Wyścigi u Kirgizów
p. 160-165
Texte intégral
1Obowiązki mojego urzędowania dłużej już nad parę miesięcy w podróży mi pozostawać nie dozwalały, potrzeba więc było koniecznie opuścić stepy, gdyż wiele jeszcze rzeczy do widzenia po drodze zostawało; wyjazd mój jednak nie mógł nastąpić przed odbyciem się tamecznych wyścigów konnych, bo nie wypadało mi nie korzystać ze zręczności porównania ich z wyścigami naszej zachodniej Europy.
2Wyścigi u Kirgizów, jako rodzaj narodowej zabawy, znane są od najdawniejszych czasów: uroczyste święta, wesela lub uczty magnatów kirgiskich nigdy się prawie bez nich nie obchodziły, dawniej jednak były one bardziej przedmiotem zabawy i rozrywki, a nie miały na celu, jak u nas, istotniego pożytku, służyły więcej do popisu ze zręcznością jezdzcom podnoszącym w biegu rzuconą jaką monetę itp. niż dla pokazania rączości i wytrwałości ich koni. Wyprawiający ucztę Kirgiz odznaczającego się nagradzał koniem, kilku baranami lub też pięknym kirgiskim kaftanem (czekmenem).
3Wszystko to jednak nie wystarzało do obudzenia współubiegania się w ogóle i do ulepszenia w czymkolwiek hodowli koni: w roku dopiero 1849 zaprowadzone tu zostały prawdziwe już wyścigi konne pod opieką samego rządu: wyznaczono 5 nagród, od 5‑ciu aż do 80 rubli srebrem, i to głównie przyczyniło się do podniecenia współzawodnictwa łakomych zwykle na pieniądz Kirgizów. Odtąd trzy razy do roku odbywają się wyścigi przy samej Stawce Chana, jedne podczas wiosennego jarmarku, drugie w czasie jesiennego, a trzecie w dniach uroczystości zwanej Ramazam‑Bajram. Przed każdemi wyścigami wielu Kirgizów przygotowuje do nich swe konie, przez tak zwane u nas trenowanie, które trwa nie długo, bo najwięcej 6 tygodni, a czasami skraca się do 4, 3, 2 i nawet do jednego. W tym czasie nie wypuszczają już konia na pastwisko, lecz dają mu siano i owies, zmniejszając stopniowo ilość siana, a powiększając owsa, czasami zaś karmią samym tylko owsem bez siana i ilość jego stopniowo przed wyścigami zmniejszają; w każdym razie starają się podawać trenowanym koniom kilka razy na dzień pewną ilość świeżego mleka klaczy. W czasie trenowania codziennie pędzają konie na linkach lub też jeżdżą po kilka razy, z początku wolniej i krócej, a później coraz prędzej i dłużej do 10 lub 14 werst od razu1; przy tym z początku jeżdżą na koniach niczym nieprzykrytych lub też osłoniętych lekką płócienną derą, a później używają stopniowo dery coraz cięższej i coraz cieplejszej; nigdy ich jednak nie czyszczą, tylko powalanych od błota odmywają niekiedy wodą i wycierają wojłokiem. W dzień wyścigów nie dają koniowi od samego rana żadnego zgoła posiłku, jeżdżą na nim powolnym krokiem lub prowadzą w ręku na miejsce wyścigów o takiej porze, aby koń miał przynajmniej parę godzin czasu do wypoczynku; tam nań wkładają lekkie jakie siodło i tręzlę2, włosy mu na nadgrzywku, czyli na tak zwanej czuprynie, związują sznurkiem w sterczący, do góry podniesiony pęczek (jak mówią, dla łatwiejszego rozcinania powietrza w biegu) i wsadzają młodego chłopaka, mającego mniej więcej od 10 do 12 lat, rzadko zaś starszego; chłopaków tych nie ważą wcale przed wyścigami, lecz każdy właściciel stara się o to, aby jego chłopiec był o ile można lżejszy, a sadzą ich na konie prawie zupełnie nagich, gdyż tylko w koszuli, bardzo krótkich płóciennych spodeńkach i z głową obwiązaną lekką chusteczką. Śmiesznie ci się zapewne wydają te stepowe kirgiskie żokeje, lecz spójrz na nich z bliska, jak każdy siedzi na koniu, zdaje się ćwiekami do niego przybity, wrośnięty; spójrz mu w oczy pełne stepowego ognia, zobacz, z jaką zręcznością, wprawą i energiją umie użyć swojego bieguna, a zapewniam cię, że niczym przy nich będą wyuczone i wyważone wasze Jakobsony, Williamsy, Smity i Ify.
