu, podobnych do bohaterów opowiadań Andrzeja Struga. Bermanowa przedstawia dzieje „małej garstki straceńców”, której celem jest „uchronienie resztek narodu od zagłady, uratowanie jego honoru i przechowanie dokumentów mających dać świadectwo prawdzie”102.
103Milch wie, że w obliczu Zagłady los jednostki zlewa się z losem zbiorowości, a jednak tłumaczy się: „Może za dużo miejsca zabiorę tu pisaniem o sobie samym, ale inaczej nie byłaby to autobiografia”103. Nieco wcześniej deklaruje: „Podkreślam, iż głównym celem mego pisania nie jest to, by się podzielić z innymi bólem lub zrzucić trochę ciężaru z serca… Nie! Nie o to mi chodzi. Chcę, aby zagraniczne żydostwo i cały kulturalny świat przetrawił to wszystko i zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie groziło całej ludzkości”104. W dołączonym do manuskryptu liście do kuzyna mieszkającego w Palestynie mówi o zeszytach „skropionych krwawymi łzami, tak jak te moje wynurzenia”, zaklina, aby rzucić je „w oczy całemu światu i wszystkim ludziom” i uroczyście zobowiązuje adresata: „zeszyty moje za wszelką cenę wydasz drukiem”105. Powstała spowiedź człowieka zmiażdżonego cierpieniem, doświadczającego paroksyzmów okrucieństwa, odrętwiałego z bólu, piszącego z głębokości rozpaczy i do tego niepewnego, czy mu uwierzą. „Masą obrazów zgrozą wprost przejmujących, które tu wyliczam, mogę przypadkiem u niektórych ludzi zachwiać wiarę w ich prawdziwość. Jednak podkreślam, że niestety wszystko jest aż za bardzo prawdziwe”106.
104Dziennik z podziemia i Testament reprezentują odmienne sposoby utrwalania doświadczenia Zagłady, zupełnie inny jest też temperament językowy autorów. Mówiąc metaforycznie, Bermanowa reprezentuje jasny biegun narracji, Milch zaś biegun mroczny.
105Bermanowa dąży do zdyscyplinowania wywodu, uporządkowania opowieści i nadania jej tematyczno-kompozycyjnych ram. Odmierza proporcje między relacją i refleksją. Autotematyczne uwagi o technice i motywacjach zapisu zdradzają opanowanie literackiego rzemiosła. Współistnieją ze sobą dwa plany czasowe: bieżący i retrospektywny. Minione „wtedy” (okres pracy konspiracyjnej) jest zdecydowanie ważniejsze niż aktualne „teraz”. Tok narracji jest więc przede wszystkim wspomnieniowy, rekonstruujący obraz niedawnej przeszłości. Nawet nadzwyczajna sytuacja powstania warszawskiego nie odwodzi autorki od zasadniczego celu. Na ogarniętym walkami Żoliborzu cierpliwie kreśli obraz dnia powszedniego żydowskiej konspiracji, portrety zaangażowanych w nią ludzi i anegdoty z nią związane. Taki typ narracji tworzy rodzaj dystansu do rzeczywistości, emocjonalnej stabilizacji, równowagi. Powstaje wrażenie, jakby cała groza Holokaustu pozostawała w tle lub wręcz została przesłonięta. Basia dokonuje konkretnego wyboru perspektywy, wydobywa heroiczne, ale przecież racjonalne i pragmatyczne zachowania ludzi. Oświetla przede wszystkim działania ratunkowe, ocalanie, a nie mordowanie.
106To, co u Bermanowej zostaje przesłonięte, u Milcha jest wyeksponowane. Mroczność jego narracji nie polega tylko na nagromadzeniu przykładów okrucieństwa i makabry, nasyceniu tekstu obrazami fizycznej męki i duchowego cierpienia. Basia była członkiem wspólnoty walczącej, pomagającej sobie nawzajem, wspierającej się. Baruch jest zdany na łaskę i niełaskę sąsiadów, sam przeciwko potężnej machinie zła. Jego opowieść podejmuje wzorzec autobiografii, ale porządek narracji zostaje rozerwany i splątany pod naporem wydarzeń. Zwraca uwagę bezpośredniość zapisu, nastawienie na drobiazgowe relacjonowanie kolejnych ogniw terroru, poszczególnych akcji, wywózek i ucieczek, scen egzekucji i maltretowania, mordów pojedynczych i zbiorowych. Uderza fotograficzna niemal dokładność w rekonstruowaniu scenerii i przebiegu wypadków. Tak się dzieje przy drastycznych przedstawieniach makabry, co nadaje temu tekstowi charakter swoistego protokołu zbrodni, zapisu wizji lokalnej.
