O tłumaczeniach ziewończyków
p. 168-177
Texte intégral
Zabytki słowiańskie
1Seweryn Goszczyński, z rozmachem kreśląc swój program literacki, za podstawowe źródło narodowej twórczości uznał starosłowiańskie zabytki ludowe, rodzime, ale także bratnie (pobratymcze), którym przyznał ważną rolę w kształtowaniu jedności etnicznej: „wszystko z pokoleń słowiańskich tworzy tę samą rodzinę, poezja każdego z nich jest nasza”1. Ludwik Nabielak, gorący rzecznik oparcia kultury polskiej na słowiańskiej, pisał nieco wcześniej: „im dalej cofniemy się wstecz do źródła, z którego wszystkie narody słowiańskie pochodzą, tym oczywistszą między nimi, tak języka i wyobrażeń, jak dziejów znajdziemy wspólność, że w końcu wszelka między nimi różnica zniknąć musi”2. Literacką egzemplifikację tych haseł odnajdujemy w obu tomach „Ziewonii”, w „Rozmaitościach Lwowskich”, a przede wszystkim w translatorskich pracach ziewończyków .
2Ziewończycy realizowali swój słowianofilski program przede wszystkim w sferze literackiej, która, jak dowodziłam wcześniej, miała w romantyzmie charakter ideologiczny – było to bowiem główne miejsce wytwarzania ducha narodowego. Program poezji narodowej Goszczyńskiego i „testament Nabielaka” wyznaczały kierunki prac badawczych i artystycznych. Na pograniczu działań naukowych i literackich sytuowała się ich praktyka translatorska. Zdumienie budzi ich zapał, wysiłek i efekty tych tłumaczeń. Do najbardziej popularnych należały Wyprawa Igora na Połowców. Poemat słowiański w tłumaczeniu Augusta Bielowskiego oraz przełożone przez niego pieśni serbskie3. Zaś Rękopis królodworski przetłumaczony został przez Ludwika Nabielaka i Lucjana Siemieńskiego4. Za bardzo udane uważano translacje i naśladowanie dumek ukraińskich autorstwa m.in. Siemieńskiego i Bielowskiego5.
Przekłady. Za i przeciw
3Brak polskich zabytków słowiańskich niezbędnych w świetle manifestów romantycznych do budowania fundamentów literatury narodowej zmusił polskich słowianofilów, poczynając od Ludwika Nabielaka, do szukania rozwiązań zastępczych. Przekonanie o wspólnych korzeniach wszystkich ludów słowiańskich pozwoliło na głoszenie długo forsowanej tezy, że wszystkie starożytne zabytki słowiańskie należą do polskiej tradycji. Towarzyszyło temu przekonanie, że polskie dzieła, jakie mogłyby powstać w zamierzchłej przeszłości, nie odbiegałyby od tych, które zachowały się do naszych czasów. Pomijano przy tym fakt, że w tym czasie toczyła się w Europie poważna dyskusja często podważająca ich autentyczność. Atmosfera radosnego entuzjazmu z powodu odnalezienia tych niezwykłych słowiańskich skarbów literackich, jaka panowała w środowisku ziewończyków, nie pozwalała rzucić cienia podejrzliwości na problematyczność ich pochodzenia. Ci, którzy próbowali choćby napomykać, że może są to jednak falsyfikaty, spotkali się z wrogością i byli traktowani niemal jak zdrajcy narodowi.
4Miłość ziewończyków do przekładów wymaga głębszego namysłu. Decyzja poświęcenia się tej pracy nie była przecież łatwa, gdyż będąc poetami, tak jak Siemieński musieli rezygnować z oryginalnej twórczości na rzecz tłumaczenia, jeśli nie pogardzanego, to uważanego przez artystów romantycznych za czynność nie tak wysokich lotów jak poezja. W romantycznych teoriach estetycznych doszło do silnego spolaryzowania tych głównych pojęć. Na jednym biegunie znalazły się boska siła tworzenia oraz wywyższony przez nią geniusz artysty, ujawniający się w oryginalnych aktach twórczych. Na drugim zaś ulokowała się, z trudem mieszcząca się w nowym świecie artystycznym, klasycystyczna kategoria naśladownictwa, kojarzona z takimi pojęciami jak wtórność, fałsz, sztuczność, niewierność. Tak rozumiane podstawy kanonu klasycystycznego zostały całkowicie zdezawuowane jako niegodne artysty oraz szkodliwe dla kultury narodowej. Jednakże poeci polscy zajmujący się sztuką translatorską wyszli z tej opresji cało, gdyż większość z nich postawiła na przekłady literackie, często osiągające wysoką rangę artystyczną.