4Dosyć będzie dla ciebie tych wstępnych przed wyścigami wiadomości, potrzeba już ci przedstawić same wyścigi, lecz jam pedant, bo Professor, nie mogę nic opuścić z tego, com z góry powiedzieć zamierzył; wyobrażam więc sobie, że mówię to na lekcjach i nie zwracam uwagi, iż połowa znudzonych moich słuchaczy opuściła nudne szkoły naszej sale i miłego gdzieś używa w czasu przy fajeczkach i papierosach, albo może spaceruje po Uniwersyteckim ogrodzie, strzelając oczami na przechodzące tu i ówdzie Julcie i Anusie – nie zważam, ciągnę dalej tym samym tonem, bo godzina lekcji jeszcze się nie skończyła.
5W roku 1855 święto Ramazan‑Bajramu3, jako ruchome, przypadało przed samym jesiennym jarmarkiem, wyścigi więc ramazańskie odbyły by się chyba razem z jarmarcznymi; musiano je przenieść na inną uroczystość, to jest na święta Kurban‑Bajram, przypadające 12/24 sierpnia; przed tym dniem i ja z wycieczek moich wróciłem do Stawki Chana, a wszystko, co się tam działo, chcę ci teraz opisać.
6W dniu 11/23 sierpnia pod wieczor Kirgizy z różnych oddalonych stron stepów tłumnie się zbierać poczęli do Stawki Chana, lecz jeszcze nie na wyścigi, tylko na całonocne nabożeństwo w meczecie; o zmroku ponury muezin ogłosił wiernym z okien minaretu początek święta Kurbanu, a otworzone podwoje świątyni zaledwie cisnących się przepuścić były wstanie. Na całonocnym tym nabożeństwie wcale być nie mogłem, bo Meczet tak był przepełniony wiernymi, że dla mnie niewiernego i miejsca by tam się nie znalazło; przy tym, w tych czasach rozbiegły się po stepach wieści, że się tam błąkają jacyś podpalacze, którzy i Stawkę Chana podpalić mają; wszystkie więc poczyniono ostrożności, a nawet na minarecie stał przez noc całą kozak uralski, który dla ostrzeżenia nas o mogącem grozić nieszczęściu miał polecenie dać ognia z broni. Rzeczy miałem tak upakowane, aby w przypadku nieszczęścia wynieść je jak najłatwiej było można. Przy podobnych pogróżkach bezpieczniej było nie udawać się do meczetu, lecz pozostać w domu. [...]
7Na równym stepie za Stawką Chana, w stronie północno‑wschodniej, w odległości wiorst kilku, znajduje się rodzaj obszernego, mniej od innych miejsc rozdeptanego wygonu; jest własnie plac wyścigów, wymierzony przez zostających przy Prezesie Zarządu Topografów i tworzący czterowiorstowego obwodu dwunastokąt, w którego kątach powbijane są kołki, a w czasie wyścigów, przy każdym z tych kołków, postawiony bywa kozak uralski, będący zarazem i wyraźniejszym znakiem dla wyścigających się od małego kołka i dozorujący Kirgizów wszędzie i zawsze potrzebujących dozoru. Ogrodzenie placu wyścigów zbyt wiele by kosztowało w bezleśnych stepach, bez niego zaś, na tak obszernej przestrzeni, łatwo się współubiegający dopuszczać mogą nadużyć, skracając sobie drogę lub co gorsza zatrzymując się, żeby dać koniowi wytchnąć i odzyskać siły do następnego biegu; wiedzieć ci bowiem potrzeba, że przestrzeń tę czterowiorstową obiec oni powinni pięć razy z kolei, bez najmniejszego nawet wytchnienia; bywają zdarzenia, że stojący gdzieś przy drodze interessowany jaki Kirgiz, widząc swojego konia ustającego w biegu, zrywa zeń z dziwną zręcznością małego dżokeja, a koń wówczas już bez jeźdźca dalej do mety dobiega. Dla tym większego zapewnienia porządku, oprócz 12 kozaków, ustawionych na samej linii, wysłany był jeszcze oddział kozaków dwóch komend z dwóma oficerami. Piąta godzina po południu przeznaczona była do rozpoczęcia wyścigów, a na parę godzin przedtem posłano urzędnika dla ułożenia listy osób mających się wyścigać i dla opisania ich koni; opis taki zawiera zwykle pochodzenie rodowe samego właściciela i wzmiankę o płci i latach konia.
