Wyścigi koni
p. 158-159
Texte intégral
1Zaczyna się akt drugi codziennej zabawy: wyścigi koni (Corso dei cavalli), samemu tylko Rzymowi właściwe, i różniące się całkiem od wyścigów zwyczajnych, jakie się w innych krajach odbywają. Tam się jeźdźcy na koniach ubiegają do mety; tu same tylko konie, w zastępstwie Żydów, jak się rzekło wyżej, bawią chciwą widowisk publiczność. Gdy za drugim wystrzałem z moździerza oddział konnych żandarmów trzykroć w największym pędzie przeleci ulicę i przekona się, że wszystkie zawady uprzątnione zostały: powrót jego na plac del Popolo jest hasłem do puszczenia koni (mossa dei cavalli).
2Na samym środku rzeczonego placu wznosi się drewniany amfiteatr, o egipski obelisk oparty i czerwonym suknem okryty; miejsce najdroższe ze wszystkich. Przed nim w rząd ustawiają naprędce przeoryny1, wtykając je ostremi końcami do gotowych już w ziemi otworów. Barbareski (tak się zwą masztalerze z turecka ubrani) prowadzą po dwóch i czterech rżące i wspinające się konie, które z najlepszych stad wzięte, nie starsze nad lat trzy i całkiem niejeżdżone być powinny. Cała sierść popisana kredą, każdego swoim numerem; nad czołem ogromna kita z piór, u każdego w innym kolorze; mają nadto poprzywiązywane do boków kawałki cienkiej blachy lub złocistego papieru, którychby szelest straszył je i naglił do biegu. Oprócz tego masztalerze, stojąc obok nich w przeorynach, biją je, kolą, smagają i krzyczą przeraźliwie, aby je jak można rozżarzyć. Za trzecim strzałem z moździerza dźwięk trąb daje hasło puszczenia. Sznur wyciągnięty w poprzek ulicy – upada, i konie, raz jeszcze biczem zacięte, puszczają się jak szalone, ażeby uniknąć hałasu. Próżna wszakże nadzieja nieszczęśliwych zwierząt! trafiają z deszczu pod rynnę. Wszystko, co żyje na ulicy, krzyczy, gwiżdże, klaszcze i macha rękami, używając wszelkich sposobów, aby ich przestrach i zapał powiększyć; tak, że niekiedy, wbrew celowi, ogłupiałe i ogłuszone tym hałasem konie zatrzymują się nagle w pół drogi, mniej szybkiemu, lecz obojętniejszemu ustępując pierwszeństwa. Z drugiego końca Corso, przed placem Weneckim, rozwieszone są płótna wszerz całej ulicy; koń, co się pierwszy o nie uderzy, ogłasza się zwycięzcą i przynosi swemu właścicielowi nagrodę od 20 do 25 skudów, powiększającą się co dzień, i tak zwane pallio, to jest kawał szkarłatnego sukna, trofej i drogą pamiątkę zwycięstwa. Przysądza je Senator, siedzący na wysokiej galerii, w towarzystwie kilku asesorów. Jeśliby kilka koni razem dobiegło do mety, żaden z nich nie bierze nagrody; pieniądze rozdają się na szpitale, a pallio zawiesza się w kościele Ś.Antoniego Opata, patrona zwierząt, gdzie je corocznie na processji, w dzień jego święta, obnoszą. Jak skoro konie przebiegły, tłum rozchodzić się zaczyna, śpiesząc spocząć po domach lub bawić się jeszcze w teatrach; gdyż nikomu już na ulicy znajdować się w masce nie wolno.
3Przedruk za: A. E. Odyniec, Listy z podróży. (Z Rzymu), t. 3, Warszawa 1885, s. 228–230.
Notes de bas de page
1 Przeoryna – przedział w stajni dla konia.
Auteur
(1804–1885)
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.