Nowi Prometeusze
p. 295-310
Texte intégral
Mesmer
1Współcześni opisują nam, że Mesmer był istnym czarodziejem, który nie od razu, lecz z wolna rozwijał swe siły. Cały jego układ i sposób postępowania jednały mu umysły. Kształtny i ujmujący nie raził zbytnią młodością, a jednak całą jej zachowując siłę, umiał ją ściśle utrzymywać na wodzy. Gdy wodził naokoło przenikliwe swoje i siebie pewne spojrzenie, zdawało się, że nim owładał przytomnych. Wyraz jego twarzy był ciągle swobodny, we wszystkich zaś poruszeniach naturalny wdzięk i harmonia. Cała jego powierzchowność objawiała takt i powagę: tak zdawało ci się, że masz przed sobą nowego Prometeusza, lękającego się, ażeby nie uronił niebiańskiej, w Olimpie ukradzionej iskry, którą miał ludzkość obdarzyć.
2Nie dziwota, że z takim wyjątkowym usposobieniem, wyrobionym jeszcze ogromną nad sobą pracą, musiał niemałe wywoływać efekta. Siadał naprzeciw osoby, na którą chciał działać, wpatrywał się w nią uporczywie, przykładał dwie ręce do podpiersia, kładł je następnie na czoło, obsuwał z wolna wzdłuż ramion do bioder, zatrzymywał się na cierpiących miejscach ciała, a wszystko to powoli, poważnie i z pewną uroczystością. Następnie wstawał, oddalał się cokolwiek, nie spuszczając z oka magnetyzowanego, opisywał luki w powietrzu przed nim obu rękami, nie dotykając się jego ciała, rzucał na nie strumienie swojego magnetycznego płynu, lub też nad głową wyciągał ręce, jak arcykapłan dający błogosławieństwo. [...] Wszystko to odbywało się przy odgłosie harmoniki; magnetyzer zaś chodził naokoło grupy, dotykał pojedyncze osoby swą czarodziejską laseczką, czarował spojrzeniem i uderzającymi swymi ruchy, ażeby przez swe osobiste działanie w nich wzmocnić niby to dopływ magnetycznego płynu.
3Wiktor Feliks Szokalski, Fantazyjne objawy zmysłowe, t. 2, Senne marzenia, Księgarnia D. E. Friedleina, Kraków 1863, s. 409.
4Zestawiając Mesmera z Prometeuszem – jakkolwiek w zjadliwym nieco tonie – Szokalski unaocznia, jakie miejsce zajmował magnetyzm na mapie ówczesnej wyobraźni. Porównanie to wyjaśnia też po części, jak magnetyzm zamienił się w epidemię, dlaczego mógł zawładnąć ludzkimi umysłami, wdzierając się w każdą niemal sferę doświadczenia. Prometeusza można bowiem uznać za wcielenie tragizmu wpisanego w kondycję nowożytnego człowieka. Karol Marks nazywał Prometeusza „najwznioślejszym świętym i męczennikiem w kalendarzu filozoficznym”. Wzniosłość ta miała swoje źródła w akcie buntu. Znamienne, że figura Prometeusza odgrywa bardzo ważną rolę, zarówno we francuskim oświeceniu, jak i niemieckim preromantyzmie. Bunt, który przerodził się w szturm Bastylii, zgilotynowanie królewskiej pary oraz ustanowienie republiki, nabiera w okresie „burzy i naporu” charakteru totalnego. W tej wersji naznaczy on europejską kulturę romantyczną. „Jedynym wytworem imaginacji przypominającym w jakimś stopniu Prometeusza jest Szatan” – pisze Percy Bysshe Shelley, który nie podążając w swym poemacie za wzorcem wyznaczonym przez dramat Ajschylosa i nie kończąc go pojednaniem między bogiem a tytanem, ponawia gest buntownika. Prometeusz, znając tajemnicę, która Jowisza mogłaby ocalić od zagłady, nie odsłania jej przed nim, mimo obietnic i pogróżek. Ostateczny upadek tyrana będzie przede wszystkim owocem jego milczenia.
