„Wszystkich przesłuchano, tylko nas nie”. Tłumacz ustny jako świadek
p. 119-133
Texte intégral
1Mediacja językowa jest obecna w historii ludzkości od samego początku. Tłumaczenie jest jednym z najstarszych zawodów w dziejach, towarzyszącym zarówno wydarzeniom życia codziennego: handlowi, edukacji, wymianie kulturowej, podróżom, praktykom dnia codziennego, jak i momentom o wielkim znaczeniu, tak zwanym przełomom dziejowym, wojnom, przejęciom władzy, powstawaniu państw, rewolucjom. Pierwszy z tych poziomów jest nie do przecenienia i domaga się gruntowych badań, drugi ma charakter bardziej spektakularny i doczekał się już pewnej liczby opracowań. Jak pisze Mona Baker, tłumacze są częścią „instytucji wojny, a w związku z tym odgrywają znaczną rolę w zarządzaniu konfliktem – przez wszystkie strony, od tych, którzy wojnę wypowiadają, do aktywistów pokojowych” 1. Tłumaczenie zarazem ułatwia i komplikuje przebieg procesów związanych z wojną, tworzy dodatkową warstwę komunikacji, która wprawdzie umożliwia porozumienie, ale zarazem ujawnia jego problematyczny charakter, uwidaczniając wzajemnie niezbieżne dyskursywne interpretacje rzeczywistoci prezentowane przez strony konfliktu, wyświetlając obszary niepewności i niezdeterminowania pojęć, zwłaszcza kiedy w grę wchodzą zagadnienia o znacznym nacechowaniu emocjonalnym. Jak dodaje Baker, przekład ma fundamentalne znaczenie dla konstruowania oraz upowszechniania i blokowania pewnych narracji, które wytwarzają „intelektualne i moralne środowisko” dla konfliktu, narracji przybierających różne formy gatunkowe (teorie naukowe, teksty literackie, rozrywka etc). Narracje te podlegają w procesie przekładu oraz w dalszym międzynarodowym i międzyjęzykowym użyciu mniej lub bardziej subtelnym przekształceniom 2.
2Systematyczne badanie takich wymiarów przekładu, postrzeganego w kontekście przebiegu i rezultatów wydarzeń historycznych, rozpoczęło się stosunkowo niedawno3. Energii tym poszukiwaniom dodała globalizacja i cyfryzacja świata4, a chociaż powstała już spora biblioteczka zarówno samych opracowań historycznych, jak i tworzonej równolegle refleksji teoretycznej oraz metodologicznej, ten obszar badawczy nadal jeszcze nie jest dobrze ugruntowany. Powodów wymienić można wiele, między innymi fakt, że materiały do takich badań są trudno dostępne, nie istnieją w formie zapisu albo, zwłaszcza w przypadku wydarzeń współczesnych, bywają objęte klauzulą tajności. Jednak podstawowa przyczyna tkwi w fundamentalnych założeniach metodologicznych rządzących pracą tłumaczy, zwłaszcza tłumaczy dokumentów i słowa żywego, które to założenia zostały przejęte jako obowiązujące także w badaniach przekładoznawczych. Mowa oczywiście o tezie na temat przezroczystości czy „niewidzialności” tłumacza, który ma być jedynie przekaźnikiem, pasem transmisyjnym dla treści. Powszechnie przyjmowanym, a całkowicie iluzorycznym ideałem przekładu, zwłaszcza przekładu słowa żywego, jest neutralny, niezaangażowany, pozbawiony śladu własnej podmiotowości tłumacza przekaz, co do którego stosuje się – nierzadko bez pogłębionej refleksji – doskonale nieprecyzyjne i nacechowane etycznie pojęcie „wierności” lub mającą pozory większego obiektywizmu kategorię ekwiwalencji. Wprawdzie zostały one już dawno w przekładoznawstwie uznane za teoretycznie nie do utrzymania 5, niemniej nadal obowiązują w praktyce tłumaczeniowej, a także nierzadko w badaniach historycznych. Theo Hermans na licznych przykładach udowadnia, że założenie o wzajemnej ekwiwalencji komunikatu docelowego i źródłowego bazuje na strukturze władzy: łącząca je relacja musi zostać autoryzowana, czyli uzyskać oficjalną akceptację instancji sprawującej władzę nad dyskursem 6. Następuje to w dużej mierze niezależnie od faktycznej treściowej, formalnej i kulturowej odpowiedniości między nimi.
