7. Janusz Sławiński: strukturalizm w działaniu
p. 194-203
Texte intégral
7.1. Ironia i majeutyka
1Działalność Janusza Sławińskiego, jakkolwiek wszechstronna i różnorodna, ogniskowała się zasadniczo na trzech podstawowych a strategicznych dla badań literackich polach: refleksji teoretycznej i metateoretycznej, działalności redakcyjno-propedeutycznej oraz organizacji życia naukowego. Pisarstwo teoretyczne przyniosło Sławińskiemu od razu zasłużoną sławę, a jego koncepcja teoretyczna zyskała w polskim środowisku status nieomal uniwersalnego standardu – wedle którego orientuje się inne koncepcje, przy pomocy którego szacuje się cudze kompetencje, zgodnie z którym kształtuje się proces uniwersyteckiego kształcenia. Poszczególne ujęcia problemowe zaś stały się nawet standardami w sensie muzyczno-rozrywkowym, tzn. popularnymi tematami teoretycznych wariacji i „samplowań”, obiektami licznych adaptacji, rozwinięć i przekształceń w polonistycznej refleksji.
2Mówiąc o działalności redakcyjno-propedeutycznej, mam na myśli redagowanie czasopism („Tekstów”, potem „Almanachu Humanistycznego” i „Kultury Niezależnej”), redagowanie serii wydawniczych („Z Dziejów Form Artystycznych”, „Vademecum Polonisty”) oraz redakcyjno-współautorski wkład w powstanie „Zarysu teorii literatury” i „Słownika terminów literackich”. Te trzy wątki aktywności Sławińskiego łączą, mówiąc najogólniej, skuteczne zabiegi o wypracowanie, wdrożenie i w końcu twórcze użytkowanie sprawnego, nowoczesnego, a nade wszystko powszechnie przyjętego wsp ólnego języ ka literaturoznawczego środowiska. Wreszcie działalność programowo-organizacyjna, której najbardziej widocznym przejawem były konferencje teoretycznoliterackie (i inne, jak ta o „literaturze źle obecnej”), prowadziła – z nadzwyczajnym skutkiem – do zaproponowania pewnej formuły życia naukowego, swego rodzaju „socjotechnicznych” ram, na tyle efektywnych i atrakcyjnych, że środowisko uznało je od razu za modelową postać własnej samoorganizacji.
3Nie wchodząc w historyczne już szczegóły kierunków tych aktywności, trzeba powiedzieć, że działalność Sławińskiego (wespół z innymi badaczami o kluczowym znaczeniu dla polskiej wiedzy o literaturze) – widziana w ponadindywidualnym wymiarze – zapewniła środowisku coś, czego nie da się przecenić; stan normalnego funkcjonowania w czasach dalekich od normalności; swego rodzaju niszę ekologiczną (wedle jego ulubionego określenia), chronioną nieprzerwanymi zabiegami przestrzeń swobodnego myślenia i sporu. I trzeba dopiero chwili krytycznego zastanowienia, by zauważyć, iż to wspólne, a więc trochę „niczyje” dobro naznaczone zostało wyjątkowo silnie piętnem indywidualności swego wynalazcy.
4Pisma Sławińskiego, choć nie brak w nich tradycyjnych gatunkowo wypowiedzi, rozpoznawalne są wszak dzięki jego wyraźnemu upodobaniu do formy, której nie potrafię znaleźć w Polsce prekursora. To forma „prób teoretycznoliterackich”, wyłaniających się z obszaru prymarnego procesu decyzyjnego i systemowej inwencji, gdzie związek podmiotu z teorią nie uległ jeszcze zerwaniu, a przedmiot poznania nabiera dopiero swych obiektywnych znamion w toku dokonywanych właśnie przez piszącego – na własną odpowiedzialność – rozróżnień, ewidencji i systematyzacji naszej zagmatwanej dziedziny badania. Co ciekawe, podobne upodobania przeważają najwyraźniej i w pozostałych sferach aktywności Sławińskiego. Redakcyjna koncepcja literaturoznawczego czasopisma (takiego jak „Teksty”) nie powielała istniejących wzorów, a odrębność swą zawdzięczała właśnie idei „pisma warsztatowego”, będącego forum intelektualnej inwencji, a nie wyczerpujących (w obu znaczeniach tego słowa) monografii przedmiotu. Formuła organizowanych konferencji odbiegała zaś zdecydowanie od zwyczajów gdzie indziej przyjętych, i to zwłaszcza pod tym względem, który nadawał im charakter myślowego treningu czy ćwiczenia, surowego sprawdzianu czy sportowej próby sił.