5W tym kontekście należy się zastanowić, jakie jest miejsce przekładu w programie kultury narodowej, gdyż, jak pisze Lori Chamberlain, jest on „«w najlepszym razie echo» […] – przedstawiany jest dosłownie i metaforycznie w kategoriach wtórności. […] przekład w powszechnym mniemaniu stanowi coś jakościowo innego od oryginalnego aktu twórczego. […] Kulturowa analiza tego poglądu pozwala stwierdzić, że za istotę oryginału uważa się jego naturalność i prawowitość, natomiast za istotę kopii – sztuczność, fałszywość i niewierność. Przekład może być na przykład echem (w kategoriach muzycznych), kopią lub portretem (w kategoriach malarskich) bądź pożyczonym lub niedopasowanym ubraniem (moda)”6. Z drugiej zaś strony musimy jednak pamiętać, że już na początku XIX wieku w Niemczech rozwinęła się niemiecka szkoła przekładu. Teorią zajmowali się Goethe i Schlegel, którzy widzieli działalność translatorską jako jedną z form Bildung. Estetyczny i filozoficzny namysł zaowocował projektem kultury niemieckiej otwierającej się na inność obcych języków. Dotychczasowy model francuski, opierający się na zasadzie wolnego przekładu, czyli wolnego naśladownictwa, został zastąpiony przez wzór opracowany m.in. przez Friedricha Schleiermachera7. Jego koncepcja wnikania w ducha tekstu stała się obowiązująca w całej Europie. Polscy tłumacze nie przestrzegali w sposób rygorystyczny tej zasady, a każdy z nich starał się oddawać ducha po „swojemu”, czego przykładem jest praca ziewończyków.
Wierne czy swobodne
6Szczególnym zainteresowaniem cieszył się Rękopis królodworski opublikowany po czesku 1829 roku w „Pamiętniku Warszawskim” przez Walentego Skorochoda Majewskiego. W tym czasie ukazały się w „Haliczanie” przekłady kilku jego fragmentów – Nabielaka i Bielowskiego. Siemieński przetłumaczył całość w roku 1836. Przy okazji ukazania się tłumaczeń Słowa… i Rękopisu… rozgorzała dyskusja na temat zasad przekładu. Tym zagadnieniem zajmowali się przede wszystkim Siemieński i Bielowski, ale również i Goszczyński. Walenty Chłędowski w artykule O tłumaczeniu za idealną metodę uznał wyważenie między niewolniczą dokładnością a śmiałą wolnością8. Jednak za głównym pytaniem – przekład wierny czy swobodny – kryły się nie tylko reguły estetyczne, ale i próba zagwarantowania wyższej pozycji języka polskiego wśród innych języków słowiańskich.
7Według wielu słowianofilów sprawą zasadniczą było założenie wierności. Rodziło to wiele trudnych do rozwiązania problemów. Żądanie mistrza Chodakowskiego, by pomniki zachowywać nieskażone, przyczyniało się do niezrozumiałości dzieł. Nabielak, zdając sobie sprawę, że dzieło, jeśli ma spełniać swoją ideologiczną rolę, musi być przystępne dla polskiego czytelnika, szukał więc pośrednich rozwiązań i ostatecznie, usprawiedliwiając się, że nie posiada dobrej znajomości starej polszczyzny, przełożył Rękopis królodworski, posługując się współczesnym mu językiem polskim. Podobnie uczynił Siemieński, który unikając archaizmów, dokonał przekładu w języku sobie współczesnym. Jak wszyscy ziewończycy był on entuzjastą zabytków słowiańskich, nie podawał więc w wątpliwość autentyczności tekstu, choć nie był radykalnym obrońcą jego czystości. Świadomość, że upływ czasu pozostawił ślady na tekście i nie zostawił go nieskażonym, pozwoliła mu na pewną swobodę poetycką. Poza tym bardziej w sobie ceniąc bycie poetą, sytuował się w pozycji wygodniejszej niż ta, jaką zajmowali filologowie. Trudnych miejsc w tekstach, które przysparzały zmartwień i spędzały sen z powiek ówczesnym tłumaczom, nie traktował jak świętości, pisząc: „W przekładzie nie zawsze trzymałem się komentatorów, a z tych najmniej Hanki, któremu dosyć, że słowa a nie myśli przetłumaczył. Szedłem więcej za uczuciem poezji niż za krętymi ścieżkami etymologii, zwłaszcza gdy tylko jeden taki rękopis istnieje, od pierwiastkowego zapewnie wiele różny”9.