3A jednak postulat tożsamości tekstu wyjściowego i docelowego jest podstawą międzyjęzykowej komunikacji, a wątpliwości w tym zakresie powodują poważne zakłócenia, wynikające między innymi z utraty zaufania do tłumaczy7. Przebieg komunikacji w trakcie konfliktów zbrojnych i następujących po nich procesach pokojowych jest w bardzo wysokim stopniu poddany presji władzy. Ujawnianie warunków porozumienia na poziomie przekładu, czyli wnikanie w wewnętrzną konstrukcję i koszty uzyskanej ekwiwalencji, a także analiza „czarnej skrzynki”, czyli samego tłumacza, mogłyby zbytnio skomplikować obraz i zagrozić brakiem uprawomocnienia uzyskanego efektu. Tłumacz ma być przekaźnikiem, a nie uczestnikiem czy decydentem. Ma zniknąć z pola widzenia czy wręcz nigdy się w nim nie pojawić. A skoro tak – nie może również odgrywać roli świadka wydarzeń. Gdyby ją przyjął, mógłby ujawnić fakty i interpretacje, które miały pozostać w ukryciu lub po prostu – nie istnieć.
4Jednym z istotnych wątków w dzisiejszych badaniach przekładoznawczych są rozwijające się od końca lat dziewięćdziesiątych badania nad tłumaczem, tzw. Translator Studies. Andrew Chesterman 8, definiując ten obszar badań, podejmuje próbę „przepisania” terminów organizujących pole badań przekładoznawczych z tekstów na podmioty, a więc z tłumaczeń na tłumaczy, korzystając z klasycznej mapy dyscypliny naszkicowanej przez Jamesa Holmesa 9. Jedno z zaproponowanych przez Chestermana rozszerzeń polega na tym, by uzupełnić skopos przekładu, czyli zamierzony efekt, jaki ma przynieść przekład, o telos tłumacza – a więc kierującą nim wewnętrzną motywację do podjęcia pracy, co ma szczególne znaczenie w przypadku tłumaczeń wykraczających poza ramy relacji rynkowych, a więc w odniesieniu do tłumaczy-ochotników, aktywistów, zaangażowanych ideowo.
5Postulat Chestermana wynika z przekonania, że tłumacze nie tylko nie są przezroczyści i neutralni, ale że ich poglądy i postawy odgrywają znaczną rolę w kształtowaniu międzyjęzykowej mediacji 10. Tłumacz otrzymywałby zatem status podmiotu, który rozgrywa i negocjuje znaczenia nierzadko w dramatycznych okolicznościach, a zawsze z wymagającej określenia perspektywy. Postać tłumacza, a więc nie tylko abstrakcyjny umysł, owa przetwórnia sensów, lecz również jego ciało i psychika, zostają wpisane w sytuację tłumaczenia, zyskują w niej miejsce, przecząc tym samym założeniu o neutralności przekładu i komplikując eleganckie teorie posługujące się pojęciem „strefy pomiędzy”, pogranicznego terenu, na którym dokonuje się tłumaczenie11. Otóż owa strefa czy linia przebiega przez umysł i ciało tłumacza, który zupełnie nieabstrakcyjnie i niemetaforycznie stanowi miejsce tłumaczenia.
6W takim kontekście możliwe okazuje się zatem być może rozważenie tłumacza jako świadka. Rzecz rozgrywa się jednak inaczej w odniesieniu do tłumaczy pisemnych i ustnych. Polszczyzna ma jedno określenie dla obu tych czynności i jedno dla ich wykonawców, ale w istocie chodzi o dwa odmienne typy praktyki mediacyjnej (por. angielskie translation vs. interpreting), a przez to także o dwa różne sposoby obecności w akcie przekładu i inne tryby świadczenia. Pomimo wszystkich różnic obie sytuacje łączy kilka ważnych cech: to tłumacz staje się de facto autorem konkretnych słów, które przypisuje się świadkowi, dzięki tłumaczowi odbiorca może się dowiedzieć o tym, co się działo, oraz o tym, jak świadek opowiada o wydarzeniach. Wypowiadając lub zapisując charakterystyczną dla świadectwa formę pierwszej osoby liczby pojedynczej, tłumacz zmuszony jest do swoistego gramatycznego wcielenia się w postać, której słowa przekłada. Na czas powstawania tekstu, pozostając sobą, staje się kimś innym. Z jednej strony tłumacz ma więc nad świadkiem władzę, bo kształtuje jego wypowiedź, z drugiej natomiast świadectwo zyskuje władzę nad tłumaczem, zmuszając go do wzięcia udziału w wydarzeniach, zajęcia pozycji uczestnika. Tłumacz jest na poziomie aktu mowy podmiotem świadectwa w jego przełożonej wersji z wszystkimi konsekwencjami – musi wejść w cudzą sytuację i ją przeżyć. Nie zmienia to faktu, że obecność tłumacza w akcie świadczenia zostaje na poziomie uwiarygodnienia całkowicie lub niemal całkowicie wymazana.
