Las jest historią 1
p. 37-88
Texte intégral
Historia jest procesem, w którym ludzie i ich środowiska nieustannie nawzajem się tworzą i powołują do życia.
Tim Ingold, 2011: 87
Nasze życie jest rodzajem ekonomii daru, w której tkwimy razem ze zmarłymi (…) dług wobec zmarłych sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy, i znajduje zastosowanie we wszystkich relacjach, w które wchodzimy.
Eduardo Kohn, 2013: 241
Myśmy tworzyli historię tych terenów. Wydzieraliśmy puszczy kawałek po kawałku (…). Leśnicy przynieśli życie w Bieszczady.
Osika, Bieszczady Wschodnie
Ojczyzna to ziemia i groby. Narody, tracąc pamięć, tracą życie.
Ferdinand Foch, sentencja umieszczona na pomniku leśnika w Szarlocie
Przygotowujemy prawo leśne, aby ziemia leśna była chroniona, aby była chroniona przez polskie prawo, aby służyła Polakom, aby była gwarantem bytu Państwa i polskiego narodu.
Naród bez ziemi jest narodem wymarłym.
Jan Szyszko (za RIRM, 2015)
Szukając historii w lesie.
Duch
1Jedenasty września 2015. Ciepłe popołudnie. Jeździmy po wsiach, których nie ma. Leśniczy Duch ma na przedniej szybie przymocowaną wszechmocną wywieszkę, która zezwala nam wjechać tam, gdzie wstęp mają tylko piesi i rowerzyści. Przebijamy się jego wysłużonym samochodem terenowym przez koleiny nierównych leśnych dróg. Mijamy straż graniczną, która odbywa patrol i ze wzniesienia kontroluje ruch w dolinie. Jesteśmy w strefie przygranicznej. Co jakiś czas po prawej stronie migają biało‑czerwone słupki, a gdzieś w oddali żółto‑niebieskie. Granica biegnie tu na Sanie. Wsie, których nie ma, to las albo polany w środku lasu. Zazwyczaj są tam pozostałości cmentarzy, czasem fundamenty po spalonej cerkwi. W niektórych miejscach uchowały się pojedyncze krzyże na cokołach, podmurówki po domostwach albo studnie. Najbardziej zapadła mi w pamięć Beniowa. Wyjeżdża się z lasu na rozległą polanę, na której, w zasadzie, oprócz olbrzymiej rozłożystej lipy nic nie przykuwa wzroku. Nieopodal lasu, przy skrzyżowaniu szlaków stoi gromada starych drzew ogrodzona staraniem jednego z leśniczych drewnianym płotkiem. Głównie buki i świerki. W półmroku współtworzonym przez ich gałęzie leżą resztki nagrobków otaczające to, co zostało po cerkwi św. Michała Archanioła. Przez kamień symbolizujący przedsionek wchodzimy do wnętrza cerkwi, które jest teraz zaledwie zarysem fundamentów. Musimy pochylić głowy, żeby nie zahaczyć o zwisające nad nami gałęzie. Duch mówi, że tak oddajemy szacunek cerkwi. Grekokatolicy i prawosławni, wchodząc do świątyni, pochylają głowę przed ikonostasem. Ale naprzeciwko nas są tylko las i góry. Leśniczy pokazuje mi stary jawor, który złamał się jakiś czas temu, a w jego pniu rośnie już młode drzewko. Funkcjonują w symbiozie. Teraźniejszość rośnie na przeszłości. Duch komentuje to, mówiąc, że to jest koło życia, że w przyrodzie nie ma zamierania, jest tylko zmiana. Zastanawia się też, co uratowało cmentarze. Podczas akcji „Wisła”, kiedy wszystko zrównywano z ziemią za pomocą ognia i spychaczy, ostały się tylko nekropolie. Duch rozważa na głos hipotezę, czy to może bydło zapewniło cmentarzom przetrwanie? Potrzebowało przecież zacienionego miejsca, w którym mogłoby się schronić i znaleźć pokarm. To ciekawe przypuszczenie: krowy ratowały cmentarze. Nie pomogło to jednak, gdy w latach osiemdziesiątych XX wieku przyszedł czas na Bieszczady według wizji pułkownika Doskoczyńskiego. Południowa część beniowskiego cmentarza została całkowicie zniszczona podczas tak zwanej rekultywacji i melioracji terenu. Znikła po użyciu materiałów wybuchowych.
2Ukraina jest na wyciągniecie ręki. Najpierw słychać stukot, a po chwili wyłania się pociąg, który jedzie po torach usytuowanych zaraz za granicą. Oprócz pociągu żadnych dźwięków wokoło. Cisza. Jest już jesień, więc nie można liczyć na śpiew ptaków. Trudno wyobrazić sobie, że siedemdziesiąt lat temu była tu tętniąca życiem spora wieś z trzema młynami i dwoma tartakami, które przecierały ponad sześćset metrów sześciennych drewna iglastego rocznie. Podjeżdżamy kawałek, zostawiamy samochód i idziemy na przełaj łąką przez trawy sięgające do pasa. Dochodzimy do lipy. Ogromne, rozłożyste drzewo. Ma około czterystu lat. Trzeba ze czterech dorosłych osób, aby objąć jej cały pień. Ma jeszcze zielone liście. Duch mówi, że pamięta ona niemało wydarzeń i mogłaby wiele powiedzieć o zbrodniach, które widziała. Jednak nie jest to drzewo pełne gniewu. Przeciwnie, leśniczy twierdzi, że jest to lipa, która ma dobrą energię. Przywozi tu znajomych i sam przyjeżdża, kiedy potrzebuje „pozytywnie się naładować”. „Żeby poczuć, musisz się przytulić” – tłumaczy. Przytulam się więc do pnia, obejmując go wkoło rękoma, trę policzkiem o chropowatą korę. W rezultacie nie wiem, czy to dobra energia lipy czy leśniczego przyciąga tutaj ludzi i kto jest lepszym mediatorem w opowiadaniu trudnej historii – on czy przyroda. Natura, las, ludzie i zwierzęta składają się w jego relacji w jedną całość. Przy czym nie jest to opowieść nachalna, mimo że jest wyrazem jego własnej interpretacji obrazu Bieszczadów, ich natury i przeszłości.
3Po zapadnięciu zmroku dojeżdżamy na Dźwiniacz. Do kolejnej ze wsi, których dziś nie ma. Jest zupełnie ciemno. W mieście trudno wyobrazić sobie taką ciemność, gdy na horyzoncie nie ma ani jednego jaśniejszego punktu, na którym można by zawiesić wzrok. Cisza też absolutna. W Bieszczadach mówią, że tutaj późno w nocy słychać tylko drzewa, które nad głowami śpiewają z umarłymi. Echo przynosi natomiast porykiwanie jeleni. Zaczęło się właśnie rykowisko. Dwa byki przekrzykują się gdzieś zaraz za starym cmentarzem. Na młodszym cmentarzu ustawiono niedawno dwa nowe nagrobki. Jeden z nich należy do uczestnika powstania styczniowego, który mieszkał w pobliskiej Tarnawie. Iwan, leśnik z miejscowego nadleśnictwa, odnalazł tabliczkę z jego grobu, a inny leśniczy przygotował krzyż. Na żeliwnej płytce, między literkami „Ś.” i „P.” widnieje orzeł w koronie. Leśniczy opowiada o tym, jak jeszcze niedawno łupiono leśne cmentarze. Pamięta, jak kilkanaście lat temu natknął się na nekropolii na ciągnik, którym trójka mężczyzn wyrywała żeliwny krzyż wrośnięty w pień drzewa. Nie mógł zrobić za wiele, był wtedy sam i znał dobrze realia. Nie chciał ryzykować pobicia albo i gorszej sytuacji. Mógł tylko westchnąć nad losem mogiły i drzewa. Puentując ten przykład, leśniczy dodaje, że w ciągu kilku kolejnych lat cała trójka zginęła. Wszyscy w nieszczęśliwych wypadkach. „Przypadek?” – pyta retorycznie i zapala papierosa. Patrzymy na gwiazdy. Nie boję się, ale też nie czuję się zanadto pewnie. Jest już zupełnie ciemno, kilka kilometrów do najbliższej osady. Nie bardzo nawet wiem, w którą stronę pójść w razie problemów. Duch raczy mnie opowieściami o przemytnikach ludzi i nielegalnym handlu na granicy. Po chwili zaczyna jednak mówić znowu o lesie, o tym, że dobrze się tutaj czuje. Ciągnie, że jeśli ktoś zna las, to niezależnie od tego, czy jest noc czy dzień, jest mu w nim dobrze. Sztuka nie polega bowiem na tym, żeby się nie zgubić w lesie. On schodził te lasy wzdłuż i wszerz przez jedenaście lat mieszkania w leśnej osadzie, bez wody, prądu, telefonu, w odległości kilku kilometrów po szlakach do najbliższego człowieka. Mimo to sam wiele razy się zgubił. „Umiejętność polega na tym, żeby potrafić czytać las, żeby potrafić znaleźć się w nim z powrotem”. Pytam go, czy jest stąd, czy przyjechał tu do pracy. „Jestem tubylcem i to chyba widać – odpowiada z uśmiechem. – Tu jest Wschód, tu jest inaczej. My mamy czas”. Tłumaczy: jeśli żyjesz w miejscu i zarabiasz w profesji, w których tylu rzeczy nie jesteś w stanie przewidzieć, a natura dyktuje ci rytm dnia i pracy, uczysz się cierpliwości względem czasu, ludzi, środowiska. „Teraz” i „kiedyś” mają bardzo elastyczne granice. Dla leśniczego Ducha las nie jest zamieraniem, ale zmianą. Historia jest pamiętaniem. Las jest miejscem, w którym się pamięta.
Jadwiga i Owca
4Zjeżdżamy z powrotem w dół do Mucznego. Po prawej stronie usytuowany jest parking, a za nim zaczyna się ścieżka przyrodniczo‑historyczna Brenzberg, utworzona kilka lat temu przez miejscowe nadleśnictwo w ramach działań Leśnego Kompleksu Promocyjnego „Lasy Bieszczadzkie”. Duch pyta, czy wiem, co tam jest. Wiem. Byłam tam kilka dni temu z panią Jadwigą, która należy do pierwszych Bieszczadników – przeprowadziła się tu w latach pięćdziesiątych, by budować Polskę Ludową i sadzić prawdziwy socjalistyczny las. Na końcu ścieżki, na szczycie Jeleniowatego znajdują się ruiny leśniczówki Brenzberg. Tamtego dnia zostawiłam samochód na parkingu i poszłyśmy w górę. Pół godziny, może trochę dłużej zajęło nam dotarcie do miejsca, w którym las się nagle urywa i rozpościera się polana. Drewnianym płotkiem ogrodzono resztki leśniczówki, nieopodal pozostałości po fundamentach. Pani Jadwiga prowadzi mnie dalej. Idziemy dróżką, która po obu stronach ograniczona jest metalową siatką grodzącą leśne uprawy. Wśród skomplikowanych labiryntów grodzeń małe sadzonki drzew iglastych. Blaszane umocnienia kontrastują ze stanem zawieszania tego miejsca. Są wtrąceniem teraźniejszości, gdy wszystko wkoło odsyła myśli przybyszów do leśnej przeszłości. Powietrze tego dnia jest ciężkie i wilgotne. Docieramy pod pomnik, który chciała mi pokazać Jadwiga. Między starym kasztanem a zmurszałym jaworem, obok dużego drewnianego krzyża stoi głaz, a na nim tablica z sentencją: „Pamięci 74 Polaków bestialsko pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów. W tym miejscu stała leśniczówka, w której schronienia przed terrorem UPA dla swych rodzin szukali polscy leśnicy z doliny górnego Sanu. Wszyscy, wraz z leśniczym Franciszkiem Królem i jego rodziną, ponieśli śmierć w sierpniu 1944 roku. Cześć ich pamięci. Leśnicy bieszczadzcy, listopad 2009”. Na kamieniu powiewają biało‑czerwone kokardy przymocowane przez miejscowych leśników. Tam jest nieistniejąca leśniczówka.
5Z Jadwigą spędziłam godziny na opowieściach o Bieszczadach, które kiedyś tu były, o ludziach, którzy odeszli, o przyrodzie, która jako jedyna pamięta więcej niż ona, o życiu i lesie, których już tam nie ma. Były to dziwne rozmowy. Z jednej strony miałam wrażenie, że rozmawiam z kobietą, która jak nikt inny zawsze wiedziała, czego chce od życia, i gdy trzeba było, zaciskała zęby podczas pracy w lesie, wyganiała żubra z ogródka albo ratowała świnię przed niedźwiedziem. Robiła to bez zbędnego debatowania nad konsekwencjami. Z drugiej strony były to opowieści kobiety, która musiała filtrować swoje życie przez historię miejscowego lasu, który w tamtych czasach był historią polityki, narodowych zmian, socjalistycznych planów, transformacji ustrojowych i ekonomicznych fluktuacji. Wielokrotnie powtarzała, że jest najstarszą Bieszczadniczką, a więc nikt nie wie o tym lesie tyle co ona. Podczas spaceru wzdłuż drogi prowadzącej do jej miejscowości powiedziała: „Zobacz, tu stanę i będę pobierać opłaty od wszystkich za wjazd!”. Jeśli ktoś chciał poznać Bieszczady, to tylko na jej warunkach. Nie było dla niej historii tego miejsca bez jej osobistej przeszłości. Czasami stosunek Jadwigi do historii miejscowych lasów wydawał mi się nachalny, sztuczny, a nawet despotyczny, tak jakby chciała wszystkich przekonać o swojej tutejszości. Jednak podczas rozmowy w karczmie, może w momencie przypływu nostalgii, stwierdziła, że ona przecież przyjechała tu na chwilę. Nie chciała kupować działki od nadleśnictwa, bo zakładała, że zaraz wróci w swoje rodzinne strony. Nie marzyła, żeby się tu osiedlać. Wersja historii, do której opowiadania rościła sobie prawo jako „ostatnia Bieszczadniczka”, miała udowadniać tym lasom i tej ziemi, że to ona wybrała bieszczadzki las, a nie on ją. Udowadniać, że jest tutejsza z wyboru, a nie z przymusu. Dla Jadwigi historia lasu jest częścią jej opowieści. Przeszłość tych miejsc powstaje tylko przez opowiadanie o nich, jest tą narracją stwarzana. Las nie jest pamiętaniem, ale mówieniem.
