Badacz jako świadek: między wiedzą uniwersalną a lokalną1
p. 99-118
Texte intégral
Praktyki świadczenia
1O kilku ostatnich dekadach mówi się często jako o „czasach świadectwa” lub „czasach świadka”2, choć niekiedy ta nazwa obejmuje niemal cały XX wiek. Tuż po pierwszej wojnie światowej rozgorzała bowiem wśród jej weteranów ożywiona debata, przez Brytyjczyków określana mianem the war books controversy. Chodziło w niej głównie o nowe formy retorycznego wyrażania niedawnych doświadczeń na polu walki, jak również literackie umiejętności niezbędne do tego, by nie tylko wywołać zainteresowanie czytelników, lecz nade wszystko skutecznie zapobiec kolejnym konfliktom zbrojnym. Wtedy też po raz pierwszy na tak znaczną skalę indywidualne akty świadczenia i testymonialne narracje nabrały politycznej wymowy, inicjując pierwszą falę zainteresowania etyką pamięci, która ze wzmożoną siłą powróciła pod koniec ubiegłego wieku. Po materiały z tamtej debaty, zbierane na gorąco przez Jeana Nortona Cru 3, sięgnął niedawno francuski socjolog Renaud Dulong. Na podstawie ich pogłębionej analizy przekonująco pokazał on, że naoczne świadectwo to w istocie autoreferencyjny i performatywny akt mowy, który w sposób regulowany historycznie zmiennymi konwencjami przenosi relacjonowane wydarzenie w przestrzeń publiczną. Jak twierdził, to nie przypadek decyduje, że ktoś miał okazję zobaczyć i ze szczegółami zapamiętać, co się wydarzyło. Naocznym świadkiem staje się dopiero retroaktywnie, kiedy podejmie świadomy (etyczny) wybór, że chce publicznie zabrać głos na temat swojej tam i wtedy obecności 4. Tak rozumiany proces stawania się świadkiem – jako główny przedmiot i cel aktu zaświadczającego o wydarzeniach, które przekraczają możliwości językowej ekspresji, a zarazem ostateczny gwarant samego aktu – znalazł się też w centrum rozwijających się dynamicznie studiów nad Holokaustem. Inspirowały je głównie ustalenia takich badaczy, jak Jean-François Lyotard, Giorgio Agamben i Shoshana Felman. Uznając Holokaust za modelowy przypadek ludobójstwa, zaproponowali oni transhistoryczną w istocie i mającą ambicję do uniwersalności wykładnię aktu świadczenia jako praktyki etycznej, zrównanej ze stawaniem się pełnowymiarowym podmiotem.
2Z definicji niemożliwe – a przecież etycznie niezbędne – akty świadczenia w cieniu Holokaustu swoją paradoksalną naturą postawiły pod znakiem zapytania tradycyjny paradygmat performatywnych aktów świadczenia, ich form i społecznych konwencji, przyjętych procedur ustanawiania i weryfikacji, a także instytucji stojących na straży ich wiarygodności. Zwraca na to uwagę Michal Givoni z Uniwersytetu Hebrajskiego, kiedy w artykule Witnessing/Testimony pisze: „Bardziej niż o konkretny dowód czy źródło informacji chodziło o taki gest powtórzenia traumatycznego i niemożliwego do ujęcia w słowa doświadczenia, który ujawniał granice wiedzy, reprezentacji i sprawiedliwości” 5. Jeśli nawet ten gest niczym fotografia w koncepcji Rolanda Barthes’a zachował ślady traumatycznego doświadczenia, dzięki czemu potrafił zainicjować proces jego przeniesienia, to i tak najbardziej liczyła się wyjątkowa perspektywa tego, komu udało się przeżyć. Kluczowe znaczenie zaczęło mieć zatem nie tyle nawet składane świadectwo, ile sam akt świadczenia. Lata nazywane „czasem świadków” okazują się tym samym okresem głębokiego kryzysu świadectwa w jego koncepcji podstawowej dla historiografii, prawodawstwa i nauki.
3Przyczyny tej paradoksalnej sytuacji niespotykanego wcześniej zainteresowania aktami świadczenia, a zarazem głębokiego kryzysu świadectwa widać wyraźniej w języku angielskim, w którym inaczej niż w języku polskim czy francuskim słowa „świadek” i „świadectwo” mają odrębną etymologię. Angielskie testimony wywodzi się od łacińskiego testis, które Didier Fassin przeciwstawia innemu używanemu przez Rzymian słowu, a mianowicie superstes. W przypadku testis obiektywność relacji podkreślało użycie trzeciej osoby i czytelny dystans, eliminujący wszelkie ślady zaangażowania. Relacja w pierwszej osobie w superstes sygnalizowała natomiast podejście dalece subiektywne, emocjonalny stosunek mówiącego dodatkowo wzmacniał zaś wiarygodność aktu świadczenia6. Jak się zatem wydaje, diagnozowany przez wielu badaczy kryzys świadectwa w pierwszym rozumieniu miał szansę stać się czymś więcej, skoro – wskazując na granice wiedzy, reprezentacji i sprawiedliwości – podważał podstawowe założenia zachodniej epistemologii i jej pretensje do uniwersalności. Do tego, że wspomniany kryzys świadectwa nie odegrał jednak takiej roli, przyczyniła się bodaj przyjęta modelowość Holokaustu, który z perspektywy krytycznych wobec kluczowości tego wydarzenia studiów postkolonialnych i dekolonialnych okazuje się jedynie kolejną (i wcale nie ostatnią) z serii przekraczających zdolności naszej wyobraźni zbrodni przeciwko ludzkości 7.