7Naszkicowane kwestie omówię na dwóch przykładach tłumaczenia ustnego świadectw związanych z konfliktami. Pierwszy pochodzi z prac Komisji Prawdy i Pojednania (Truth and Reconciliation Commission, TRC) powołanej w 1995 roku w Republice Południowej Afryki. Korzystałam z materiałów opracowanych w 1989 roku przez Antje Krog12, która relacjonowała prace TRC od początku jej działania. W 2006 roku na Uniwersytecie Kapsztadzkim odbyła się konferencja poświęcona przekładowi w pracach TRC. Z niej pochodzi zapis wypowiedzi tłumaczy, stanowiący dla mnie ważne źródło13. Drugi przykład dotyczy tłumaczy pracujących dla Misji Obserwacyjnej Wspólnoty Europejskiej (European Community Monitoring Mission, ECMM) w Chorwacji w latach 1991–1992; korzystam z opisu i analizy dokonanych przez Zrinkę Stahuljak14 na podstawie wywiadów, które z tłumaczami przeprowadził w 1993 roku psycholog społeczny Ivan Magdalenić.
8Celem prac Komisji Prawdy i Pojednania było ustalenie „najpełniej jak to możliwe, przyczyn, istoty i zakresu rażących aktów naruszenia praw człowieka, które popełniono w okresie od 1 marca 1960 roku do daty granicznej [6 grudnia 1993 – M.H.] poprzez prowadzenie postępowań i przesłuchań”, komisja decydowała też o amnestii dla sprawców. Miała przywrócić ludzką i obywatelską godność ofiarom oraz zarekomendować działania naprawcze, wreszcie stworzyć raport oraz propozycje rozwiązań, „które zapobiegłyby dalszemu łamaniu praw człowieka”15. Przesłuchania rozpoczęły się w kwietniu 1996 roku, zebrano 20 tysięcy zeznań ofiar, z czego 2 tysiące podczas publicznych przesłuchań; wpłynęło 8 tysięcy wniosków o amnestię ze strony sprawców. Praca komisji, bez względu na ostateczną ocenę jej wyników, stała się wielkim procesem redefinicji tożsamości społeczeństwa Afryki Południowej16, które stanowi mieszankę narodowości, gęstą sieć zależności klasowych i kolonialnych oraz wieżę Babel jedenastu oficjalnych języków. Potrzeba przekładu była więc oczywista, a obrady komisji były pierwszym w historii Afryki Południowej wydarzeniem z udziałem tłumaczy symultanicznych. Wpływ ich pracy na rdzenne języki oraz na samych tłumaczy nie doczekał się dotąd szerszego opracowania. Niektórzy z tłumaczy zatrudnionych przy pracach TRC byli profesjonalistami wykształconymi w ośrodkach w Antwerpii i Genewie, mieli świadomość wymaganych w tym zawodzie kompetencji oraz standardów zawodowych, w tym założenia o niewidzialności tłumacza, sami prowadzili również szkolenia zawodowe. Inni mieli za sobą tylko ekspresowe dwutygodniowe szkolenia. Niektórzy byli wcześniej członkami (także w roli tłumaczy-aktywistów) zdelegalizowanego Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), co definiowało ich postawę w trakcie przesłuchań komisji.
9Wbrew tradycyjnemu podziałowi ról tłumacze przesłuchań TRC mieli wzmożone poczucie widoczności. Jeden z nich, Lebohang Mathibile, wspomina strach towarzyszący pracy – kabiny stały z przodu sali, więc publiczność zadawała sobie pytanie: kim są ci ludzie w szklanych klatkach? Z drugiej strony wszyscy mieli słuchawki, więc tłumaczom towarzyszyła myśl, że każdy błąd zostanie natychmiast zdemaskowany, a ten, kto go popełni – rozpoznany. Widzialność w kontekście odpowiedzialności okazywała się dodatkowym ciężarem, a jednak Mathibile mówi także: „Miło było przekonać się, że bez nas nikt nie byłby w stanie śledzić przebiegu procesu (…) byliśmy doceniani, zyskaliśmy pewność siebie i czuliśmy się wzmocnieni” (KMR 110).
10Obecność tłumaczy wzbudza różnorakie reakcje przesłuchiwanych – od negacji czy wrogości („nie słuchajcie tego, co on mówi, tylko mnie”) przez niezrozumienie („nie słyszę, o co pan pyta, bo cały czas ta kobieta coś do mnie mówi”), zagubienie (pytający i odpowiadający mówią wieloma różnymi językami, a ktoś słyszy stale jeden głos w jednym języku) po identyfikację tłumacza z przesłuchującym, kiedy zeznający patrzą na tłumacza i do niego się zwracają. Ta identyfikacja bywa bardzo silna. Sama Krog pyta jednego z tłumaczy: „Czy to ty tłumaczyłeś świadectwo żony Bhekiego? Wiesz, słyszę w głowie całe to świadectwo dokładnie z twoją intonacją. Dziwne, że tak wiele głosów świadczyło, ale to głos tłumacza pozostaje” (KMR 114). Z jednej strony zatem tłumacz jest postrzegany jako adresat świadectw, z drugiej jako ich podmiot – w obu wypadkach w sensie fizycznym przejmuje na siebie te role.
