Pan na fotografii: Kryształ
p. 299-307
Texte intégral
Tief
in der Zeitenschrunde,
beim
Wabeneis
wartet, ein Atemkristall,
dein unumstößliches
Zeugnis.
Paul Celan, Weggebeizt
No, nie będziemy chyba teraz płakać,
pan fotograf pod czarną płachtą zrobi pstryk.
Wisława Szymborska, Pierwsza fotografia Hitlera
LA CONTRESCARPE
Wyłup monetę oddechu
z powietrza wokoło i drzewa:
tak
wiele
się żąda od tego,
którego nadzieja w górę i w dół wozi
po garbach drogi serca – tak
wiele
na nawrocie,
gdzie spotyka on strzałę chleba,
która wino wypiła swej nocy, wino
nędzy i królów
wigilii.
A ręce, przytomne, nie przyszły,
nie przyszło głęboko
okiem kielicha spowite szczęście?
Nie przyszła, urzęsiona,
po ludzku brzmiąca marcowa trzcina, co dawała światło,
wtedy, daleko?
Kiedy gołąb pocztowy wypadł z szeregu, dało się
odcyfrować obrączkę? (Wszystkie te
chmury wokoło – to było czytelne.) Zniosła to
chmara? I pojęła,
i leciała, jak się zabłąkał?
Pochylnia krzywa jak dach, – na stępce
gołębiej leży, co pływa. Przez szoty
krwawi nowina, przedawnione
młodo idzie za burtę:
Przez Kraków
przyjechałeś, na Dworcu
Anhalckim
podpłynął dym do twych spojrzeń,
był już jutrzejszy. Pod
paulowniami
widziałeś stojące noże, znowu,
ostro z oddali. Były
tańce. (Quatorze
juillets. Et plus de neuf autres.)
Ukospak, Małpiwers, Krzywomord
udawali co było życiem. Pan
przystał, wstęgą z hasłem spowity,
do tłumu. Pstryknął
se
pamiąteczkę. Samo-
wyzwalacz, byłeś nim
ty.
O jakie sprzy-
jaźnienie. Lecz znowu,
tam, gdzie ty musisz, ten jeden
dokładny
kryształ.
(oryginał wiersza na s. 383)
1Kolejny wiersz elegijnego cyklu zamykającego Różę Nikogo od samego początku znaczy bardzo osobiście Celanowską topografię wygnania. Tytułowa la contrescarpe, czyli „przeciwskarpa” – ziemna zapora przeciwpancerna wykonywana na stokach wzgórz, brzegach rzek i wąwozów w postaci stromej ściany zwróconej w kierunku wojsk własnych, albo mur oporowy, którym dawniej otaczano rów forteczny od zewnątrz, stanowiący przeszkodę dla piechoty przeciwnika 1, użyczyła nazwy paryskiemu Place de la Contrescarpe położonego w 5. dzielnicy, tej samej, w której mieściła się École Normale Supérieure, w której Celan pracował. Plac pełen kafejek, ale też, jak pisze Barbara Wiedemann, miejsce spotkań paryskich kloszardów (zob. GKG, s. 710).
Miejsce bliskie Celanowi w czasach jego paryskiego wygnania i mające coś z poetyckiej siły rue Tournefort, będącej adresem Celana (także w 5. dzielnicy) uwiecznionym w wierszu Aus dem Moorboden (Z bagnistego gruntu) z lipca 1968 roku i innym, napisanym nieco wcześniej, któremu posłużył za tytuł (24 Rue Tournefort). „Contrescarpe” to słowo, które kontrę ma wpisaną w swoje batalistyczne brzmienie, jakby wiersz okopywał się przed siłami wroga, gotowy do walki. Słowo-sprzeciw pojawia się zatem już w tytule, podsycane później rewolucyjnymi konotacjami francuskiego Święta Narodowego 14 lipca upamiętniającego szturm na Bastylię w 1789 roku. Wiersz stawia się tu zarazem na krawędzi skarpy, nad stromym (escarpé) zboczem. Stromizny, pochyłości, krzywizny i ukosy stanowić będą leksykalne dominanty utworu. Powierzchnie, na których trudno się utrzymać i łatwo spaść w dół.
Wiersz przychodzi głodny przełomu, „nawrotu”. Pierwszą materią, w której ma nastąpić, jest oddech: przełom oddechu? Raczej nie, skoro jego dobycie wymaga dotkliwego mozołu:
Wyłup monetę oddechu
Z powietrza wokoło i drzewa.
