Żmija
p. 81
Texte intégral
Godzina 11 w nocy, Rzym.
1Otóż i koniec naszych miłych majówek! Ale trzebaż, że jak pierwsza do Fiumicino, tak i ta dziś ostatnia w Villi Adriana zakończyła się jakby znakiem złej wróżby. Tam cyganka, tu żmija. Z Tivoli, na resztę popołudnia, zajechaliśmy raz jeszcze do Villi Adriana. Panienki chciały zajrzeć do jakiejś pieczary, gęstym bluszczem zarosłej u wnijścia. Adam, podając rękę pannie Henriecie, cofnął się nagle i ją wstecz pociągnął. Ujrzał tam bowiem okropną, jak się wyraził, żmiję, całą białą, a w centki czarne, z błyszczącymi oczyma, która na szelest wchodzących wspięła się i syczeć zaczęła. Adam tak ją malowniczo opisał, że nieustraszony Strzelecki chciał koniecznie obaczyć ją z bliska. Nie pomogły przekładania Adama i samego p. Ankwicza. Ale gdy w końcu panna Marcellina powiedziała bardzo łagodnie: „Ja pana proszę”, udał się odprowadzić jak baranek. – Ukazanie się wszakże tej żmii przykre jakoś na wszystkich zrobiło wrażenie, choć je chcieliśmy potem załagodzić żartami. – Ja w powrocie do Rzymu zacząłem w myśli pożegnanie jego, które, zdaje się, że prędko dokończę, a więc przyszlę ci może w przyszłym liście. Ten pieczętuję dziś jeszcze, aby mi już w głowie nie mącił. Bądź zdrów!
2Przedruk za: A. E. Odyniec, Listy z podróży. (Z Rzymu), t. 3, Warszawa 1885, s. 371.
Auteur
(1804–1885)
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.