11Nie tylko głos w fizycznym sensie ma tu znaczenie. Tłumacze dla TRC musieli tworzyć słownictwo dla relacjonowanych wydarzeń i konstruować terminologię, czasem w zakresie podstawowych pojęć (np. sprawca). Nie mieli do dyspozycji żadnych źródeł czy słowników, sami tworzyli glosariusze, dyskutowali o problematycznych terminach i ustalali ich zakresy. Słowa powstawały w dynamice przekładu ustnego, a ich znaczenie, obarczone emocjonalnym wymiarem sytuacji komunikacyjnej, wykraczało rzecz jasna poza czystą referencję. Kethiwe Marais pyta: „Kiedy mamy nowe słowo, czy pracujemy wokół konceptu, czy zajmujemy się jego emocjonalną stroną?” (KMR 107). Mathibile wspomina też o problemie tabu (KMR 107–8): przywołuje przypadek zeznania starszego mężczyzny, który przy opisie tortur, którym go poddawano, odmawia pracy z tłumaczką (KMR 108). Kiedy Mathibile ją zastępuje, zdaje sobie sprawę, że być może po raz pierwszy wypowiada w języku sesotho słowo „penis”, w imię ścisłości rezygnując z eufemizmu. Tłumaczenie zatem, z powodów czysto językowych (brak słownictwa) i kulturowych (przełamywanie obyczaju), w praktyce zawieszało iluzję neutralnej reprodukcji oryginału.
12Szczególną trudność sprawiały wypowiedzi określane przez tłumaczy jako niezborne (incoherent) na skutek obciążenia traumatycznymi przeżyciami, domagające się – z punktu widzenia fortunności komunikacji – uporządkowania i redakcji. W przypadku takiego świadectwa tłumacz staje przed pytaniem etycznym, skoro zmuszony jest decydować o tym, na ile i jak ingerować w niestandardową wypowiedź, by zapewnić jej zrozumiałość, ale nie zatrzeć „niezborności” stanowiącej element świadectwa, którego neutralizacja może okazać się przekłamaniem istoty przekazu.
13Zderzenie języków uświadamiało tłumaczom granice ekspresji i zmuszało do ich przekraczania; pokonywali oni wzajemną niekompatybilność języków, odkrywając miejsca puste lub zagospodarowane w sposób nieoczywisty. Tłumaczenie zagęszczało materię językową: świadectwa składane przed TRC są w istocie tworem świadków i tłumaczy powstałym na przecięciu doświadczenia i jego opisu w różnych kodach, pamięci i wielorakiej materii językowej. Celem tych wysiłków było, warto przypomnieć, dotarcie do prawdy i pojednania. Proces ten zachodził nie w abstrakcyjnej, pozajęzykowej i pozacielesnej przestrzeni in-between, ale w umyśle i w ciele tłumaczy. Przekład pozwalał wypowiedzieć to, czego dotąd powiedzieć się nie dało, na co nie było słów i formy. To, co niewypowiadalne (na przykład skatowane ciało i zmaltretowana psychika), stawało się słowem, które zadecyduje o przyszłości. Sytuacja tłumacza ustnego jest tu szczególnie trudna, bo podczas pracy nie ma czasu na tworzenie wyrafinowanych form, które dawałyby wyraz językowym śladom niszczących przeżyć. Uderzająca jest bezpośredniość efektu słowa sprawczego. Tworząc słowa i redagując świadectwa, tłumacz ustny wkracza w obszar decyzji politycznych i domenę władzy, musi więc zachowywać szczególną ostrożność i precyzję, skoro od jego decyzji mogą zależeć rozstrzygnięcia. W przypadku prac TRC dotyczyło to zwłaszcza świadectw sprawców, którzy, aby zyskać amnestię, musieli ze szczegółami opisywać swoje działania.