8Marian Małecki pisze, że Siemieński nie mógł się pozbyć głębokiej urazy do krytyków, gdyż tłumaczone przez niego w Odessie Słowo…, opublikowane we lwowskim czasopiśmie, nie zostało życzliwie przyjęte, a krytyczną recenzję napisał m.in. sam Wacław Hanka10. Głoszone przez siebie zasady przekładu, wiernie oddające treść i cechy stylu oryginału, polegające na wnikaniu zgodnie ze szkołą niemiecką w ducha tekstu, Siemieński starał się, nie rezygnując z artystycznych inspiracji i ambicji, stosować w pracy nad Rękopisem… oraz w przekładach i parafrazach dumek ukraińskich. Opinię Chłędowskiego, że przekład powinien być wierny, ale nie niewolniczy, uznał za obowiązującą, i uważał, że wystarczy odpowiedni dobór środków językowych i stylistycznych, by odtworzyć jak najwierniej charakter tłumaczonego dzieła.
9Tak rozumiane reguły przekładu sprowadzały się do spolszczania i w istocie służyły wytwarzaniu i wzmacnianiu ducha narodu polskiego. Romantyczne przekłady ziewończyków należy postrzegać jako formy strategii językowej aneksji, realizującej program narodowej poezji. Seweryn Goszczyński w recenzji z Wyprawy Igora na Połowców w przekładzie Bielowskiego najwyraźniej tak właśnie pojmuje przekład, nazywa go bowiem przepolszczeniem „Dziełko całe jest przepolszczeniem staroruskiego poematu, którego tytuł w oryginale: Słowo o pułku Igorewie składa się zaś z dwóch tłumaczeń, jednego wierszem, a drugiego ściśle dosłownego prozą”11.
10Sztukę przekładu ziewończyków musimy więc uznać za kulturową kolonizację języków słowiańskich. W tym ujęciu translacja nie była poszukiwaniem odpowiedniego miejsca dla odmiennej kultury w języku polskim, ale zawłaszczeniem inności, polegającym na poszerzaniu granic języka polskiego, który narzucony przez tłumaczy, miał stać się wspólnym dziedzictwem w tym wypadku obu języków. Spolszczanie należy potraktować jako sposób przesuwania granic polskości jak najdalej na wschód. W tłumaczeniach ziewończyków spod grubej warstwy polszczyzny z trudem przebijało się to, co było odstępstwem od językowego kanonu, nie należało do polskiego słownictwa czy składni, a tzw. miejsca ciemne, czyli trudne, usuwano jako niezrozumiałe dla polskiego czytelnika. Strategia kolonizacyjna odbywała się tu na poziomie języka, fantazji oraz projektu politycznego i służyła podtrzymywaniu polityki rewindykacyjnej i pretensji do ziem ruskich, a w tym wypadku do Ukrainy. Przedsięwzięcia translatorskie przywodzą na myśl dawne militarne podboje tych terenów. Celem miało być objęcie polszczyzną wszystkich zabytków słowiańskich.
11Goszczyński traktuje Słowo… jako dowód istnienia kultury polskiej na Kijowszczyźnie, w której to narodzić się miał ten poemat: „Pieśń o wyprawie Igora, w dwunastym wieku napisana jest prawie całkiem pogańska, jakkolwiek Ruś, za Włodzimierza Wielkiego ochrzszczona blisko od półtrzecia wieku zostawała już w chrześcijaństwie. Przydać należy i to że Ruś ówczesna, składająca się po większej części z różnych sławiańskich ludów, musiała mieć już podówczas w języku swoim rozmaite narzecza. Dlatego to niektórzy tłumacze posądzają twórcę tej pieśni o spolszczenie wielu wyrazów a Jakub Pożarski, tłumacz jej na język rosyjski, trafnie uważa, że klucza do zrozumienia tej pieśni szukać potrzeba w dawnej Polsce, w narzeczu gminnem około Kijowa, w którem to miejscu, według wszelkiego podobieństwa, pieśń niniejsza tworzona była”12.