2Trzeba oddech wydobyć z powietrza – rzecz na pozór oczywista – jak się wydobywa kamień w kamieniołomie, jak kruszec na monety: oddechem się płaci 2. Jeżeli za coś można płacić oddechem, to chyba za możliwość życia, spłacając każdym tchnieniem dług zaciągnięty u śmierci. Tym obolem oddechu płaci się za podróż powrotną z Hadesu. Powietrzem „wokół” ciebie, które wdychasz i wydychasz – za przeznaczone ci na grób powietrze wysoko w chmurach.
3Oddychający paryskim powietrzem Celan pisze nie tylko o swoim wygnaniu na francuską obczyznę, której język wrasta w poetycką tkankę wiersza, o wygnaniu poety piszącego po niemiecku w świecie, w którym tylko on zdaje się władać tym językiem, z którego sam przecież został dotkliwie wygnany przez ogień historii – pisze także i o swoim życiu jako „wygnaniu” z przeznaczonej mu śmierci. Ocalony z tym upiornym piętnem wygnania, zagubiony jak „gołąb pocztowy”, który „wypadł z szeregu”, oddzielił się od chmary innych gołębi zdążających wszystkie w tym samym kierunku. Ten odłączony gołąb nie wiadomo skąd (nie wiadomo, czy udało się odczytać zapis na jego obrączce z informacją o miejscu, z którego został wysłany), który odkrył suchy ląd i nie wrócił na wody Potopu, nie przyniósł w dziobie gałązki z drzewa oliwnego. Został sam – z drzewem. Z niego też może teraz wyłupywać monety oddechu, by nimi płacić za swe niezasłużone, ukradkiem przed innymi wiedzione życie. Czy „chmara to pojęła”? Czy straceńcy mogli rozumieć sens ocalenia, wzlatując wysoko w powietrze? Czy odczuwali brak ocalonego? Czy pogodzili się ze swym losem i lecieli dalej? Wyrzut ostry jak nóż – to cena, którą się płaci za życie i wiersz:
Tak
wiele
się żąda od tego,
którego nadzieja w górę i w dół wozi
po garbach drogi serca – tak
wiele.
4A jednak – nadzieja. „Na nawrocie”, gdzie poeta spotyka „strzałę chleba”, może istotnie, jak sugeruje Jean-Marie Winkler, widzi kloszarda jedzącego maczaną w winie bagietkę 3, kiedy wraca do swojego paryskiego „tu i teraz”, na Place de Contrescarpe, żebrak staje się królem, a jego chleb i wino – dionizyjską wigilią. „Na nawrocie”, gdzie wiersz spotyka wielką elegię Hölderlina, noc staje się „świętą porą umarłych i zbłąkanych” 4, czasem ekstatycznego zapomnienia i „świętej pamięci”:
Lecz gdy trwają ciemności, w owym niepewnym czasie,
Musi też być w niej coś, co daje nam oparcie
I pozwala zapomnieć; co poi świętym napojem
I podsuwa nam słowa, które, jak kochankowie,
Nigdy nie zasypiają, i pełny puchar, i krzepi
Odwagę i świętą pamięć, by czujnie dotrwać do dnia. 5
5Noc w elegii Chleb i wino jest czasem podniosłego i orgiastycznego zarazem oczekiwania na epifanię „zbliżającego się Boga”, który nadchodzi, jest Bogiem, który przychodzi, przychodzącym, zbliżającym się Bogiem (der kommende Gott). Przebłysk mesjańskiej nadziei? Może tylko nadziei bezdomnego, że uda mu się, o chlebie i winie, przetrzymać noc. A może też nadziei bezdomnego poety, że ta nocna wigilia, jak u Hölderlina,„da oparcie i pozwoli zapomnieć” o zniewoleniu długiem życia, zapomnieć stare słowa i „podsunie nowe”, które „nigdy nie zasypiają”, bo są słowami upojenia, bełkotem ogarniętego rauszem, przez który dochodzi do głosu „święta pamięć”, przewrotna, oscylująca między jawą a snem, pozwalająca łączyć, co odległe i wędrować w czasie po sobie tylko znanych ścieżkach. Sen na jawie, w którym obrazy nakładają się na siebie pozornie bez składu, w którym rodzi się wspólnota, „bo takie dobro raduje i upaja dopiero, / Gdy się je dzieli z innym” 6. Może to stąd te gołębie, obraz tęsknoty za byciem wśród swoich, jedynym czytelnym znakiem, po których pozostała chmura. Wspólnota śmierci albo opłacana „monetą oddechu” samotność. Co u Hölderlina oznaczało czekanie na odrodzenie wspólnoty w znaku świętej komunii mitu i objawienia, Dionizosa i Chrystusa, ludzi i Boga, który do nich przychodzi, u Celana rozpada się w drzazgi pod pałaszem deziluzji. Królewska wigilia Hölderlinowskiej elegii jest już tylko „wigilią nędzy”. Nie przyszły ani „dłonie, przytomne”, by „czujnie dotrwać do dnia” 7,„nie przyszło / głęboko / okiem kielicha spowite szczęście”. Wino, ten „pełen puchar”, który podsunęła noc, wypite, ni śladu jednak odwagi, ani nie otwiera się żadna „święta pamięć”, tylko migawki współczesności i złowrogich wspomnień pospinane klamrami dat. Ot, i cała „nowina”.