5W połączeniu prometeizmu z satanizmem Maria Janion widzi „istotę romantycznego buntu”. Za jego wcielenie uważa tytułowego Kaina z poematu Byrona. Do zrównania się z Bogiem dąży on nie przez akt kreacji, lecz przez – w równym stopniu należące do boskich przywilejów – zadanie śmierci. W sylwetkach magnetyzerów tak samo mogą się mieszać rysy bogoburcy i zbawcy ludzkości. Ich postacie realizują bowiem niekiedy topos szalonego naukowca, którego żądza poznania okazuje się drogą ku destrukcji. Mroczne zaułki, do jakich wiedzie nauka rozumiana jako ujarzmianie natury, stanowią temat Frankensteina Mary Shelley, nie bez przyczyny noszącego podtytuł Nowoczesny Prometeusz.
6Było to prawdziwe piekło konwulsji ► 114
Baltazar Cherbonneau
7Osobliwy wygląd lekarza uderzył Oktawiusza pomimo całej jego obojętności. Baltazar Cherbonneau wyglądał jak postać wyrwana z fantastycznej opowieści Hoffmanna i przechadzająca się wśród rzeczywistości, zdziwionej widokiem tej uciesznej figury. Jego silnie opalona twarz znikała pod ogromną czaszką, która z powodu łysiny wydawała się jeszcze większa. Ta naga, gładka jak kość słoniowa czaszka zachowała biały odcień, gdy tymczasem twarz, wystawiona na promienie słońca, przybrała, dzięki pokładom opalenizny, ton drzewa dębowego albo zakopconego portretu. Wszystkie płaszczyzny oraz wypukłości i wklęsłości kostne występowały tak silnie, że niewielka warstwa ciała, która je przykrywała, wyglądała z powodu tysiącznych zmarszczek jak zmoczona skóra nałożona na głowę zmarłego. Rzadkie szpakowate włosy, błąkające się jeszcze w tyle głowy, zebrane w trzy cienkie kosmyki, z których dwa wznosiły się nad uszami, a trzeci sięgał od karku aż do czoła, koronowały cudacznie dziwną twarz tego dziadka do orzechów, budząc żal za staroświecką peruką albo za nowoczesnymi, rozczochranymi nad czołem lokami. Ale co najbardziej zaciekawiało u tego lekarza, to jego oczy. W tej twarzy pooranej wiekiem, ogorzałej pod nieubłaganym słońcem, zużytej nauką, w której zmęczenie życiem i wiedzą zapisało się głębokimi bruzdami, kurzymi łapkami, rozchodzącymi się w promieniach zmarszczkami, bardziej zwartymi niż karty książki, błyszczały dwie turkusowe źrenice o niepojętej przezroczystości, młodości i świeżości. Te błękitne gwiazdy błyszczały w głębi brunatnych oczodołów i błon, których płowe koła przypominały z lekka pióra ułożone w aureoli dookoła źrenic sów widzących w ciemnościach. Można by powiedzieć, że wskutek jakiejś czarodziejskiej sztuczki podpatrzonej u braminów i pandytów1 Baltazar Cherbonneau ukradł oczy dziecka i przystosował je do swej trupiej twarzy.
8Théophile Gautier, Awatar, przeł. Z. Jachimecka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976, s. 9.
9Książkowe wydanie Awatara Théophile’a Gautier (1811–1872) ukazuje się w 1857 roku. Wcześniej nowelę publikuje w dwunastu odcinkach „Moniteur Universel”. W Awatarze romantyczny topos miłości niemożliwej, jaki realizują losy Oktawiusza de Saville nieszczęśliwie zakochanego w zamężnej hrabinie, Praskowii Łabińskiej, zostaje połączony z elementami fantastyki – pomoc, którą Oktawiuszowi ofiarowuje wezwany do niego lekarz, Baltazar Cherbonneau, polega na przeszczepieniu duszy młodzieńca w ciało męża Praskowii. Żywioł fantastyki obecny jest już we wczesnych utworach Gautiera. Charakteryzuje on zwłaszcza jego nowele, których ciąg otwiera opublikowana w 1831 roku La Cafetière, a kontynuują – by zatrzymać się na tekstach przełożonych na polski – Zakochany trup (1836), Fortunio (1837), Stopa mumii (1840), Jettatura (1856). Gautier nie kryje, że mistrzem gatunku pozostaje dla niego E. T. A. Hoffmann – jego nowela z 1832 roku nosi tytuł Onufriusz, czyli fantastyczne udręki pewnego wielbiciela Hoffmanna. Awatar na język polski został przetłumaczony również w 1921 roku przez Jana Parandowskiego. Przekład ten zamieszczono w zbiorze prozy Gautiera Stopa mumii i inne opowiadania fantastyczne (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980).