6„Ty to jeszcze w kołysce leżałeś, jak ja tu obiady dla połowy leśnej brygady gotowałam!” –krzyczała Jadwiga do robotników, którzy wyganiali nas z budowy i wskazywali na tabliczki z zakazem wstępu. Remont dawnego Hotelu Pielęgniarek wchodził w zasadniczą fazę. Niczym gospodarz pokazywała mi wszystko, wyjaśniając, gdzie co się znajdowało. Wchodziła wszędzie, uważając, że ma prawo i nikomu nie musi się tłumaczyć. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych Jadwiga była szefową kuchni w leśnej stołówce, zaopatrującej w wyżywienie zastępy robotników leśnych, zatrudnionych przy sadzeniu i pielęgnowaniu lasu. Hotel Pielęgniarek ma prawie tak burzliwą przeszłość jak Jadwiga, a ich losy są połączone w lokalną leśną historię. Budynek oddano do użytku w 1973 roku z przeznaczeniem na kwaterę dla stałych i sezonowych robotników leśnych z miejscowego nadleśnictwa. Jednak już trzy lata później robotnicy musieli go opuścić, gdyż został przejęty przez Urząd Rady Ministrów. Zaczęły się czasy wystawnych uczt i hucznych polowań komunistycznych dygnitarzy. Gdyby okoliczne drzewa potrafiły mówić, dodaje Jadwiga, to wiele mogłyby opowiedzieć o tym, co się tu wtedy działo. Prowadzi mnie pod jodłę, która jest dla niej specjalnym drzewem, i nadmienia, że one dwie dzielą wiele sekretów tamtych polowań. Szampan lał się strumieniami, a myśliwi zabawiali się tak, że cała wieś się trzęsła. Ludzie z zewnątrz nie mieli tam wstępu, a stojąca obok „Dewizówka” była wybudowana właściwie na indywidualne potrzeby Jaroszewicza. Tylko ona nazywa jeszcze to miejsce „Dewizówką”. Dla reszty okolicznych jest to już „Domek Myśliwski”, w którym lokuje się specjalnych gości nadleśnictwa. Za pułkownika Doskoczyńskiego były tam wszystkie znane luksusy, a miejscowi pędzili alkohol w piwnicy, aby sprostać wymogom dygnitarzy. Jadwiga twierdzi, że tylko cuda ratowały ich tutaj przed rozlewem krwi, bo głodni i zmęczeni robotnicy nie raz gotowi byli ruszyć na ucztujących dygnitarzy. Jadwigi nie dziwiła ich postawa. Mięso było rarytasem, posiłki były ubogie i niezróżnicowane, a praca w lesie ciężka. Ludzie dobrze wiedzieli, co dzieje się w hotelu i „Dewizówce”, jak bawi się tam władza. Były czasy, że gotowała dla jednych i drugich. W jednej kuchni wystawne mięsa, w drugiej ziemniaki i rzadkie zupy. Mięso się pojawiało, ale rzadko. Pewnego dnia robotnicy prosili o dokładkę ziemniaków, byleby tylko tego mięsa nie jeść. „Przyszedł do mnie taki jeden, co lubił żartować, i mówi: «Pani Jadziu kochana, to pani chce, żebyśmy się my tym mięsem pozabijali? Przecież jak ja rzucę tym, to to takie twarde, że jak chłop w głowę dostanie, to trup na miejscu»”. Jadwiga śmieje się głośno i szczerze. Ma bardzo ładny uśmiech, wciąż jak u młodej dziewczyny. To nie brak umiejętności kulinarnych Jadwigi zniechęcał do zjadania przyrządzonego przez nią obiadu, ale właściwości samego mięsa. Pamiętny żubr, którego wówczas konsumowali robotnicy, został upolowany przez dygnitarzy, którzy porzucili go na śniegu i zapomnieli o nim. „Towarzystwo się bawiło, a żubr sobie leżał”. Tusza nie została odpowietrzona, a więc efekt był łatwy do przewidzenia – mięso się zaparzyło. Po upolowaniu zwierzynie należy przeciąć powłokę brzuszną i przeponę, a następnie myśliwy powinien ją wypatroszyć. Taka tusza może przez jakiś czas leżeć na śniegu, który ją schłodzi, ale tylko przez jakiś czas. Jeśli odpowiednio szybko po upolowaniu zwierzę nie zostanie odpowietrzone, mięso się zaparza i w skrajnych przypadkach nie nadaje się do spożycia. Czasem udaje się odratować jakieś części, jednak mięso takie nie ma dużych walorów smakowych, ponieważ farba 2zostaje w środku upolowanego zwierzęcia, następnie transportowanego i ciągniętego – jest żylaste, twarde i pełne skrzepów. Jadwiga dostała do podzielenia na porcje i wydzielenia na posiłki czterysta kilogramów takiego zaparzonego mięsa. Ktoś musiał je przejeść, przecież nie generałowie.
7W latach osiemdziesiątych Hotel Pielęgniarek przejęli ponownie leśnicy. Do początku lat dziewięćdziesiątych kwaterowano tam leśnych robotników. Wówczas nadeszły wielkie zmiany nie tylko w ustroju, ale i w specyfice zarządzania lasami. Nadleśnictwu nie opłacało się sprowadzać robotników, zapewniać im zakwaterowania, utrzymywać personelu odpowiedzialnego za ich wyżywienie. Nierentowny budynek został wydzierżawiony. Na początku drugiej dekady XXI wieku przyszedł jednak kolejny zwrot w historii hotelu. Jedną z jego konsekwencji było pożegnanie się ze starą nazwą. Od 2013 roku rozpoczęła się gruntowna modernizacja budynku, którego nowym przeznaczeniem jest siedziba Leśnego Kompleksu Promocyjnego „Lasy Bieszczadzkie” 3. Nie jest to już hotel robotniczy, ale Centrum Promocji Leśnictwa, składające się z pawilonu wystawowego, sali konferencyjnej, sali edukacyjnej, części gastronomicznej i noclegowej.
8Budowa centrum była dużym wydarzeniem dla Jadwigi, ale również dla Owcy, która była moim odźwiernym w nadleśnictwie. Owca jest leśnikiem – zajmuje się edukacją i leśnym kompleksem promocyjnym. To do niej odsyła się takich przybyszów jak ja, o których nie można jasno powiedzieć, czego chcą i czy mogą spowodować problemy. Wygadana, głośna i energiczna. Jasno artykułuje swoje potrzeby i oczekiwania. Lubiłam z nią pracować. Otwarcie centrum oznacza dla niej, że będzie miała bliżej do pracy – jej dom jest zaraz za płotem, ale też to, że będzie mogła pracować na nowym sprzęcie; nadleśnictwo zakupi nowoczesne materiały szkoleniowe, a ona będzie miała możliwość brania udziału w planowaniu tego, jak ma wyglądać edukacja. Nie bez znaczenia były też zapowiedzi lepszych warunków pracy czy szansa spotkania ważnych, ciekawych gości. Gdy rozmawiałyśmy po raz ostatni we wrześniu 2015 roku, nie mogła się doczekać otwarcia. Jadwiga też cieszyła się z remontu. Podobało jej się, że nadleśniczy Oberek jest zaangażowany w modernizację i że chce ze wsi zrobić „prawdziwą leśną osadę”. Twierdziła, że nadleśniczy słucha jej porad i nie lekceważy jej spostrzeżeń. Cieszyła się, że na to stanowisko przyszedł ktoś, kto ma nareszcie „wizję tych lasów”. Może jedynie pod budowę kościoła mógł przekazać trochę więcej ziemi, ale i tak dobrze, że dał i te parę arów. Tytułuje go „szefem” albo „starym”, mimo że nadleśniczy jest w wieku jej dzieci. W jej narracjach Oberek, tak jak w czasach komunizmu, jest tym, który dzieli i rządzi w okolicy. Lasy Państwowe są dla niej z kolei „firmą”. Przypuszcza, że gdyby hotel trafił w ręce prywatne, to pewnie nie byłoby środków na żaden remont i wszystko popadłoby w ostateczną ruinę. Niech zostanie państwowy, tak jak lasy. „To by był koniec. To byłoby najgorsze” – opowiada o zagrożeniu prywatyzacją lasów w Polsce. Była w zeszłym roku na pielgrzymce na Jasnej Górze i razem z biskupem modlili się, żeby lasów nie sprywatyzowano. „Lasy Państwowe to najbogatsza firma w Polsce” – mówi i zawiesza wzrok na zasłoniętej rusztowaniami fasadzie hotelu.
9Te dwie kobiety, Owca i Jadwiga, patrzą na ten sam budynek przez pryzmat teraźniejszości, która odsyła je w dwa różne miejsca, do dwóch różnych lasów. Dla Owcy teraźniejszość jest obietnicą przyszłości, szansą na spełnienie ambicji, przyjemną pracę, awans, budowę lepszej drogi dojazdowej do centrum, którą będzie mógł wjechać autobus dowożący dzieci Owcy do szkoły. Jadwiga z kolei bardzo stara się wpłynąć na kształt teraźniejszości przez uparte trwanie w przeszłości. Tylko przeszłość może ją utrzymać w obecnej chwili. Nie jest osobą nazbyt sentymentalną. Powiedziała mi kiedyś, że nie jest typem miłośniczek romantycznych widoków, wręcz przeciwnie, jest pragmatyczna. Całe życie liczyły się dla niej tylko dzieci i pieniądze. Jednak gdy jej przenikliwe spojrzenie na chwilę zatrzymało się na frontowej ścianie remontowanego hotelu, jej dynamiczne ciało na moment znieruchomiało. Trwało to kilka sekund: ona patrzyła na budynek, a ja na nią. W ciągu tych pięciu sekund Jadwiga na nowo przeżywała trzydzieści lat, które upłynęły od momentu, w którym zaczęła w nim pracować. Po kilku sekundach jest ponownie Jadwigą, „pierwszą Bieszczadniczką”, która na każdym kroku musi o tym wszystkim przypominać: mnie, robotnikom na budowie, góralom stawiającym kościół nieopodal, nawet swoim dzieciom – po to, aby móc przekonać do tego samą siebie i aby nikt o tym nie zapomniał. Zastanawiam się, czy może wiąże się to z uczuciem, że jej czas się skończył? Czy może czuje to szczególnie silnie, stojąc przed Hotelem Pielęgniarek, w którym nikt już nie będzie gotował dla robotników, a na szkolenia dla dyrektorów regionalnych Lasów Państwowych „dojeżdżać będzie catering z Sanoka”? Ona i ten hotel razem opowiadają jedną historię o relacji między lasami a ludźmi i ich czasami: wojną, komunizmem, transformacją, nowoczesną Polską. Tam nic się nie kończy, tylko się zmienia, dostosowuje. Natura, las, historia, ludzie. Hotel Pielęgniarek też się nie skończył. Będzie nadal trwał jako Centrum Promocji Leśnictwa, którym nadal będą zarządzały Lasy Państwowe, ciągle dyktujące rytm lokalnego życia. Nawet jeśli Jadwiga czuje, że czas „pierwszych Bieszczadników” mija, nie oznacza to, że on się kończy. Przeszłość jest nieustannie dostosowywana do nowych okoliczności w opowiadanej przez nią historii o tutejszości.
Justyna i Rafał
10Jednak nie wszyscy w tamtym lesie czują się tutejsi. Podczas wyjazdu kończącego badania odwiedziłam pracownię w jednej z kilku miejscowości w Bieszczadach, w których nie tylko metaforycznie kończy się droga. Nowo otwarta kawiarnia serwuje kawę i herbatę, ale także oferuje warsztaty, zajęcia dla dzieci i dorosłych związane z rękodziełem, miejscową przyrodą i historią tych terenów. Z właścicielką Justyną można uszyć szmaciane lalki w strojach bojkowskich albo pójść na lekcję terenową do lasu i nauczyć się rozpoznawać występujące tam rośliny. Mąż Justyny, Rafał, prowadzi firmę przetwórstwa drzewnego, będącą pewniejszym źródłem dochodu. Mieszkają trochę tutaj, a trochę w mieście. Dzieci jeszcze chodzą do szkoły, firma Rafała ma biuro w mieście. Często trzeba tam coś załatwić, tak jest wygodniej. Pracownia zlokalizowana jest w byłym parku konnym, w którym do lat osiemdziesiątych wozacy trzymali konie wykorzystywane do pracy w lesie, do ściągania kłód ze zrębów. Bieszczady przez wiele lat zaopatrywały nie tylko Polskę, ale i kraje ościenne w drewno. Warunki pracy były niezmiernie trudne. Do lasu nie mógł wjechać ciężki sprzęt, dlatego polegano głównie na koniach. Parki konne funkcjonowały w całych Bieszczadach przez lata. Dzisiaj pracownia mieści się w ostatnim zachowanym budynku tego typu. Na ścianach umieszczono stare końskie uzdy, tabliczki z imionami koni, zdjęcia lasu z drugiej połowy XX wieku. Organizowane są tam również seanse filmowe, podczas których wyświetlane są filmy nagrywane w parku w latach siedemdziesiątych. Przyjechałam tam, żeby obejrzeć film Henryka Bielskiego Hasło, który nagrywany był w tej miejscowości w 1976 roku. Opowiada historię wozaka Marka, który podczas pracy w lesie uległ wypadkowi. Odwiedzający go w szpitalu znajomi próbują uzyskać od niego hasło do konta, na którym zgromadził oszczędności wypracowane w bieszczadzkim lesie. Przed śmiercią, pytany o historię swojego życia, odpowiada: „Kości tej łani nawet po jej śmierci krzyczą i robią donos na napastnika. A taki krzyż, to co on powie? Że go dobrzy ludzie na mogile postawili? Ludzkie tropy są fałszywe, nie to co leśne”. Historia z lasu jest bardziej wiarygodna niż ludzkie opowieści i ma możliwość ich weryfikowania.
11Gdy wchodzę do pracowni, jest tam tylko Rafał, który niespecjalnie ma ochotę na rozmowę. Próbuję jednak dopytać go o parę rzeczy. Ciekawi mnie, czemu wybrali tę miejscowość, czy mieszkali tu wcześniej, czy są stąd. „Tu nikt nie jest stąd” – odpowiada mi wzburzony. Justyna jest bardziej rozmowna. Pokazuje mi słoiki z malinami, z których parzy herbatę. Nazbierała ich na terenie jednej z wysiedlonych wsi, niedaleko stąd. Nazwała ten projekt: „herbaty z nieistniejących wsi”. Opowiada, że pisze książkę o tych wsiach. Pytam ją, jak się im układa z tutejszymi. Równie stanowczo odpowiada mi: „Nikt tu nie jest tutejszy”. Bardzo mnie to uderzyło i zdanie to kołatało mi w głowie jeszcze przez wiele dni. Co to znaczy, że nikt tam nie jest stąd? Podczas badań spotkałam wiele osób, których nie mogłabym pełniej opisać niż zdaniem: „Jest stąd”. Co pozwala mówić o kimś, że jest tutejszy? Jaką historię musi opowiadać, żeby był miejscowy? Miejscowy, czyli jaki?
12Przez kilka pierwszych dni myślałam, że Justyna i Rafał posługują się po prostu bardzo zawłaszczającym, kategorycznym i wykluczającym dyskursem o Bieszczadach. Bieszczady były tylko wtedy, nie ma ich teraz. Miejsce to odeszło z Bojkami i Łemkami. Teraźniejszość to fasada, która tylko trwa w nie swoim miejscu i nie swoim czasie. Tamtego wieczoru właścicielka ciągnęła swoją opowieść, podkreślając, że nie rozumie fenomenu bieszczadzkich zakapiorów i nie różnią się oni dla niej niczym od bezdomnych alkoholików z Dworca Centralnego w Warszawie. Ludzie z okolicy nie rozumieją, co ona próbuje tu zrobić; nawet na niebiletowane pokazy czy koncerty miejscowi nie przychodzą. Sądzi, że ferment będzie jeszcze większy, gdy opublikuje swoją książkę. Twierdzi, że bojkowskie dziedzictwo jest niezrozumiane i okolica cierpi na zaplanowany brak pamięci. Z czasem zaczęłam się zastanawiać nad tym, czyją historię rzeczywiście opowiadają w swojej pracowni Justyna i Rafał, pomiędzy uzdami koni wozaków i herbatami z nieistniejących wsi.
13Interes idzie ciężko. Justyna rozwoziła ostatnio ulotki po okolicznych gospodarstwach agroturystycznych. Turyści donoszą jej, że nigdzie tych ulotek nie widzieli. Za to świetnie udały się warsztaty poetyckie, a teatr z Ukrainy już zapowiedział, że przyjedzie znowu dać występ. Justyna długo rozwodzi się nad tym, jak lubi drogę dojazdową, która właśnie tutaj się kończy. Chce napisać pean na jej cześć. Jej zdaniem jest to linia demarkacyjna, która oddziela Bieszczady od osób, które szukają tam tylko rozrywki i luksusu. Mówi, że snoby w drogich autach nie będą ryzykować jazdy tą drogą, zawrócą w połowie. Droga i odległość są dla niej mechanizmami selekcji prawdziwych turystów. Ich przeciwieństwo znowu spotkała w tym tygodniu. „Metkowi rowerzyści” szukali w okolicy restauracji i marudzili na nudę na szlakach. Relacjonowali jej, że wybrali się rowerami do wysiedlonych wsi i byli oburzeni, bo znaleźli tylko zarośnięte ruiny. Nie rozumieli, po co w przewodnikach oznacza się takie miejsca jako punkty warte zobaczenia, i pokazali jej mapę wydaną przez miejscowe nadleśnictwo. Justyna znowu wraca do miejscowych. Uważa, że ta gmina przespała boom na turystykę. Zupełnie inaczej jest za Otrytem i dalej. Tutaj wszystko jest senne i niemrawe. Ludzie nadal są ospali, roszczeniowi. Jednak zaraz zaczyna obwiniać również miejsce. Stąd jest wszędzie daleko, a przyroda nie ułatwia działań. Nikt nie zbuduje tutaj nowych pensjonatów na wielką skalę, bo wszystko leży w granicach parku narodowego, otuliny parku, terenów Natura 2000 albo Lasów Państwowych. Od kogo też kupić ziemię, skoro ani park, ani Lasy Państwowe nie mogą jej sprzedać? Jeżeli nie można kupić ziemi, nie ma jak budować. Bez ziemi nie ma rozwoju. Gdy już wyda książkę i zakończy projekt z herbatami, to zajmie się upamiętnianiem dziedzictwa żydowskiego. Odnalazła nad Sanem ruiny tartaku i młyna, które były własnością rodziny żydowskiej. Doszukała się w źródłach historycznych, że tartak przetwarzał dziennie ogromne ilości drewna. Jej zdaniem, jest to kolejny dowód na to, że przed wojną kwitło tu życie. Nie to co teraz.