4Co w tym momencie równie istotne, nadrzędna i jednorodna perspektywa czasów „świadków” usunęła na margines inne liczące się formy i praktyki świadczenia. Należy do nich choćby niezwykle popularny w Ameryce Południowej od końca lat sześćdziesiątych XX wieku gatunek testimonio. Utrzymana w pierwszej osobie i symulująca oralny przekaz narracja tyleż stanowi tu autentyczne świadectwo ludobójstwa i przemocy wobec rdzennych mieszkańców, ile jest literacką stylizacją. Oryginalne relacje zapisywali bowiem i oddawali do druku najczęściej dziennikarze działający na rzecz etnicznych mniejszości. Z tego też względu testimonio tradycyjnie przedkłada wartości kognitywne nad afektywne, dążąc nie tyle do emocjonalnej identyfikacji odbiorców, ile do ich politycznej mobilizacji. Angażujący charakter testimonio wpływa ponadto na postać samego świadectwa, co najlepiej widać wtedy, gdy porówna się je z uprzywilejowanymi formami literatury po Holokauście. Ponieważ za najbardziej wiarygodną reakcję na traumę ludobójstwa uznano tu kryzys reprezentacji, w świadectwach tego typu dominuje modernistyczna estetyka fragmentacji. Tymczasem stylizowane relacje z Ameryki Południowej mają zwykle formę tradycyjnego storytelling lub równie linearnej narracji autobiograficznej. Domagają się tym samym odmiennych narzędzi analizy zarówno na poziomie konstrukcji literackiej, jak koncepcji traumy. Coraz częściej zwracają na to uwagę badacze, którzy zajmują się artystycznymi świadectwami traumy, postulując jej konieczną dekolonizację 8.
5Na ile różnią się od siebie praktyki świadczenia, które w zależności od kontekstu cechują inna dynamika, odmienne formy i racjonalizacje, ilustruje najlepiej przykład relacji ekspertów wysyłanych przez organizacje humanitarne w odległe rejony klęsk żywiołowych, konfliktów wojennych oraz innego typu kryzysów. Wspomniana Givoni poświęciła temu wymiarowi działalności organizacji humanitarnych obszerny rozdział w pracy The Care of Witness, śledząc losy międzynarodowej organizacji pozarządowej Lekarze bez Granic, która powstała w 1971 roku. Co ciekawe, początkowo eksperckie analizy sytuacji kryzysowych miały postać tradycyjnego storytelling, jak w przypadku testimonio. Zaangażowana narracja w pierwszej osobie stanowiła bowiem „część tego samego etycznego przedsięwzięcia, które starała się zrelacjonować, ostateczny etap procesu moralnej alchemii, który zmieniał lekarza w eksperta-świadka” 9. Kiedy jednak w latach dziewięćdziesiątych XX wieku wydarzenia w Somalii, Rwandzie, Bośni czy Kosowie ujawniły problematyczną stronę podobnych akcji humanitarnych ze względu na częste uwikłanie w rozgrywki polityczne między stronami konfliktu, radykalnie zmieniła się postać eksperckiego świadectwa. Miejsce zaangażowania zajęło wręcz demonstracyjne odwoływanie się do analitycznych metod typowych dla takich dyscyplin naukowych, jak stosunki międzynarodowe i ekonomia polityczna. Obiektywnie referowane fakty, uzupełniane zestawieniami danych statystycznych w formie tabelek i wykresów, nieraz były też krytykowane za usuwanie w cień politycznego wymiaru klęsk i kryzysów oraz tworzenie ahistorycznego, uproszczonego i poniżającego obrazu „anonimowej cielesności” 10ich ofiar. Cytowane określenie „anonimowa cielesność” brzmi przy tym jak echo dekolonialnych analiz uniwersalnego kodu epistemicznego, które odsłaniają jego ściśle geo-historyczne i bio-graficzne założenia, jego ukrywany eurocentryzm 11. Nic zatem dziwnego, że Givoni szuka alternatywy dla eksperckich aktów humanitarnego świadczenia w najnowszych technologiach i crowdsourcingowych formach zarządzania informacjami, nadzieję zaś pokłada w tym, że odwrócą one relacje władzy, które tak czy inaczej przenikają każdy akt świadczenia. Oczywiście wymagać to będzie nowych definicji świadka i świadectwa.
6W tym miejscu interesuje mnie jednak przede wszystkim praktyka świadczenia naukowego, która zdaje się znajdować na antypodach rozumienia świadectwa typowego dla „czasów świadka”. Jak bowiem podkreśla John Durham Peters, „obiektywny świadek różni się od tego, kto przeżył (…), obiektywny świadek to odcieleśnienie i pasywność, chłodna obojętność wobec relacjonowanej historii, oferującej «jedynie fakty»”12. Dlatego też rację ma Joan Leach, kiedy postuluje: „zbadanie pozycji świadka-naukowca zapewni alternatywną perspektywę dla analizy tej roli, którą odgrywają dziś świadek i świadectwo”13. Jej postulat tym bardziej zasługuje na uwagę, że coraz powszechniejsze podejście do nauk jako warunkowanego geograficznie i historycznie wytworu kulturowego wiąże się ze wzrostem znaczenia świadka i świadectwa również w tym obszarze. Nim jednak przyjrzę się współczesnym przemianom tej praktyki, powrócę na chwilę do początków nowoczesnych nauk. Praktyki świadczenia i właściwe im formy, dyskursywne odegrały wtedy niebagatelną rolę, ustanawiając trudny do przeoczenia kontekst dla tego, jak się je dzisiaj rozumie.