5Z tego punktu widzenia wszystko wskazuje na to, że spośród ról, jakie oferuje życie naukowe danej dziedziny, Sławińskiemu przypadała w udziale „nieodmiennie” (to następne z jego ulubionych określeń) – w każdym z tych rodzajów działalności – rola nadawcy i dysponenta reguł mówienia oraz profesjonalnych zachowań polonistycznej społeczności. Można by powiedzieć, że szczególnie upodobał sobie wypełnianie zadań „podmiotu czynności twórczych” (jak nazywał tę instancję w literaturze) polskiej teorii literatury, a więc tej właśnie komunikacyjnej roli (czy to przypadek?), której odrębność i znaczenie sam, jak wiadomo, opisał najlepiej.
6A roli tej, choć nazwa jest świeża, patronują z oddali szacowne wzory. Zdaje się, że daje się ona rozłożyć przynajmniej na dwie związane z sobą swoiste operacje: ironiczną oraz majeutyczną. Pierwsza ma charakter przygotowawczy; służy starannemu oczyszczeniu pola – z przesądów i komunałów, doktrynerskich zacietrzewień, naiwności i uproszczeń. Skuteczność destrukcyjnej siły jej oddziaływania ujawniała się bezpośrednio w legendarnych dziś już tylko polemikach i krytycznych wystąpieniach Sławińskiego. W jego tekstach zaś nader rzadko dochodziła do głosu, najczęściej przejawiając się w ironicznym cudzysłowie, jakim opatrywane bywają cudze i własne poglądy, koncepty czy wszystkoogarniające systematyzacje.
7Druga natomiast nie prowadziła wcale, jak można by się spodziewać, do stworzenia definitywnej teorii, wdrożenia własnej koncepcji czy pieczołowitej konserwacji sprawdzonej formuły. W grę wchodzi raczej rola troskliwego akuszera płodów cudzych zdolności niźli zaprzątniętego sobą beztroskiego producenta. Strategia ta, o której rozmyślności przekonywały na każdym kroku zdecydowane działania Sławińskiego, służyć miała bowiem przede wszystkim uprzytomnieniu poznawczej sytuacji, określeniu sposobów prawomocnego postępowania, odsłonięciu pola badawczych możliwości – zapewniających innym sposobność do skutecznej i samodzielnej aktywności. Prowadziła przeto najwyraźniej do celów najpierw etyczno-pedagogicznych, a potem dopiero poznawczych. Bardzo to trudna i nadzwyczaj rzadka umiejętność.
7.2. O (nie)cytowaniu Janusza Sławińskiego
8W dziedzinie prac literaturoznawczych, pilnujących na ogół standardów profesjonalizmu i gatunkowych reguł naukowego (humanistycznego) dyskursu, pisarstwo teoretycznoliterackie Janusza Sławińskiego wyróżnia się zdecydowanie, i to, jak wiadomo, nieomal od swych początków, wyrazistym indywidualnym piętnem. Za sprawą m.in. znamiennych cech stylistycznych (zwłaszcza upodobań leksykalnych), terminologicznej inwencji (jej efekty tworzyły, w swoim czasie i jeszcze do niedawna, znaczną część kanonicznego repertuaru terminologicznego polskiej teorii literatury), charakterystycznej logiki argumentacji (rozwijającej się z reguły w rytm budowanej a vista siatki systemowych opozycji), konstrukcyjnej elegancji wypowiedzi (stanowiącej wzorzec dobrze zbudowanej narracji teoretycznoliterackiej) – szkice Sławińskiego, acz nieeksponujące przesadnie autorskiej obecności w tekście, rozpoznawalne są bardzo często już nieomal po paru zdaniach.