14Pracownia i kino w dawnym parku konnym są jak bańka, w której nie ma miejsca dla historii współczesnych mieszkańców. Tam żyje tylko przeszłość. Przeszłość Bojków, Żydów, wozaków. Tych, którzy minęli i już nigdy nie wrócą. Gdy na początku zastanawiałam się nad tym, jak Bieszczady konstruuje się w pracowni, w pierwszej chwili bardzo złościło mnie to, co postrzegałam jako odbieranie i zawłaszczanie historii ludzi, którzy mieszkali tam od sześćdziesięciu lat, którzy się tam urodzili, nie znają innego „tutaj”. Myślałam o tym, że przecież nie można powiedzieć, że osadnicy z lat sześćdziesiątych przyczynili się do wysiedleń Bojków i Łemków. A to oni tworzyli historię Bieszczadów po II wojnie światowej. Turyści też zostają podzieleni na tych, którzy wiedzą, co tu cenne, na „zakochanych w ciszy” artystów – i całą resztę, do której można zaliczyć zakapiorów, „metkowych rowerzystów” i kierowców drogich aut. Właściciele pracowni mają swój obraz tego miejsca oraz gotową wersję tożsamości dla każdego z potencjalnych przybyszów, którą potem na nich nakładają, tak samo jak nakładają ją na tę okolicę, dostosowując rzeczywistość do swojej definicji. Z czasem jednak zaczęłam myśleć o tym miejscu inaczej. Długo nie wiedziałam, dlaczego od pierwszej chwili, gdy tylko przekroczyłam tamten próg, czułam się jak w bańce odseparowanej od otaczających mnie Bieszczadów. Pewnego dnia, jadąc pociągiem w Bory Tucholskie i myśląc o bieszczadzkiej pracowni, nagle to zrozumiałam. W pociągu nie domykały się drzwi i śnieg wpadał do wnętrza korytarza wciskany siłą rozpędu. Ciepło. W pracowni było bardzo ciepło. Było to jedyne miejsce w Bieszczadach, w którym nie uderzyła mnie fala chłodu, tylko podmuch ciepła. W kinie i pracowni temperatura była bardzo wysoka, do czego Bieszczady mnie nie przyzwyczaiły. Nawet dzisiaj, gdy myślę o cesze Bieszczadów, jaką zapamiętałam najbardziej, to jest to przejmujące zimno, które towarzyszyło mi nie tyle podczas wizyt w lesie, co w domach ludzi. W Bieszczadach mieszkańcy inaczej odczuwają zimno, fizycznie do niego przywykli. Chłód jest tam cechą teraźniejszości, która nie pozwala się zatrzymać, nagli do ruchu, aby nie zastygać w bezczynności. Natomiast właściciele pracowni nie szczędzili drewna i dorzucali je raz po raz do kozy. Brak tutejszości oddczuwałam tam nie tylko poprzez opowieści, ale także poprzez sotunek właścieli do specyfiki lokalnej aury i temperatury. Ciepło zachęcało do tego, żeby usiąść, pomyśleć, powspominać. Ciepło jest sprzymierzeńcem przeszłości 4.
15Historia nie jest teraźniejszością, ale wyborem, w którym pamięta się to, o czym inni nie chcą pamiętać, jednocześnie zapominając tych innych i ich teraźniejszość. Historia jest wykluczaniem. W tej wersji historii nikt nie jest tutejszy i nikt nie pasuje do teraźniejszości. Tutejszość jest kategorią przeszłości. Miejscowymi byli Bojkowie, Żydzi i wozacy. Ci, których nie ma. Dla twórców pracowni Bieszczady nadal są wyludnione i nigdy takie być nie przestaną. To miejsce należy do przeszłości, do osób, które odeszły. Skoro nikt nie jest tutejszy, wszyscy funkcjonują na takiej samej zasadzie zawieszenia, tymczasowej zgody na przebywanie. Ich nielokalność łagodzona jest przez nie‑tutejszość wszystkich pozostałych. Tak jak dla wozaka Marka z filmu kręconego w tym parku konnym prawdziwa historia jest w lesie, nie we wsi.
Historia – w poszukiwaniu znaczenia
16Tylko na pierwszy rzut oka i dla takich przybyszów jak ja wysiedlonych wsi i nieistniejących leśniczówek nie ma. Tak jak wydawać by się mogło, że przez wiele lat niewidoczne były cmentarze ewangelickie z połowy XIX wieku, położone w lasach lub na ich obrzeżach w Borach Tucholskich. Dla lokalnych mieszkańców i dla leśników są one realnymi, żywymi miejscami. Są przestrzenią dynamicznych działań i zmiennych opowieści. Jednak nie oznacza to, że są to miejsca jednowymiarowe z łatwo akceptowalnej przeszłości, którą opowiada się lekko i z dumą, w ustalonej wersji. Przeciwnie, są to przestrzenie, gdzie leśnicy i inni użytkownicy przestrzeni leśnych ustalają – negocjując z przeszłością, miejscami i lasem – czym jest historia tych miejsc oraz w jaki sposób ją opowiadać albo w jaki sposób o niej milczeć. Las, a w nim opuszczone bieszczadzkie wsie, tak jak ewangelickie cmentarze w Borach Tucholskich, miejsca stacjonowania Leśnych Ludzi z Armii Krajowej, jak bunkier oddziału „Jedliny 102” niedaleko leśnictwa Wypalanki, przyczółki Armii Czerwonej lub Ukraińskiej Powstańczej Armii, Hotel Pielęgniarek, „dewizówki”, pomniki, krzyże, kapliczki, trakty, drogi i stare drzewa – wszystkie one są nie zapominane, ale pamiętane inaczej 5. O tym opowiada pierwsza część rozdziału – o innym, różnym i zmiennym pamiętaniu. Pamiętaniu, które jest przeszłością albo teraźniejszością; takim pamiętaniu, w którym w wyniku działań aktorów społecznych las może stać się symbolem historii, a ten z kolei może zostać zamieniony w symbol narodu.
17W metodologii i filozofii historii wskazuje się zasadniczo na dwa znaczenia terminu historia. Pierwsze odnosi się do tego wszystkiego, co się już wydarzyło. W takim znaczeniu historia oznacza przeszłość – dzieje (res gestae). Drugie koncentruje się na narracji, na tym, co i jak o tym minionym czasie się mówi i pisze (historia rerum gestarum). Zdaniem Topolskiego, ten drugi można dodatkowo rozbić na dwa kolejne poziomy: czynność badawczą historyka (procedura badawcza odtwarzania dziejów, historiografia) oraz zbiór stwierdzeń o dziejach, inaczej rezultat czynności badawczej (Topolski, 1973: 46–65). Wyobrażenia poszczególnych społeczeństw, grup i wspólnot na temat historii, w rozumieniu dziejów, są różne. Budowane są one nie tylko na podstawie dostarczanej przez historyków wiedzy czy narracji o przeszłości. Badaniami nad rolą historii jako zestawienia wyobrażeń o przeszłości, a także znaczenia, jakie odgrywają one w życiu jednostek i wspólnot, zajmują się studia nad świadomością historyczną (Topolski, 1973: 53–54; 2001: 10–31; 2016: 39–97). Jako antropolożkę interesuje mnie to, jak termin ‘historia’ rozumieją partnerzy moich badań. Dlatego też w tym rozdziale historia została potraktowana dwojako. Po pierwsze, jako pojęcie operatywne. W takim sensie odwołuję się do historii jako historia rerum gestarum, czyli narracji o przeszłości: to, co i jak o minionych wydarzeniach mówią dani aktorzy społeczni. W ramach takiego ujęcia jako strategie narracyjne mogą zostać zinterpretowane trzy opisane wyżej postawy, określone przeze mnie umownie jako pamiętanie, opowiadanie i wybieranie (wykluczanie). Po drugie, potraktowanie historii jako określonego sposobu porządkowania przeszłych wydarzeń w formy narracji o nich pozwala na przejście na drugi poziom oraz ujęcie historii jako kategorii wykorzystywanej przez partnerów moich badań. W takiej formie historia może zostać przedstawiona jako symbol lasu, który w efekcie działań aktorów społecznych zostaje powiązany z kategorią narodu.
18Las ma wiele wymiarów. Materializuje się w różnych miejscach i w różnych czasach. Czasem z dala od zwartego szeregu buków i świerków. To, jak las bierze udział w tworzeniu historii, wymaga skupienia się na działaniach mających miejsce także poza jego ostępami. Zasadniczo, w tym rozdziale historia nie jest rozumiana jako badanie przeszłości, szukanie niepodważalnych dowodów na minione aktywności człowieka oraz ustalanie jednej, pr aw d z i w e j wersji ich przebiegu. Historia z lasu nie jest dla mnie szukaniem w nim faktów. Dlatego rozdział ten nie stawia sobie za cel przedstawienia dziejów ani bieszczadzkich, ani tucholskich, ani polskich lasów, odkrycia tego, co się tam działo, i tego, jak wpływało to na bieg lokalnego życia. Swoją definicję historii oparłam na rozważaniach Anny Tsing, dotyczących sosnowego lasu. Pisze ona, iż:
„Historia” jest jednocześnie ludzką praktyką opowiadania i tym zestawem pamiątek z przeszłości, które zamieniamy w opowieści. Historycy umownie patrzą tylko na ludzkie pamiątki, jak archiwa i pamiętniki, ale nie ma powodu, dla którego nie mielibyśmy rozszerzać naszej uwagi na ścieżki i ślady nieludzi, skoro te przyczyniają się do tworzenia naszego wspólnego krajobrazu. Takie ślady i ścieżki widoczne są w międzygatunkowych splątaniach. Przybierają formę przypadkowych połączeń, stając się komponentami „historycznego” czasu. Gdy współuczestniczy się w takich splątaniach, nie ma potrzeby tworzenia historii tylko na jeden sposób. Czy inne organizmy „opowiadają historię”, czy też nie, współtworzą one nakładające się ścieżki i ślady, które ujmujemy jako „historię”. Historia jest więc zapisem wielu trajektorii tworzenia świata, ludzkiego i nieludzkiego. (Tsing, 2015: 168)
19Takie posthumanistyczne rozumienie historii dopuszcza, jako jej współtwórców, elementy wcześniej pomijane w klasycznych badaniach historycznych. Co ważne, ich udział w tych procesach nie musi zakładać automatycznie wersji alternatywnych albo imperatywu przepisywania dziejów. Uwzględnienie pozaludzkich aktorów, takich jak drzewa, zwierzęta czy konkretny krajobraz, może wiązać się z rezygnacją z opowiadania jednej wersji przeszłości i teraźniejszości oraz z większym otwarciem na wielogłosowość tych procesów. To rozumienie historii poszerzam o kwestię znaczenia przeszłych (i teraźniejszych) relacji dla rozwoju i funkcjonowania jednostki, o których piszą Ingold i Kohn. W ujęciach przez nich zaproponowanych historia nie zajmuje się relacjonowaniem przeszłych zdarzeń, ale jest sposobem życia z tymi wydarzeniami, uczeniem się ich, specyficznymi sposobami włączania ich do życia jednostki i grupy, wytwarzaniem form ich rozumienia, łączenia ich z teraźniejszością i przyszłością (Kohn, 2013: 241). Historia jest tworzeniem świata, który zamieszkujemy (Ingold, 2011: 87). Pytanie, zadawane w ramach takiej wersji historii, nie brzmi: co tu stało się naprawdę, ale: dlaczego i w jaki sposób coś jest pamiętane, dlaczego coś staje się historią.
20Dla proponowanego spojrzenia na historię ważny jest podział zarysowany przez Arjuna Appaduraia. Uważa on, że problem słyszalności głosu jest zawsze nierozerwalnie powiązany z rolą miejsca. Rozdziela on mówienie do kogoś (speaking to) i mówienie za kogoś, w czyimś imieniu (speaking for). Z kolei w odniesieniu do miejsca podział ten wygląda następująco: mówić o (speaking of) a mówić z (speaking from) (Appadurai, 1988: 17) 6. Ta klasyfikacja ma istotne znaczenie, ponieważ wskazuje na to, jak historia może być wykorzystywana. „Mówienie do” kogoś jest próbą przekazania informacji, z nadzieją, że druga strona zechce takiego komunikatu wysłuchać. Wiąże się z tym szansa nawiązania dialogu. Poza tym, „mówić do” oznacza wyartykułowanie swojej perspektywy, ale nie za kogoś, tylko za siebie samego. „Mówienie za” oznacza uczynienie z danej narracji jedynej słyszalnej, w taki sposób, że głos zasłania osobę, grupę, przedmiot, zjawisko, o którym mówi, co więcej: staje się jej substytutem. Mówić za kogoś – to właściwie pozbawić głosu (nawet jeśli nie został on odebrany siłą, ale przekazany dobrowolnie). Głos staje się równorzędny z tym, za kogo mówi. Z kolei „mówić o” jest równoznaczne z przechwyceniem narracji o miejscu – mówić, jakim to miejsce jest, dyktować, jak ma być postrzegane. Gdy zestawi się je z „mówieniem z”, rozróżnienie, które się rysuje, wiąże się z pozycją mówiącego. Aby „mówić o”, trzeba opuścić miejsce, zyskać dystans, ogląd, taką perspektywę, która pozwoli objąć całe to miejsce, umożliwiając uogólnienie, przedstawienie stanowiska na temat wszystkich elementów. Żeby „mówić z”, nie można przebywać na zewnątrz, ale trzeba być w środku. To nie pozwala na uogólnienia, totalizującą refleksję. „Mówić z” oznacza skupienie się na charakterystyce danej lokalności, bez zakładania, że mogłaby ona pomieścić w sobie całą różnorodność zjawiska albo przestrzeni (Ingold, 2011: 27–39; 209–218).
Naród i leśnicy
21W przywoływanych na początku rozdziału relacjach z badań każdy z partnerów prezentuje inny sposób tworzenia świata poprzez złączenie osobistych historii z lasem. Są to historie tworzone w konkretnym miejscu, te osoby mówią z tego konkretnego lasu. Niekiedy jednak mówienie z lasu może oznaczać mówienie za las. W tym rozdziale stawiam więc następujące pytania: Kto i kiedy mówi za las z lasu? Kiedy głosy wyartykułowane w lokalnym środowisku, w danym lesie, mogą wykraczać poza miejsce i zostają powiązane z rozleglejszymi narracjami, takimi jak mit narodowy? Jak historia z lasu zmienia się w historię o lesie i jak ta staje się substytutem historii narodu? Są to pytania związane ze skalą. Z jednej strony jest to skala czasowa, w której przeszłość zostaje rozciągnięta pomiędzy „kiedyś” i „teraz”, a odległość między nimi jest negocjowana, niekiedy zacierana, niekiedy wzmacniana. Z drugiej – wiąże się z rozpięciem między konkretnym miejscem i wymiarem narodowym. Pokazuję, jak naród jest produkowany lokalnie w lesie, to, jak wzniosłe, wielkie idee materializują się w miejscowych lasach. Wiąże się to jednocześnie z pytaniem o to, kiedy lokalny las może stać się substytutem narodu. Jeden z leśników po zachodniej stronie Otrytu zapytał mnie: „Czy widziała pani kiedyś ojczyznę, naród albo religię? Ja nie. A tylu za nich umarło” (Botanik, marzec 2015). Ten rozdział jest też o tym, że znalazłam ojczyznę i naród w polskim lesie. I to niejeden raz. W rezultacie stwierdziłam, że aby spotkać ojczyznę w lesie, musi on najpierw stać się płaszczyzną do odgrywania mitu narodowego. Aby tak się stało, musi zachodzić proces, w którym leśnicy zamieniają przeszłość lasu w historię, historię w dziedzictwo7, a dziedzictwo w naród8. Zarządzanie przyrodą staje się zarządzaniem pamięcią.
22Andrew Mathews w książce na temat instytucjonalizacji natury w meksykańskim leśnictwie zajmuje się takimi kategoriami, jak państwo, jego wiarygodność, oficjalna wiedza na temat państwa. Pokazuje, że nie są one tworzone wyłącznie w biurach urzędników w stolicy, w laboratoriach naukowych czy w głowach polityków. Powołują je do życia i wpływają na nie konkretne zdarzenia o lokalnym zasięgu. Wielkie idee i siły, takie jak państwo, naród, materializują się w konkretnym miejscu dzięki podejmowanym działaniom. To lokalni aktorzy, których działania mogą być obserwowane na co dzień, w imię tych konceptów korzystają z władzy, w którą wyposażyli ich urzędnicy ze stolic. Władza tych drugich (mimo że by sobie tego życzyli) nie sięga tu w sposób bezpośredni. Państwo, naród i związane z nimi koncepcje, takie jak dziedzictwo narodowe, zależą od zdolności urzędników do zarządzania skalami – odległością pomiędzy lokalnym, globalnym i narodowym, pomiędzy narzuconymi regulacjami a implementacją ich w danym kontekście, pomiędzy politycznym, technicznym a historycznym (Mathews, 2011: 1–5). Dlatego istotna jest etnograficzna uwaga, pozwalająca dostrzec, gdzie, kiedy i jak państwo czy naród są tworzone przez małe, lokalne, pozornie nieznaczące działania, gesty, wydarzenia.