6Statek (z zimowitem w oku?) zbudowany jest na „stępce gołębiej” – całą konstrukcję spina, jak w wierszu, gołąb. O ile jednak dla wiersza to wystarczająca podpora, bo zwiastuje, choćby i marną, nowinę, to żaden statek się na niej nie utrzyma, nie dowiezie ładunku, który zepsuje się, zanim się zestarzeje, nie zdołają dotrzeć do celu płynący nim ludzie. „Przedawnione / młodo idzie za burtę”, osuwa się po krzywiźnie dachu, po stoczniowej pochylni, zsuwa się do kolejnej strofy, krzywo, nie dociera do brzegu, wysuwa się poza krawędź wiersza, spada w teraźniejszość, wpisuje się w paryski krajobraz, jakby tu było od zawsze: fluctuat nec mergitur, „miotają nim fale, ale nie tonie”, paryska dewiza wypisana czerwonymi literami na niebieskiej tarczy ze statkiem, herbem francuskiej stolicy na dachy jakiejś pobliskiej kamienicy – jak krew skapująca przez szoty do morza 8. Wyrzucony za burtę – płyń, ale nie zatoń. Płyń szlakiem, jakim przybyłeś kiedyś, pierwszy raz do Francji, jadąc „przez Kraków” i Berlin, gdzie „na Dworcu / Anhalckim / podpłynął dym do twych spojrzeń”.
7Kiedy osiemnastoletni Paul Antschel udał się 9listopada 1938 roku w swoją pierwszą podróż do Francji, gdzie zamierzał podjąć studia medyczne w Tours, jego droga istotnie wiodła przez Kraków i Berlin. Do stolicy Niemiec przybył akurat, kiedy w mieście rozpoczynała się Noc Kryształowa, pierwszy masowy i dokładnie przygotowany pogrom Żydów w nazistowskich Niemczech, jak pisze John Felstiner, „początek końca żydowskiego życia w Europie” 9. Wdychał wtedy dym z płonących domów, sklepów i synagog, teraz – jako podmiot liryczny, w dniu francuskiego Święta Narodowego, 14 lipca – „quatorce juillets” (to już czternasty lipiec, odkąd Celan osiadł na stałe w Paryżu w 1948 roku – wiersz powstał jesienią 1962),„et plus de neuf autres” (i ponad dziewięć innych czternastych dni miesięcy, jakie upłynęły między datą tamtej pierwszej podróży przez Kraków i Berlin, a przyjazdem na stałe po wojnie) – wie, że był to dym „już jutrzejszy”, ten sam, z którym wzleciało w powietrze miliony europejskich Żydów.Wie, że teraz, jadąc palcem po mapie sprzed ćwierćwiecza „przez Kraków” (über Krakau), kawałek „nad nim” (über Krakau oznacza „przez Kraków” lub „nad Krakowem”) natrafi na Auschwitz, nazwę geograficzną będącą przerażającym synonimem Zagłady.
8Teraz, kiedy na Place de la Contrescarpe, pod paryskimi paulowniami, drzewami, w które wpisane jest imię Celana, kłębi się barwny korowód roztańczonych ludzi świętujących pamiątkę szturmu na Bastylię, wie, jaki korowód ludzki kłębił się w komorach gazowych Oświęcimia. Wtedy, kiedy podpłynął do niego, na Dworcu Anhalckim, ten dym spalenizny, nie było w nim jeszcze spalonych ludzkich ciał, chmury jeszcze nie były grobami. Może był jeszcze czas, by zawrócić, by dołączyć – jak gołąb pocztowy – do swoich z wiadomością o tej nocy i tym dymie, zanim jeszcze stał się „jutrzejszy”. Może trzeba było przylecieć – jak gołąb wypuszczony z arki – z nowiną, że wokół tylko spalona ziemia, że trzeba się chronić? Felstiner pisze, że ojciec Celana, świadom najwyraźniej nadciągającego zagrożenia, chciał przeznaczyć rodzinny majątek na emigrację. Może trzeba było wyjechać? Pytania ostre jak wyrzut sumienia i ból po tym, co bezpowrotnie stracone. Rana pamięci w dniu, kiedy się obchodzi pamiątkę.