9Pomiędzy tymi specyficznymi własnościami dyskursu Sławińskiego – stosunkowo łatwo identyfikowalnymi i opisywanymi zresztą już niejednokrotnie – jest też cecha prawdopodobnie mniej rzucająca się w oczy (jako negatywna), a zdaje się, nader istotna: nieobecność cytatów (zwłaszcza z zakresu tzw. literatury przedmiotu) we własnym tekście; konsekwentne niewprowadzanie cudzej mowy do własnej wypowiedzi. Oczywiście, to ogólne rozpoznanie opatrzyć należy od razu zastrzeżeniami. Nie stosuje się ono do pierwszej książki, Koncepcji języka poetyckiego Awangardy Krakowskiej (spłacającej w tej mierze trybut profesjonalnych standardów naukowemu dyskursowi literaturoznawstwa). Nie stosuje się też do interpretacji i analiz poszczególnych utworów literackich (choć literatura przedmiotu jest tam raczej oszczędnie przywoływana i rzadko kiedy łącznie z cytowaniem konkretnych sformułowań). Nie stosuje się wreszcie w odniesieniu do trzech autorów – najwyraźniej szczególnie cenionych (choć za każdym razem z innych powodów) przez Janusza Sławińskiego – tzn. do Thomasa Stearnsa Eliota, Kazimierza Budzyka i Jana Mukařovskiego. Zacytowanie ich tekstów należy uznać w tej perspektywie za wyraz autentycznego uznania, jeśli nie hołdu, ze strony cytującego. Jednakże w perspektywie całego opublikowanego dorobku ta intrygująca cecha (w tej skali skądinąd spokrewniająca pisma Sławińskiego bodaj tylko z tekstami Romana Ingardena) wyraźnie się nasila z biegiem czasu, ogarnia w sposób coraz pełniejszy kolejne prace, stymuluje określoną retoryczną ich organizację (a w każdym razie z nią harmonizuje), prowokując czytelnika bodaj do jakiegoś komentarza, jeśli nie do próby wyjaśnienia zagadkowej natury swych przesłanek.
10Zauważmy bowiem, z czego autor rezygnuje, obywając się bez tego konwencjonalnego środka budowania dyskursu w naukach humanistycznych. Po pierwsze, rezygnuje z odwoływania się do autorytetu (być może z wyjątkiem trzech wcześniej wskazanych przypadków). Po drugie, ze wskazania źródeł, osadzenia własnego tekstu w kontekście odpowiedniej tradycji myślenia o literaturze (w sensie konkretnego nawiązania do poszczególnych rozwiązań określających genealogię czy genezę własnych idei). Po trzecie, z możliwości refutacji (dialogowego zinterpretowania i krytycznej oceny) tzw. stanu badań. Po czwarte, z prób własnej systematyzacji (uporządkowanej prezentacji) dotychczasowych stanowisk w konfigurację, która może być uznana za indywidualne osiągnięcie badawcze porządkującego. Po piąte, z polemicznego nawiązania do sądów niepodzielanych, a dających okazję do efektownej krytyki oraz wprowadzenia własnego poglądu na daną kwestię. Po szóste, z pokazu erudycyjnego wyposażenia własnej koncepcji (który co prawda zazwyczaj jej bezpośrednio nie legitymizuje, ale w każdym razie pośrednio wzmacnia perswazyjną skuteczność przekazu).