23Tak samo historia z lasu (narracja o dziejach) nie jest wyłącznie efektem pracy historyków w ich gabinetach. Jest ona równocześnie konstruowana w lokalnych lasach. To, że las może stać się substytutem narodu, nie wypływa tylko z decyzji podjętych przez władze państwa. Uważam, że jedną z ważnych konsekwencji codziennych działań polskich leśników w lokalnych lasach i lokalnych środowiskach jest doprowadzenie do uznania polskich lasów za część dziedzictwa narodowego, włączenie ich do tegoż dziedzictwa. Lasy jako dziedzictwo narodowe stają się wartością Polski pojmowanej jako ojczyzna. Takie działania leśników nasiliły się znacznie po roku 1989, a zwłaszcza po roku 2000. Aby jednak to zjawisko mogło mieć miejsce, niezbędne jest połączenie dyskursu tworzonego przez instytucję (Lasy Państwowe) na poziomie krajowym z działaniami leśników w konkretnym terenie 9.
24Przez polski leśny mit narodowy rozumiem zestaw przekonań dotyczący przeszłości narodu polskiego, w którym losy kraju zostają ściśle złączone z przeszłością lasu, ale także leśnictwa. W ramach tego mitu historia lasu staje się historią Polski i na odwrót. Zawiera on przekonanie, że nie ma Polski bez lasu, ale także bez leśnictwa, ani też lasu oraz tegoż leśnictwa bez Polski – kraju, narodu, ojczyzny. Bohaterami wydarzeń takiego mitu są leśnicy, prezentowani jako ci, którzy w różnych momentach dziejów, zwłaszcza w tych przełomowych, jak wojny, zabory, powstania, byli przywódcami, nośnikami, propagatorami narodowych wartości oraz obrońcami ojczyzny – jej najlepszymi synami. Działania poprzednich pokoleń leśników są prezentowane i interpretowane przez tych współczesnych jako te, które pozwoliły urzeczywistnić obecny stan. Mają być one wytłumaczeniem dla teraźniejszej sytuacji, a także służyć współczesnym leśnikom za sprawdzony schemat praktyk, do którego można się odwoływać w celu reprodukcji i utrzymania oczekiwanego ładu. Odtwarzanie tego mitu ma pozwalać na trwanie lasów i ich elementów w zmiennych konfiguracjach i kontekstach.
25Las nie staje się jednak narodem na życzenie leśników. Naród muszą oni wypracować, zmaterializować poprzez konkretne działania. Polscy leśnicy po roku 1989 stali się specjalistami w zarządzaniu lokalnymi kontekstami pamiętania. Wykorzystują swoją pozycję w miejscowych społecznościach, a także przywileje, jakie daje im praca w silnej państwowej jednostce, do przechwytywania i ukierunkowywania miejscowego pamiętania, również takiego jak przytaczane opowiadanie Jadwigi, pamiętanie Ducha czy wykluczająca przeszłość z pracowni Justyny i Rafała. Leśnicy wykorzystują lokalne pamiętania do tworzenia historii. Pamiętanie o nieistniejących wsiach i leśniczówkach albo o Hotelu Pielęgniarek nie jest jeszcze „wystarczającą historią” dla leśnictwa. Dopiero zwrot, który zachodzi w leśnictwie od początku lat dziewięćdziesiątych, a który skłania leśników do tego, aby zacząć dostrzegać pozostałości minionych czasów w lesie, nadaje tym pozostałościom taką rangę. Ten zwrot w narracji o historii lasu pozwala inaczej spojrzeć na historie z lasu opowiedziane przez partnerów moich badań. Leśnicy dostrzegają i znajdują historię w lesie od niedawna – od transformacji ustrojowej, a zwłaszcza od początku XXI wieku. Dzięki temu z lasu na nowo wynurzają się cmentarze przy cerkwiskach, zapominane wsie, ale także nieistniejące leśniczówki. Zostają wyposażone w drewniane ogrodzenia, tablice informacyjne, pojawiają się na leśnych mapach turystycznych i na szlakach w leśnych kompleksach promocyjnych. Praca wozaków może materializować się ponownie w propozycji utworzenia muzeum na wolnym powietrzu przy nowym centrum promocji leśnictwa. To zwrot w kierunku historii i zainteresowanie ze strony lokalnego nadleśnictwa czy regionalnej dyrekcji lasów państwowych pozwala także Jadwidze spojrzeć inaczej na jej doświadczenia i pracę. Hotel Pielęgniarek z rozpadającego się budynku staje się centrum życia okolicy, a polowania dewizowców z niechlubnych wydarzeń stają się chcianą przeszłością. Z kolei z Jadwigi czyni to powierniczkę leśnej historii, której wskazówki poważnie traktuje miejscowy nadleśniczy. Historia wychodzi z lasu tylko wtedy, kiedy leśnicy tego chcą, a nie wówczas, kiedy coś przechodzi do przeszłości. Jej wersja nie jest dowolna, ale ustalona. Tymi, którzy ją ustalają, są władze Lasów Państwowych i ich zwierzchnicy, a więc m.in. aktualny minister środowiska i rząd 10. Historia w lesie nie jest więc tym, co się tam znajduje, ale tym, co zostaje z lasu wydobyte, a następnie w konkretny sposób odegrane, tak by odpowiadać wersji historii aktualnie obowiązującej na poziomie krajowym. Jednakże istotny jest fakt, że charakter lokalności dostarcza narzędzi i materiału do formowania tej odpowiedzi. Leśnicy nie budują narodowej historii w lesie dowolnie, ale na podstawie „zestawu pamiątek z przeszłości, które zamieniają w opowieści” (Tsing, 2015: 168). Są ekspertami w dostosowaniu lokalnego pamiętania do narodowej historii.
Leśna mitopraktyka
26Historia nie musi być zawsze opowiadaniem – może być zaprezentowana przez działanie, praktykę. To, co robią leśnicy, a co związane jest z zarządzaniem pamięcią, to nie wyłącznie mówienie, tworzenie dyskursów, ale działania, które materializują ich wersje przeszłości. Dlatego też to, co robią leśnicy, nie jest opowiadaniem mitu narodowego, ale jego nieustannym odtwarzaniem, odgrywaniem na nowo, życie z tym mitem i przez ten mit. Jego przejawem jest nie tylko pomnik przy nieistniejącej leśniczówce Brenzberg, ale także aktywności leśników związane z uroczystościami odbywającymi się w tym miejscu oraz wyznaczanie konkretnych elementów „nieistniejących miejsc”, wartych ogrodzenia i zamknięcia w nowe drewniane opłotki. Tak jak już pisałam powyżej, aby zn a le źć przej aw n a ro du w lesi e, nie wystarczy to, że ktoś będzie o nim mówił. Dyskursy są potężną bronią, jednakże aby wyobrażenia mogły mieć charakter operatywny, praktyczny, niezbędne są widoczne działania, które urzeczywistnią ich treść (Anderson, 1997) – widzialne znaki niewidocznych więzi. Historia oparta na micie narodowym jest doświadczeniem przeszłości, za pomocą którego doświadczana jest teraźniejszość (Sahlins, 2006: 72). Jest nieustannym tworzeniem i uzgadnianiem świata, w którym aktualnie żyjemy (Tsing, 2015: 168).
27Takie aktywności nazywam „leśną mitopraktyką”. Uważam, że to, co robią leśnicy, to kreatywne odgrywanie przeszłości w taki sposób, aby pozwalała ona zrozumieć i zinterpretować nie tylko przeszłość, ale przede wszystkim teraźniejszość i przyszłość. Przez ten pryzmat patrzę więc np. zarówno na działania leśników skoncentrowane wokół Hotelu Pielęgniarek, jak i na ich „nowy” stosunek do pozostałości po wysiedlonych wsiach oraz prace tam przez nich podejmowane. Nie jest to wyłącznie kreowanie wielkiej narracji narodowej, ale jest to tworzenie lokalnych miejsc w ramach historii tychże miejsc. Praktyka w leśnej mitopraktyce nie polega li tylko na opowiadaniu mitu narodowego. Działania tym mitem motywowane przyczyniają się do pojawienia drobnych materializacji narodu w lesie. Tym samym nie jest to tylko mówienie o dziedzictwie i ojczyźnie, ale też nadawanie znaczenia tym terminom w praktyce (i poprzez nią) oraz budowanie ich wizualnych przejawów.
28Marshall Sahlins w próbie stworzenia podwalin dla nowej antropologii historii pisze o kulturze jako „rodzaju gry hazardowej toczonej z naturą”, w której to toku zachodzi ciągle „funkcjonalne przewartościowanie kategorii” i „stare nazwy, które nadal są na ustach wszystkich, nabywają konotacji bardzo odległych od ich pierwotnego znaczenia” (Sahlins, 2006: 7). Komentując jego analizy, Marta Rakoczy zauważa, że jest to proces o wyraźnie historycznym charakterze, który wymaga zastosowania perspektywy historycznej (Rakoczy, 2009: 207). W zaprezentowanej interpretacji zachowań Maorysów w czasie walk z Anglikami w XIX wieku, umieszczonych w ramach interpretacyjnych mitopraktyki właśnie, Sahlins próbuje podważyć zasadność i metodologiczną przydatność dualistycznych podziałów, na których ugruntowane jest europejskie myślenie historyczne: stan vs proces, system vs wydarzenie, struktura vs praktyka, substancja vs działanie, statyczne vs dynamiczne, stwierdzając, że:
Działanie symboliczne jest podwójną mieszanką nieuniknionej przeszłości i nieredukowalnej teraźniejszości. Przeszłość jest nieodparta, ponieważ pojęcia, za pomocą których doświadczenie jest zorganizowane i komunikowane, wynikają ze schematu kulturowego. Teraźniejszość jest nieredukowalna z powodu ziemskiej wyjątkowości każdego działania (…). Jako odpowiedzialni za własne działania, ludzie stają się autorami swych własnych pojęć, to znaczy biorą odpowiedzialność za to, co ich kultura mogła z nich uczynić. Albowiem, jeśli zawsze przeszłość tkwi w teraźniejszości, jeśli zawsze istnieje aprioryczny system interpretacji, to istnieje również życie, które pragnie siebie. (Sahlins, 2006: 167)
29Tym samym Sahlins kontestuje kategoryczny podział na porządek symboliczny, który określa stosunki pomiędzy poszczególnymi kategoriami, i aktywności, które służą ich materializacji; podział na to, co w głowie, i na to, jak jest to realizowane w rzeczywistości. „Kultura istnieje jedynie dzięki działaniom, działania zaś istnieją jedynie dzięki porządkowi symbolicznemu” (Rakoczy, 2009: 205). To, co społeczeństwa robią z historią, to kulturowa klasyfikacja, która może przebiegać według różnych wzorów i tendencji. Z drugiej strony, wzory kultury są wzorami warunkowanymi historycznie – gdy odbywa się ich praktyczna realizacja, ulegają one przeobrażeniom. Zmiany te możliwe są dzięki działaniom konkretnych historycznych aktorów, w danym momencie, miejscu i czasie (Sahlins, 2006: 7; Rakoczy, 2009: 197).
30Mitopraktyka w rozumieniu Sahlinsa jest taką aktualizacją mitu, która umożliwia zrozumienie aktualnie toczących się wydarzeń, jednocześnie uświęcając tę sytuację. Każda aktywność dziejąca się w danej chwili znajduje swoje wytłumaczenie w strukturze symbolicznej. Mitopraktyka nie zamyka się jednak ani na przeszłości, ani na teraźniejszości. Mimo że „ostateczną postacią mitu kosmicznego jest bieżące wydarzenie” (Sahlins, 2006: 71), jest on na tyle elastyczny, że dostarcza możliwości transformacji. Tym samym jest on potencjalną ramą, w którą dają się wpisać przyszłe wydarzenia (Sahlins, 2006: 68–81). Inaczej rzecz ujmując, aktorzy społeczni działają według schematów zaczerpniętych z wzorów kulturowych, których dostarczycielem są mityczne opowieści. Zarysowują one przed nimi pewną formę, w ramach której muszą się poruszać, ale ich interpretacja zależna jest od konkretnych interesów danych grup (Buchowski, 2008a: 312–313). Poszczególne kategorie ulegają „historycznemu przewartościowaniu w trakcie historycznego odniesienia” (Sahlins, 2007: 44). Tym, co doprowadza do tych zmian, są ludzkie motywacje i osobiste cele. Przez ich pryzmat oceniana jest użyteczność aktywności podejmowanych w danym kontekście. One także mogą być powodem, dla którego aktywności wyposażane są w nowe funkcje. Celem tych rozważań nie było dla Sahlinsa zbliżenie antropologii i historii, ale raczej rozprawienie się z terminem historia:
Problemem jest teraz zdetonowanie pojęcia historii za pomocą antropologicznego doświadczenia kultury. Dotychczas mało znane historie dalekich wysp zasługują na miejsce obok samokonceptualizującej się przeszłości europejskiej – czy też historii „cywilizacji” – z uwagi na ich nadzwyczajny wkład w historyczne rozumienie. Pomnażamy w ten sposób nasze koncepcje historii dzięki różnorodności struktur. Nagle pojawia się wiele nowych rzeczy do rozważenia. (Sahlins, 2006: 81)
31Celem nowej antropologii historii jest „rozpoznanie zarówno sposobu, w jaki kultura organizuje wydarzenia historyczne, jak i sposobu, w jaki jest ona [kultura] przez wydarzenia reorganizowana” (Rakoczy, 2009: 203).
32Swoją mitopraktykę Sahlins ogranicza do nieeuropejskich społeczeństw. Jest to „alternatywny” sposób przeżywania historii. W takim rozumieniu mit może być praktyczną codziennością dla ludów 11, które nie przeszły przez racjonalizujący wymiar oświecenia. Zachód u Sahlinsa jest w pewien swoisty sposób wolny od mitologii, a jego historia jest historią Tukidydesowych czystych faktów, pozbawionych magiczności (Sahlins, 2006: 68). Gananath Obeyesekere wchodzi w polemikę z koncepcjami Sahlinsa, zarzucając mu wyłącznie deklaratywny antyetnocentryzm, od którego ten drugi stanowczo się odżegnuje, oraz uprawianie swoistej mitopraktyki (Obeyesekere, 2007). Europejscy historycy (i antropologowie), próbując pisać historię podróży kapitana Cooka, sami tworzą strukturę mitologiczną, która okazuje się idealnie dopasowana do społeczeństw europejskich. Tym, co powoduje, że w Europie zostaje nazwana historią (czy podążając za podziałem Topolskiego, historiografią), a na Hawajach przyporządkowana byłaby do mitopraktyki, jest osoba piszącego albo terytorium. Obeyesekere, poprzez krytykę prac Sahlinsa, dokonuje „swoistego odczarowania świata Europejczyków tkwiących w przekonaniu o obiektywizmie ich pisanych relacji naocznych świadków oraz wizji świata” (Buchowski, 2008a: 315). Europejczycy są tak samo zanurzeni w mitopraktyce jak Maorysi czy Fidżyjczycy. Obeyesekere zarzuca ponadto takiemu ujęciu mitopraktyki zbytnie skupienie się na samym micie, kosztem praktyki. Tym, co mobilizuje wodza Heke w opisanej przez Sahlinsa walce o brytyjską flagę, widzianą przez tego maoryskiego przywódcę jako tāūhu, święty obszar Maorysów, jest nie kontekst, ale mit (Obeyesekere, 2007: 138). Ludzie są uwięzieni w micie, bezrefleksyjnie zniewoleni w strukturze, a nie mobilizowani przez nią.