Były
tańce. (…)
Ukospak, Małpiwers, Krzywomord
udawali co było życiem.
9Ludzie w krzywych,„ukospaśnych” maskach obchodzą pamiątkę, udając, że pamiętają o czymś, co się kiedyś istotnie wydarzyło, ale przetrwało tylko w jarmarcznych bibelotach na straganie z suwenirami. Sztuka, „istota marionetkowa”, z małpą udającą człowieka z Büchnerowskiego Woyzka i „automatami” Waleria, patrząca oczyma Meduzy, mimetycznie przemieniającymi w martwotę. Żaden dionizyjski „radosny szał w noc świętą” 10, tylko pijani biesiadnicy, kłamliwi poeci,„maskaradooki” tłum, teatr absurdu w noc święta.
10I tylko Bóg przychodzi. Nie w imię „świętej pamięci” jednak, tylko – utrzymując się w konwencji wieczoru – żeby „pstryknąć se pamiąteczkę”. Chce mieć pamiątkę, że tu był, 14 lipca 1962 w Paryżu. 9 listopada 1938 roku w Berlinie wolał się nie fotografować.
11Może go tam zresztą wcale nie było. Może nie ma go i tutaj. Przychodzi przecież jako „Pan” (chociaż w szkicach do wiersza znajdziemy w tym miejscu słowo „Bóg” 11). Może to więc po prostu ktoś przebrany w strój ze świątecznym napisem? Może jakiś niemiecki turysta, z „narodu Panów” sprzed ćwierćwiecza, który chciał się sfotografować na pamiątkę na tle tłumu świętujących paryżan? Może zagadnął Celana po niemiecku, a temu zrobiło się na chwilę miło, bo dawno nie słyszał tego języka: „o jakie sprzyjaźnienie”!
12Bóg, nie-Bóg, można by go przegapić w tłumie, gdyby nie to, że gdy robił zdjęcie, ty byłeś „samowyzwalaczem” jego aparatu. Otworzyłeś migawkę, która utrwaliła jego obraz, spojrzałeś na niego meduzim okiem kamery. Jeśli naprawdę był Bogiem, któremu miły był jak kadzidło dym krematoriów i tańce do obozowej muzyki, to teraz możesz spokojnie zostawić go razem z tłumem, do którego przystał. Pamiąteczka gotowa. Koniec przelotnej znajomości.
13Możesz teraz, znowu, udać się tam, „gdzie ty musisz”, gdzie musisz odnaleźć
ten jeden
dokładny
kryształ
14Ten „kryształ oddechu”, którego szukasz, by starczyło na zapłatę za życie. Kryształ, który uwolni ciebie i siebie od dymu nocy „kryształowej”, zastąpi stare słowa nowymi, które „nigdy nie zasypiają”, bo są „świętą pamięcią” poezji. Kryształ: nowe słowo, które się dobywa z oddechu, luzuje gardło zatkane syberyjskim „kamieniem w barwach tysiącleci” i brzmi czysto. Nie jest już bełkotliwym „palaksz” obłędu, lecz ostrym diamentem zdolnym przeciąć szkło, szybę oddzielającą dźwięki od słów i precyzyjne struktury wiersza znaczonego cyframi kolejnych dat od wydarzeń, które im nadają sens, pamięć, od tych, którzy w niej mają pozostać. Pamiętać trzeba dokładnie, nie wystarczy pamiąteczka.
Notes de bas de page
1 Zob. Leksykon wiedzy wojskowej, oprac. M. Laprus, Warszawa 1979, s. 338.
2 Pierwsza wersja wiersza zaczynała się od wersów wzmacniających tę ekonomiczną metaforykę: „Brich dir / den Atem heraus / um dich und den Baum. / Zahl / mit der Schwebe-Münze, zahl dreifach: (…)” [„Wyłup sobie / oddech / wokół ciebie i drzewa. / Zapłać / tą monetą zawieszenia, zapłać potrójnie: (…)”] (TCA/NR, s. 128).
3 Por. J. Lehmann, s. 334.
4 F. Hölderlin, Co się ostaje…, s. 117.
5 Tamże.
6 Tamże, s. 118.
7 Tamże, s. 117.
8 Por. J. Lehmann, s. 335–336.
9 J. Felstiner, s. 32. Z tego samego źródła pochodzą informacje biograficzne przedstawiane tu jako kontekst wiersza.
10 F. Hölderlin, Co się ostaje…, s. 117.
11 Zob. TCA/NR, s. 130.
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.
Maszynerie afektywne
Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet
Monika Glosowitz
2019