11Te przykładowo tylko wyliczone (niepełne) funkcje posługiwania się cytatami w dyskursach nauk humanistycznych dać już mogą pewne wyobrażenie o znaczeniu odmowy ich wykorzystania oraz o stawce, jak też o konsekwencjach związanych z omawianą strategią budowania własnej wypowiedzi. Nie polega ona oczywiście na prostym odrzuceniu zewnętrznych kontekstów. Można by nawet powiedzieć, że teksty Sławińskiego pełne są exemplów, ilustrujących konkretne cechy przywoływanych poglądów, omawianych stanowisk teoretycznych czy zjawisk życia humanistyczno-kulturalnego. Skala wykorzystanych możliwości jest tu bardzo duża. Możliwość najprostsza polega na przedstawieniu czy omówieniu „własnymi słowami” istoty czyjegoś stanowiska, co nie bywa zresztą zwykle całkowicie neutralnym zabiegiem – zawiera element krytyki bądź wyeksponowania najistotniejszej idei (najistotniejszej w porządku argumentacji, niekoniecznie w macierzystym kontekście). Innym chwytem – trochę w stylu Doskonałej próżni Lema – jest posłużenie się fikcyjnym przykładem, np. danego rodzaju recenzji czy typu argumentacji, co niezależnie od swej strony zabawowej łączy się z poważną oceną (zwykle krytyką) prezentowanego rodzaju wypowiedzi oraz uprawomocniających go teoretycznych założeń. Pewnym wariantem czy rozwinięciem tego chwytu jest streszczenie dziejów danej koncepcji czy doktryny przy pomocy fikcyjnej fabuły („bajki”), implikującej jej określone przewartościowanie przez „fabulatora”. Jeszcze inna operacja – stanowiąca swoisty ekwiwalent systematycznej klasyfikacji określonego spektrum postaw czy stanowisk badawczych – polega na plastycznej charakterystyce fikcyjnych person, reprezentujących wiązki ról oraz kluczowych przeświadczeń, znamiennych dla omawianych stanowisk oraz ich miejsc i rangi w taksonomicznym porządku. Czytelnicy pism Sławińskiego zgodzą się zapewne, że o popisywanie się erudycją trudno byłoby go obwinić; można natomiast zaryzykować tezę, że w to miejsce pojawiają się ironiczno-zdroworozsądkowe przykłady czy odwołania do zjawisk i zachowań wziętych wprost z życia codziennego.
12Operacje te – przykładowo tu tylko wymienione – prócz swej funkcji egzemplaryczno-argumentacyjnej często także ubarwiają wywód, powodują zmianę tonu i rejestru dyskursywnej argumentacji, dostarczając czytelnikowi niezbędnej porcji anegdotycznego materiału, który i łatwiej pozwala uchwycić wyprowadzane wnioski, i jeszcze nierzadko aktywizuje dodatkowe sensy istotne dla całościowej wymowy wypowiedzi. Wszystkie jednak – co charakterystyczne – służą konsekwentnej eliminacji cudzej mowy. Na terytorium dyskursu Sławińskiego nieomal nie ma wstępu myśl czy wypowiedź obca, nieprzetworzona przez piszącego. Nieco tylko przesadzając, można powiedzieć, że są to teksty zarezerwowane wyłącznie dla mowy własnej badacza. Nie oznacza to naturalnie, iżby wyrzekał się on możliwości dyskusji, polemik czy dialogów; całkiem przeciwnie, toczone są one jednakże w przestrzeni jego „osobniczego” teatru mowy, tzn. na warunkach i w postaci wymodelowanej przez strategię dyskursywną autora. Z pewnością nic nie jest dalsze od tej strategii niż ostrożne chowanie się za cudzymi słowami, rozwijanie własnych idei w trybie parafraz, komentarzy, wariacyjnego przetworzenia myśli powszechnie akceptowanej i cieszącej się uznaniem profesjonalnego autorytetu. Ale też nie można powiedzieć, by chodziło po prostu o bezpośrednią, nieskrępowaną tradycją czy aktualnym stanem badań, proklamację własnego stanowiska.
13Celem tych strategicznych zabiegów jest raczej zapewnienie takich warunków – zorganizowanie takiej przestrzeni dyskursywnej (z wbudowanym w nią określonym systemem opozycji i reguł) – w których własny, autorski pogląd na daną sprawę ukazywałby się czytelnikowi jako nieuchronna, obiektywna konsekwencja przyjmowanych kolejno nieodpartych przesłanek. Jeśli mówić tu o jakimś rodzaju przymusu, to z pewnością w najbardziej szlachetnej jego odmianie, tzn. w sensie pobudzenia czytelnika do wyostrzonej czujności, krytycznej uwagi, zaktywizowania i uświadomienia podstaw własnego stanowiska. Dzięki nim zdobycie się na opór wobec zniewalającej często logiki argumentacji może się – być może – udać. Może się udać, pod warunkiem oczywiście, że dokonuje się ono dzięki wyjściu poza zasięg jej oddziaływania, a zatem przez myślenie na własny koszt i we własnym „języku” analitycznym – czyli wtedy, krótko mówiąc, gdy tekst Sławińskiego stanie się inspiracją do własnych poszukiwań, wyzwaniem czy zmuszeniem się do oryginalności (tyleż w sensie dotarcia do źródłowo własnych przeświadczeń, co w znaczeniu ich potencjalnej nowości, zawiązkowo nawet tylko uchwytnej odmienności od idei zastanych). W tym przypadku, jak to często bywa w takich sytuacjach, wpływ najsilniejszy najsłabsze pozostawia ślady na powierzchni.