33Postulaty Sahlinsa w stosunku do Maorysów uważam za adekwatne również w odniesieniu do polskich leśników – oni także „odnajdują się w historii” (Sahlins, 2006: 69). Dlatego rozszerzam użyteczność tej koncepcji na grunt europejski, zgadzając się z Obeyesekere, że jeśli spojrzymy szerzej na nasze własne, „zachodnie”12 społeczeństwa i praktyki wewnątrz nich, możliwe będzie dostrzeżenie tego, jak nabudowane są one na działaniu, które da się zamknąć w poszerzonej koncepcji Sahlinsowej mitopraktyki. Przyjrzenie się działaniom współczesnych leśników przez pryzmat leśnej mitopraktyki pozwala dostrzec, jak za jej pośrednictwem leśnicy tłumaczą współczesną im rzeczywistość. Wykorzystują do tego minione wydarzenia z lokalnej historii, z historii Polski, z historii leśnictwa, łącząc je w jeden leśny mit narodowy. Ten mit nie jest przez nich opowiadany, ale jest odtwarzany, przywoływany – zawsze w kontekście aktualnie toczących się zdarzeń, z uwzględnieniem czasu i miejsca, w którym to odtwarzanie się odbywa. Służy on do wyjaśniania dzisiejszej sytuacji i pozycji leśnictwa. Nie jest to relacjonowanie faktów z minionych wieków ani pozbawiona warstwy symbolicznej i magicznej historia na wzór przytaczanej przez Sahlinsa Wojny peloponeskiej Tukidydesa. Jest wykorzystywaniem sprawdzonych schematów, aby utrzymać lub ponownie odtworzyć utracony ład i cel – wysoki status leśnictwa w polskim społeczeństwie. Dzieje się to dzięki uczynieniu z lasów synonimu polskiego terytorium i utożsamieniu z nimi „polskiej ziemi”, dzięki utożsamieniu lasów z dziedzictwem narodowym, a leśników ze strażnikami tego dziedzictwa. To pozwala leśnikom na przedstawianie siebie samych jako tych, którzy nieustannie, od stuleci stoją na straży zachowania dziedzictwa, swoją pracą, postawą i działaniami odtwarzają i utrzymują porządek i dany stan lasu. Bez odtwarzania przez nich tego porządku cały układ się rozpadnie – jeśli zabraknie leśników w tej praktyce, zawali się cała struktura. Dla leśników leśny mit nie tylko tłumaczy leśny świat, on go utrzymuje w całości.
34Sahlins pisał o heroicznych historiach, w których pojawia się „heroiczne Ja”. To, co zrobili przodkowie, może być interpretowane jako działania ich potomków: „«Tak, 1852 – powiedział Tongijczyk – to był rok (…), w którym walczyłem z królem Tāʻufaʻāhau»”. Jednak, jak komentuje etnograf, „osobą, która faktycznie walczyła z Tāʻufaʻāhau, był pra‑pra‑pra‑pradziadek mówiącego (…)” (Sahlins, 2006: 62–63). Także życiorys pojedynczych „maluczkich” wpisany zostaje w losy wodzów, królów, znaczących jednostek (Sahlins, 2006: 62–63). Podobnie w leśnictwie: przeszłe pokolenia leśników, dawni „oni”, przez nieustanne odtwarzanie leśnego mitu narodowego, cykl rocznic, budowane pomniki, miejsca pamięci, tablice, uroczystości, koncerty, publikacje, pikniki, ścieżki edukacyjne, groby, zostają zamienione w heroiczne „my” – my, leśnicy – określane bardzo często jako „leśna brać” 13. Mityczna więź pokrewieństwa zostaje wpisana w topografię lasu. Leśników nie łączą więzy krwi (chociaż bardzo często podzielają przekonanie o wspólnie przelanej dla lasu krwi), ale historia, która może być odczytywana przez strukturę lasu i w tym lesie jest zawarta. Jak pisał Ingold: „Tak jak pokrewieństwo jest geografią, tak życie osób [persons] i historie ich relacji mogą być odtwarzane na podstawie struktury ziemi” (Ingold, 2011: 150). Mityczne pokrewieństwo braci leśnej materializuje się w lesie pielęgnowanym przez pokolenia leśników. Zbiorowe ‘ja’, które włącza również poprzednie pokolenia, daje przekonanie leśnym pracownikom, że praca wykonana przez minione pokolenia łączy się bezpośrednio z pracą wykonywaną przez nich dzisiaj, ale także z tą, która zostanie wykonana przez przyszłe generacje leśników 14. Późną jesienią 2014 Osika podczas rozmowy mówił: „Myśmy tworzyli historię tych terenów. (…) Wydzieraliśmy puszczy kawałek po kawałku. (…) Leśnicy przynieśli życie w Bieszczady”.
35Przekonania leśników nie mogą zostać oddzielone od działań, ponieważ przestrzenią ich materializacji i ostatecznej konsolidacji są właśnie indywidualne aktywności konkretnych aktorów społecznych. To przekonania stają się siłą napędową, paliwem czynności. Leśnicy, stawiając pomnik na Jeleniowatym w miejscu dawnej leśniczówki Brenzberg albo grodząc leśne cmentarze drewnianym płotem, albo organizując „Bieg Żołnierzy Wyklętych” w Borach Tucholskich, dążą do urzeczywistnienia swojej wizji lasu jako substytutu narodu. To, w co wierzą leśnicy (i jak to się zmienia), może być wyczytane z powierzchni lasu. Historia to nie tylko informacje zawarte w publikacjach i książkach, ale także codzienne czynności i ich ślady pozostawione w krajobrazie. Dlatego historia, tak jak już pisałam, nie jest pamiętaniem, ale zarządzaniem pamięcią, w taki sposób, aby konkretne przekonania porządkowały przeszłość i tłumaczyły teraźniejszość. Mitopraktyka zamienia pamiętanie w historię. Tym samym praktyka w leśnej mitopraktyce ma dwa wymiary – jeden z nich wiąże się z działaniami, aktywnością. Drugi natomiast wiąże się z tym, że mitopraktyka ma być praktyczna, to znaczy ma przynosić konkretny rezultat. Leśnicy odgrywają mit narodowy w lesie nie dlatego, że są uwięzieni w tej symbolicznej strukturze czy bezrefleksyjnie ją reprodukują. Robią to w konkretnym celu – dążą do stworzenia społecznego świata, w którym las jako dziedzictwo narodowe do swojego funkcjonowania potrzebuje leśników – strażników dziedzictwa. Dlatego u podstaw mitopraktyki, podobnie jak magii, leży konkretna racjonalność. Buchowski, rozważając zasadność uznania magii (a więc działania symbolicznego) za racjonalne, pisze, że:
Czym innym jest bowiem racjonalność pojmowana w duchu interpretacji humanistycznej, a czym innym technologiczna skuteczność pewnych działań. (…) z punktu widzenia przedmiotowego założenia o racjonalności, czynności podejmowane przez podmioty działań magicznych są w pełni racjonalne, a przekonania nimi sterujące winny być relatywizowane do kształtu i zawartości partykularnej świadomości podzielanej w danej grupie społecznej. (Buchowski, 1986: 128)
36Dla Maorysów racjonalnym celem, leżącym u podstaw ich mitopraktyki, jest odtworzenie porządku kosmicznego i utrzymanie władzy nad mana terytorium, dla leśników jest to odtworzenie lasu, który będzie postrzegany jako dziedzictwo narodowe – symbol narodu, a leśnicy będą mogli przedstawiać siebie jako jego obrońcy. Oba działania oceniane są pod kątem skuteczności przez podejmujących je aktorów społecznych i przez ten pryzmat należy oceniać ich racjonalność.
Mit w lesie
37Działania leśników związane z mitem narodowym, jak np. sadzenie drzew jako „dębów wolności”, „dębów papieskich”, „świerków Benedykta XVI”, które jeden z moich rozmówców nazwał „świętymi gajami” (Mistrz, kwiecień 2014), można rozpatrywać jako formę „historycznego przewartościowania w trakcie historycznego odniesienia” (Sahlins, 2006: 44). Las jest kategorią funkcjonalnie przewartościowaną przez leśników. Nie ma on już wyłącznie dostarczać surowca i nie jest jedynie miejscem pracy, ale staje się przestrzenią, która pozwala na przejęcie symbolicznej władzy. Ma nie tylko symboliczne konsekwencje, ale sięga poza to konkretne, lokalne miejsce materializacji narodu. Przykłady takich działań to np.: pierwszy „Dąb Wolności” posadzony przez dyrektora generalnego LP razem z prezydentem Bronisławem Komorowskim przed siedzibą Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Warszawie, budowa „Pomnika leśnika” w Szarlocie na Pomorzu, „upamiętniającego leśników Pomorza Gdańskiego eksterminowanych i prześladowanych przez Gestapo i NKWD za wierność i służbę Ojczyźnie”, czy „Narodowe Czytanie Quo vadis Henryka Sienkiewicza” w bibliotece powiatowej w Tucholi, w którym brali udział leśnicy w białych koszulach i zielonych mundurach. W zamierzeniu leśników, działania te pokazują, że „leśnictwo to służba lasom i narodowi” (Ojrzyński, 2006: 24) 15. Symbol wyprodukowany lokalnie (las jako dziedzictwo narodowe) za pomocą mitu, którego struktura nie jest lokalna (lecz narodowa), ma ponadlokalną zdolność oddziaływania i rozleglejsze konsekwencje. Przywołując element narodu w lokalnym lesie (albo innym miejscu, które staje się namiastką lasu), leśnicy dążą do odtworzenia i umocnienia porządku w nadrzędnej skali – naród ma zostać utożsamiony ze wszystkim lasami w Polsce i z samymi leśnikami. Każdy przejaw odtworzenia mitu reprodukuje jego symboliczną warstwę 16. Budowa pomnika przy dawnej leśniczówce Brenzberg i uczynienie z niego elementu ścieżki historyczno‑przyrodniczej, sadzenie dębów wolności przy siedzibie nadleśnictwa, odremontowanie nagrobka powstańca styczniowego na Dźwiniaczu, przejęcie pieczy przez leśników nad zapomnianymi cmentarzami w Borach Tucholskich i w Bieszczadach – każde z tych działań może być interpretowane jako stworzenie lokalnego miejsca i manifestacja narodu dzięki zdolnościom i działaniom miejscowych aktorów społecznych, a także jako przywołanie i utwierdzenie systemu symbolicznego, w którym wszystkie lasy i wszyscy leśnicy mają zostać złączeni nieredukowalną więzią z narodem, ojczyzną.
38Mit narodowy, w który leśnicy wpisują swoją pracę, powinien być na tyle elastyczny, aby mógł pomieścić przyszłe zdarzenia, także te nieoczekiwane. Uważam, że jednym z takich zwrotów, w których doszło do wykorzystania plastycznej struktury mitu narodowego, był krytyczny okres pomiędzy 1989 a 1991 rokiem. Przyniósł on nową Ustawę o lasach, która całkowicie przeorganizowała pracę leśników, a także zmieniła ich status jako grupy zawodowej w Polsce. Od tego momentu dostosowywane do nowego kontekstu struktury leśnego mitu narodowego zaczęły być poszerzane o elementy wcześniej – jak to określam – pamiętane inaczej. Nowa forma zarządzania lasami (zrównoważona, wielofunkcyjna gospodarka leśna zamiast modelu surowcowego, opartego na pozyskaniu drewna) oznaczała nowy sposób zarządzania leśnym pamiętaniem, a leśnicy z urzędników państwowych stali się animatorami lokalnych społeczności i środowisk – strażnikami pamięci.
39Do 1989 roku kontekst społeczny sprzężony z leśnym mitem narodowym dyktował leśnikom, co i jak ma być pamiętane, co wchodziło do leśnej mitologii i co powinno być przez nią reprodukowane. Wówczas las również był substytutem narodu, jednakże ówczesna koncepcja tego drugiego miała inne znaczenie niż obecnie. Jego materializacja w lokalnym środowisku przebiegała więc inaczej. Celowe pamiętanie np. o leśnikach zamordowanych przez hitlerowców w Rudzkim Moście pod Tucholą było połączone z celowym niepamiętaniem o leśnikach w Armii Krajowej, którzy również w okolicach Tucholi stacjonowali, np. w leśnym bunkrze oddziału „Jedliny 102” niedaleko leśnictwa Wypalanki, albo walczyli i ginęli w okolicznych lasach (Sznajder, 2001; wywiad Partyzant, Bory Tucholskie, wrzesień 2010). W Bieszczadach pamiętano o spalonej leśniczówce Brenzberg i polskich leśnikach, którzy tam zginęli, a równocześnie niszczono i następnie zapominano wysiedlone wsie, w których też mieszkały osoby utrzymujące się z pracy w lesie, np. właściciele tartaków i budowniczowie kolejki leśnej. Odtwarzanie ówczesnego leśnego mitu narodowego zdominowane było przez sztywne ramy oficjalnego kontekstu, w którym historia narodowa nie obejmowała Bojków, Ukraińców, Armii Krajowej czy pomorskich ewangelików pochowanych na leśnych cmentarzach. Materializacja narodu w lesie musiała więc ich wykluczać. Dowody ich obecności w lesie były przeszłoś ci ą. W tym kontekście by cie przeszłością oznacza brak użyteczności dla teraźniejszości. Takie miejsca były pomijane w wyniku uzgadniania wersji historii – ponieważ nie były użyteczne w ówczesnej sytuacji, nie mogły zostać wykorzystane do budowania świata 17.
40Jednakże tak jak przybycie kapitana Cooka na Hawaje zmusza do aktualizacji mitu, tak zmiany kontekstu społecznego, politycznego i ekonomicznego w latach dziewięćdziesiątych, związane z transformacją ustrojową, nowym modelem leśnictwa, a także nową koncepcją narodu, powodują, że pozostałości przeszłości w lesie, które do tej pory nie były włączane do działań leśników, muszą teraz zostać w nich uwzględnione. Leśnicy na nowo dostrzegają, co się znajduje w lasach i jak w nowej sytuacji o tym pamiętać. Szczególnie na początku XXI wieku następuje wzrost działań leśników związanych z lokalnym zarządzeniem historią 18.
41Pierwszy przykład aktualizacji mitu dotyczy neutralizowania „niewygodnego dziedzictwa”, przez które rozumiem leśne pozostałości z przeszłości, uprzednio niewłączone w ramy mitu narodowego, ponieważ nie pozwalała na to ówczesna definicja narodu, np. cmentarze ewangelickie z połowy XIX wieku na terenie Borów Tucholskich, nieistniejące wsie w Bieszczadach, ślady działalności Armii Krajowej, jak bunkry, miejsca kaźni, miejsca związane z działalnością „żołnierzy wyklętych” na terenie Borów Tucholskich, a także bieszczadzkie cerkwie.
42Charakterystyczne jest to, że leśnicy biorą aktywny udział w zarządzaniu miejscami historycznymi, które znajdują się na terenie ich nadleśnictw. Przykładem takiej działalności jest zaangażowanie miejscowych leśników w odremontowanie i porządkowanie cmentarzy w Borach Tucholskich oraz porządkowanie przez nich leśnych nagrobków, często należących do pruskich leśników. Na terenie nadleśnictw, w których prowadziłam badania, leśnicy brali czynny udział w pracach na nekropoliach ewangelickich, a miejscowe nadleśnictwa np. opłacały i przeprowadzały wycinkę krzaków i większych drzew z terenów pochówku. Sami leśnicy pomagali w tych pracach, a na otwarcie i ponowne poświęcenie tych miejsc przychodzili w mundurach. Na takie uroczystości miejscowi nadleśniczowie przysyłali okolicznościowe listy lub sami kierowali kilka słów do zebranych, mówiąc o konieczności dbania o dziedzictwo, które znajduje się w naszych lasach, i o obowiązkach, które w związku z tym spoczywają na leśnikach (z własnych obserwacji). Należy dodać, że nekropolie te znajdują się na terenach będących w zarządzaniu Lasów Państwowych i są zewidencjonowane na ich mapach. Jednakże leśnicy dopiero niedawno dostrzegli w nich potencjał leśnego dziedzictwa narodowego. Podobnie pojedyncze groby rozrzucone po lasach czy w okolicach leśniczówek, będące pozostałościami po pruskich rządach w miejscowych lasach, zostają objęte działaniami leśników, którzy oczyszczają je i porządkują, opisują w regionalnych leśnych periodykach czy w materiałach promocyjnych nadleśnictw.
43W Bieszczadach, tak jak prezentują to fragmenty historii Ducha i Jadwigi, zwrot w leśnej mitopraktyce obejmuje przede wszystkim nieistniejące wsie, cmentarze, dawne cerkwie. Tereny te są porządkowane przez miejscowe nadleśnictwa, stawia się tam ogrodzenia, tablice informacyjne, prowadzi się do nich ścieżki edukacyjne i szlaki turystyczne. Są umieszczane na leśnych mapach turystycznych. Po zachodniej stronie Otrytu leśnicy aktywnie biorą udział w remoncie i zachowaniu cerkwi w Łopience, nie tylko organizując infrastrukturę i dbając o szlaki turystyczne, lecz także promując historię i duchowe walory tego miejsca. Miejscowy leśniczy Stopa napisał wiersz „Łopienka”, do którego muzykę skomponował jego przełożony, nadleśniczy Gruszka. Utwór został zaprezentowany m.in. 31 stycznia 2014 roku na koncercie w gminnym ośrodku kultury, podczas którego swoje wiersze o Bieszczadach prezentował leśnik Zielony z miejscowego nadleśnictwa, a towarzyszył temu wernisaż wystawy fotografii autorstwa Botanika i jego żony pt. „Przez łąki i lasy Bieszczadów”. W miejscowości Smolnik leśniczy Pszczoła zajmuje się cerkwią, która wprawdzie znajduje się w pieczy parafii Lutowiska, ale jej unikalne walory, jako jedynej ocalałej cerkwi wybudowanej w stylu bojkowskim, przez lata nie były przedmiotem zainteresowania lokalnych proboszczów. W wyniku prac, w których obok leśniczego Pszczoły brali udział także inni leśnicy, przy wsparciu miejscowego nadleśnictwa, dostarczającego materiałów (drewna), w ciągu ostatnich kilku lat wykonano szereg remontów, ratując cerkiew od zniszczenia. Gdy pierwszy raz rozmawiałam z leśniczym Pszczołą, pokazał mi dyplom UNESCO, odebrany dzień wcześniej na Zamku Królewskim w Krakowie, poświadczający, iż cerkiew, obok siedmiu innych podkarpackich świątyń, została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Pszczoła wystąpił na uroczystości w zielonym mundurze i pojechał tam z rekomendacją i wsparciem swojego nadleśniczego 19.