107W zracjonalizowanym dyskursie Basi Bermanowej kryje się jednak odrobina szaleństwa. Poruszając się po obrzeżach zniszczonej po powstaniu warszawskim stolicy, snuje marzenie o przyszłej współpracy z komunistami. Jest 2 stycznia 1945 roku. „Ad[olf] mówi, że jeżeli dożyjemy, zaprojektuje stworzenie żkwN[wydawcy rozwiązują ten skrót jako Żydowski Komitet Wyzwolenia Narodowego, na wzór istniejącego już PkwN] z siedzibą w Moskwie, gdzie powoli przeniosłyby się wszystkie nici międz[ynarodowe] Żyd[ów] i przeszła tam cała waga, jaką ma [Eg]zekutywa S[yjonistyczna]. To jest idea, dla której warto żyć”107. Bermanowie wierzyli w możliwość ideowej wspólnoty syjonizmu i komunizmu. Srodze się jednak zawiedli. Opuścili Polskę. Wizja legła w gruzach. „Syjonista” stać się miał w propagandowym języku reżimów komunistycznych synonimem „Żyda”, antysemicką obelgą. Adolf Berman wszakże od 1954 roku aż do śmierci w 1978 był członkiem Komunistycznej Partii Izraela.
108Ukryty w stajni Baruch Milch również snuł wizję. We śnie z 1 na 2 lutego 1944 roku objawiły mu się w postaci serii obrazów przeszłość, teraźniejszość i przyszłość narodu żydowskiego. Była to potężna historiozoficzna przypowieść o powstaniu państwa żydowskiego w Palestynie, poetycki apokryf do dziejów Achaszwerosza – Żyda Wiecznego Tułacza. Finałem proroczego snu było odrodzenie się państwa Izrael. Baruch rozpłakał się, uświadamiając sobie, że to niewinna krew dziecka, żony, rodziców, siostry, braci, krewnych, znajomych, krew wszystkich pomordowanych „okupiła wolność żydowskiej ojczyzny”. Można powiedzieć, że ta wizja została spełniona. Holokaust stał się świecką religią Izraela, kamieniem węgielnym żydowskiego państwa.
2. Nieznani brat i siostra z łódzkiego getta
109Avram Benkel, wywieziony wraz z innymi mieszkańcami getta łódzkiego do Auschwitz, przeżył i wrócił do Łodzi. Zastał swoje mieszkanie splądrowane przez rabusiów poszukujących „żydowskiego złota”. Na podłodze wśród śmieci leżało coś, co nie wzbudziło zainteresowania złodziei – podarty egzemplarz starej francuskiej powieści. Na marginesach książki Benkel odkrył zapiski prowadzone w czterech językach: pierwszy z datą 5 maja 1944, ostatni bez daty, następujący po notatce z 3 sierpnia 1944 roku. Jedynym źródłem informacji o autorze są jego własne zapiski. Autorem ich był nieznany nam z imienia i nazwiska chłopiec, który skopiował do swojego dziennika fragment dziennika swojej siostry, opatrzony datą 11 lipca 1944 roku, zawierający parę zdań i krótki wierszyk. Dziennik dziewczynki przepadł, zachował się tylko jego zacytowany ułamek. Tekst siostry przepisany ręką brata jest jedynym śladem jej istnienia. Wyjeżdżając do Izraela w 1949 roku, Avram Benkel zabrał ze sobą odnalezioną książkę, a kiedy w 1953 otwarto w Jerozolimie Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem, przekazał ów podarty egzemplarz francuskiej powieści z zapiskami dzieci z łódzkiego getta do archiwum. Notatki z marginesów zostały opublikowane po angielsku w „Yad Vashem News” w 1970 roku.
