Po co Bóg stworzył komary?
p. 108-109
Texte intégral
1Pisałem ci już przedtem, że stoimy w mieszkaniu prywatnem, gdzie za cztery paole (nasze złote) na dobę mamy dwa duże umeblowane pokoje, ze czterema dużemi oknami, w które słońce zaraz z południa i aż do zachodu zagląda. W Italii nie zawsze to przyjemność; ale słońce w tej porze roku jest to jakby spójrzenie umiarkowanej czułości, które ożywia tylko, a nie pali, i jest tu dla mnie tym właśnie, czym w ponurem i ciemnym mieszkaniu w Wenecji były oczki obu siostrzyczek. Biada tylko, że jak my w tym blasku słonecznym, lubują się w nim także i komary (które tu i w listopadzie nie giną), i to w dzień przed oknami formalnie mak tłuką, to w nocy jęczą po ścianach, jak nasi żałośliwi poeci, albo co gorsza, kąsają mimolotem, jak gazeciarscy recenzenci warszawscy. A chociaż jeden, drugi i dziesiąty, czatowany, jak mówi Krasicki, po gł osi e, skończy życie na nosi e, nie odstrasza to jego kolegów, którzy albo tego w ciemności nie widzą, albo nie baczą na to, jak żołnierze przy szturmie, i lecą w ślad jeden za drugim, tak, że zostaje nam tylko do wyboru: albo dusić się pod chustką czy prześcieradłem, albo oganiać się wciąż od nich, i nie spać.
2Otóż onegdaj wieczorem, powracając z teatru, na który Adam pójść nie chciał, zastałem go w pozycji takiej. Stał z fajką między obu łóżkami (łóżka tu stoją na środku pokoju, głowami tylko przyparte do ściany) i schylając się aż do ziemi, jak czarownik przy jakimś obrzędzie, puszczał w górę ogromne kłęby dymu wzdłuż ściany. Czynił zaś to dla odpędzenia na noc komarów, rozmyślając przy tym, jak mówił, na co Pan Bóg mógł stworzyć komary? Najpodobniej, że na to samo, co pokrzywę śród roślin, co ciernie przy róży, albo co kaprysy w płci pięknej. Ale na co właściwie to wszystko? Zgadywaliśmy różnie, ale my nic mądrego nie wymyślili. Mnie zaś tymczasem przyszedł na myśl Żegota. – „Co? à propos komarów? On, co nigdy nikogo nie kąsa?” – zawołasz może z oburzeniem. Tak à propos komarów; ale tylko z powodu ich śpiewu, nie żądła. Przypomniał mi się bowiem ów nasz nocny balet i polonez w Bolciennikach, cośmy go we trio z tobą, w rogatych poduszkach na głowach, i w bieli jak kapłani Izydy, tańcowali wkrąg łóżka poważnego pana Karola, przy wdzięcznym śpiewie Żegoty o komarze i musze [. ].
3Przedruk za: A. E. Odyniec, Listy z podróży. (Z Warszawy do Rzymu), t. 2, Warszawa 1875, s. 332–333.
Auteur
(1804–1885)
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.