Naukowe fakty i wirtualni świadkowie
7„Nie było czegoś takiego jak rewolucja naukowa” – jednoznacznie stwierdza Steven Shapin, choć jego książka nosząca tytuł The Scientific Revolution niczym innym się nie zajmuje, jak właśnie rewolucją naukową. W zasadniczy sposób zmienia jednak jej przyjętą dziś definicję. Umiejscawiana zwykle w połowie XVII wieku rewolucja naukowa stanowiła, jak przekonuje Shapin, efekt odrębnych i dopiero powoli kumulujących się przemian, „wielorakich praktyk kulturowych, mających na celu zrozumienie, zbadanie i podporządkowanie człowiekowi świata natury” 14. Uczeni wychowani w tradycji filozofii przyrody Arystotelesa objaśniali dotąd świat znanych regularności i zuniwersalizowanych doświadczeń. Teraz natomiast zajęli się przede wszystkim konkretnymi wydarzeniami i nowymi zjawiskami, często możliwymi do obserwacji jedynie jako przedmiot świadomie przeprowadzanych eksperymentów – już nie tylko myślowych, lecz analizujących rzeczywiste zachowania rzeczy naturalnych i ich możliwe wykorzystanie w praktyce. Wzrost uznania dla wiedzy użytecznej pokazuje chociażby powstanie w 1597 roku Graham College w Londynie, gdzie między innymi wykładano praktyczną matematykę, czyli sztukę nawigacji. Nowe nauki, rodzące się na pograniczu uznanych dyscyplin, nie tylko ujawniały ograniczenia instytucjonalne ówczesnych uniwersytetów, zwiększając rolę możnych mecenasów i zakładanych pod ich egidą nowych stowarzyszeń. Podkopywały też wzniesiony na autorytecie antycznych tekstów gmach wiedzy. Jak przekonująco udowadnia Peter Dear, nawet rewolucyjne znaczenie Kopernika polegało dla ówczesnych nie tyle na odejściu od podstaw systemu Ptolemeusza, ile na postawieniu na głowie przyjętych relacji między dziedzinami astronomii i filozofii natury. Na dowód Dear przywołuje fragment przedmowy, którą anonimowo opatrzył tytułem De revolutionibus luterański teolog Andreas Osiander, ostrzegając przed naukowcami, którzy poczują się „głęboko dotknięci, gdyż wierzą, że granice między sztukami wyzwolonymi, oparte dawno temu na mocnych podstawach, nie powinny być kwestionowane” 15.
8Niezależnie od tego, jak różnorodne były przebiegające na wielu poziomach zmiany, które dziś nazywa się „rewolucją naukową”, wszystkie miały podobną przyczynę: odkrycia geograficzne i zapoczątkowaną przez nie ekspansję kolonialną. Nowe rośliny, zwierzęta i ludy z trudnością mieściły się w przyjętych kategoriach, zmuszając do ich weryfikacji i dostarczając argumentów tym, którzy przestali uznawać dawne autorytety. Tak właśnie postąpił Paracelsus, kiedy wskazując na niedostatki ustaleń Galena, powołał się na przykład syfilisu jako choroby, pochodzącej – jak wtedy sądzono – z Nowego Świata. Nowa wiedza nie przybierała postaci prawd uniwersalnych, lecz lokalnych osobliwości, które należało uporządkować na wypracowywanych dopiero zasadach, co wymagało weryfikacji obowiązujących ustaleń. Kto wie, czy tamtych burzliwych lat (wręcz dwóch stuleci, jak chce Dear) oraz rodzącej się nowej organizacji zdobywania i porządkowania użytecznej wiedzy nie oddaje najlepiej opis Domu Salomona w Nowej Atlantydzie (1626) Francisa Bacona. Część społeczności tej utopijnej wyspy podczas podróży po świecie gromadzi informacje, opisy i okazy, inni na miejscu przeprowadzają eksperymenty, jeszcze inni w ogromnej bibliotece studiują księgi w poszukiwaniu tego, co wymaga weryfikacji w laboratorium. Nieliczni wybrani na podstawie tych wszystkich sprawdzonych danych próbują zbudować nowy system wiedzy. Byłoby to przedsięwzięcie o wiele trudniejsze, gdyby równocześnie, także pod wpływem odkryć geograficznych, nie pojawiła się nowa definicja faktu.
9To prawda, nazwę „fakt” rezerwujemy dziś dla tych zdarzeń i zjawisk, które uznajemy za niezbicie prawdziwe i w związku z tym niewymagające żadnych dowodów. Tak zwane fakty naukowe cieszą się zaś niewątpliwie większym zaufaniem niż ustalane na drodze procedur sądowych czy historycznych. Że w okresie rewolucji naukowej wyglądało to zgoła inaczej, przekonuje Barbara J. Shapiro, śledząc w intelektualnym i kulturalnym życiu ówczesnej Anglii modyfikacje definicji tego, co uważano za fakt, w wielu powiązanych ze sobą kontekstach instytucjonalnych16. Nie ulega wątpliwości, że koncepcję „faktu”, który gwarantuje świadectwo, najlepiej złożone przez naocznego świadka, wypracowano w sądownictwie i prawodawstwie. Wprowadzenie instytucji sędziów przysięgłych, obarczonych zadaniem sprawdzania wiarygodności świadków i rzetelności ich świadectwa, przyczyniło się nie tylko do demokratyzacji wymiaru sprawiedliwości. Przygotowało też grunt pod to, co Shapiro już w tytule swojej książki nazywa szeroko rozumianą „kulturą faktów”. Kultura ta wywarła decydujący wpływ między innymi na upowszechnienie się idei wypracowywanych w ramach nowych nauk eksperymentalnych. Choć podstawowe dla nich pojęcie matter of fact odsyłało do prawnych koncepcji faktu i metod jego weryfikacji, jego powstanie umożliwiły dopiero przemiany, do których doszło w dziedzinie narastających lawinowo relacji z bliższych i dalszych podróży, opisujących odwiedzane miejsca, widziane tam „rzeczy” i obyczaje, doświadczone lub naocznie oglądane wydarzenia. Do tej pory termin „fakt” w sądzie i dyskursie historycznym odnosił się, zgodnie z jego łacińską etymologią, wyłącznie do dziedziny ludzkich czynów. Teraz zaczął obejmować też zdarzenia, zjawiska i „rzeczy” obserwowane w świecie naturalnym, a już wkrótce również sztucznie prowokowane w laboratoriach badaczy związanych z londyńskim Royal Society. Co warto podkreślić, zarówno w dziedzinie zwanej wtedy chorografią, łączącej między innymi geografię z etnografią i biologią, jak w ramach uprawianej w Royal Society historii naturalnej chodziło o przedsięwzięcia kolektywne, kumulujące obserwacje, eksperymenty i ustalenia wielu laików, praktyków i teoretyków działających poza oficjalnymi strukturami akademii.