14Te teksty stanowiły także poważne wyzwanie emocjonalne. Tłumaczka Abubakr Petersen wspomina, jak przy drastycznych relacjach sprawców czuła na sobie wzrok ofiar. To ona do nich mówiła w pierwszej osobie o tym, jak ich torturowano, jak zabijano ich dzieci. „Masz poczucie, że to ty im to ponownie robisz” – komentuje (KMR 117). Mathibile z kolei wspomina, że rozpoznawał, kiedy sprawcy kłamią, i czuł bezsilność wobec niemożności reagowania (KMR 117). Profesjonalna postawa nie zezwalała na reakcje i okazywanie emocji (KMR 113), choć oczywiście nie zawsze było możliwe jej zachowanie. Analiza zapisów wskazuje jednak na to, że w szczególnie emocjonalnych momentach przekład tracił na precyzji. Tłumacze mówią o współczuciu, które ich ogarniało i zużywało część energii, o złości, o bezradności. Petersen zdała sobie sprawę, że tłumacząc drastyczne opisy, mówi ciszej, chcąc jakby złagodzić potworny przekaz (KMR 113).
15„Nie jesteś jedynie kanałem do przekazu informacji” (KMR 116) – ten wniosek, będący zaprzeczeniem jednego z podstawowych założeń pracy tłumaczy symultanicznych towarzyszy refleksji pracujących dla TRC. Ta konstatacja przywraca ludzki wymiar mediacji językowej i afirmuje podmiot tłumaczy, zarazem jednak odbiera im tarczę ochronną. Dopóki profesjonalne kompetencje da się oddzielić od osobistych przeżyć, interpreting jest kwestią techniki, tam, gdzie w grę wchodzi zaangażowanie ideowe czy polityczne albo włączają się osobiste emocje, drastycznie wykracza poza te ramy. Po dziesięciu latach od przesłuchań tłumacze mówią o dręczących snach ze scenami przemocy, o sposobach radzenia sobie ze stresem, ratującym poczuciu solidarności, alkoholu.
16„Wszystkich przesłuchano, tylko nas nie” (KMR 116), „Po TRC nikt nie zrobił niczego dla tłumaczy, nikt się nawet nie zainteresował, gdzie się podziali” (KMR 118) – mówią tłumacze. Gdy komisja i publiczność zdejmują słuchawki, udział tłumaczy w wydarzeniach zostaje uznany za niebyły, następuje powrót do ich prototypowej niewidzialności. Nie znajdą się wśród uczestników czy bohaterów, nie ma dla nich miejsca w historii procesu, który dzięki nim się odbył. Pomijając kwestię tego, czy należy zapewnić im psychologiczne wsparcie lub inny rodzaj pomocy po doświadczeniu traumy, warto zapytać o konsekwencje wymazania tłumaczy dla zrozumienia wydarzeń historycznych oraz samego procesu świadczenia. Ignorowanie ich roli nie tylko wyrządza im osobistą krzywdę, ale jest także lekceważeniem cennego źródła wiedzy o tym, w jaki sposób tworzone są narracja o wydarzeniach i jej podmioty zarówno w wymiarze faktograficznym, jak i afektywnym. Tłumacze bywają świadkami samych wydarzeń, które stają się przedmiotem świadectw, są natomiast zawsze bezpośrednimi świadkami świadczenia, a tym samym zostają również świadkami wydarzeń uobecnianych (prze-żywanych) w formie narracji czy performansu językowego. Ich mediacja, ale i oni sami, jako przeżywające i narażone na skutki tych przeżyć umysły i ciała, świadczą o tym, co się stało oraz jak zostało to dyskursywnie zagospodarowane.
17Tę kwestię ilustruje drugi przykład, zaczerpnięty z prac Zrinki Stahuljak, która analizuje praktyki tłumaczy na potrzeby Misji Obserwacyjnej Wspólnoty Europejskiej (ECMM) w Chorwacji w latach 1991–1992. Tu także mamy do czynienia z obszarem wieloetnicznym i wielojęzykowym. Językiem misji był angielski, a rolą tłumaczy dokonywanie konsekutywnego przekładu wielojęzycznych świadectw zbieranych na liniach frontu od ofiar zbrojnej przemocy: świadków wydarzeń wojennych, uchodźców, osób ubiegających się o azyl. Misja, będąca strukturą neutralną, została powołana w celu monitorowania sytuacji na terenach objętych konfliktem i ułatwienia Wspólnocie Europejskiej mediacji, a także negocjowania i kontroli zawieszenia broni oraz zagwarantowania praw mniejszości. W pierwszej fazie działania Misji tłumacze byli zasadniczo ochotnikami motywowanymi poczuciem patriotyzmu i obywatelami Chorwacji, reprezentowali jednak różne narodowości. Ich postawa nie była więc neutralna, żywotnie interesował ich wynik arbitrażu zarówno w wymiarze praktycznym, jak i symbolicznym. To istotne różnice w stosunku do poprzedniego przykładu, w którym instancja arbitrażowa miała charakter wielojęzyczny, a co ważniejsze – miejscowy.