12Forsowana przez Siemieńskiego i powtarzana potem przez innych teza, że językiem oryginału Słowa… był polski, pozwoliła ziewończykom zrównać przekład z oryginałem. Według nich nie ma między nimi zasadniczej różnicy, a nawet przekład jako wzbogacenie języka polskiego jest ważniejszy niż oryginał: „Bielowski w swojej Wyprawie Igora dowiódł, jak pojął tę prawdę, że przekład, ażeby zajął w literaturze godne dla siebie miejsce, powinien być podniesiony do wartości oryginału, co większa dowiódł, że można to uskutecznić. Przekład rzeczony jest takim zbogaceniem polskiego języka, już to przez przyswojenie niektórych wyrazów słowiańskich, już to przez wydobycie polskich, zaległych w głębi staroświecczyzny, iż mu w tym względzie, wielka liczba dzieł oryginalnych musi ustąpić pierwszeństwa”13.
I jeszcze piękne
13Goszczyński, tak jak wszyscy teoretycy, zwraca uwagę na problem wierności i piękna przekładu. W tym miejscu strategia kolonizacyjna zazębia się z polityką gender. Lori Chamberlain pisze, że „bodaj najlepiej znanym przejawem seksualizacji przekładu jest określenie les belles infideles – przekłady, jak kobiety, mogą być albo piękne, albo wierne”14. Goszczyński tak jak większość polskich tłumaczy rozwiązuje ten dylemat na korzyść wierności: „Powiemy więc na pochwałę Bielowskiego, że jako tłumacz dopełnił wszystkich swojego powołania warunków. Trzeba mieć przed oczyma tekst oryginału, jak my go mamy – trzeba się w ten tekst wczytać, przejąć się jego duchem, aby ocenić, jakich sił wymaga przestrojenie go w dzisiejszą naszą mowę, aby uczuć całą trudność głównego warunku tłumacza: wierności – zmierzyć całą zasługę uczynienia mu zadość i poznać, jak go szczęśliwie Bielowski dopełnił”15.
14Z drugiej jednak strony Goszczyński dostrzega dobre strony pięknego przekładu, zwłaszcza że Bielowski dał dwa tłumaczenia: artystyczno-poetyckie i dosłowne prozą. Postanowił więc zrealizować ideę pięknego i wiernego przekładu nie w jednej postaci, ale w dwóch.
Co z ojcem?
15Nurtujące ziewończyków zagadnienie wierności prowadzi nas do nie do końca uświadamianej przez nich sfery i wyraźnie wskazuje na ukrytą relację między przekładem jako kobietą a oryginałem jako mężczyzną. W europejskiej tradycji przekład zazwyczaj pozostawał w sferze podejrzeń. Wątpliwości co do jego czystości, szczerości i uczciwości znajdujemy w licznych tekstach teoretycznych i w rozważaniach tłumaczy na temat jego istoty. Chamberlain pisze, że przekład, tak jak każda żona w tradycyjnie rozumianym małżeństwie, poddawany jest ciągłemu publicznemu osądowi. Nigdy nie doświadcza tego mąż, który jako źródło prawa osądzającego moralność kobiety znajduje się poza wszelkimi podejrzeniami. Za tymi wszystkimi oskarżeniami, mieszającymi sferę obyczajową z estetyczną, czai się niepokój dotyczący prawdziwego ojcostwa, czyli autorstwa. Pytanie nurtujące wielu zainteresowanych brzmi – kto jest prawdziwym ojcem?16.