10Zapożyczenie koncepcji faktu z dziedziny prawa i historiografii musiało pociągnąć za sobą dalsze implikacje epistemologiczne. Między innymi przejęto kluczową rolę naocznego świadectwa oraz skomplikowane zasady ustalania jego wiarygodności i bezstronności, a także retorycznych i stylistycznych norm spisywanych relacji. Jak bowiem podkreśla Shapiro, wszystkie „dyskursy faktograficzne szczególną wagę przywiązywały do zawinionych przez język zniekształceń”17. W przypadku „faktów naukowych” łączyło się to ponadto z potrzebą zaznaczenia, że nie chodzi o prawdy generalne, lecz tylko i wyłącznie o wiedzę praktyczną, ufundowaną na danych zmysłowych. Stąd szczególna troska o to, by zarówno w świadectwach ustnych, jak i w pisanych wyraźnie oddzielać to, co stanowi materię faktów, od przypuszczeń, hipotez i rozważań teoretycznych. W ten sposób powstały same zręby tego świadectwa, jakim są teksty naukowe z ich szczególną stylistyką i retoryką, jak też najważniejsze reguły upowszechniania wiedzy. Należy do nich choćby nowa koncepcja świadka, którego Steven Shapin i Simon Shaffer nie bez przyczyny w pracy Leviathan and the Air-Pump nazwali świadkiem wirtualnym18. W kontekście kluczowego dla nowożytnej nauki sporu Roberta Boyle’a z Thomasem Hobbesem przedstawili oni najważniejsze metody nauk eksperymentalnych, a także formę protokołów, którą zaproponował Boyle podczas serii doświadczeń z pompą próżniową pod koniec lat pięćdziesiątych XVII wieku. Trudno przy tym przecenić wpływ Boyle’a na ówczesne badania, gdyż – jak potwierdza wspomniany już Dear – jego prace należały do najczęściej bodaj czytanych w Europie, a jego samego współcześni uważali za najważniejszego przedstawiciela Royal Society.
11Tak istotna dla eksperymentów Boyle’a pompa próżniowa zwraca uwagę na szczególną cechę naoczności świadectwa w tworzeniu faktów naukowych. Często bowiem oko świadka wspomaga tu odpowiednia aparatura, od lunety i mikroskopu poczynając. Choć więc nadal chodzi o akt świadczenia odsyłający do obserwacji, ma on zwykle charakter zapośredniczony i odbywa się w sztucznych warunkach. Rodzi to podstawowy problem: jak wiarygodnie przekazywać specjalistyczną wiedzę, daleką od codziennego doświadczenia, by stała się dobrem publicznym? Większość eksperymentów w Royal Society prezentowano z tego względu przed gronem zaproszonych gości, którzy zaświadczali o prawidłowości ich przeprowadzenia, potwierdzając uzyskane wyniki przez wpis do udostępnianych za każdym razem rejestrów. Choć teatralny charakter tych pokazów przypomina pod wieloma względami popularne już wcześniej publiczne sekcje anatomiczne, różnic między nimi nie należy lekceważyć. Pokazowe sekcje miały bowiem głównie charakter naocznej prezentacji wiedzy przekazywanej w księgach, jak znakomicie potwierdza Lekcja anatomii doktora Tulpa (1632) Rembrandta. Na tym znanym obrazie widzimy oparty na podpórce opasły wolumen, zapewne kanoniczny wtedy atlas anatomiczny Andreasa Vesaliusa, jeden z medyków zaś trzyma w ręku kartkę z wyraźnym szkicem przedramienia. Niewątpliwie naoczne świadectwo ma tu jedynie potwierdzać dotychczasową wiedzę19. Tymczasem w przypadku pokazów z pompą próżniową Boyle’a było wręcz przeciwnie. Chodziło w nich o pozyskanie nieznanej dotąd wiedzy, której rzetelność miały potwierdzać kolejne świadectwa. Publikowano zatem szczegółowe opisy używanej aparatury, zachęcając do powtarzania eksperymentów na własną rękę.
12Jak można się spodziewać, żadna z powyższych metod nie zapewniała wystarczającej liczby świadków. Dlatego w New Experiments Boyle podjął się opracowania takiej procedury sporządzania raportów, która w wiarygodny – choć pośredni – sposób zdoła poszerzyć grono świadków, nie osłabiając wiarygodności ich świadectwa. Istotę jego metody, jak relacjonują Shapin i Shaffer, stanowił pozbawiony figur retorycznych „nagi styl” opisu przygotowań, okoliczności i kolejnych etapów konkretnego doświadczenia, który każdemu czytelnikowi zapewnić winien obraz niczym przez „szklane oczy teleskopu”, gwarantując tym samym pozycję wirtualnego świadka. Żeby wzmocnić niezbędną w tym celu przezroczystość stylu, Boyle wprowadził w sporządzanych raportach zasadę graficznego oddzielenia rzeczowego opisu od bardziej ogólnych uwag, przypuszczeń i hipotez. Dzięki temu, jak podkreślał, czytelnicy „nie muszą osobiście brać udziału w eksperymencie, żeby mieć wyraźny obraz jego przebiegu, gdyż dla ugruntowania ich uwag i przemyśleń wystarczy sama relacja”20. Jak widać, konkretny i szczery styl winien wystarczyć, żeby czytelnicy zmienili się w świadków, „wirtualnie” poszerzając ich grono. Hobbes komentował to kąśliwie, że w Royal Society „nie tylko wytwarzają maszyny, lecz również odbiorców”21. Odbiorców obsadzanych w roli wirtualnych świadków.