8Zaraz po czwartej godzinie po południu udaliśmy się ze Stawki Chana na miejsce wyścigów; wszyscy jechali konno, tylko ja i Achun miejscowy w stepowych drogach, a każdy z nas miał z sobą po dwóch towarzyszy. Droga do Hyppodromu zapełniona była Kirgizami jadącemi to pojedyńczo na koniach lub wielbłądach, po dwóch nawet lub trzech na jednym bez żadnego siedzenia, to małemi oddziałami, mającemi na czele jakiegoś Sułtana; z dala na koniec postrzegliśmy gromadę ze dwiestu przynajmniej złożoną, był to najważniejszy oddział Kirgizów. W samym środku, na pięknym argamaku, jechał sam Książe Czyngiz ubrany w mundurze pułku Lejb‑Gwardii Huzarów, po obu stronach jego dwóch najstarszych w Hordzie Sułtanów, a dalej za nim cały liczny orszak. Przybyliśmy też wkrótce do Hyppodromu. Na placu było już mnóstwo Kirgizów, kozaków i innych mieszkańców samej Stawki, lecz ani jednej nigdzie kobiety. Deżurny oficer i deżurny urzędnik Kirgiz (w stopniu kapitana), Dost‑Mahometów, przedstawili Prezesowi opisanie koni; które się w dniu tym wyścinać miały, a było ich tą razą 19 (bywa czasami około 50), wieku najwięcej od lat 5 do 9, lecz jeden był i 18‑letni, 3‑y tylko klacze, reszta wszystko konie; ustawiono ich w jednej linii; powierzchowność miały dosyć niepokaźną od samego zapewna trenawania i kilkogodzinnego głodu, we wszystkich tak jak w siedzących na nich półnagich dżokejach przebijała się wyraźna niecierpliwość i chęć rozpoczęcia popisów. O godzinie 5‑tej i minucie 32 z rozkazu Prezesa, na dany znak przez Dost‑Mahometowa, konie, stojące już pod liniją, rzuciły się z miejsca z zadziwiającą szybkością. W pierwszych tylko chwilach widzieliśmy ruch koni i zachęty energiczne dżokejów, zaraz bowiem gęste obłoki pyłu zakryły nam ich, lecz na krótko, gdyż w minut 6 i ¼ ujrzeliśmy znowu z drugiej już strony dobiegających do nas jeżdzców, ale prawie połowę koni, widząc ich niemoc, wycofano na pierwszym kręgu; dobiegający do nas wcale się nie zatrzymywali, pędzili dalej z całą szybkością dla objechania jeszcze cztery razy tej samej przestrzeni. Przy każdem później dobieganiu do nas coraz bardziej wzrastał zapał i interesowanie się ogółu lub też pojedyńczych Kirgizów, widzących to na przedzie, to znowu z tyłu przed innymi swoich stepowych biegunów; po przebieżeniu na koniec ostatniego kręgu pierwszy z wyścigających się koni dobiegł do mety przy końcu 33 minuty, za nim tuż inne 4 konie, a prawie zaraz jeszcze kilka, które chociaż nie wygrywały nagród, zawsze jednak należały do lepszych kurserów, skoro mogły we 33 minutach przebiec bez przerwy 20 wiorst drogi (czasami na wyścigach przebiegano tę długość w minut 27). Dobiegające do mety konie z powodu rozpędzenia się nie mogły przy nas się zatrzymać, lecz stopniowo, wolniejszym już biegiem, kłusem i krokiem postępowały dalej, a później już do nas wracały dla otrzymania przyznanej nagrody; były one nadzwyczaj zmęczone, całe w pocie, ciężko odychające, z rozszerzonymi nozdrzami, z mocno wypartymi i krwią zabiegłemi oczyma, a straszliwie poruszając bokami, nabawiały mnie prawie obawy, sądziłem, że padną zaraz na miejscu; lecz przeciwnie, długo jeszcze wolnym przejeżdżane krokiem, a następnie przeprowadzane w ręku lub ocierane wojłokiem, przyszły na koniec do normalnego stanu, jednak zwyczajem u Kirgizów przyjętym nie pierwiej jak w 6 godzin podano im pokarm.
9Właścicielom pięciu wygrywających koni zaraz na miejscu wypłacono nagrody, publiczność zaś cała jak fale po morzu rozpływać się zaczęła w różne strony stepów, bo każdy już dążył do swojej kibitki, nie wracając bynajmniej do Stawki Chana, jeżeli ona nie była mu po drodze. Powracając, wśród okropnego kurzu, obejrzałem pomnik postawiony dla chana Dżankiera, lecz tylko z daleka, bo znarowione i nieprzywykłe do uprzęży kirgiskie konie na chwilę nawet zatrzymać się nie chciały, widząc inne dążące prosto ku Stawce.
10Gdyśmy do niej wjeżdżali, mnóstwo ze wszystkich okien przeciwko zwyczajowi wyglądało Kirgizek, zaciekawionych widokiem, nie wiem, czy wyścigowych koni, czy raczej wracających mężczyzn; to ostatnie domniemanie zdaje mi się pewniejsze, bo i ku moim drogom ogniste leciały spójrzenia, a było właśnie ze mną dwóch nieszpetnych chłopaków.
11Przedruk za: E. Ostrowski, Listy z podróży odbytej do stepów Kirgiz‑Kajsackich, t. 2, Grodno 1859, s. 94–99, 118–124.
Notes de bas de page
Auteur
(1816–1859)
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.