14Z tego punktu widzenia specjalnego znaczenia nabierają te wzmianki i całe wypowiedzi Sławińskiego, w których podejmuje on tę problematykę – gdy pisze m.in. o zarażeniu czytelnika-krytyka przez słownik autora, o badawczej owocności intertekstualnej teorii, o „obsesji” cudzysłowowości czy o funkcji cytowania. Sprawa pierwsza, zawarta w dobrze znanym szkicu Sprawa Gombrowicza, daje się czytać również w perspektywie autobiograficznej; to jest w końcu również i ta lekcja, której efekty Sławiński przetestował skutecznie i sprawdził we własnym pisarstwie. O badaniach intertekstualnych Sławiński dość długo nie wypowiadał się publicznie; jego opinia wszakże, jak zaświadcza jeden z tekstów z cyklu Bez przydziału (vii), była sformułowana dość wcześnie, a jak zwykle samodzielnie i dalekowzrocznie zarazem. Dawał w niej wyraz m.in. świadomości istotnego zadłużenia intertekstualnych badań w wielowiekowej tradycji poetyki, dostrzegając ich jądro w tym, na co i wcześniej zwracano uwagę i co np. Irzykowski (jedyny właściwie obiekt niezmiennej admiracji badacza), ten specjalista od odkrywania w twórczości jej „przetwórczego” wymiaru, nazywał czasem „zbaczaniem do swoich rezerw”, a więc, można powiedzieć, do sondowania (odsłaniania i analizowania) nieuświadamianego przez piszącego zaplecza tekstowo-ideowo-kulturowego własnego dyskursu. Ostatecznie wszakże opowiadał się w niej za radykalnie szerokim stanowiskiem rozumienia tej kategorii, uznając historyczną doniosłość wpływu tej (Bachtinowskiej z ducha) kategorii na restytucję roli poziomu wypowiedzenia oraz statusu podmiotu dla przemiany naszego pojmowania tego, czym jest dzieło literackie (i cała literatura, jak też jej doświadczanie). Z kolei jego ciekawe rozważania na temat własnej młodzieńczej skłonności do opatrywania znakiem cudzysłowu każdego nieomal określenia, na temat nieufności i poczucia niedopasowania własnej myśli do standardowych znaczeń języka ogólnego wydają się nie tylko przekonujące jako zapis jednostkowego doświadczenia, ale też trafne jako portret młodego intelektualisty cierpiącego niewygody zarówno z powodu nieokreśloności własnych poglądów (swego podmiotowego uposażenia), jak i, zapewne, z uwagi na swe osadzenie w nieoswojonym jeszcze językowym środowisku. Co więcej, pozwalają one również rozpoznać niektóre przynajmniej przesłanki budowania własnej strategii dyskursywnej.
15Wreszcie padająca w tychże fragmentach Bez przydziału (viii) symptomatyczna glosa o cytowaniu – a raczej o własnych reakcjach na cytowanie swych poglądów i wypowiedzi przez innych badaczy – czyni łatwiej zrozumiałymi jego decyzje podjęte w tym względzie. Sławiński pisze tam o wrażeniu dotkliwej deformacji własnej myśli, łączącym się tyleż z zakłopotaniem z powodu występowania w roli autorytatywnego przedmiotu cudzych roztrząsań, co z melancholijnym przeświadczeniem o bezowocności prostowania płynących z nich wykładni, krążących w środowiskowych dyskusjach czy analizach, których bezradnym obiektem stają się jego koncepcje. W konkluzji zaś zauważa, iż jego ideałem byłoby oddziaływanie bezosobowe i anonimowe, dokonujące się poprzez przyjmowane bezwiednie przez czytelników czy słuchaczy stanowiska wyrosłe z jego inwencji badawczej, które traktowane byłyby wszelako jako obiektywne ustalenia zinstytucjonalizowanej wiedzy. Jeśli pamiętać o deklarowanym przez samego Sławińskiego upodobaniu do pisania haseł, słownikowych i encyklopedycznych, to można powiedzieć, że ideał ten próbował z pełnym sukcesem sam urzeczywistniać: hasła encyklopedyczne podają wszak w postaci zdepersonalizowanej i obiektywnej wiedzy rezultaty poszukiwań i syntetycznych uporządkowań badawczych konkretnych uczonych (są zatem nierzadko w praktyce bardzo wyraziście autorsko zindywidualizowane, a profilowane przez określone założenia teoretyczne i metodologiczne).