13Jak dowodzą przywoływane tu badania, obiektywizm i stopniowo coraz większy autorytet wiedzy zależały od wspólnotowego charakteru jej wytwarzania i weryfikowania, naturalizacja zaś wiązała się ściśle z postępującą instytucjonalizacją metod i konwencji wypracowywanych przez amatorów, a także z możliwością ich replikowania w ramach wyodrębniających się stopniowo dyscyplin akademickich. Nie chodziło też wyłącznie o tak zwane nauki eksperymentalne, gdyż ich model przejmowały następnie inne dziedziny wiedzy, także społeczne i humanistyczne. Nie bez racji sugeruje zatem wspomniana już Leach, że to przypuszczalnie autor prac naukowych otworzył długi szereg tych „nowoczesnych” autorów, którzy musieli symbolicznie umrzeć22, ukrywając własną subiektywność i pozycję świadka za pomocą rozlicznych technik retorycznych. Właśnie dlatego amerykańska biolożka i filozofka feministyczna Donna Haraway mówi ironicznie o „skromnym świadku” i – akcentując jego płeć przez użycie męskiego zaimka – pisze: „Jego narracje odznaczają się magiczną siłą – tracą wszelkie ślady swojej historii jako opowieści, jako efektu stronniczych przedsięwzięć, spornych reprezentacji czy wytworzonych dokumentów, w zamian zyskując niepodważalną zdolność do definiowania faktów” 23. Inna feministka Lynette Hunter, zajmująca się historią nauk, ujęła to w podobnym duchu, choć posłużyła się bardziej „męską” retoryką: „Nauka rzeczywiście wykorzystuje formalną, linearną logikę, żeby tworzyć samowystarczalne objaśnienia rzeczywistości, które zdają się przylegać do świata za sprawą tej efektywności, z jaką wnoszą swój wkład w technologię, przemysł i biznes”24.
Świadczenie w czasach wiedz sytuowanych
14Nie bez przyczyny w ostatnim akapicie w kontekście „skromnego świadka” pojawiła się kwestia płci. Jeszcze zanim retoryka tekstów naukowych pociągnęła za sobą „śmierć autora”, rozpoczął się bowiem proces uniwersalizacji wiedzy także pod względem płci. Racjonalnie rozumujący mózg nie miał przecież ciała, podobnie jak formalna, linearna logika, którą się posługiwał. Co ciekawe, nie zmieniło się to nawet w chwili, kiedy stosunkowo niedawno w polu badań nad ekstremalnymi doświadczeniami pojawiła się kategoria flesh-witnessing (świadczenia ciałem czy świadectwa ciała)25. Obejmowała ona wprawdzie wiedzę zdobywaną w skrajnych warunkach fizycznych, która wypala wyraźne piętno na ciele i w najlepszym wypadku można ją przekazać we fragmentaryczny, pozawerbalny sposób, nadal jednak traktowano ciało w sposób dalece uniwersalny (the body). Na pytanie o różnice między doświadczeniami konkretnych ciał (bodies) i gromadzoną w nich – czy za ich pośrednictwem – wiedzą, ciał naznaczonych płcią, tożsamością seksualną, rasą, etnicznością, kolorem czy wiekiem, zaczęto coraz częściej szukać odpowiedzi w ostatnich dekadach XX wieku na polu tak zwanych studiów nad mniejszościami. Przywołam zaledwie ich bardzo wąski wycinek, żeby na wybranych przykładach pokazać, jak tutaj traktuje się kwestię świadka, świadczenia i świadectwa.
15Konieczność świadczenia i ponoszenia odpowiedzialności za prowadzone badania, wyniki i sposób ich wykorzystania (response-ability) pojawiła się z całą mocą w najbardziej bodaj znanej koncepcji „wiedz sytuowanych” niemal trzydzieści lat temu. Taki termin Haraway zaproponowała kilka lat wcześniej niż przywołane wyżej określenie „skromny świadek”, w tytule obszernego artykułu Situated Knowledges na łamach „Feminist Studies”26. Rozważania na temat wiedz sytuowanych rozpoczęła od analizy krytycznego podejścia feministek, które zadają podstawowe pytania o przyjmowane w tradycyjnych naukach koncepcje obiektywności i prawdy naukowej, sformułowane w imieniu abstrakcyjnego podmiotu, pozbawionego zarówno cielesności, jak też lokalizacji w konkretnym miejscu i czasie. Ją samą przestało zadowalać zarówno wypracowane w nurcie empirycznego feminizmu wskazywanie na historyczną zmienność obu tych koncepcji, jak też bardziej typowe dla społecznych konstruktywistów podkreślanie statusu wiedzy i świata jako nieograniczonego materialną rzeczywistością produktu ludzkich poczynań i języka. Dlatego zaproponowała, żeby typowy dla nich odpowiednio subiektywizm i relatywizm zastąpić zmienną historycznie obiektywnością i konkretnie usytuowaną sprawczością grupową. Krytyczna analiza prowadzi bowiem do wniosku, że tradycyjne kategorie filozoficzne zrodziły się jako owoc nie tyle wbrew pozorom epistemologii, ile przede wszystkim retoryki, etyki i polityki. A ponieważ w obowiązującym paradygmacie wiedzy dominuje podejście okulocentryczne, sankcjonujące przemoc kolonizującego spojrzenia, Haraway zdecydowała się położyć nacisk na ucieleśnioną naturę każdego spojrzenia, tyleż bezpośredniego, ile zapośredniczonego technologicznie. Usytuowanie zaś spojrzenia w konkretnym i specyficznym ciele, miejscu i czasie przyczynia się do tego, że tak zdobywana wiedza może mieć wyłącznie charakter częściowy i lokalny zarówno w naukach humanistycznych i społecznych, jak też w ścisłych i eksperymentalnych. Epistemologia perspektywy częściowej powinna ponadto sprawić, że możliwe stanie się – według Haraway – coraz lepsze aktywne opisywanie świata z określonego i ujawnionego punktu widzenia. Że powstanie wiele równoważnych wiedz usytuowanych.