16W przypadku prac ziewończyków problem legitymizacji praw do autorstwa został rozwiązany przez zrównanie oryginału z przekładem, tłumacz przejął tam bowiem rolę autora. Tłumacze, pozbywając się symbolicznego ojca, dali sobie prawo do większej swobody działań. Okoliczności historyczne okazały się bardzo sprzyjające, a ziewończycy wykorzystali fakt, że autorzy przekładanych zabytków pozostawali w świadomości społecznej nieznani. Anonimowość autorów skazywała ich niemal na niebycie, pozbawieni imion i nazwisk stawali się pustym miejscem, które mogło zostać zawłaszczone przez tych, którzy ich tłumaczyli na inne języki. Nic dziwnego, że w opinii ziewończyków przekład niemal przewyższał oryginał. Na mocy tej uzurpacji zanikła różnica między kulturami i językami, a tekst oryginału wchłaniany był do kultury polskiej, stając się całkowicie uległy, „podporządkowany jak kobieta”. Dochodziło tu do odwrócenia ról: przekład stał się męski, a oryginał kobiecy. W świetle teorii Serge’a Gavronskiego, cytowanego przez Chamberlain, ziewończycy byli tłumaczami agresywnymi, kanibalistycznymi, biorącymi oryginał w posiadanie, konsumującymi tekst, czyli karmiącymi się jego słowami, pochłaniającymi je, a potem wygłaszającymi je we własnym języku, któremu nie zagrażał już żaden obcojęzyczny autor17.
17Bielowski we wstępie do Wyprawy Igora na Połowców dość butnie zaznacza, że poza swoim własnym wyczuciem poetyckim nie będzie kierował się żadnymi regułami smaku nazywanymi przez niego urojonymi: „Przejęty pięknościami tej pieśni starałem się przełożyć ją na język ojczysty w przekonaniu, iż myśl na naszej ziemi wynurzona przed sześciuset laty w dzisiejszej naszej mowie tęgość i dosadność znajdzie; nie troszcząc się o to czyli użyta przeze mnie śmiałość zwrotów i przenośni urojonym prawidłom smaku odpowie”18.
18Tłumacze, przejmując prerogatywy autorów, bez przeszkód i z powodzeniem weszli w role ojców. Ich władza rozciągnęła się na wszystkie języki słowiańskie, w tym serbski, ruski oraz staroczeski. Można tu, idąc za analizami Chamberlain, porównać sposób pracy ziewończyków z modelem zaproponowanym George’a Steinera, który opiera się przemocy stosowanej przez tłumacza wobec tekstu19. Proces tłumaczenia odbywa się na kilku etapach. Po działaniach wstępnych: zdobyciu zaufania i oswojeniu tekstu, następuje agresja, penetracja i wydarcie znaczenia. Następnie tekst staje się częścią języka tłumacza, zostaje włączony w obce ramy, a na koniec, po zatarciu śladów inwazji, ustala się relację wzajemności mającej przywrócić równowagę. Chamberlain pisze, że do tego aktu restytucji pasuje model ogólny „podany przez Levi Straussa w Antropologii strukturalnej, gdzie uznaje on struktury społeczne za próby osiągnięcia dynamicznej równowagi poprzez wymianę słów, kobiet i dóbr materialnych. W ten sposób Steiner w jednoznaczny sposób utożsamia na przykład wymianę kobiet z wymianą słów jednego języka na słowa innego języka”20.
19W tym kontekście warto wrócić do tak wychwalanego przez Goszczyńskiego przekładu Bielowskiego. Już na wstępie broni go przed atakami krytyków, zaznaczając, że jego eksperymenty językowe są w istocie tworzeniem nowego języka: „Nie wzięli tego na uwagę ci, którzy zarzucają Bielowskiego tłumaczeniu psucie mowy polskiej, użycie dziwacznych wyrazów i zwrotów. Właśnie ten język, stworzony przez Bielowskiego, stworzony umyślnie, właściwie, z głębokiego poetyckiego przejęcia się staroruskim natchnieniem i wytrawnego zastanowienia się tłumacza, jako uczonego jest znakomitą jego zaletą, i razem nauką dla wszystkich puszczających się w ten zawód”21.