44Leśnicy prowadzą ochronę nie tylko cerkwi, ale także terenów, na których znajdują się pozostałości po osadach. Dawne sady wokół ruin po domostwach, z unikalnymi odmianami grusz i jabłoni, są objęte programami ochronnymi. Jednocześnie celem projektu, realizowanego wspólnie przez leśników, przyrodników i ekologów, jest dostarczenie jesiennego pokarmu, który pomoże przetrwać zimę niedźwiedziom zamieszkującym Karpaty. Owoce to także cenny pokarm dla jeleni, których populacja jest w Bieszczadach bardzo liczna. Dostarczając pokarmu, leśnicy zapobiegają zgryzaniu przez jelenie młodych sadzonek i młodych drzewek, co zwiększa szanse na utrzymanie lasu w dobrej kondycji. Po II wojnie światowej wyludnione Bieszczady, jak można usłyszeć w jednej z Polskich Kronik Filmowych z 1958 roku, „pochłonęła puszcza”, a drzewa owocowe, razem z resztkami domostw, zaczął zarastać las (Życie wróciło w Bieszczady, 1958). Dziś leśnicy i przyrodnicy przycinają gałęzie, odkrzaczają i odsłaniają drzewa i tym samym, można powiedzieć, wydobywają te miejsca ponownie na światło dzienne. Podobne działania dotyczą tworzenia wylęgarni dla węży Eskulapa – największych węży Europy Środkowej, które występują w naszym kraju tylko w Bieszczadach. „Eskulapy” zasiedlają stare studnie, które podobnie jak sady ostały się w lasach po wysiedleniach.
45Projekty środowiskowe, które leśnicy realizują na terenie nieistniejących wsi, a także opisane wyżej działania związane z cmentarzami ewangelickimi, mogiłami w lesie, cerkwiami i działalnością artystyczną, interpretuję jako przykład tego, jak las pomaga leśnikom neutralizować i naturalizować trudną przeszłość, której już teraz nie mogą nie zauważać w swoich lasach. W takich trudnych miejscach rośliny, przyroda, natura mogą przyjąć formę mediatorów opowieści o przeszłości. Zarządzanie przyrodą pomaga zarządzać trudną historią. W miejscach tych spotyka się pamiętanie o ludziach, którzy żyli tam przez pokolenia, pamiętanie o ich wysiedleniach, z teraźniejszością ludzi, którzy dziś tam funkcjonują – leśników, mieszkańców, ich relacji z tymi miejscami, a także ekologów, przyrodników, turystów, z wartościami, które widzą w miejscowej florze i faunie. Jest to w końcu habitat wielu gatunków, których egzystencja jest silnie spleciona i uwarunkowana działalnością ludzi – nie tylko ochroną, ale także decyzjami politycznymi, aktami prawnymi, planami modernizacyjnymi, rozwojem technologii czy nowymi trendami w turystyce (wywiad Koniarz, listopad 2013, Wąsacz, marzec 2014). Pozwala to leśnikom łączyć kategorie dziedzictwa przyrodniczego i narodowego, zarządzanie nimi staje się symultaniczne. Nie bezpośrednie pamiętanie o osadach Bojków czy grobach ewangelików, ale połączenie ich z krajobrazem, który jest synonimem cennej, zagrożonej (barwinek na cmentarzach ewangelickich) lub nawet ginącej (węże Eskulapa) przyrody narodowej, pozwala uczynić z tych elementów historię i dziedzictwo narodowe. Mit narodowy odtwarzany jest przez przekonanie o wartości pracy leśników i o wartości samej przyrody. Las jest pośrednikiem pamiętania. Zostaje on włączony do dziedzictwa narodowego, nie zawsze przez bezpośrednie wskazanie na pozostałości po działalności ludzi, ale przez uczynienie z niego powiernika historii, strażnika miejsc zapominanych. Las staje się substytutem pamiętania, w pewien sposób zwalnia leśników z tej aktywności. Tym samym leśna mitopraktyka przyjmuje różne wzory działania.
46Innym przykładem włączenia do mitopraktyki „pamiętającej funkcji” lasu są „święte gaje”. Wybrałam jeden, w Wierzchlesie w Borach Tucholskich, poświęcony przez kapelana leśników dyrekcji toruńskiej 12 października 2013 roku. Z inicjatywy regionalnej dyrekcji lasów państwowych oraz miejscowego nadleśnictwa wybudowano tam pomnik z napisem: „Pamięć i chwała Leśnikom Rzeczypospolitej Polskiej – ofiarom ludobójczej Zbrodni Katyńskiej dokonanej przez Związek Sowiecki w kwietniu i maju 1940 roku. Las Katyński – Smoleńsk – Charków – Twer – Bykownia – Kuropaty i inne miejsca na «nieludzkiej ziemi». Jeśli zapomnimy o nich, Ty, Boże na Niebie, zapomnij o nas… Leśnicy Kujaw i Pomorza. Październik 2013 roku”. Pomnik ma kształt wyciosanej i wygładzonej granitowej steli, na której, oprócz wspominanego napisu, znajduje się wizerunek Matki Boskiej Katyńskiej. Podczas uroczystości odsłonięcia pomnika po obu jego stronach ustawiono dębowe pieńki, na których położono świerkowe gałązki. Poniżej kamiennej steli umieszczono małą tabliczkę „Ziemia uświęcona Krwią Polską. Las Katyński, Charków, Miednoje, Bykownia, Kuropaty”. Obok pomnika znajduje się duży krzyż oraz tablice informacyjne poświęcone zbrodni katyńskiej i leśnikom, którzy w niej zginęli. Zasadzono również dwanaście „dębów pamięci”. Przed każdym z nich ustawiono tabliczkę z imieniem i nazwiskiem jednego z leśników, który przed wojną pracował na terenie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu, a został zamordowany przez Sowietów. Pomnik usytuowany jest zaraz przy wejściu do rezerwatu cisów im. Leona Wyczółkowskiego. Jest to najstarszy rezerwat przyrody w Polsce i drugi co do wieku w Europie 20. Znajduje się w nim blisko cztery tysiące cisów, które są reliktem pierwotnej puszczy pomorskiej i są największym naturalnym skupiskiem cisów w Europie. Rezerwat zawdzięcza patronat Leona Wyczółkowskiego wielkiej życzliwości, jaką darzył cisowy las wybitny polski malarz, który wielokrotnie odwiedzał to miejsce. Na malowanych przez siebie obrazach uwiecznił wiele z miejscowych drzew. Jego ulubionym był najokazalszy cis, któremu nadał imię Chrobry, na cześć pierwszego króla Polski. Wyjątkowe walory przyrodnicze tego miejsca zostały dość szybko dostrzeżone przez pracujących tam (pruskich) leśników, którzy już w XIX wieku zaangażowali się w jego ochronę. Szczególnym oddaniem dla pracy w rezerwacie wyróżnił się królewski nadleśniczy Bock, który razem ze swoją rodziną został pochowany na terenie rezerwatu.
47Pytając leśników o powody, dla których zdecydowali się posadzić dęby i umieścić pomnik katyński akurat w tym miejscu, uzyskałam odpowiedź, iż Wierzchlas jest symbolicznym środkiem Borów Tucholskich. Poza tym jest to miejsce najczęściej odwiedzane przez turystów, więc wielu z nich zobaczy pomnik. Intencją było połączenie idei stojących za ochroną przyrody, symbolizowanych przez rezerwat, z tym, jakie ofiary trzeba w ich imię ponosić. Jak tłumaczyli, ochrona przyrody w rezerwacie jest obowiązkiem leśników, a współcześni leśnicy i turyści muszą pamiętać o tych, dzięki którym ta przyroda przetrwała, którzy poświęcili dla niej życie (Chrzan, Rokitnik, jesień 2016). Podczas szukania wiadomości na temat Leona Wyczółkowskiego i rezerwacie w Wierzchlesie natknęłam się na informację, że zwykł on nazywać to miejsce „Świętym Gajem” (Rezerwaty Przyrody). Był to dla mnie niezwykły zbieg okoliczności. Od dwóch lat posługuję się tą nazwą, zapożyczoną od mojego rozmówcy (Mistrza), do określania miejsc, w których leśnicy mobilizują pamięć oraz systemy symboliczne do tego, aby odgrywać mit narodowy i łączyć go ze swoją pracą. Wyczółkowski nie mógł przewidzieć, że prawie sto lat po jego śmierci w jego świętym gaju powstanie drugi – święty gaj pamięci. Na podstawie analizy tego i podobnych miejsc uważam, że łączenie narracji o ochronie przyrody z pamiętaniem oraz prezentowaną wersją historii jest świadomym działaniem leśników. Rezerwat przyrody i pomnik leśników – ofiar zbrodni katyńskiej, mają się, w założeniu leśników, nawzajem tłumaczyć i wyjaśniać. Jeden dopowiada drugi, wzajemnie warunkują swoje istnienie. W takim ujęciu mają za zadanie łącznie opowiadać jedną historię – leśny mit narodowy. Pamiętanie zostaje wpisane w ten rezerwat i w las. To samo dzieje się przy nieistniejącej leśniczówce Brenzberg, gdzie zabrała mnie Jadwiga. Zaraz obok pomnika, w metalowych ogrodzeniach, które przykuły moją uwagę, rosną już nowe uprawy. Nieistniejąca leśniczówka jest też centralnym punktem ścieżki przyrodniczo‑historycznej, projektu zaplanowanego, realizowanego i sfinansowanego przez miejscowe nadleśnictwo w ramach leśnego kompleksu promocyjnego. Dlatego uważam, że również w tym przypadku można mówić o równoczesnym zarządzaniu pamięcią i przyrodą.
Mit poza lasem
48Leśna mitopraktyka, wiążąca dziedzictwo narodowe, las i leśników w nieredukowalną triadę, może się odbywać i materializować poza lasem rozumianym jako kompleks roślin. Wspomniany wyżej Hotel Pielęgniarek jest jednym z przykładów takiej praktyki. W latach komunizmu była to jedna z wielu kwater, w których lokowano leśnych robotników. Po przejęciu przez Urząd Rady Ministrów miał być budynkiem w zasadzie niewidocznym – dla miejscowych miał nie istnieć: co się w nim działo i kto do niego przyjeżdżał, powinno pozostawać w jego murach, tym samym miał nie funkcjonować w lokalnym pamiętaniu. W latach dziewięćdziesiątych tak właśnie się stało – budynek, niepotrzebny nadleśnictwu, został wydzierżawiony prywatnym inwestorom, a pamięć o komunistycznej przeszłości lasu i powiązanych z nią polowaniach dewizowych była pomijana, niewygodna, niechciana – historię zaczęto pamiętać inaczej. Jednakże początek XXI wieku znowu zmienił sytuację hotelu. Po Bojkach i Armii Krajowej przyszedł czas, aby – korzystając z elastyczności leśnego mitu – wciąż jeszcze bardzo małymi krokami i wybiórczymi działaniami włączać do niego socjalistyczne dziedzictwo lasu. Hotel Pielęgniarek nie jest już dłużej – jak postindustrialne ruiny Kombinatu Rolno‑Przemysłowego „Igloopol” w pobliskiej Tarnawie albo opuszczone budynki PGR‑ów – smutnym, porzuconym reliktem minionej epoki. Staraniem leśników został zamieniony w Centrum Promocji Leśnictwa – centrum pamiętania. Jak pisze rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie: „Zwraca też uwagę brak zwartych opracowań na temat historii leśnictwa w Bieszczadach. Podejmowane w tym względzie działania w i n ny z n a l e ź ć w s p arc i e j e d n o s t e k L a s ów Pa ń s t w ow y c h i organizacji społecznych leśników. Istnieje też potrzeba stworzenia placówki, która w nowoczesny sposób prezentowałaby zarówno d z i e j e l e ś n i c t w a bieszczadzkiego (podkarpackiego), jak i aktywnie p r o m ow a ł a w s p ó ł c z e s n ą w i e l of u n kc y jn ą go sp o d ar kę l e ś n ą. Trzeba wierzyć, że Centrum Promocji Leśnictwa (…) zdoła tę lukę wypełnić” [podkr. – A.A.K.] (Marszałek, 2014: 307). Zaznaczyć należy, iż autor, wspominając o historii leśnictwa bieszczadzkiego, miał na myśli przede wszystkim „czas pionierów i budowy Bieszczadów” (Marszałek, 2014: 294, 300), czyli okres Polski Ludowej. Centrum ma łączyć opowieść o przeszłości i przyrodzie, wielofunkcyjną gospodarkę leśną oraz historię lasu. Dzięki tej zmianie w praktykowaniu leśnego mitu Jadwiga może opowiadać swoją wersję historii, w której jest „pierwszą Bieszczadniczką”. Jej opowieści i obecność potrzebne są teraz miejscowemu nadleśnictwu. Do leśnego mitu został włączony las socjalistyczny, który stał się etapem w budowaniu lasu polskiego, stał się historią leśnictwa, lasu i narodu. W tym przypadku dochodzi do wykorzystania dwóch elementów. Po pierwsze, użyta zostaje elastyczność struktury leśnego mitu, który jest dopasowywany przez leśników do ich aktualnych celów i kontekstów funkcjonowania. Po drugie, przejawia się tu symboliczny potencjał lasu jako historii. Las nie oznacza tutaj tylko rosnących w nim drzew. Jego historia odnosi się również do miejsc, zdarzeń i ludzi, którzy tworzą wspólne relacje, trajektorie czy splątania, zostawiając ślady, które „przyczyniają się do tworzenia naszego wspólnego krajobrazu” (Tsing, 2015: 168). W takim kontekście Hotel Pielęgniarek staje się dla leśników synonimem lasu jako historii.
49Kolejny przykład materializacji lasu poza nim samym wiąże się z leśnym uniformem leśników – zielonym mundurem. Jego wykorzystanie w konkretnych sytuacjach pomaga leśnikom zmaterializować powiązanie lasu i narodu. Mundur staje się równoznaczny z profesją, z przeszłością profesji, a także miejscem wykonywania tej profesji – lasem. Uniform noszony przez leśników staje się symbolem lasu rozumianego jako dziedzictwo narodowe. Przywdziewanie go w konkretnych sytuacjach pozwala leśnikom na odgrywanie mitopraktyki. Wypowiedzi dotyczące służbowego stroju zanotowane przeze mnie to np.: „Mundur zobowiązuje” (Chrzan, wiosna 2015); „Powinienem iść tam w mundurze? Nie wiem, czy wypada” (Rokitnik, zima 2015); „Nadleśniczy zwracał nam uwagę na naradzie, że latem, jak jest więcej turystów na szlakach, to mamy nosić mundur terenowy w lesie” (Pszczoła, wiosna 2014); „(…) polscy leśnicy, szczególnie w mundurach oficerów polskiej armii, nie chcieli i nie mogli podporządkować się sowieckim zakusom na powinności ludzi lasu przedwojennej Polski” (Tomaszewski, 2001: 5). Inna sytuacja, którą chcę przywołać, dotyczy dyrektora generalnego Lasów Państwowych Adama Wasiaka, który odbierając nagrodę UNESCO, Sultan Qaboos Prize for Environmental Preservation, przyznaną Lasom Państwowym (2013), wystąpił w czarnym garniturze zamiast munduru leśnika. Wśród leśników to zachowanie zostało skomentowane jako poważne przewinienie. Dyrektora oskarżono o brak szacunku dla pokoleń polskich leśników, których praca została przez UNESCO doceniona. Wobec dyrektora padły też zarzuty o niedopełnienie etycznego obowiązku leśnika polskiego, brak zrozumienia, czym jest tradycja narodowa czy kultywowanie wzorów kulturowych swojej ojczyzny (obserwacja uczestnicząca podczas spotkań/rozmów leśników, luty 2014, Nagroda UNESCO dla…).