16To, co Haraway rozumie pod kluczowym dla swojej propozycji pojęciem „wiedze sytuowane”, wiąże się nie tylko z lokalizacją danego punktu widzenia oraz stylem i retoryką zależnej od niego opowieści o świecie. Postkolonialny charakter jej rozważań, wyraźny w powtarzającym się geście podkreślania przemocy wszelkich praktyk wizualizacyjnych, sprawił, że musiała podważyć inną fundamentalną dla zachodniej kultury binarną opozycję – między aktywnym podmiotem poznającym a biernym przedmiotem jego analitycznego spojrzenia poddawanym skrupulatnej wiwisekcji. Dlatego w Situated Knowledges czytamy: „Wiedze usytuowane wymagają tego, żeby przedstawiać sobie przedmiot wiedzy w funkcji aktora i sprawcy” 27. Kiedy kilka lat później Lynette Hunter w Critiques of Knowing powróciła do koncepcji wiedz sytuowanych, opisała sformułowany przez Haraway wymóg jako konieczny i nieustający proces negocjacji między przyjętymi już ustaleniami i definicjami a lokalnymi uwarunkowaniami i zjawiskami. Jedynie wtedy, jak powtarzała, być może uda się wymknąć spod kontroli ustabilizowanych i rozpoznawalnych metafor i innych reprezentacji przyjętych dyskursów naukowych, wzmacnianych przez ponadnarodową ekonomię, która nie tylko wspiera jedynie najbardziej dla niej opłacalne badania, ale także określone formy gromadzenia i porządkowania wiedzy. Im bardziej usytuowane staną się nauki jako społeczne wytwory, w znacznym stopniu warunkowane lokalnymi materialnościami, tym trudniej będzie je kontrolować z ponadnarodowej, „uniwersalnej” perspektywy.
17Odwołując się do koncepcji wiedz sytuowanych Haraway, Hunter zaproponowała ponadto własne pojęcie „sytuowanych tekstualności”. Jak bowiem tłumaczy, gdyby istniało inne nastawienie do retorycznej tekstualności komunikacji naukowej, „pozwoliłoby to na wiele sposobów artykułować uprawiane praktyki, umożliwiając zarazem rekonstrukcję wiedzy naukowej i organizacji nauki”28. Nie sposób zlekceważyć tej propozycji, jeśli pamięta się o tym, jak często chęć pozytywnej odpowiedzi na postulaty o sytuowanie wiedzy wyczerpywała się w przedmowach, w których autorki i autorzy ujawniali prywatne dane z własnego życia, światopogląd, tożsamość seksualną, kolor skóry i tym podobne. Rzadko wszakże miało to widoczny wpływ na podejmowany temat, sposób jego przedstawienia i tekstualność prowadzonego wywodu. Tym bardziej warto przywołać przykład Joan Roughgarden i jej dwóch głównych prac, które nie mogłyby powstać w takim kształcie, gdyby nie określona cielesność ich autorki.
18U źródła Evolution’s Rainbow znajduje się zachwyt różnorodnością tłumów biorących udział w Paradzie Równości w San Francisco, w której Roughgarden uczestniczyła po raz pierwszy jeszcze jako mężczyzna oczekujący na zmianę płci. Wtedy właśnie postanowiła poszukać istotnych różnic między tym, co nauki biologiczne uznają za normę, a naocznymi dowodami o wiele większej zmienności, usuwanej w cień czy wręcz patologizowanej przez biologię molekularną i medycynę. I rzeczywiście, jej książka stanowi fascynujący zbiór przykładów wszelkich form zwierzęcych, które skutecznie podważają rozpowszechnione i fałszywe przekonania na temat seksu i seksualności w tym królestwie, a także modyfikują definicję gender. W ujęciu Roughgarden ta definicja obejmuje bowiem tyleż ciało, które posiada określoną płeć biologiczną (sex), ile wygląd, zachowanie i całą historię tego ciała. Nie inaczej stało się w przypadku monografii The Genial Gene, w której autorka podjęła wysiłek dekonstrukcji koncepcji samolubstwa, podstawowej dla teorii ewolucji jako Darwinowskiej walki na kły i pazury, którą przypomniał Richard Dawkins w słynnej książce Samolubny gen. Udało się jej osiągnąć zamierzony cel głównie dlatego, że do grupy badawczej zaprosiła dość nietypowego współpracownika – specjalistkę od inżynierii komputerowej i algorytmów. To właśnie z jej pomocą odkryła, że choć biologowie od lat korzystają z teorii gier, posługując się podstawową pracą Johna Manyarda Smitha Evolution and Theory of Games, to przecież znają jedynie tę jej część, która została poświęcona modelom niekooperacyjnym. Smith bowiem nawet nie podejrzewał, że skoro podstawowym prawem przyrody jest konflikt, biologom może się przydać wiedza na temat kooperacyjnego modelu przetargu, który w The Genial Gene wykorzystała Roughgarden. To zatem znakomity przykład tego, że określona i indywidualnie motywowana postawa autora może wpłynąć decydująco na poszerzenie metodologicznego horyzontu danej dyscypliny naukowej.