20Widać jasno, na czym polega „przejęcie się staroruskim natchnieniem” – krytykowane udziwnienie języka – według tłumacza i jego obrońcy: polega na głębokim odtwarzaniu ducha oryginału. Jednym słowem – na gruncie polskim wnikanie w ducha polegało w istocie na jego kreowaniu. Według współczesnych znawców języka za dziwność odpowiedzialna jest tutaj „nieznośna maniera”, tłumacz bowiem nie szukał odpowiedników polskich, ale identycznie brzmiących tworów niby polskich, spełniających funkcje archaizowania22. Bielowski z upodobaniem stosował te „glossolalia”, a także rosyjskie kalki językowe oraz zapożyczenia ukraińskie. Użyte przez niego środki stylistyczne miały stworzyć pozór oswojenia tekstu, trudno jednak bronić tego poglądu, mamy bwiem raczej do czynienia z jego ujarzmianiem. Można odnieść wrażenie, że został tu niemal dokonany gwałt na oryginale. Płodem tych działań są hybrydy językowe. Tłumacz, ostatecznie detronizując anonimowego autora, przyjmuje na siebie rolę ojca, który sytuuje się na zewnątrz i tym samym jego władza nad tekstem staje się nieograniczona. Chamberlain pisze, że niezależnie od tego, czy tłumacz po cichu przejmuje rolę autora, czy też sięga po jego autorytet w bardziej brutalny sposób, to jednak władza cały czas pozostaje przywilejem mężczyzn, realizowanym zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym. Zdaniem Gavronskiego tłumacz to mężczyzna, który na poziomie seksualnym powtarza ten same przestępstwa, których kolonizator dopuszcza się wobec kolonii. Uzurpatorska władza pozwalała Bielowskiemu dokonywać w jego relacji z tekstami przemieszczeń genderowych. Zachował dla siebie zewnętrzną omnipotencję ojca. W relacji z nim oryginał zyskiwał charakter kobiecy. Bielowski, mając całkowitą władzę nad staroruskim poematem, przyznał sobie prawo do dalszego jego kształtowania. Związek tłumacza z kreowanym przez niego tekstem przywodzi na myśl mit o Pigmalionie. Towarzyszy temu fantazja, żeby przekład był jednocześnie wierny i piękny, czyli całkowicie podatny na jego wpływy i podporządkowany jego wizjom tu: wizji poezji narodowej.
21Bielowski, pragnąc za wszelką cenę zachować dziewiczość tekstu, w rzeczywistości okaleczył nie tylko język oryginału, ale również i polski. Udziwniony, powykręcany, trudny do zrozumienia utwór w oczach Goszczyńskiego i innych miał stać się wzorem dla tworzenia polskiego języka archaicznego, ten zaś z kolei, będąc źródłem kultury słowiańskiej, miał legitymizować prawo polskiego narodu do przewodzenia innym narodom słowiańskim. Zgodnie z polityczną potrzebą rozwijającego się narodu walka o ojcostwo/władzę na łamach słowianofilstwa toczyła się na polu kultury, a tłumaczenia ziewończyków ujawniają się jako literacki odpowiednik kolonizacji, sposób na wzbogacenia języka polskiej literatury.
Notes de bas de page
1 S. Goszczyński, Nowa epoka poezji polskiej, w: tegoż, Dzieła zbiorowe, t. 3, wyd. Z. Wasilewski, Lwów 1911, s. 202.
2 L. Nabielak, Zabytki starożytnej poezji słowiańskiej, „Haliczanin” 1830, t. 1, s. 199.
3 Wyprawa Igora na Połowców, czasami występująca pod tytułem Słowo o pułku Igora czy Słowo o wyprawie Igora, była tłumaczona najpierw we fragmentach przez różnych autorów: C. Godebskiego (1806), I.B. Rakowieckiego (1820-1822), S.B. Lindego (1823), K. Brodzińskiego (1823), L. Siemieńskiego (1833). A. Bielowski wydał Pieśni serbskie (1833) w tym samym roku, co Siemieński Początek pieśni o wyprawie Igora Światosłowicza przeciw Połowcom, w „Czasopiśmie Naukowym Zakładu Narodowego imienia Ossolińskich”. Tytuł zabytku staroruskiego występuje w jeszcze w wielu innych wariantach np. jako Pieśń o wyprawie Igora przeciwko Połowcom, Pieśń o pułku Igora, Słowo o wyprawie Igora. Patrz M. Jakóbiec, Wstęp, w: Słowo o wyprawie Igora, przeł. J. Tuwim, Wrocław 1950, s. LXVII-LXX.