50Przytoczone wypowiedzi leśników pokazują, że noszenie munduru nie oznacza dla nich jedynie przypisania do grupy zawodowej. Wkładanie go w określonych sytuacjach ma na celu przywołanie symbolicznego związku między ideami lasu i narodu. noszenie munduru tworzy sytuację, w której las, leśnicy i naród nawzajem się definiują. Przywdzianie munduru w danych okolicznościach jest przejawem sprawczości lokalnych aktorów, jakimi są leśnicy, pozwala na pojawienie się państwa i narodu w miejscowej skali. Leśnicy nie chcą i nie uważają za potrzebne doprowadzać do tej sytuacji w każdych okolicznościach. Dlatego też mundur wykorzystywany jest z rozwagą. Skorzystał z niego leśniczy Pszczoła, odbierając dyplom UNESCO dla cerkwi, nie zrobił tego dyrektor Wasiak.
51Innym przykładem tego, że leśnicy chcą materializować mundurem naród tylko w konkretnych sytuacjach, jest ich zaangażowanie w „Narodowe Czytanie Quo vadis Henryka Sienkiewicza”, które odbyło się 3 września 2016 roku. W powiatowej bibliotece w Tucholi w czytaniu wzięło udział sześcioro leśników z lokalnego nadleśnictwa, które było także sponsorem wydarzenia. Leśnicy wystąpili w mundurach, przyciągając uwagę zgromadzonych, co zostało skomentowane podczas otwarcia wydarzenia. Ponadto byli najliczniejszą grupą czytających. Obok nich zaprezentowania fragmentu powieści podjęli się dyrektorzy miejscowych szkół, proboszczowie, władze powiatu i gminy. Przed wydarzeniem leśnicy biorący udział w sobotnim czytaniu otrzymali polecenie od kierownictwa, że mają pojawić się w mundurach.
52Leśnicy znaleźli się tym samym w grupie nie tyle lokalnej władzy, co miejscowych twórców emanacji państwa i narodu. Są tymi, którzy tworzą widzialne przejawy tego, czym państwo i naród są w praktyce. Dążyli do tego, aby postrzegano ich jako tych, którzy podtrzymują narodowe wartości wśród lokalnej społeczności, wskazując na to, co cenne w narodowej historii i pamięci. Należy zwrócić uwagę na okoliczności samego wydarzenia. Czytanie Quo vadis, ani żadnej innej książki, nie podtrzymuje wartości narodowych z samego tylko faktu jej czytania, nawet zbiorowego. Narodowy wymiar zostaje do niego dodany przez towarzyszące mu działania. Powieść i jej autor zostały uprzednio określone jako istotne dla rozwoju polskiej literatury i tożsamości. W tym kontekście doszło do zbudowania wokół czynności, jaką jest czytanie, warstwy dodatkowej – symbolicznej. Aby leśnicy mogli pojawić się w bibliotece w białych koszulach i mundurach, które będą mogły zostać odczytane jako łączące ich z ideą narodu, wcześniej samo ogólnopolskie czytanie powieści musiało zostać zaopatrzone w konkretne znaczenie. Udział leśników w mundurach związany był właśnie z owym przymiotnikiem „narodowy” i z chęcią połączenia ich wizerunku i działań z wartościami, które zostały uprzednio do „Narodowego Czytania Quo vadis Henryka Sienkiewicza” przypisane. Sądzę, że gdyby w bibliotece odbywało się czytanie tej powieści, ale bez sieci konotacji towarzyszącej „czytaniu narodowemu”, leśnicy nie pojawiliby się tam jako przedstawiciele swojej profesji, ubrani w mundury, i nie byliby tak chętni do finansowego wspierania tego przedsięwzięcia. Ich obecność we wrześniowy poranek w powiatowej bibliotece wiązała się z „narodowym” wymiarem czytania, a nie z samą aktywnością czytelniczą. W opisywanym przypadku leśnicy posłużyli się komunikacyjną funkcją stroju – za pośrednictwem munduru przekazali informację, że las i naród to jedno.
53O tym, jak ważny dla leśnictwa jest leśny mit narodowy, którego praktycznym przejawem jest noszenie munduru, i jak dalece jest on strukturą, na której nabudowane są działania leśników, świadczy małe, pozornie nieznaczące wydarzenie, które wywołało skandal. „Za tego orła nasi poprzednicy ginęli w Katyniu!” (Leśnicy bez orzełka niczym…) – grzmiały głosy oburzonych leśników, którzy po zapoznaniu się z Projektem Rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 19.05. 2014 r. w sprawie wzorów mundurów leśnika i oznak dla osób uprawnionych do ich noszenia, nie chcieli zgodzić się na jego kształt. Projekt, który wprowadzał nowe ustalenia co do wyglądu i zasad noszenia leśnego uniformu, miał dla leśników jeden podstawowy mankament – pozbawiał ich w zasadzie możliwości noszenia i eksponowania godła narodowego. Rozporządzenie wycofywało z użycia czapki mundurowe (maciejówki), na których widniał orzeł osadzony na dwóch skrzyżowanych dębowych liściach. Pozbawiona została go również czapka do munduru terenowego oraz guziki mundurowe (wcześniej guziki mundurowe miały wytłoczony symbol godła). Emblematy narodowe znikały z munduru.
54Przypadek orzełka na czapce mundurowej leśników, tak zwanej maciejówce, odbił się głośnym echem w większości polskich lasów. Władze Ministerstwa Środowiska przygotowujące reformę umundurowania leśnego nie odczytały właściwie, czym dla leśników jest mundur (system symboliczny), jakie działania, konotacje i idee w sobie zawiera. Był to swoisty moment skandalu 21, wywołanego tym, iż powszechne rozumienie tego, czym jest mundur leśnika, nie znalazło odzwierciedlenia w decyzjach podjętych przez urzędników ze stolicy.
55Gdy projekt dotarł do nadleśnictw, wywołał ogromne niezadowolenie wśród leśników. Szeroko komentowano sprawę podczas codziennych rozmów i spotkań (obserwacje własne). Ponadto powstawały specjalne strony internetowe, fora dyskusyjne, fanpage, gdzie leśnicy wyrażali swoje niezadowolenie i próbowali znaleźć sposoby nacisku na władze ministerstwa (W obronie Orzełka Polskiego). Jeden z partnerów moich badań w ramach niezgody na tę sytuację napisał na swojej stronie na portalu społecznościowym Facebook:
Z 105 tysięcy zatrudnionych w Lasach Państwowych pozostało nas niespełna 25 tysięcy. W terenie zaledwie garstka. Utworzyli leśnictwa po 2 tysiące hektarów z obsadą jedno‑, dwuosobową – daliśmy radę, zlikwidowali stanowisko gajowego – daliśmy radę, zabrali mieszkania podleśniczym – daliśmy radę, likwidują na potęgę leśniczówki – daliśmy radę, nałożyli na nas śmiertelną daninę – daliśmy radę. To teraz chcą nas obedrzeć z ostatniej rzeczy, jaka nam pozostała, jaką pozostawili nam nasi przodkowie… Chcą nam odebrać HONOR LEŚNIKA POLSKIEGO. Pytam się, dlaczego? Komu zależy na sprowadzeniu funkcjonariusza administracji państwowej do rangi nadzorcy. Gdzie w tym wszystkim jest nasz Polski Patriotyzm, za chwilkę zniknie orzeł z mundurów pożarniczych, policyjnych i wojskowych. Z Poczty Polskiej i Kolei już praktycznie znikł! Jak szukać autorytetów, jak kształtować postawy młodych ludzi? Na czym i na kim oprzeć naszą narodową tożsamość? Ja z tym się nie zgadzam, urodziłem się Polakiem, żyję w Polsce i chcę widzieć mój kraj z Białym Orłem na mundurach funkcjonariuszy. Na mundurach ludzi, którym ufam! (Sygnalista, czerwiec 2014; wyróżnienia w oryginale)
56Z kolei Edward Marszałek z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie napisał wiersz „Leśnik Polski”, który miał być komentarzem leśników odnośnie do tego projektu:
Z opuszczoną głową wytrwale
Chodzi leśnik wylewa swe żale
Dudnią media, huczą gromkim głosem
Wypowiada się minister i poseł
Nie wystarczy osiemset milionów
Kontrybucji na las nałożonej
Politycy lasem wciąż się bawiąc
Orła zedrą, dystynkcji pozbawią
leśny mundur – ten powód do chluby
zdepczą, zmiażdżą, przywiodą do zguby
Sprawią, że leśniczy sterany i stary
Ubrać musi korpo‑szarawary
Usiadł leśnik pod brzozą u lasu
Myśli, jakich dożył czasów
Skąd osiemset milionów wygrzebać|
Chyba przyjdzie się w lesie za…męczyć
Leśniczówkę zabrali mu swoi
Leśnik jednak o swoje nie stoi
Maciejówkę bez orzełka miętosi
Smutną skargę leśnik polski wnosi
bez orła na czapce, bez kasy,
bezbronny, śród praojców lasu.
(Marszałek, 2014a)
57Często odnoszono się również do argumentów historycznych. Wskazywano, że polski mundur leśny ma blisko dwusetletnią tradycję, a orzełek widnieje na nim od czasów tzw. Królestwa Kongresowego (Pręcikowski, 2006) 22. Odwoływano się do poprzednich pokoleń leśników i ciągłości profesji, a także znaczenia munduru dla jej kontynuacji. Bycie polskim leśnikiem stało się zależne od prawa noszenia munduru z emblematami narodowymi. Protesty były tak rozległe, a naciski tak stanowcze, że ministerstwo 12 czerwca 2014 roku ogłosiło, iż przeprowadzone będą specjalne konsultacje w tej kwestii. Początkowo projekt poszerzono o guziki z orzełkiem, jednak dla leśników było to za mało – domagano się powrotu godła na czapkę terenową i przywrócenia maciejówki (projekt do munduru wyjściowego przewidywał tylko kapelusze). Ostatecznie ministerstwo uległo naciskom leśników – czapka maciejówka, orzełek na czapce terenowej oraz guziki z godłem zostały umieszczone w nowym rozporządzeniu ministra (Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 9 grudnia 2014).
58Kwestia ta była długo dyskutowana wśród leśników. Echo tych dyskusji słychać było również 30 stycznia 2015 roku, gdy brałam udział w obchodach 95‑lecia Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu, które odbywały się w Sali Czerwonej Pałacu Działyńskich przy Starym Rynku w Poznaniu. Zanotowałam wtedy:
Byłam w Sali Czerwonej ok. 9.45, co sprawiło, że byłam świadkiem szeregu przywitań, uścisków, przepychania się do siebie leśników. To wtedy po raz pierwszy tak bardzo uderzyła mnie kwestia munduru. Ja, jako osoba bez munduru, od razu czułam, że jestem natychmiastowo klasyfikowana jako „nie‑leśnik”. Mundur to automatyczny, nawet bezrefleksyjnie odbierany mechanizm samoidentyfikacji. Uderzyło mnie też to, jak bardzo przez mundur (ale oczywiście nie tylko) jest to hermetyczne środowisko. (…) Następnie konferansjer (Juliusz Kubel) zapowiedział „Marsz myśliwski” i wprowadzenie sztandaru. W tym momencie przypomniał mi się tekst, który czytałam na zajęcia z Antropologii Historii: „Formy i symbole władzy zwierzchniej w wiktoriańskich Indiach (Cohn, 2008). Miałam wrażenie, że jest to swoista celebracja, przedstawienie, nawet teatr, gdzie odgrywa się pewne ustalone role, po to, żeby coś udowodnić, powiązać, żeby przekonać innych do danej sytuacji i stanu rzeczy. To, co mi od razu przyszło do głowy, to powiązanie LP z koncepcją państwa, narodowością, polskością. Sztandar ma oczywiście biało‑czerwoną wstążkę. Ten element – powiązania LP z ideą i istnieniem państwa polskiego, pokazania, że obie instytucje są ściśle związane, a nawet warunkują swoje istnienie – przeplatał się podczas całej uroczystości! Niezwykle silny i wyraźny akcent padał na dwudziestolecie międzywojenne, narodziny państwa, które tutaj w bezpośredni sposób były połączone z narodzinami dyrekcji w Poznaniu, a tym samym narodzinami Lasów Państwowych. To, co się tam działo, to nie było opowiadanie historii, to było odgrywanie jej na nowo, potwierdzanie dzisiejszego stanu rzeczy – formy zarządzania lasami – poprzez wpisanie jej w historię Polski. Element „państwowości” Lasów Państwowych był niezwykle kluczowy i wyraźny podczas całej uroczystości! (…) Ciekawym momentem było odśpiewanie „Hymnu Leśnego” – konferansjer zaprosił wszystkich do wspólnego śpiewania, na każdym krześle leżała „książeczka” z tekstem. Hymn został odtworzony z płyty. Nikt ze zgromadzonych nie znał hymnu, nikt nie potrafił go zaśpiewać. Gdy zgromadzeni próbowali śpiewać z książeczek z tekstem, widać było po prostu konsternację na sali. Tak naprawdę leśnicy nie wiedzieli, o co się ich prosi. Hymn jest elementem im obcym. Jest to znowu decyzja elit – dołączenie do ceremonii elementu, który ma dowartościowywać grupę, połączyć ją z ideami państwowymi, specjalnym statusem itp. Leśnicy nie nauczyli się go jeszcze odgrywać jako części ceremoniału. (…) Zebranych i gości wita dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu: „Dzisiejszego dnia, dziewięćdziesiąt pięć lat temu, została powołana Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Poznaniu”. (…) Nastąpiła część seminaryjna (…). Kolejny prelegent: dyrektor mgr inż. Piotr Grygier, „Współczesny model funkcjonowania Lasów Państwowych na przykładzie poznańskiej dyrekcji”. Bardzo ciekawe tworzenie przekonania o ścisłym związku między sytuacją dzisiejszą i tą z dwudziestolecia międzywojennego. Posłużył się dokumentami z 1921 r., np. „Rozporządzeniem Prezydenta RP – koncepcja samowystarczalności Lasów Państwowych”. Dalej pokazał komplementarność ustaw o lasach z 1936 i 1991 roku. Przeskakuje z okresu międzywojennego do współczesności, do 1991 r., absolutnie pomijając, tak jak we wszystkich wystąpieniach, okres komunizmu. Przywołuje „orędzia” dyrektora Loreta [Adam Loret – pierwszy dyrektor Lasów Państwowych – A.A.K] – podkreśla następujące zwroty odnośnie do Lasów Państwowych, które się tam pojawiają: „w życiu narodu”, „państwowość”, „obrona państwowości Lasów Państwowych”. Dyrektor Grygier wysuwa następujący wniosek z narracji poprzednika: państwowość jako podstawowy warunek istnienia lasu. Od tego „orędzia” przeskakuje do współczesności i przywołuje aktualną Strategię LP. Odwołuje się do zawartej tam Misji LP: „odpowiedzialność, profesjonalizm, otwartość”. Dyrektor Grygier mówi, że: „Strategia wynika z przeszłości!”, „Kadra leśna kształtowała się od ks. Kluka, od XVIII w.”. (…) Porusza temat aukcji drewna realizowanych na terenie RDLP, które są unikalnym przedsięwzięciem – „To najlepsze drewno, wytworzone przez naszych poprzedników, chcemy sprzedać w sposób godny. To co jest dziś jest efektem historii”. Myślę sobie, że kto był tymi „poprzednikami”? Mogli to być przecież prywatni właściciele lasów, których niemało było w Wielkopolsce przed wojną. Tutaj buduje się przeświadczenie, jakoby „polscy leśnicy” w „polskich lasach” pracowali od stuleci. Dyrektor kilkakrotnie podkreśla znaczenie ciągłości i trwałości Lasów Państwowych i leśnictwa – jako jednych z najistotniejszych ich elementów. Mówi też dużo o roli nadleśniczych – jako tych, którzy rzeczywiście sprawują władzę nad lokalnymi lasami, są „właściwymi gospodarzami lasów”. Dyrektor wskazuje także na mundur – podkreśla „mundur z orzełkiem i nieprzerwane poczucie pełnionej służby”. Po tych słowach na sali podniósł się aplauz, a ktoś krzyknął z widowni, że: „Ten orzełek powinien być z koroną!”. Dyrektor Grygier kontynuuje, że leśników cechuje nieprzemijające poczucie odpowiedzialności za las – za las będący równocześnie wyjątkowym zasobem Skarbu Państwa. Przywołuje hasło „Las od pokoleń, dla pokoleń” jako motto leśnictwa w regionie. Kończy swoje wystąpienie wyświetleniem listy nazwisk poprzednich dyrektorów i nadleśniczych w dyrekcji poznańskiej. Po raz kolejny pokazuje to, że dla nich las to ludzie – konkretne nazwiska – że las to leśnicy.