19Innowacyjne pod względem ujęcia tematu i podejścia metodologicznego prace Roughgarden posługują się jednak tradycyjnym dyskursem naukowym, w jego odmianie typowej dla uprawianej przez nią dyscypliny. Nie oznacza to wszakże, że sytuacyjne tekstualności, o które dopominała się Hunter, pozostały wyłącznie w sferze postulatów. Choćby Haraway sięga przecież chętnie po postrzeganą jako mało typowa dla naukowego dyskursu formę manifestu29, w niedawnej zaś pracy Staying with the Trouble na równych prawach co bardziej tradycyjnie naukowe szkice zamieściła też fikcyjne The Camille Stories, które powstały podczas warsztatów narracji spekulatywnych30. To historia kilku pokoleń futurystycznych Dzieci Kompostu, które – chcąc przetrwać apokalipsę antropocenu – muszą porzucić nie tylko zasady heteronormatywnej reprodukcji, lecz także większość naszych wyobrażeń o tak zwanych niezmiennych prawach świata przyrody. Natomiast moim ulubionym przykładem realizacji postulatu Hunter nadal pozostaje praca amerykańskiej antropolożki Anny Lowenhaupt Tsing The Mushroom at the End of the World, choć sama autorka nigdzie się w niej pojęciem „sytuacyjna tekstualność” nie posługuje. Tsing zdaje sobie jednak w pełni sprawę z tego, że zarówno tradycyjny system wiedzy, upowszechniania wyników badań naukowych i edukacji, jak też właściwe dla nich instytucje znajdują się w głębokim kryzysie. Dlatego odnotowuje: „Żeby napisać historię ruin, musimy podążać za niespójnymi strzępami wielu opowieści, na chwilę stając się częścią ich niejednorodnych splotów” 31. Innymi słowy, porzucić musimy dominujący nadal wzór pozornie obiektywnego wywodu naukowego, zamkniętego w sobie i uporządkowanego w klarownie wytyczonych granicach, z linearnie prowadzoną, kumulacyjną i wiarygodną argumentacją, żeby znaleźć swoiste formy wyrazu dla wytwarzanej tu i teraz wiedzy usytuowanej.
20Tsing już we wcześniejszej pracy Friction umieściła na marginesach lokalne nazwy i opisy roślin na Borneo, starając się zachować zasadę ich miejscowego uporządkowania, daleką od wywodzących się z systematyki Linneusza współczesnych klasyfikacj32. W The Mushroom at the End of the World podążyła natomiast za pogmatwanymi formami życia i rozmnażania się, sposobami zbierania, kulinarnymi praktykami przyrządzania i kulturowymi funkcjami cenionych przez Japończyków grzybów matsutake, rosnących dziko w lasach na kilku kontynentach, gdzie ludzka gospodarka poważnie naruszyła środowisko naturalne. Skomplikowane procesy wzajemnych wpływów i translacji, w których biorą udział te grzyby, opisała jako asamblaże polifoniczne, czyli wciąż otwarte na nowe spotkania, odmienne rytmy i trajektorie czasu. Idąc zaś tropem tych spotkań, trudnych do oznaczenia i dlatego nieskalowalnych, znalazła także lokalny i specyficzny sposób przedstawienia własnych ustaleń, jedyną w swoim rodzaju sytuacyjną tekstualność. Dlatego trudno o lepszy przykład tego, że nie tylko badacz jest świadkiem, ale również wyniki jego badań nosić mogą rozpoznawalne cechy zindywidualizowanego świadectwa.
Praktyki świadczenia (raz jeszcze)
21Choć wyszłam od krótkiego przedstawienia trzech uprawianych w ostatnich dekadach XX wieku praktyk świadczenia, moim celem było jedynie naszkicowanie kontekstu, w którym zasadne okaże się pytanie o czwartą praktykę – o badacza jako świadka i wyniki jego badań jako świadectwo. Nie chodziło mi przy tym o tak zwane świadczenie z drugiej ręki, kiedy badacz bierze udział w akcie składania świadectwa czy też analizuje jego rezultaty, zapisane lub zarejestrowane na wideo. Chciałam przyjrzeć się mu raczej jako świadkowi świata, z którym żyje i się współstaje (jak powiedziałaby Haraway opisująca ten proces za pomocą angielskiego neologizmu becoming-with), oraz wynikom badań jako świadectwom indywidualnym czy grupowym, choć nadal jedynie częściowym. Dlatego nieodzowny wydał mi się wypad w czasy wielkich odkryć geograficznych, kiedy kształtował się paradygmat nowoczesnych nauk, a jego fundament stanowiło pojęcie faktu, wywiedzione z prawa i nieodzownie zakładające istnienie świadków i świadectw. Bardzo szybko jednak definicja faktu uległa zmianie i wcześniejszą ostrożność wobec przypuszczeń i hipotez zastąpiła wola porządkowania i tworzenia wielkich systemów naukowych, kolonizacji ożywionego i nieożywionego świata. To zaś pociągnęło za sobą „śmierć autora” naukowych traktatów i wykształcenie się specyficznej retoryki „przezroczystego” przedstawiania wyników badań jako ustaleń prawdziwych, obiektywnych i całościowych. Na ile było to skuteczne, najlepiej pokazują przemiany praktyki świadczenia Lekarzy bez Granic, o których wcześniej wspomniałam.
22W ostatniej części tego tekstu próbowałam przedstawić współczesną sytuację, która pod wieloma względami zaczyna coraz wyraźniej przypominać czasy tak zwanej rewolucji naukowej. Niecierpliwym warto przypomnieć, że tamta rewolucja trwała prawie dwa wieki, więc trudno się dziwić, że zachodzące na naszych oczach zmiany i modyfikacje z punktu widzenia głównego nurtu zdają się ledwo widoczne. Kiedy stawką pozostaje komunikacja, niełatwo o bardziej radykalne innowacje na poziomie stylu i retoryki tekstów naukowych. Przecież to, co Hunter nazywa sytuacyjną tekstualnością, stawia w lekturze o wiele większy opór niż „przezroczyste”, dobrze i logicznie zbudowane teksty naukowe. A to argument, którego sile czasem trudno nie ulec.