4 Siemieński przekład ukończył w 1832, całość ukazała się w 1836 roku. Fragmenty tego przekładu, tzw. Dumy czeskie, ukazały się w pierwszym tomie „Ziewonii”.
5 A. Bielowski, L. Siemieński, Dumki, Praga 1838. Poklewska pisze, że tomik ten był przykładem różnych sposobów trawestacji i parafrazowania ludowych pieśni (K. Poklewska, Galicja romantyczna (1816-1840), Warszawa 1976, s. 246).
6 L. Chamberlain, Gender a metaforyka przekładu, przeł. A. Sadza, w: Współczesne teorie przekładu. Antologia, red. P. Bukowski, M. Heydel, Kraków 2009, s. 386-387.
7 Patrz A. Goriaczko-Borkowska, Twórczość poetycka Augusta Bielowskiego, Wrocław 1965, s. 52
8 …y…i (Walenty Chłędowski), O tłumaczeniu, „Rozmaitości” (Lwowskie) 1837, nr 27, s. 209-212. Patrz A. Goriaczko-Borkowska, Twórczość poetycka…, s. 53.
9 Cyt. za M. Małecki, Lucjan Siemieński. Od wczesnych utworów do „Trzech wieszczb”, oprac. S. Podobiński, W. Skrzypczyk, Częstochowa 1997, s. 42.
10 Patrz tamże, s. 44.
11 S. Goszczyński, Drobne. Sprawozdania i przedmowy, w: tegoż, Dzieła zbiorowe, t. 3, s. 360.
12 Tamże, s. 367-368, pisze o tym także A. Bielowski, Wstęp, w: Wyprawa Igora na Połowców. Poemat słowiański, Lwów 1833, s. 5.
13 S. Goszczyński, Drobne, s. 369-370.
14 L. Chamberlain, Gender a metaforyka przekładu, s. 387. Chciałabym poniższy wywód oprzeć na jej rozpoznaniu.
15 S. Goszczyński, Drobne, s. 369.
16 Patrz L. Chamberlain, Gender a metaforyka przekładu, s. 387.
17 Patrz tamże, s. 393.
18 A. Bielowski, Wstęp, s. 7
19 Patrz L. Chamberlain, Gender a metaforyka przekładu, s. 394.
20 Tamże.
21 Tamże, s. 369.
22 Antonina Obrębska-Jabłońska zwróciła uwagę na kuriozalną stronę przekładu literalnego i nazwała tworzenie analogicznie brzmiących słów niby polskich – pseudorutenizmami: „[O studium Bielowskiego:] z jednej strony jego przekład wierszowany jest rzetelnym osiągnięciem pisarskim, znamionuje go odczucie artyzmu Słowa… i opanowanie sztuki poetyckiej; z drugiej strony przekład dosłowny rzuca nam ciekawe światło na to, jak pojmował Bielowski zadanie literalnego tłumaczenia tekstu. Jego dosłowną transpozycję Słowa… na język prozy cechuje specyficzna maniera: podstawienie pod tekst staroruski nie tyle polskich odpowiedników znaczeniowych, ile identycznie brzmiących tworów niby polskich, wyglądających na pseudoarchaizację, a właściwie będących może pseudorutenizacją czy slawizacją polskiej wersji” (A. Obrębska-Jabłońska, „Słowo o wyprawie Igora” w przekładach polskich, „Pamiętnik Literacki” 1952, s. 419).
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.
Zapomniana rewolucja
Rozkwit kobiecego pisania w dwudziestoleciu międzywojennym
Agata Araszkiewicz
2014
Warszawa w oczach pisarek
Obraz i doświadczenie miasta w polskiej prozie kobiecej 1864-1939
Małgorzata Büthner-Zawadzka
2014
Płeć i naród : Trans/lokacje
Maria Komornicka/Piotr Odmieniec Włast, Else Lasker-Schüler, Mina Loy
Karolina Krasuska
2012
Problem religii w polskich dziennikach intymnych
Stanisław Brzozowski, Karol Ludwik Koniński, Henryk Elzenberg
Katarzyna Nadana-Sokołowska
2012
Poradzieckie
Najnowsza migracyjna literatura żydowska w Stanach Zjednoczonych
Karolina Krasuska
2021