18Prace Stahuljak, która sama angażowała się jako tłumaczka-wolontariuszka, bazują na niepublikowanym, o ile mi wiadomo, materiale zebranym od tłumaczy przez psychologa bezpośrednio po wydarzeniach (S 394). Jednym z najistotniejszych wątków jest tu konflikt między postawą świadka-wolontariusza a rolą tłumacza-profesjonalisty. Przyjmując tę rolę, tłumacze godzili się na wymazanie własnej podmiotowości; materiał dowodzi wysokiej świadomości zawodowej tłumaczy, ich wiary w prawdę i jej znaczenie w procesie pokojowym oraz gotowości zachowania obiektywizmu. Pozostawało to w sprzeczności z motywacją, jaką się kierowali: chęci służenia sprawie procesu pokojowego w Chorwacji. Jedna z tłumaczek mówi, że zgłosiła się do pracy, ponieważ jej bracia są ochotnikami na froncie (S 400). Do głosu dochodzi także poczucie, że wiele świadectw jest kłamliwych, co budziło frustrację, wstyd i chęć prostowania informacji. Dodatkowo praca na linii frontu oznacza bezpośredni kontakt z przemocą. Ślady walki, ranni, zwłoki, spalone wioski, zrujnowane domy, pola minowe, ekshumacje, a także obozy dla uchodźców były codziennym widokiem dla tłumaczy podróżujących po kraju wraz z obserwatorami. Podobnie jak w przypadku drastycznych świadectw przed TRC i tu bodźce te nie pozostawały bez wpływu na nastawienie osób, dla których ów konflikt był nie tylko przedmiotem neutralnej obserwacji. Napięcia związane z koniecznością zachowywania sztucznej „neutralności” w takich okolicznościach w niektórych wypadkach prowadziły do zaburzeń psychicznych u tłumaczy (S 407).
19Jedną z technik rozwiązywania tego wewnętrznego konfliktu była tzw. „zmiana ról” (switch; S 401 i nast.). Tłumacze rozmawiali z obserwatorami, z którymi spędzali sporo czasu i nawiązywali przyjacielskie relacje; zmiana roli z tłumacza na rozmówcę dawała okazję do przedstawienia własnego oglądu, skomentowania wypowiedzi świadków i ich kontekstu, dostarczenia wyjaśnień i pogłębienia perspektywy. Trzeba jednak pamiętać, że rozmowy te traktowane były jako nieoficjalne i nie zyskiwały statusu świadectwa. Tłumacze przez obserwatorów międzynarodowych nie byli uznawani za „poinformowanych” świadków 17. Liczył się tylko przekaz „przezroczysty”, relacja wypowiedzi pełnoprawnych świadków: tłumaczom nie wolno świadczyć.
20Napięcie towarzyszące rozdarciu miedzy lojalnością polityczną a profesjonalizmem pogłębiało się jeszcze, jak relacjonują cytowani tłumacze, z powodu trybu pracy obserwatorów: okresów bezczynności i oczekiwania w hotelach (S 402), programowego nieangażowania się w wydarzenia, niemożności wykonania gestów solidarności czy współczucia wobec ofiar wojny. Co gorsza, owa neutralność, a więc brak decyzji czy działania w konkretnych sytuacjach, sprzyjała czasem agresorom i bywała niekorzystna dla interesów ofiar (S 402 i nast.). Tłumacze wyrażali frustrację, oskarżając obserwatorów o cynizm czy chęć zysku, a ich neutralną postawę uznawali za hipokryzję, zwłaszcza że w ich towarzystwie sami byli narażeni na wrogie gesty i zarzut zdrady ze strony współziomków.
21Nie pozostawało to bez wpływu na praktykę przekładu. Zdarzały się sytuacje, kiedy tłumacze uzupełniali wypowiedzi świadków własnymi komentarzami, a więc dokonywali „zmiany roli” w trakcie tłumaczenia, lub, forsując swoją podmiotowość, odpowiadali zamiast świadków, co w niektórych przypadkach skutkowało odwoływaniem z funkcji (S 402–403). Nie zawsze jednak w grę wchodziło świadome zniekształcanie wypowiedzi, czy to wynikające z poddania się napięciu psychicznemu, czy zaplanowane jako akt sprzeciwu. Częstsze i wiele mówiące są zmiany i przekształcenia zawsze obecne w przekładzie, właściwe temu gatunkowi, które w tym wypadku nabierają szczególnego znaczenia. To w nich bezpośrednio i niemetaforycznie ujawnia się fakt, że tłumaczenie to strefa konfliktu. Stahuljak pisze: „Rozdarci między lojalnością polityczną a profesjonalizmem tłumacze dosłownie wcielają przemoc konfliktu, który tłumaczą (…) sami stają się terenem konfliktu” (S 400). Dlatego autorka postuluje, by nie uznawać tych „zniekształceń” za błędy, lecz za szczególne akty mowy:
kiedy tłumacze dokonują aktu przemocy wobec świadków, zaświadczają o przemocy, jakiej sami podlegają. Przemoc związana z pracą w obszarze konfliktu, który jest na siłę neutralizowany, dochodzi do głosu, kiedy tłumaczenie się załamuje (…) Tłumacz „wyłania się” z tego aktu mowy – jest to moment świadczenia o sobie, nagłośnienia faktu, że oto tu jest tłumacz, a także umocnienie własnego głosu. Jest to moment uznania, że tłumacze nie znajdują się poza historią, kulturą czy ideologią, nie są po prostu mechanicznymi przekaźnikami czy pośrednikami, ale zawsze istnieją w interakcji, jako świadkowie i uczestnicy (S 403).