59Wydarzenia, które miały miejsce w Sali Czerwonej Pałacu Działyńskich, obrazują, na czym polega odtwarzanie leśnego mitu narodowego poza lasem. Gdy otwierający ceremonię rocznicy powołania Regionalnej Dyrekcji Lasów w Poznaniu dyrektor mówił: „Dzisiejszego dnia, dziewięćdziesiąt pięć lat temu, została powołana Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Poznaniu”, przeszłość leśnictwa została utożsamiona z jego teraźniejszością. Zaplanowane wydarzenia i ich przebieg, podobnie jak w wypadku „Narodowego Czytania Quo vadis”, muszą zostać rozpatrzone w kontekście uprzednio wytworzonej warstwy symbolicznej, do połączenia z którą dążą leśnicy. Praktyki podejmowane tego dnia w Poznaniu znalazły swoje wytłumaczenie w historii. Dzisiaj zostaje rozciągnięte na dziewięćdziesiąt pięć lat. Podstawą tych działań jest warstwa symboliczna: zielony mundur z polskim orzełkiem, leśny sztandar z narodową flagą. Początki niepodległego państwa polskiego (dwudziestolecie międzywojenne) zostają złączone w jedną całość – w jedną historię z leśnictwem. Ich opowiadanie odbywa się łącznie. Umieszczenie pracy leśników i jej miejsca w tym kontekście pozwala zbudować nierozerwalne powiązanie pomiędzy ideą lasu (symbolu pracy leśników) a ideą narodu. Tym samym wszelkie narodowe emblematy, jak orzełek na guzikach czy czapce, zostają zespolone z lasem takimi samymi więzami jak z narodem. W tym wypadku leśna mitopraktyka odbywa się poza lasem, ma jednak nadal wymiar praktyczny: jest działaniem oraz ma przynieść oczekiwane rezultaty, które zostały wyartykułowane przez dyrektora i innych zaproszonych gości. Rezultatem tym jest utrzymanie lasów w kraju we własności Skarbu Państwa, jak i zachowanie wysokiej pozycji polskich leśników. Jedną z przestrzeni do realizacji mitu narodowego stał się mundur oraz powiązane z nim elementy, symbolizujące jednocześnie las i naród.
60Noszenie munduru, którego emblematem jest orzełek w koronie, nie tylko pozwala na utożsamienie lasu z narodem, jego przeszłością i dziedzictwem, ale także czyni z leśników strażników tego dziedzictwa i tym samym strażników polskości. Dalej, symboliczne utożsamienie narodu z ziemią może być podstawą dla dalszych, praktycznych działań. Gdy nowy minister środowiska mówi: „Przygotowujemy prawo leśne, aby ziemia leśna była chroniona, aby była chroniona przez polskie prawo, aby służyła Polakom, aby była gwarantem bytu Państwa i polskiego narodu. (…) Naród bez ziemi jest narodem wymarłym” (RIRM, 2015), nie ma na myśli wyłącznie wspierania polityki pamiętania lub niepamiętania o przeszłości, ale także oparcie jej na regulacjach prawnych, które równie silnie jak warstwa symboliczna będą mobilizować odtwarzanie leśnego mitu narodowego. Historia równie mocno co o przeszłości opowiada o przyszłości (Kieniewicz, 2015: 121–122). Tak samo mit narodowy nie jest tworzony tylko dla tłumaczenia przeszłości i organizowania teraźniejszości, ale jest także krokiem w stronę przyszłych działań, pod które przygotowuje grunt. Podobnie symbol nie może zostać oddzielony od działania, ponieważ stoi u podstaw tego działania, nie ma znaczenia wyłącznie metafizycznego, ale praktyczne, materialne. Jeśli las jest symbolem narodu, to znaczy, że ziemia leśna nie może być sprzedawana obcym inwestorom. Co więcej, powinna zostać państwowa, co gwarantować powinno polskie prawo. Polski las może być zarządzany tylko przez polskich leśników, w ramach państwowej jednostki. O konsekwencjach lasu zmienionego w historię w postsocjalistycznej teraźniejszości piszę w rozdziale drugim.
61Tadeusz Ciura pyta: „Czyją historią jest historia lasu – ludzi w nim i z niego żyjących, jego właścicieli czy użytkowników, administracji leśnej powołanej przez ustawy polityczne czy wreszcie historią samej przyrody? Można sobie stawiać podobne pytania w erze następujących po sobie jubileuszy związanych z historią aktualnej administracji leśnej, tej pod nazwą Lasy Państwowe” (Om skogen i Polen…) Historia z lasu jest dla mnie tym wszystkim. Jest sposobem, za pośrednictwem którego poszczególni ludzie i grupy budują światy, które chcą zamieszkiwać. Nie ma jednej historii z lasu. Wszystko zależy od tego, kto, gdzie, z kim i dla kogo ją opowiada. To, co robią leśnicy, interpretuję w kategoriach leśnej mitopraktyki. W jej ramach opowiadają swoisty mit narodowy, umożliwiający im organizowanie i porządkowanie nie tylko przeszłości, ale i teraźniejszości, w której funkcjonują. Pozwala on im również na lokalne materializacje narodu w ich lasach, a także w podejmowanych przez nich działaniach poza lasem.
62Andrzej Paczkowski podczas seminarium „Dziedzictwo Niekonwencjonalne” w Bramie Poznania 14 października 2016 roku mówił o tym, że zagraniczni obserwatorzy nie mogli zrozumieć roli religii i Kościoła katolickiego w polskim fenomenie „Solidarności”. Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej i portret Jana Pawła II, które robotnicy przymocowali na bramie Stoczni Gdańskiej, były rodzajem zapory, w której moc wierzyli. Religia stała się jedynym możliwym językiem, który był zrozumiały dla wszystkich uczestników strajku. Stanowiła platformę porozumienia, która umożliwiła działania. Masowe spowiedzi, uczestnictwo w mszach świętych były rodzajem przygotowania przestrzeni do kolejnych wspólnych działań, dawały strajkującym poczucie przynależności do jednego porządku symbolicznego. Podobnie jest z leśnikami. Mit narodowy i i historia zawarta w jego ramach są podzielanym językiem symbolicznym. Dla leśników stanowią wspólną podstawę, która daje im możliwość stowarzyszonych i wzajemnie rozumianych działań. Leśna mitopraktyka jest wyrazem tego języka, który ma za zadanie tłumaczyć świat, konsolidować leśników i przygotowywać płaszczyznę do przyszłych działań. Uważam, że bez zrozumienia roli historii i mitu narodowego w polskim leśnictwie nie można zrozumieć działań leśników, w tym zwłaszcza ich sposobu zarządzania przyrodą w Polsce. Dlatego właśnie rozdział „Las jest historią” rozpoczyna niniejszą książkę.
Notes de bas de page
1 Artykuł oparty na rozważaniach zawartych w tym rozdziale ukazał się w „Czasie Kultury” nr 3/2017.
2 W gwarze łowieckiej farba oznacza krew zwierzyny.
3 Oficjalne otwarcie centrum nastąpiło 24 września 2016 roku.
4 Dziękuję prof. Markowi Nuttalowi, który zwrócił moją uwagę na rolę wszystkich zmysłów, nie tylko wzroku, w prowadzeniu badań terenowych i w antropologicznych analizach, zwłaszcza tych związanych z przyrodą i lasem, oraz na konieczność uwzględnienia wpływu zmysłów w mojej etnografii.
5 Koncepcja innego pamiętania, którą tutaj proponuję, nie odnosi się bezpośrednio do miejsc lub historii, które były zakazane w oficjalnym nurcie pamięci lub aktywnie z niego usuwane. Chris Hann w kontekście historii kościoła greckokatolickiego w czasie PRL pisze, że nie była ona pisana na nowo czy przerabiana, ale po prostu ignorowana (Hann, 1998: 850). W kontekście tej książki inne pamiętanie nie jest p o pro s tu ignorowaniem. Niezauważanie pewnych miejsc, wątków, opowieści jest efektem konkretnych działań, a często wprost elementem strategii pamiętania, np. po transformacji ustrojowej w polskim leśnictwie przynajmniej przez piętnaście lat aktywnie nie pamiętano o pięćdziesięciu latach socjalistycznej tradycji leśnictwa (por. Szacki, 2011, zwłaszcza s. 98–180).
6 Jak pisze dalej Appadurai, problem głosu jest fundamentalnym problemem w antropologii: „Dylematy głosu i miejsca w tworzeniu teorii antropologicznych są związane nie tylko z mówieniem i słuchaniem, ale także z pisaniem i czytaniem. Częścią okolicznościowego kontekstu etnografii jest historyczne zespolenie z uprzednim pisaniem. Nasz dialog nie jest tylko dialogiem „w terenie” pomiędzy nami a innymi, ale to także ponadczasowy dialog pomiędzy antropologicznymi tekstami i ich ciągle zmieniającym się zestawem (Appadurai, 1988: 16).
7 W rozważaniach nad terminem tradycja Jerzy Szacki wyróżnia trzy możliwe jej ujęcia: 1. czynnościowe (transmisja społeczna), 2. przedmiotowe (dziedzictwo społeczne), 3. podmiotowe (tradycja, stosunek danego pokolenia do przeszłości). Dziedzictwo społeczne (tradycja w ujęciu przedmiotowym) odnosi się do tego, co jest przekazywane, jakie dobra zostają zachowane w następnym pokoleniu (Szacki, 2011: 98–102; 125–143). Za dziedzictwo narodowe uznaję więc zestaw materialnych i niematerialnych dóbr, w tym wzorów zachowań, idei, wartości, zwyczajów, procesów technicznych i wiedzy, które uznane zostały za wytwór i dorobek poprzednich pokoleń Polaków, powiązane w istotny sposób z wartościami narodowymi oraz określone jako warte zachowania w teraźniejszości i przekazania kolejnym pokoleniom Polaków, ze względu na ich znaczenie dla całej zbiorowości narodu. Jednakże w powyższych rozważaniach interesują mnie również dwa pozostałe ujęcia tradycji wymienione przez Szackiego. Uważam, że badając rzeczywistość społeczną oraz znaczenie czy wpływ szeroko rozumianych wartości i dóbr z przeszłości na teraźniejszość, trudno skupić się wyłącznie na czystych modelach wypływających z powyższej klasyfikacji.
8 Przyjmuję tutaj szeroką definicję narodu, w ramach której przez pojęcie to rozumiem zasadniczo umowną i wyobrażoną wspólnotę, która konstytuowana jest z jednostek niebędących ze sobą w bezpośrednim kontakcie, ani związku (w tym związku pokrewieństwa). Łączy je z kolei przekonane o tym, że podzielają wspólne wartości, naczelne idee oraz zasady i normy, a także przekonanie, że wszyscy oni przynależą do tej grupy. Wspólnota ta musi być ograniczona, a jej naczelnym dążeniem jest utworzenie lub utrzymanie suwerennego państwa. Elementy, które doprowadzają do powstania, rozwoju oraz pozwalają na trwanie takiej wspólnoty, to m.in. wspólna wyobraźnia geograficzna co do terytorium przynależnego tej grupie, język, podzielane symbole, znaki, idee, wzory zachowania oraz narracja o przeszłości, w tym mit narodowy (Anderson, 1997; Jaskułowski, 2009). Manifestacje narodu mogą przybierać różną formę i są zależne od działań aktorów funkcjonujących w danym kontekście społecznym i historycznym.
9 Jak pisze Katrina Schwartz: „W rzeczy samej, dyskursy konstytuują percepcję rzeczywistości poprzez uczynienie trudnym myślenia poza ich granicami. Wewnątrz danej przestrzeni dyskursu pewne strategie wydają się rozsądne, a inne absurdalne lub niemożliwe” (Schwartz, 2006: 19).
10 Podczas jednego z pierwszych spotkań z leśnikami nowy (powołany na to stanowisko w listopadzie 2015) dyrektor generalny Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski powiedział, że wśród polskich leśników nie ma miejsca dla osób przejawiających brak patriotycznego usposobienia (z obserwacji własnych, grudzień 2015).
11 Właśnie lu d ów, a nie społeczeństw.
12 Rozważania na temat znaczenia i pojemności terminu „Zachód” przekraczają ramy tej pracy. Dla jasności wywodu należy nadmienić, że przez „zachodni” rozumiem: odnoszący się do kręgu kultury euroatlantyckiej i związany z dziedzictwem oświecenia.
13 Określenie to pojawiało się niezwykle często podczas obserwacji różnego rodzaju wydarzeń organizowanych przez leśników, jak np. rocznic powołania Regionalnych Dyrekcji Lasów Państwowych lub przy odsłanianiu pomników poświęconym leśnikom. Słowa Hasła leśników polskich brzmią: „Stajemy dziś razem zbratani, / Jak jeden mąż, jak jeden mur! / Obronie puszcz i kniej oddani, / Od morza fal, do szczytów gór! / My borów włodarze, / Stajemy przy sztandarze. / Darzbór! Tak hasło brzmi, / Gra hejnał chór: / Darzbór! Darzbór! / Do pracy więc w zgodnej gromadzie, / Bo wielki trud, bo pilny czas, / Wspierajmy się w znoju i radzie, / My Leśna Brać – o polski las. / My borów włodarze”. (Wyrwiński, 2006: 21–22).
14 Wielokrotnie w wywiadach oraz podczas obserwacji leśnicy mówili mi o działaniach w ramach polskiego leśnictwa, że coś zrobili – „myśmy zrobili”. W wielu przypadkach to „my” odnosiło się do przeszłych pokoleń leśników: „przebudowaliśmy ten drzewostan”, „jeszcze trzydzieści lat temu sadziliśmy tu sosnę”, „zaraz po wojnie to straszna była u nas bieda” itp.
15 W takim samym tonie podczas „Narodowego Czytania” wypowiadał się jeden z zaproszonych leśników, wyraźnie podkreślając, że obecność leśników na takim wydarzeniu powinna wzmacniać przekonanie o ich wyjątkowej roli w służbie dobru narodowemu, jakim są lasy (z obserwacji własnych).
16 Rzecz jasna jest tutaj przestrzeń na funkcjonalne przewartościowanie w trakcie danych działań.
17 Jest to ciekawy kontrast z wykluczającym pamiętaniem, którego przykładem jest opisana wcześniej pracownia. Tam przeszłość wykluczała konkretną teraźniejszość, tutaj teraźniejszość – konkretną przeszłość. Dla leśników przeszłość, która nie wpisywała się w ramy aktualnego mitu narodowego, nie mogła tłumaczyć teraźniejszości, była dla nich nieprzydatna, dla pracowni natomiast teraźniejszość lasu jest nieużyteczna, bo nie jest w stanie dostarczyć wyjaśnienia przeszłości.
18 Nie chodzi tutaj o działania pojedynczych osób, które okazjonalnie dbały o takie miejsca, ale o aktywności leśników podejmowane w imieniu instytucji, jaką są Lasy Państwowe, często w ramach obowiązków służbowych. Przykładem jednostkowego zaangażowania w pamiętanie jest leśnik Iwan. Znalazł on żeliwną tabliczkę z grobu powstańca styczniowego, umieszczoną później na nowym cmentarzu na Dźwiniaczu. Iwan przeprowadził się w Bieszczady z Warszawy w latach siedemdziesiątych i znany jest w okolicy jako miłośnik historii, który jak nikt inny potrafi odnaleźć w okolicznych lasach ślady działalności dawnych mieszkańców: krzyże, naczynia, guziki, biżuterię. Jeden z takich krzyży odremontował i postawił przed swoim domem. Działania Iwana nie są jednak leśną mitopraktyką. Nie łączył ich z pracą leśnika. Było to jego leśne hobby. Nadleśnictwo nie dawało mu instytucjonalnego wsparcia ani środków na te czynności – w najlepszym wypadku zwierzchnicy zachowywali uprzejmą nieuwagę w stosunku do jego działań.
19 Co ciekawe, budynek nadleśnictwa Pszczoły został zbudowany w latach pięćdziesiątych z belek po innej rozebranej cerkwi.
20 Najstarszy rezerwat w Europie to rezerwat Fontainebleau koło Paryża.
21 Posługuję się tutaj definicją skandalu zaczerpniętą z prac Andrew Mathewsa (Mathews, 2013: 93).
22 Zasadność tego argumentu wydaje się wątpliwa, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że tzw. Królestwo Kongresowe (a właściwie Królestwo Polskie) było wówczas częścią Imperium Rosyjskiego, a orzeł w koronie był jedynie godłem tzw. Kongresówki. Korona ta była zaś noszona przez rosyjskiego cara. Dziękuję prof. Maciejowi Michalskiemu za to oraz pozostałe spostrzeżenia i uwagi dotyczące kwestii leśnego munduru.
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.
Maszynerie afektywne
Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet
Monika Glosowitz
2019