Notes de bas de page
1 Tekst powstał w ramach projektu badawczego Narodowego Centrum Nauki „Performanse pamięci: strategie testymonialne, rekonstrukcyjne i kontrfaktyczne w literaturze i sztukach performatywnych XX i XXI wieku” (UMO–2014/15/G/ HS2/04803).
2 O „czasach świadectwa” pisze Shoshana Felman w: S. Felman, D. Laub, Testimony: Crisis in Witnessing in Literature, Psychoanalysis and History, Routledge, London–New York 1991. Natomiast określenie „czasy świadka” już w tytule książki umieściła francuska historyczka Holokaustu Annette Wieviorka, por. tejże, L’ère du témoin, Hachette, Paris 2002.
3 J. N. Cru, Témoins [1929], préface Frédéric Rousseau, Presse Universitaires de Nancy 2006.
4 R. Dulong, Le témoin oculaire. Les conditions sociales de l’attestation personelle, Editions de l’EHESS, Paris 1998.
5 M. Givoni, Witnessing/Testimony, „Mafte’akh” 2011, nr 2, s. 150.
6 D. Fassin, Humanitarian Reason: A Moral History of the Present [2010], trans. R. Gomme, University of California Press, Berkeley–Los Angeles–London 2012, s. 204–221.
7 Jak słusznie zwraca uwagę Givoni, książkę Felman The Juridical Unconsciousness (2002) czytać można jako świadomie politycznie zaangażowaną w walkę z przemocą wobec kobiet i Afro-Amerykanów korektę przyjmowanej przez nią wcześniej modelowości Holokaustu. Nie inaczej stało się w przypadku Cathy Caruth, która w Literature in the Ashes of History (2013) analizuje także ludobójczą politykę dyktatury w Chile i przemoc w miastach USA; por. M. Givoni, The Care of the Witness: A Contemporary History of Testimony in Crises, Cambridge University Press, Cambridge 2016.
8 Por. S. Craps, Postcolonial Witnessing: Trauma Out of Bonds, Palgrave Macmillan, London 2013; S. Andermahr (ed.), Decolonizing Trauma Studies: Trauma and Postcolonialism, MDPI, Basel 2016.
9 M. Givoni, The Care of the Witness: A Contemporary History of Testimony in Crises, Cambridge University Press, Cambridge 2016, s. 195.
10 L. H. Malkki, Speechless Emissaries: Refugees, Humanitarianism, and Dehistorization, „Cultural Anthropology” 1996, nr 11, s. 388.
11 Por. np. W. D. Mignolo, The Darker Side of Western Modernity: Global Futures, Decolonial Options, Duke University Press, Durham–London 2011.
12 J. D. Peters, Witnessing, „Media, Culture and Society” 2001, nr 7, s. 716.
13 J. Leach, Scientific Witness, Testimony, and Mediation, w: P. Frosh, A. Pinchevski (ed.), Media Witnessing: Testimony in the Age of Mass Communication, Palgrave Macmillan, London 2009, s. 183.
14 S. Shapin, The Scientific Revolution, The University of Chicago Press, Chicago 1996, s. 1 i 3.
15 P. Dear, Revolutionizing the Sciences: European Knowledge and Its Ambition, 1500–1700, Palgrave, Basingstoke 2001, s. 102.
16 B. J. Shapiro, A Culture of Fact. England, 1550–1720, Cornell University Press, Ithaca–London 2000. Ustalenia Shapiro na innym materiale z tego samego okresu potwierdza Andrea Frisch, por. tejże, The Invention of the Eyewitness: Witnessing & Testimony in Early Modern France, The University of North Carolina, Chapel Hill 2004.
17 B. J. Shapiro, A Culture of Fact, s. 212.
18 S. Shapin, S. Shaffer, Leviathan and the Air-Pump: Hobbes, Boyle and the Experimental Life, Princeton University Press, Princeton 1985.
19 Pisałam o tym gdzie indziej, por. M. Sugiera, Nieludzie. Donosy ze sztucznych natur, Księgarnia Akademicka, Kraków 2015, rozdział Lekcja anatomii, s. 147–171.
20 Tamże, s. 108.
21 Tamże, s. 110.
22 J. Leach, Scientific Witness, Testimony, and Mediation, s. 189.
23 D. J. Haraway, Modest_Witness@Second_Millenium.FemaleMale_Meets_OncoMouse: Feminism and Technoscience, Routledge, New York–London 1996, s. 24.
24 L. Hunter, Critiques of Knowing: Situated Textualities in Science, Computing and the Arts, Routledge, New York–London 1999, s. 158.
25 Por. Y. N. Harari, The Ultimate Experience: Battlefield Revelations and Making of Modern War Culture, 1450–2000, Palgrave Macmillan, London 2008.
26 D. J. Haraway, Situated Knowledges: The Science Question in Feminism and the Privilege of Partial Perspective, „Feminist Studies” 1988, nr 3.
27 Tamże, s. 592.
28 L. Hunter, Critique of Knowing, s. 138.
29 Por. D. J. Haraway, Manifestly Haraway, The University of Minnesota Press, Minneapolis–London 2016.
30 D. J. Haraway, The Camille Stories. Children Of Compost, w: D. J. Haraway, Staying with the Trouble: Making Kin in the Chthulucene, Duke University Press, Durham–London 2016, s. 134–168.
31 A. Lowenhaupt Tsing, The Mushroom at the End of the World: On the Possibility of Life in Capitalist Ruins, Princeton University Press, Princeton 2016, s. 213.
32 A. Lowenhaupt Tsing, Friction: An Ethnography of Global Connection, Princeton University Press, Princeton–Oxford 2005.
Auteur
Uniwersytet Jagielloński
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.
Maszynerie afektywne
Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet
Monika Glosowitz
2019