16Biorąc rzecz ogólnie, powiedzieć można w każdym razie, że ten drugi, komplementarny wymiar (nie)cytowania Sławińskiego, czyli obecności jego idei i ich sformułowań w wypowiedziach innych badaczy, w zastanawiający sposób odpowiada wymiarowi wcześniej analizowanemu. Włodzimierz Bolecki w swym wstępie do Prac wybranych Janusza Sławińskiego zauważył co prawda, i to trafnie, swego czasu, iż faktyczny wpływ jego idei nie odpowiada jego relatywnie rzadkiej obecności w cytatach i odsyłaczach, poświadczających świadome nawiązania poszczególnych badaczy. Po tym, co powiedziano wyżej, można z pewnością się zgodzić, iż uwaga ta jest słuszna i w swym ogólnym zakresie, i w odniesieniu do konkretnego okresu (zwłaszcza lat osiemdziesiątych i początku dziewięćdziesiątych). Można by tu tylko dodać, że kiedy wreszcie powstanie i zostanie wdrożony program analizujący tzw. impact factor, czyli wskaźnik cytowalności prac poszczególnych autorów w zakresie polskiej humanistyki, to wtedy okaże się, jestem przekonany, że Janusz Sławiński zajmuje tam jedno z pierwszych miejsc, i to w skali całego drugiego półwiecza xx wieku.
17Literaturoznawcza myśl Janusza Sławińskiego jest więc z pewnością nieomal nieprzerwanie obecna – i w sposób stematyzowany, i w sposób implikowany – i wtedy, gdy jest cytowana, i wtedy, gdy nie jest in extenso cytowana; kiedy uwidacznia się na powierzchni i kiedy się ukrywa, schowana w zakątkach czy w nieuświadamianych kulisach polonistycznych i teoretycznoliterackich studiów. Jest także obecna tą zapewne szczególnie miłą dla niego obecnością jako autora powszechnie przyjętych – i stąd traktowanych niczym anonimowe dobro wspólne oraz powszechnie dostępny zasób obiektywnej wiedzy – terminów i określeń, rozróżnień i uporządkowań, konceptualizacji prądów, kierunków i okresów literaturoznawczych. Być może jednak śladem jeszcze mocniej oddziałującej jego obecności, o wiele głębiej sięgającego wpływu jest prawie niewidoczne, „białe” (jak to nazywał ongiś Norwid) oddziaływanie poprzez przejęcie na pozór neutralnych, a w istocie silnie idiolektalnych osobliwości stylu, charakterystycznych dla niego i z upodobaniem, a przy tym dość swoiście stosowanych określeń, takich jak: „nieodmiennie” (zamiast „z reguły”), „osobliwie” (zam. „zwłaszcza”), „uładzić” (zam. „uporządkować”) czy „wysłowienie” (zam. „sformułowanie”, „zdefiniowanie”).
18Tego rodzaju świadectwa są o tyle donioślejsze, że zdają się być (i zazwyczaj bywają) wskaźnikiem przejęcia już nie tyle konkretnych idei czy terminów, co pewnego stylu myślenia, poznawczej postawy, a nawet osobowego wzoru. Wiem, o czym mówię, bo na tego rodzaju wpływie sam się nie raz przyłapywałem. Każdy zresztą może sprawdzić, sięgnąwszy do własnych prac i własnych doświadczeń, czy nie kryją się w nich tego rodzaju ślady obecności słów, myśli i postawy Sławińskiego; każdy może spróbować przekonać się, czy – i na ile – okazał się odporny na to już poza progiem świadomości i samokontroli dokonujące się oddziaływanie osobowości badawczej Janusza Sławińskiego.
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.
Maszynerie afektywne
Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet
Monika Glosowitz
2019