110Czas przeżywany i czas utrwalania przeżyć zlewają się w jedno. Nie ma tu żadnego rozszczepienia, jest natomiast pisanie z głębi katastrofy, zapisywanie darowanych chwil wyrwanych z continuum Zagłady, gdy horyzont przyszłości zawęża się do najbliższych dni, godzin, może nawet minut. Ale przyszłość w tych notatkach nie znika, ulega tylko mitycznej sublimacji, staje się aktem heroicznej nadziei, którą symbolizuje język hebrajski. W ostatnim zachowanym fragmencie notatek autor przechodzi na ten język. „Chociaż posługuję się hebrajskim w sposób ułomny i niepewny, to jednak nie mogę pisać inaczej jak po hebrajsku, ponieważ hebrajski jest językiem przyszłości i będę mówił po hebrajsku jako Żyd stojący dumnie na ziemi Izraela!”108.
111Tekst ma charakter palimpsestu – ukonstytuowany jest z nakładających się na siebie warstw. Otóż sam papier, na którym chłopiec sporządza notatki, to marginesy kart zadrukowanych tekstem francuskiej powieści. Zapiski chłopca prowadzone są w czterech językach, a zmiana kodów językowych nie jest przypadkowa. Język jidysz jest autorowi najbliższy, jest językiem domowym, rodzinnym, „matczynym” (mamełoszn), w którym mówi się o tym, co najintymniejsze. Francuski czy angielski to języki uosabiające wielką tradycję kultury europejskiej. Hebrajski to język przyszłego państwa żydowskiego. Komponując swój tekst ze splotu tych języków, autor tworzy wypowiedź polifoniczną i poszerza tym samym granice ekspresji. Oto jego odpowiedź na dławiące poczucie niemożności wyrazu, na beznadziejność prób ujęcia w słowach doświadczenia, które stało się jego udziałem. (Do wątku niewyrażalności jeszcze powrócę). Wielowarstwowość zapisków uzyskuje dodatkowy wymiar. Brat włącza do swego dziennika fragment notatek siostry. Mamy zatem do czynienia z tekstem w tekście. Intertekstualna gra między dziennikami rodzeństwa pozwala zrekonstruować ułomny, ale jedyny możliwy w tej sytuacji tekstowy obraz piszących. Dzięki zacytowanemu fragmentowi dowiadujemy się, że dziewczynka rozpoczęła dziennik już dawno, musiała go jednak porzucić, a wróciła doń dopiero w obliczu narastającej grozy getta, że widzi, jak wielka zaszła w niej zmiana, że tęskni do bezpowrotnie utraconych dni dzieciństwa, których było tak niewiele. Dowiadujemy się, że brat jest od niej starszy, że ubolewa nad cierpieniami swej dwunastoletniej siostry zmuszonej do pracy ponad siły, odzianej w łachmany i głodnej. Dowiadujemy się też, jak surowo karci samego siebie za dokonaną w przypływie głodowego szaleństwa kradzież kromki siostrzanego chleba.
112Na cztery miesiące przed ostateczną likwidacją getta łódzkiego i wywiezieniem przebywających tam jeszcze Żydów do Auschwitz, chłopiec pozostawia na marginesie książki następujący fragment:
Gdybym nawet przywłaszczył sobie wszystkie muzy Homera, Szekspira, Goethego i Dantego, czy będę w stanie opisać, co cierpimy, co odczuwamy, czego doświadczamy, co przeżywamy? Czy to jest w ludzkiej mocy?… Opisać nasze cierpienie to jakby wypić ocean albo objąć kulę ziemską. Nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś nam uwierzy…109
113Ta swoista negatywna inwokacja do muz, metafora wypicia wód oceanu czy objęcia globu ziemskiego, z jednej strony ewokuje niewyrażalność, ale z drugiej – włącza ów tekst w obszar kultury rozumianej jako nieustający dialog prowadzony poprzez czas i przestrzeń. Pisanie chłopca stawia ten dialog w stanie podejrzenia, wskazuje na jego nieprzekraczalne granice, ale przecież staje się też ogniwem tego dialogu. Autor podejmuje bowiem prastary topos niewyrażalności110 lub poświadczony biblijną tradycją spór z Bogiem, kiedy to niczym psalmista woła do Niego z głębokości swego poniżenia i bólu, pyta o sens cierpienia i wyrzuca Bogu milczenie wobec niegodziwości111.