10Uzbrojony w wolę, tę elektryczność intelektualną ► 322 Urządzimy w naszym kotle osobliwą kuchnię ► 327
Doktor Szmitian
11Tak dziwnej i brzydkiej twarzy nie widziałem nigdy; głowa, gęstymi włosami rudymi pokryta, była nadzwyczajnej wielkości; czoło wypukłe i wyniosłe zdawało się oznaczać umysł głęboki, ale była na nim wklęsłość tak nienależąca do niego, iż mu nadawała jakiś wyraz niezwyczajny i przykry; twarz chuda, trójkątna prawie, wielkimi sterczała kośćmi i nosem przełamanym przez środek, z jakim malują Sokratesa; usta szerokie i zapadłe kurczył i rozciągał nad miarę uśmiech wiecznie szyderczy, a oczy siwe barwą chmury siwej, wyrazem nieodgadnione; długo się w nie wpatrywałem i po długiej znajomości zostały mi zagadką; w stanie obojętnym wydawały się szklane prawie, ale według uczuć tyle nabierały rozmaitych wyrazów, iż je ledwie schwytać można było; przemagało jeno szyderstwo tak przenikliwe, że każdy mimowolnie oczy spuszczać musiał, by wzrok ten nie odkrył najgłębszej tajemnicy i nie śmiał się z niej potem. Czterdziestoletnie dzieje życia burzliwego i namiętnego malowały się przedwczesnymi zmarszczkami na twarzy jego, ale i te były tak ruchome jak wyraz oczów. Na pierwsze spojrzenie cała twarz zdawała się być środkiem między głową trupią i głową małpy i cała ta ciekawa głowa spoczywała na ciele tak wysokiej i kształtnej budowy, żeby jej rzeźbiarz zarówno mógł użyć za wzór do Herkulesa, jak i do Apolina. Był to paszkwil szatana na tworze boskim.
12Józef Dzierzkowski, Lekarz magnetyczny, w: idem, Powieści Józefa Dzierzkowskiego, t. 3, A. J. O. Rogosz, Lwów 1875, s. 174–175. Pierwsze wydanie: 1844 r.
13Julian Tuwim Lekarza magnetycznego włączył do swojej antologii polskiej noweli fantastycznej. Na tle całej twórczości Józefa Dzierzkowskiego (1807– 1865), prozaika o wybitnie realistycznym i demaskatorskim zacięciu, które najpełniej wyrazilo się w jego – pisanych w duchu Balzaka czy Eugeniusza Sue – powieściach obyczajowych, byłby on więc tekstem wyjątkowym. Lekarz magnetyczny nie jest wolny od powracających u Dzierzkowskiego wątków, takich jak ludzie‑maszyny, których postępowanie jest wypadkową cynizmu i chęci sprostania społecznym nakazom. Zarazem tytułowa postać nie poddaje się krytyce, jaką stanowi – charakterystyczne dla powieści obyczajowych Dzierzkowskiego – piętnowanie przywar arystokracji czy demaskacja deprawującej roli pieniądza.