22Podobne „akty mowy” postrzegane są jako złamanie kodeksu zawodowego i często karane. Chodzi przy tym nie tylko o wiarygodność i podstawy do zaufania wobec tłumacza. Ujawnienie istnienia tłumacza i przekładu jest niepożądane i niebezpieczne, ponieważ zaburza komunikację i komplikuje lub udaremnia wysiłek neutralnego obserwatora-arbitra, który ma informować Wspólnotę Europejską o sytuacji na froncie. Sam obserwator również jest postawiony w roli tłumacza: ma przełożyć niezrozumiały konflikt, toczący się w niezrozumiałym zakątku świata, na potrzeby odległej i niezaangażowanej „wspólnoty”; uczestnicy konfliktu i ich los interesują go w mniejszym stopniu. Utrzymywanie tłumaczy w pozycji neutralnych pośredników i wzbronienie im roli świadków zabezpiecza więc neutralność samego obserwatora. Komunikacja musi odbywać się na jego warunkach lub nie będzie jej wcale. Stahuljak przytacza wypowiedzi, z których wynika, że obserwatorzy nierzadko traktowali tłumaczy bez szacunku, z wyższością, wzmacniając asymetryczny układ władzy. Pozycja arbitrów przysłanych z Zachodu, a więc z serca cywilizacji, gdzie barbarzyństwo w rodzaju obserwowanej wojny nie mogłoby się wydarzyć, pozwala na postrzeganie rozmówców i współpracowników jako „dzikich”, niezorganizowanych, prymitywnych (S 411). Neutralność nie oznacza pozycji poza czy ponad konfliktem, bo skoro ma do spełnienia funkcję w przebiegu wojny, jest także rodzajem zaangażowania (S 405) o silnie przemocowym charakterze. Narracja „neutralna” nie podlega podważeniu inaczej niż narracje zaangażowane, na przykład reprezentowane przez tłumaczy-aktywistów. Fikcja pozahistorycznego i pozbawionego śladu podmiotowości przekazu (S 406), pisze autorka, powstaje dzięki wymazywaniu elementów niejednorodnej, skomplikowanej sytuacji reprezentowanej przez tłumaczy i ich historię.
23Przekład wyłania się z nieprzystawalności, różnicy, która jednak podlega likwidacji w imię komunikacji, neutralności i dystansu. Akt oporu i zaznaczenia swojej podmiotowości przez tłumacza, a więc kreatywne podejście do języka lub odmowa gładkiego przekładu, jest momentem sprzeciwu wobec siłowo neutralizującej narracji narzucanej przez instancje zewnętrzne. Takie tłumaczenie „wstrząsa” strukturą tej narracji, oświetla fakt, że wojna, przemoc są nieprzekazywalne w postaci gładkiej, neutralnej opowieści. Skazanie tłumaczy na zniknięcie, któremu służy profesjonalna zasada przezroczystości przekazu, pozbawienie ich pozycji świadka jest w interesie narracji tworzącej „intelektualne i moralne środowisko” konfliktu 18, prowadzi do wymazania faktu, że wojna (konflikt, sprawa) toczy się w innym języku, więc dotrzeć można do niej jedynie przez translację. Kiedy tłumacz znika, fakt, że świadectwa wydarzeń historycznych są przekładami, a nie oryginałami, zostaje ukryty.
24Paradoks polega na tym, że taka narracja, która wszak dominuje i niweluje nieznane i niezrozumiałe języki oraz wymazuje przestrzeń ich starcia, czyli postać tłumacza, jest zwykle jedyną szansą na udzielenie głosu świadkom. Bez przekładu pozostaną niemi, niewysłuchani w najmniejszym choćby zakresie. Tłumacze są warunkiem koniecznym stworzenia narracji oddającej głos świadkom, zarządzają nią, a jednocześnie stają się jej ofiarami. Nie wolno im oficjalnie świadczyć ani o tym, co wiedzą, ani o przebiegu świadczenia. Zagrożone sankcjami zawodowymi dywersyjne interwencje okazują się jedyną przestrzenią, w której mogą dać wyraz swojemu sprawstwu i skomplikowaniu przedstawianej materii, jednak finalnie zostają wymazani z historii, którą aktywnie i z zaangażowaniem współtworzyli. A wymazanie konfliktu wcielanego w tłumaczach – pisze Stahuljak – jest przeoczeniem wojny (S 407).