114Słowa chłopca są zapisem niemożności zapisania, ale są jednocześnie wezwaniem do zapełnienia pustki, a nie celebracją pustki. W niedatowanej notatce czytamy: „Wciąż marzę, marzę o przeżyciu, o uwolnieniu, ażeby móc »powiedzieć« światu, krzyknąć i napiętnować, powiedzieć i zaprotestować”112.
115Zapiski odnalezione w śmieciach z getta łódzkiego są fragmentaryczne, noszą na sobie ślady fizycznych uszkodzeń. Ich fragmentaryczność nie jest obraną świadomie narracyjną strategią, lecz efektem realnej destrukcji tekstu, po którym zostały tylko strzępy, resztki, właśnie – fragmenty. Gdybyśmy pokusili się o ryzykowną metaforę, moglibyśmy powiedzieć, że słowa chłopca pozostawione na marginesach podartej książki krwawią, że ich fragmentaryczność jest prawdziwą raną zadaną tekstowi, a nie figurą niewyrażalności. Zniszczenia, wyrwy w tekście, puste miejsca, których już nikt nigdy nie będzie w stanie zapełnić, stają się przez to realnym śladem Holokaustu odciśniętym na tekście. Stają się stygmatem Zagłady piętnującym ocalone świadectwa plamami rdzy i wilgoci, dziurami i rozdarciami, trupim odorem zgnilizny113.
Notes de bas de page
1 J.‑F. Lyotard, Odpowiedź na pytanie: co to jest postmodernizm?, przeł. M. P. Markowski, w: Postmodernizm. Antologia przekładów, wybrał, oprac. i przedm. Opatrzył R. Nycz, Kraków 1997, s. 56–57.
2 J.‑L. Nancy, Zakazana reprezentacja, przeł. A. Dziadek, „Teksty Drugie” 2004, nr 5.
3 A. Easthope, Holocaust i niemożność przedstawienia, przeł. M. Pietrzak‑Merta, „Res Publica Nowa” 1997, nr 11.
4 Problematykę (nie)możliwości reprezentacji doświadczenia Zagłady, wpisaną w szeroki kontekst filozofii, estetyki, socjologii i historii, przedstawia Aleksandra Ubertowska w artykule Popioły i dyskursy. Zagłada i etyczny wymiar reprezentacji (od Adorna do Lyotarda), zob. tejże, Świadectwo – trauma – głos. Literackie reprezentacje Holokaustu, Kraków 2007.
5 Zob. D. Głowacka, „Jak echo bez źródła”. Podmiotowość jako dawanie świadectwa a literatura Holokaustu, „Teksty Drugie” 2003, nr 6.
6 Wskażmy tylko (prócz cytowanego już tekstu Głowackiej) na kilka pozycji: G. Agamben, Świadek, w: tegoż, Co zostaje z Auschwitz. Archiwum i świadek, przeł. S. Królak, Warszawa 2008; E. van Alphen, Testimonies and the Limits of Representation, w: tegoż, Caught by History: Holocaust Effects in Contemporary Arts, Literature, and Theory, Stanford 1977; D. LaCapra, Holocaust Testimonies: Attending to the Victim’s Voice, w: tegoż, Writing History, Writing Trauma, Baltimore 2001; E. Domańska, Muzułman: świadectwo i figura, w: Zagłada. Współczesne problemy rozumienia i przedstawiania, pod red. P. Czaplińskiego, E. Domańskiej, Poznań 2009; R. Eaglestone, Identyfikacja a świadectwo jako gatunek, przeł. T. Łysak, „Teksty Drugie” 2007, nr 5; S. Felman, The Return of the Voice: Claude Lanzmann’s Shoah, w: Testimonies: Crisis of Witnessing in Literature, Psychoanalysis, and History, ed. by S. Felman, D. Laub, New York 1992; G. Hartman, The Humanities of Testimony. An Introduction, „Poetics Today” 2006 (Summer); D. Laub, Zdarzenie bez świadka: prawda, świadectwo oraz ocalenie, przeł. T. Łysak, „Teksty Drugie” 2007, nr 5; K. Oliver, Witnessing and Testimony, „Parallax” 2004, Vol. 11; A. Ubertowska, Dylematy świadectwa, w: Świadectwo – trauma – głos.