14Życie sztuczne siłą cudowną wywołane ► 325
Patrząc w jego wzrok, wierzyłem w głos syreny ► 314
Magnetyzer Ragazzoni
15W tej chwili ujrzałem przed sobą magnetyzera; badawczy jego wzrok zwrócił się na biednego ucznia Hipokrata; wytrzymawszy mnie chwilę siłą swego wzroku, a raczej tytułem profesora, uprzejmym głosem spytał mnie: „– Lei parla italiano? – Si, Signor profesore” – była moja odpowiedź” [...]. P. R. był to wówczas człowiek w wieku, który niełatwy jest do odgadnienia, coś między 30. a 40. rokiem, twarz blada, kości policzkowe wystające, broda czarna, długa, włosy tejże farby na tył zaczesane, z szeroko otwartych powiek wyglądało dwoje czarnych oczu, a raczej tlejących się węgli; cała postać na pierwszy rzut przedstawiała człowieka, który żył, używał i przeżył się: przedwczesne zmarszczki na czole i twarzy, twarz śniada i bez rumieńca, blade usta, mocniej jeszcze stwierdzały to mniemanie. P. R. ubrany był elegancko, wytwornie, widać jednakże było, że najbardziej chodziło mu ściągnąć uwagę publiczności na swe ręce, ręce owe wychudłe jak cała postać, strojne były w śliczne batystowe manszetki2, wyglądające z rękawów fraka, palce w masę pierścieni, przepełnionych błyszczącymi kamieniami, do ozdoby, a raczej do obrzydłości całej ręki dodać potrzeba nadzwyczaj długie paznokcie.
16[D.n.], Magnetyzer Ragazzoni, „Czas” 1856, nr 257.
17Antoine Ragazzoni (niektóre źródła podają nazwisko „Regazzoni”) – słynny magnetyzer, który podczas pokazów publicznych jedynie siłą woli wprowadzał wybrane osoby z publiczności w stan hipnozy, sprawiając, że upadały sztywne na ziemię lub dostawały całkowitego paraliżu. W 1854 roku na jego występ wybrał się Arthur Schopenhauer. Filozof w umiejętnościach magnetyzera dostrzegł ilustrację swojej teorii woli i w drugim wydaniu Über den Willen in der Natur zamieścił obszerny przypis zawierający relację ze scenicznego pokazu i jego objaśnienie.
18Wpadał w stan militarnego somnambulizmu ► 317
Andrzej Towiański
19O Towiańskim nowych szczegółów pełno się dowiedziałem. Był rejentem w Wilnie, słynął zawsze z poczciwości, ale wcale nie z rozumu. Kiedy Nowosilcow w Wilnie 1825 roku i wprzód jeszcze odkryte towarzystwo Promienistych, towarzystwo mistyczne, wierzące we wpływy magnetyzmu i w siłę wszechmocną czucia, a najlepiej w 4.tomie Mick[iewicza] opisane, indagował, nękał i tłumił, był tam Mianowski doktór, który dość podle się spisywał, służył mi i braci własnych wydawał, powszechne przeciw temu człowiekowi oburzenie powstało. Był to materialista, anatomik, wiecznie nad trupami siedzący z nożem w ręku, niewierzący w nic. Towiański jeden tego człowieka broni przed innymi, a kiedy ten człowiek nagłą rażony śmiercią, co się w owe czasy cudem wydawało, umarł, on jeden tylko z całego miasta Wilna poszedł za jego trumną na cmentarz. Stąd zaraz urosła wonczas legenda, że przez wdzięczność, że z mąk czyśćca dusza owa zawróciwszy, pokazuje się naszemu rejentowi. Rejent ni potwierdzał, ni zaprzeczał tej wieści, ale już wtedy zapadł w jakieś mistyczne usposobienie, później się ożenił, pierwsze trzy noce po ślubie przebył z żoną na cmentarzu i duchy wywoływał, by się małżeństwo nie tylko zmysłowo, ale