Notes de bas de page
1 M. Baker, Translation and Conflict: a Narrative Account, Routledge, London– New York 2006, s. 1–2.
2 Tamże, s. 2–3.
3 Piszą na ten temat cytowana już Baker, a także m.in. M. Inhgillieri, The Ethical Task of the Translator in the Geo-Political Arena: From Iraq to Guantanamo Bay, „Translation Studies” 2008, vol. 1, no 1, s. 212–223; M. Inhgillieri, S. A. Harding (ed.), Translation and Violent Conflict, „The Translator” (special issue) 2010, vol. 16, no 1; C. Maier, The Translator as an Intervenient Being, w: J. Munday (ed.), Translation as Intervention, Continuum, New York 2007, s. 1–17; V. Rafael, Translation in Wartime, „Public Culture” 2007 , vol. 19, no 2, s. 239–246; M. Salama-Carr, Translating and Interpreting Conflict, Rodopi, Amsterdam– New York 2007, s. 13–28.
4 Por. m.in. M. Cronin, Translation and Globalization, Routledge, London–New York 2002.
5 Por. m.in. G. Toury, Descriptive Transaltion Studies and Beyond, John Benjamins, Amsterdam 1995; T. Hermans, Narada języków, przekład zbiorowy, red. M. Heydel i K. Szymańska, WUJ, Kraków 2015; A. Pym Introducing Translation Theories, Routledge, London–New York 2010.
6 T. Hermans, Narada języków.
7 Por. K. Takeda, Interpreter, the Monitor and the Language Arbiter, „Meta” 2009, vol. 54, no 2, s. 191–200; R. Tipton, On Trust: Relationships of Trust in Interpreter-Mediated Social Work Encounters, w: M. Baker, M. Olohan, M. Calzeda Perez (ed.), Text and Context. Essays on Translation and Interpreting in Honour of Ian Mason, St. Jerome, Manchester 2010, s. 188–208.
8 A. Chesterman, The Name and Nature of Translator Studies, „Hermes – Journal of Language and Communication Studies” 2009, no 42, s. 13–22.
9 J. S. Holmes, The Name and Nature of Translation Studies w: tegoż, Translated!: Papers on Literary Translation and Translation Studies, Rodopi, Amsterdam 1988, s. 66–80. Por. też G. Toury, Descriptive Translation Studies and Beyond, John Benjamins, Amsterdam 1995.
10 Por. także T. Hermans, Narada języków.
11 Por. m.in. A. Pym, Method in Translation History, St. Jerome, Manchester 1998; M. Tymoczko, Ideology and the Position of the Translator: in what sense is the translator in-between? w: M. Baker (ed.), Critical Readings in Translation Studies, Routledge, London–New York 2010, s. 213–228; M. Heydel, Gorliwość tłumacza. Przekład poetycki w dziele Czesława Miłosza, WUJ, Kraków 2013, s. 81–84.
12 A. Krog, Country of Mu Skull, Random House Struik, Cape Town 2006.
13 A. Krog, N. Mpolweni, K. Ratele, There Was This Goat. Investigating the Truth Commission Testimony of Notrose Nobomvu Konile, U of KwaZulu-Natal P., Scottsville 2009. W dalszym ciągu tekstu oznaczam cytaty z tego źródła jako KMR z numerem strony.
14 Z. Stahuljak, The Violence of Neutrality. Translators and the War (Croatia 1991–1992), „College Literature” 1999, vol. 26, no 1, s. 34–51; oraz tejże, War, Translation and Transnationalism: Interpreters in and of the War (Croatia 1991–1992), w: Baker M. (ed.), Critical Readings…, s. 391–414. W dalszym ciągu tekstu oznaczam cytaty z tego ostatniego źródła jako S z numerem strony.
15 A. Krog, Then Country of My Skull, s. VII–VIII.
16 Por. W. Kentridge, Director’s Note, w: J. Taylor, Ubu and the Truth Commission, University of Cape Town Press, Cape Town 2007, s. viii–xv.
17 R. Tipton, Interpreters and the Social Construction of Identity, „The Translator” 2008, vol. 14, no 1, s. 12.
18 M. Baker, Translation and Conflict, s. 3.
Auteur
Uniwersytet Jagielloński
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.
Maszynerie afektywne
Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet
Monika Glosowitz
2019