7 Na rolę biblijno‑talmudycznej tradycji w interpretacji postawy autorów pisemnych świadectw Holokaustu zwraca uwagę James E. Young, zob. tegoż, Writing and Rewriting the Holocaust. Narrative and the Consequences of Interpretation, Bloomington 1988, s. 18–22.
8 O „świecie pisania o sobie wprost” i „świecie naocznego świadectwa” w literaturze dokumentu osobistego pisał Roman Zimand, zob. tegoż, Diarysta Stefan Ż., Wrocław 1990. O świadectwie, wyznaniu i wyzwaniu w kontekście form autobiograficznych traktuje praca Małgorzaty Czermińskiej, zob. tejże, Autobiograficzny trójkąt. Świadectwo, wyznanie i wyzwanie, Kraków 2000.
9 E. Ringelblum, Kronika getta warszawskiego. Wrzesień 1939 – styczeń 1943, przeł. A. Rutkowski, pod red. A. Eisenbacha, Warszawa 1983, s. 307.
10 Tamże, s. 250.
11 Tamże, s. 85.
12 Tamże, s. 158.
13 Tamże, s. 90.
14 Tamże, s. 115.
15 Tamże, s. 107.
16 Tamże, s. 90, 216.
17 Tamże, s. 85.
18 Tamże, s. 235.
19 Tamże, s. 171.
20 Tamże, s. 260.
21 Tamże, s. 96.
22 Tamże, s. 139–140.
23 L. Landau, Kronika lat wojny i okupacji, t. 1–3, do druku przygotowali Z. Landau, J. Tomaszewski, przedmową opatrzył W. Kula, Warszawa 1962–1963.
24 Tamże, t. 1, s. 644.
25 Tamże, t. 1, s. 129.
26 Tamże, t. 1, s. 3.
27 W przedmowie do Kroniki lat wojny i okupacji (s. V). Należy przypomnieć, że początkowe partie Kroniki… (30 września – 17 października 1939) mają charakter pamiętnika cywila obserwującego oblężenie Warszawy i początki okupacji. Swym osobistym tonem zdecydowanie wyróżniają się na tle pozostałych części.
28 Subtelna ironia z pierwszej fazy zapisów ustępuje coraz częściej miejsca mocniejszym określeniom: „brednie wypisywane w gazetach niemieckich” (Kronika wojny i okupacji, t. 1, s. 330), „najordynarniejsza, bezczelna i kłamliwa propaganda” (tamże, t. 2, s. 454), aż do pewnego zmęczenia i rezygnacji: „Na oburzanie się na bezczelność tych bredni trudno już się nawet zdobyć” (tamże, t. 3, s. 350).
29 Pod tym względem Kronika wojny i okupacji Ludwika Landaua różni się zdecydowanie od Kronik Andrzeja (K. Gorzkowski, Kroniki Andrzeja. Zapiski z podziemia 1939–1941, oprac. T. Szarota, Warszawa 1989), które w obrębie porządku chronologicznego mają układ tematyczny i bardziej przypominają zestaw biuletynów informacyjnych czy serwisów prasowych niż narracyjną kronikę.
30 L. Landau, Kronika wojny i okupacji, t. 1, s. 689.
31 Cyt. za: Wśród koszmarnej zbrodni. Notatki więźniów Sonderkommando, wybór i oprac. rękopisów J. Bezwińska, D. Czech, Oświęcim 1975, s. 131–132.
32 Tamże, s. 184–186.
33 Tamże, s. 240.
34 Tamże, s. 182–186. Rękopis Załmena Lewentala po zabiegach konserwatorskich został odczytany, przetłumaczony z jidysz na polski i wydany po raz pierwszy w książce pt. Szukajcie w popiołach. Papiery znalezione w Oświęcimiu, przeł. Sz. Datner, oprac. J. Gumkowski, A. Rutkowski, Łódź 1965.
35 Zapis z testamentu Dawida Grabera, datowanego „Poniedziałek, 3 sierpnia 1942, godzina 16.00”. Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, przeł. S. Arm, oprac. M. Markowska, Warszawa 2008, s. 181–182.