i duchowie dopełniło. Odtąd uważano, że się stał innym człowiekiem, potężnym w naukę, w rozum coraz wyższy i w urok wszechmocny nad ludźmi magnetyczny, prawdziwie promienisty. Ile razy się rozłączył od żony, wracał do dawnego stanu mierności. Ile razy był z nią razem i mieszkał, odzyskiwał swoją potęgę, którą kilka razy wywarł na oskarżonych w sądzie, zmuszając ich czarowniczo prawie do wyznania zbrodni. Pierwszy połóg żony niebezpieczeństwem śmiertelnym groził, nadziei już nie było, wtem Mianowski z czyśćca przybywa, podaje sposób, żona Towiań[skiego] ocalona. Odtąd często Mian[owski] powtarzał odwiedziny swoje i uczył Towiańskiego o czyśćcu, o tamtym świecie i o zbliżającej się epoce nowej na tym. Wreszcie wybrał się nasz rejent, urząd i dom zostawiając na zawsze w Wilnie, wybrał się z żoną i dziećmi w świat. Jedni twierdzą, że zaczął podróż od Petersburga, gdzie mu urzędu odmówiono, drudzy, że zaraz za granicę się udał i przez lat kilka po Niemczech i Włoszech rozmaitych się rzeczy i ludzi napatrzył. On sam twierdzi, że widział się z najwyższymi urzędnikami, rządzącymi losem państw po Europie, i z nimi rozmawiał, i przejmował ich miłością, zwiastując im przyjście Ducha. Tymczasem, kiedy siedział w Dreźnie, gdzie długo przebywał, mówią niektórzy, co go tam znali, że uwiódł biedną dziewczynę i był ojcem dziecka jej, a to do królestwa ducha nie należy! Słowem, całe życie tego człowieka dziwną jest mieszaniną, nierozplątaną gmatwaniną, pokostem mistycznym pociągnioną. Wszyscy, którzy go widzą, doznają, nim nawet przemówi i zacznie ich nauczać, wpływu niepojętego na zmysły swoje, który ich ciągnie k’niemu i podbija ich wolę. Taki wpływ należy do nieznanej dotąd i nieobliczonej siły, coraz jednak mocniej za dni naszych objawiającej się naturze i, moim zdaniem, poprzedzającej ogromne jakieś odkrycie, tyczące się nieśmiertelności duszy po zgonie – do siły magnetyzmu! Każda siła natury ślepa, konieczna, nim przez ducha ludzkiego odkrytą z zasłon, obnażoną i podbitą zostanie, ma się do niego po szatańsku, tj.wywiera na niego wpływy tajemnicze, niezrozumiane, wolę jego ujarzmiające, jest materią, jest naturą występującą jako pani nad człowiekiem. Zrazu człowiek klęka przed naturą i zowie ją Bóstwem; cała mitologia dowodem tego. Nie elektryczność, nie magnetyzm, nie to, co najwyższą jest idealnością materii, ale prosto rzeki, bory, skały, chmury w pierwszych czasach ludzkości tak były mało zrozumiane, że trwogą przejmowały serca ludzi i że je ludzie czcili jako bóstwa. Teolog chrześcijański Ci powie, że Szatana to było dziełem, że Szatan gadał przez usta pytonisek itd., itd. W istocie były to fałszywe bogi, szatańskie, demoniczny wpływ, bo celem; człowieka jest być panem natury, więc kiedy jest jej sługą i niewolnikiem ona, której przeznaczeniem jest podlec jemu, tj.być niewolnicą jego, niby przybiera gest buntu, postawę zbuntowanego anioła, chcącego ducha ujarzmić; Szatana tak samo rozumiemy w stosunku do Boga wszechmocnego.
20Zygmunt Krasiński, Listy do Delfiny Potockiej, oprac. i wstępem poprzedził Z. Sudolski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1975, t. I, s. 366–369. List z 26 listopada 1841 r.