36 E. Ringelblum, Kronika getta warszawskiego s. 396.
37 H. Makower, Pamiętnik z getta warszawskiego, oprac. N. Makowerowa, Warszawa 1987, s. 149.
38 S. Ernest, O wojnie wielkich Niemiec z Żydami Warszawy, 1939–1943, oprac. M. Młodkowska, Warszawa 2003, s. 353–354.
39 A. Lewin, „Biuletyn ŻIH” 1956, nr 19/20, s. 197.
40 K. Rotgeber, Pamiętnik, Archiwum ŻIH, 302/48, s. 43.
41 Zob. H. Arendt, Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła, przeł. A. Szostkiewicz, Kraków 1987, s. 14.
42 E. Ringelblum, Kronika, s. 480.
43 M. Berland, Dni długie jak wieki, Warszawa 1992, s. 414.
44 S. Gombiński (Jan Mawult), Wspomnienia policjanta z warszawskiego getta, oprac. M. Janczewska, Warszawa 2010, s. 32.
45 Już 13 stycznia 1942 alianci wydali tzw. St. James Palace Declaration. Na mocy zawiązanego po zakończeniu działań wojennych Porozumienia Londyńskiego z 8 sierpnia 1945 ustanowiono Międzynarodowy Trybunał Wojskowy. Zob. hasła Trials of War Criminals i Crimes Against Humanity, w: Encyclopedia of the Holocaust. ed. by I. Gutman, New York–London 1990. Narody Zjednoczone w artykule pierwszym Konwencji stwierdziły m.in., że „ludobójstwo, popełnione zarówno w czasie pokoju, jak i podczas wojny, stanowi zbrodnię w obliczu prawa międzynarodowego”, w artykule drugim zdefiniowały ludobójstwo jako czyny dokonane „w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych”, wyliczając je następnie szczegółowo. Zob. Lord Russel of Liverpool [E.F. L. Russel], Proces Eichmanna, przeł. T. Wójcik, Warszawa 1966, s. 34.
46 C. Perechodnik, Spowiedź. Dzieje rodziny żydowskiej podczas okupacji hitlerowskiej w Polsce, oprac. D. Engel, Warszawa 2004, s. 203.
47 M. M. Kon, Moja wizyta w więzieniu w getcie, Archiwum ŻIH, ARG I 427.
48 L. Czarnobroda, Dziennik, w: Archiwum Ringelbluma. Getto warszawskie, lipiec 1942 – styczeń 1943, oprac. R. Sakowska, Warszawa 1980, s. 112.
49 H. Rudnicki, Martyrologia i zagłada Żydów warszawskich, Łódź 1946, s. 49, 54.
50 N. Szac‑Wajnkranc, Przeminęło z ogniem. Pamiętnik, Warszawa 1988, s. 77.
51 Wojdysławski [imię nieznane], Wspomnienia, szkice i refleksje, w: Archiwum Ringelbluma. Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, t. 5: Getto warszawskie. Życie codzienne, oprac. K. Person, Warszawa 2011, s. 9.
52 Tamże, s. 14–15.
53 S. Ernest, O wojnie wielkich Niemiec z Żydami Warszawy, 1939–1943, s. 357.
54 C. Jabłoń‑Zonszajn, Pamiętnik, Archiwum ŻIH, 302/313, s. 241.
55 A. Kamienny, Dziennik, Archiwum Yad Vashem, O3/842, s. 1–2, 7.
56 A. Winicer, Archiwum ŻIH, 301/663, przeł. S. Arm.
57 Tamże.
58 O prasie okupacyjnej (polskojęzycznej) zob. przede wszystkim znakomite studium monograficzne Lucjana Dobroszyckiego, zob. tegoż, Reptile Journalizm. The Official Polish – Language Pressunder The Nazis, 1939–1945, New Haven 1994. Zob. również S. Lewandowska, Prasa okupowanej Warszawy 1939–1945, Warszawa 1992 oraz W. Wójcik, Prasa gadzinowa Generalnego Gubernatorstwa (1939–1945), Kraków 1988. Należy również przywołać szkic Michała Komara o „Nowym Kurierze Warszawskim”, zob. tegoż, N.K.W. i okolice, „Res Publica” 1988, nr 2.
59 Zob. K. Mueller, Komunikacja sterowana, „Aneks” 1979, nr 21, s. 72–76; R. Grunberger, Historia społeczna Trzeciej Rzeszy, przeł. W. Kalinowski, Warszawa 1987, t. 2, s. 279.
60 Zob. M. Głowiński, Świadectwa i style odbioru, w: tegoż, Style odbioru. Szkice o komunikacji literackiej, Kraków 1977, s. 117, 119.
61 Pamiętnik Jakuba znajduje się w Archiwum ŻIH, w zespole „Pamiętniki”, sygn. 110. Przepisany z rękopisu liczy 537 stron maszynopisu. Nigdy i w żadnej formie nie był publikowany.
62 Zob. R. Grunberger, Historia społeczna Trzeciej Rzeszy, t. 2, s. 286–287.
63 Jakub, Archiwum ŻIH, 302/110, s. 348.
64 W całym pamiętniku odnalazłem tylko trzy daty: „Julcia moja mi się postarała polską gazetę z datą 3 stycznia 1944” (tamże, s. 354); „Dziś dzień 16 maja 1944 r. jest mnie pamiętny bo siedzę okrągły rok” (tamże, s. 468) oraz 26 lipca 1944: „Nigdy nie pisałem daty, ale teraz to jest każdy dzień z emocją, bo są świeże wiadomości” (tamże, s. 531).
65 Np. „Już jest ciemno, nie mogę dalej pisać, bo światła nie mogę zapalić” (tamże, s. 135); „Puka ktoś, rzucam pisanie, żeby nie usłyszeli skrobania stalówki” (tamże, s. 164); „Tylko jedna moja rozrywka jest: czytanie lub pisanie” (tamże, s. 362).
66 Tamże, s. 199.
67 Tamże, s. 216–217.
68 Tamże, s. 194.
69 Tamże, s. 158.
70 Tamże, s. 170.
71 Tamże, s. 310.
72 Tamże, s. 142.
73 Tamże, s. 170.
74 Tamże, s. 173.
75 Np. „ten, który pisał, musi być zahipnotyzowany lub zastrzyk wziął, żeby napisać artykuł, […] muszę powiedzieć, że głupi jest, musi się trochę nauczyć, ażeby pojął trochę kultury” (tamże, s. 310); „Śmieje się dziennikarz niemiecki, nazywa się Szpannagel, że Alianci nie mają pewnie dowództwa, aż wezwali na naradę wojenną. Głupi dziennikarz, że takie głupstwa opisuje, ale on nie winien, każą mu i basta, bo bat ma nad sobą, za to ich minister propagandy dr Gebels dobrze tresuje, tak jak menażer w cyrku” (tamże, s. 320).
76 Tamże, s. 263–264.
77 A. Lewin, „Biuletyn ŻIH” 1957, nr 21, s. 125.
78 Tamże, s. 137.
79 A. Lewin, „Biuletyn ŻIH” 1957, nr 22, s. 94.
80 A. Lewin, „Biuletyn ŻIH” 1958, nr 25, s. 124.
81 Tamże, s. 126.
82 A. Lewin, „Biuletyn ŻIH” 1956, nr 19/20, s. 176.
83 A. Lewin, „Biuletyn ŻIH” 1957, nr 21, s. 130.
84 A. Lewin, „Biuletyn ŻIH” 1957, nr 22, s. 98.
85 Tamże, s. 86.
86 The Diary of Dawid Sierakowiak. Five Notebooks from the Łódź Ghetto, ed. by A. Adelson, transl. from Polish original by K. Turowski, New York 1996.
87 Tamże, s. 147.
88 Tamże, s. 149.
89 Tamże, s. 151.
90 Tamże.
91 Zob. J. P. Czarnecki, Last Traces. The Lost Art of Auschwitz, New York 1989.
92 Relacja Jacka Globusa, Archiwum Yad Vashem, O3/1622, s. 8.
93 M. Berland, Dni długie jak wieki, s. 98.
94 Fort IX w Kownie stanowił ogniwo w całym łańcuchu XIX‑wiecznych fortyfikacji, które stały się miejscem masowych zbrodni. Między jesienią 1941 a wiosną 1944 roku Niemcy i litewscy kolaboranci wymordowali w samym tylko Forcie IX ok. 40 tys. Żydów. Zob. Encyclopedia of the Holocaust, editor in chief I. Gutman, New York 1990, Vol. 2, s. 824– 827. Kronikę zbrodni w Forcie IX można zrekonstruować na podstawie dziennika Avrahama Tory’ego, zob. tegoż, Surviving the Holocaust. The Kovno Ghetto Diary, ed. by M. Gilbert, transl. by J. Michałowicz, Cambridge–Massachusetts–London 1990. Zdjęcia Zvi Kadushina z Fortu IX znajdują się w Archiwum Fotograficznym United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie.
95 H. Hammer, Napisy na ścianach w synagodze w Kowlu, Archiwum ŻIH, 301/1644.
96 B. Milch, Testament, oprac. A. Żbikowski, Warszawa 2001, s. 81.
97 Tamże, s. 234–235.
98 Tamże, s. 274.
99 B. Temkin‑Bermanowa, Dziennik z podziemia, oprac. A. Grupińska, P. Szapiro, Warszawa 2000, s. 71.
100 Tamże, s. 118.
101 Tamże, s. 19.
102 Tamże, s. 118.
103 B. Milch, Testament, s. 10.
104 Tamże, s. 8.
105 Tamże, s. 249.
106 Tamże.
107 B. Temkin‑Bermanowa, Dziennik z podziemia, s. 200.
108 Children’s Wartime Diaries. Secret Writings from the Holocaust and World War II, ed. by L. Holliday, London 1996, s. 401 [tłumaczenie – J.L.].
109 Children’s Wartime Diaries, s. 398 [tłumaczenie – J.L.].
110 Korzenie tego toposu sięgają Homera. Zob. E. R. Curtius, Topoi niewyrażalności, w: tegoż, Literatura europejska i łacińskie średniowiecze, przeł. A. Borowski, Kraków 1997, s. 167–170.
111 Refleksja teologiczna chłopca mieści się w zapisie datowanym „koniec maja [1944]”, w który wpleciony jest wiersz zaczynający się od słów „Eli, Boże, czemu na to pozwalasz?” (Children’s Wartime Diaries, s. 399). O różnych postaciach dyskursu religijnego w świadectwach z getta warszawskiego pisałem obszernie w rozdziale O dyskursie religijnym w mojej książce Tekst wobec Zagłady (o relacjach z getta warszawskiego), Wrocław 1997.
112 Children’s Wartime Diaries, s. 400 [tłumaczenie – J.L.].
113 O materialności świadectw Holokaustu pisałem szerzej w rozdziale Losy tekstów zamieszczonym w przytaczanej już książce Tekst wobec Zagłady. Zob. także cenne uwagi Pawła Rodaka zawarte w jego studium Wojna i zapis (o dziennikach wojennych) zatytułowane Wymiar materialny, „Teksty Drugie” 2005, nr 6, s. 39–42, jak również w jego książce pt. Między zapisem a literaturą. Dziennik polskiego pisarza w XX wieku (Żeromski, Nałkowska, Dąbrowska, Gombrowicz, HerlingGrudziński), Warszawa 2011.
Auteur

Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.
Przemoc filosemicka?
Nowe polskie narracje o Żydach po roku 2000
Elżbieta Janicka et Tomasz Żukowski Elżbieta Janicka et Tomasz Żukowski (éd.)
2016
Literatura polska wobec Zagłady (1939-1968)
Sławomir Buryła, Dorota Krawczyńska et Jacek Leociak (dir.) Sławomir Buryła, Dorota Krawczyńska et Jacek Leociak (éd.)
2016
Pomniki pamięci
Miejsca niepamięci
Katarzyna Chmielewska et Alina Molisak (dir.) Katarzyna Chmielewska et Alina Molisak (éd.)
2017
Spory o Grossa
Polskie problemy z pamięcią o Żydach
Paweł Dobrosielski Paweł Dobrosielski (éd.)
2017
Nowoczesny Orfeusz
Interpretacje mitu w literaturze polskiej XX-XXI wieku
Maciej Jaworski Maciej Jaworski (éd.)
2017
Refleksja nad literaturą w polskim piśmiennictwie emigracyjnym
Tymon Terlecki, Czesław Miłosz, Gustaw Herling-Grudziński
Andrzej Karcz Andrzej Karcz (éd.)
2017