21Andrzej Towiański (1799–1878) – reformator religijny. Do Paryża wyjechał po tym, jak w maju 1839 i lipcu 1840 roku miał widzenia, powołujące go do Sprawy Bożej. Pozyskawszy dla swoich poglądów Mickiewicza, założył z jego pomocą sektę. Wpływ Towiańskiego na członków Koła Sprawy Bożej budził powszechnie zdumienie. „Mickiewicz drży jak dziecko przy nim”, pisał 14 stycznia 1843 roku w innym liście do Potockiej Krasiński, a parę miesięcy potem odnotowywał, że pod wpływem Mistrza również „Słow[acki] odmienił się nadzwyczajnie, roztkliwił się, płacze wciąż” (list z 27 kwietnia 1843). Nic więc dziwnego, że w jego oddziaływaniu doszukiwano się podobieństw z siłą magnetyzmu. Hieronim Kajsiewicz powie o Towiańskim „mag magnetyzer potężny”. A Bronisław Trentowski w książce Demonomania, czyli nauka nadziemskiej mądrości w najnowszej postaci, a poświęconej intelektualnym i społecznym niebezpieczeństwom irracjonalizmu oraz myślenia magicznego, napisze: „Rozprawa nasza, choć nie pyta się wcale o osobistą naukę Towiańskiego – bo to rzecz obojętna – odkrywa przecież tajemną jej krynicę i rozjaśnia duszę proroka na wylot”. Skojarzenia z magnetyzmem były silniejsze ze względu na somnambuliczne skłonności żony Mistrza, Karoliny Towiańskiej. „Ona wszystko widzi, nie on”, pisał do Potockiej Krasiński (list z 12 stycznia 1843). Poeta nigdy nie przystąpił do Koła Sprawy Bożej, długo jednak o działalności Towiańskiego wyrażał się z uznaniem. Przyznawał, że udało mu się „pchnąć dusze wysychające na drogę, u której końca i prawdę, i zmartwychwstanie one znaleźć muszą” (list do Potockiej z 4–5 stycznia 1843). Porównywał go do Joanny d’Arc (list z 12 stycznia 1843). Wraz z tym jednak, jak coraz wyraźniejszy stawał się konflikt towianizmu z nauką Kościoła, Krasiński zmieniał zdanie. W liście, w którym donosił Potockiej, że papież oficjalnie potępił działalność Koła, przekazał również plotki krążące o rzekomym morderstwie popełnionym przez Towiańskiego (list z 19–20 kwietnia 1848).
22Szatan wysila się w nerwach i magnetyzmie ► 356
Cavaliere Cipolla
23Wszedł owym szybkim krokiem, w którym wyraża się gotowość do usług dla publiczności i który budzi złudzenie, że wchodzący przebył w tym tempie już kawał drogi, by stanąć przed obliczem tłumu, choć przecie dopiero co stał w kulisach. Ubranie Cipolli wzmacniało fikcję przyjścia z daleka. Mężczyzna w trudnym do określenia wieku, lecz wcale już nie młody, z ostrą, zniszczoną twarzą, kłującymi oczami, zmarszczonymi, zaciśniętymi ustami, z małym, napomadowanym wąsikiem i tak zwaną muszką między dolną wargą i brodą, był ubrany z pewnego rodzaju wieczorowo‑uliczną elegancją. Miał szeroką, czarną opończę bez rękawów, z aksamitnym kołnierzem i podszytą atłasem pelerynką; opończę tę, krępującą mu ramiona, zaciskał z przodu biało urękawicznionymi dłońmi, na szyi miał biały szal, na głowie wygięty, na bakier włożony cylinder. Może bardziej niż gdzie indziej żywotny jest jeszcze w Italii wiek osiemnasty, a wraz z nim typ szarlatana, jarmarcznego sowizdrzała, który był tak charakterystyczny dla tej epoki i który spotkać można jeszcze tylko w Italii w dobrze zachowanych egzemplarzach. Cipolla miał w swym ogólnym wyglądzie wiele z tego historycznego gatunku i wrażenie reklamiarskiego i fantastycznego błazeństwa, które należy do obrazu, budziło już to, że pretensjonalne ubranie, tu zbyt obcisłe, tam zbyt obwisłe, osobliwie na nim leżało lub właściwie wisiało; coś z figurą jego nie było w porządku, tak z przodu, jak i z tyłu – potem stało się to wyraźniejsze. Ale muszę zaznaczyć, że o żartobliwości, o klownostwie w jego postawie, w jego minach, w jego sposobie bycia nie mogło być absolutnie mowy; raczej przemawiała zeń surowa powaga, zaprzeczenie wszelkiego humoru, niekiedy chimeryczna duma, także pewnego rodzaju godność i zarozumiałość kaleki – co oczywiście nie przeszkadzało, że zachowanie jego wywołało w kilku miejscach sali śmiech.
24Zachowanie to nie miało w sobie już nic usłużnego; szybkość wejścia okazała się tylko objawem energii i nie miała nic wspólnego z uniżonością. Stojąc przy rampie i ściągając niedbałym skubaniem rękawiczki, przy czym obnażał długie i żółtawe ręce, z których jedną zdobił sygnet ze sterczącym turkusem, przesuwał śledczo małe, surowe oczy z obwisłymi workami po sali, nie szybko, lecz zatrzymując tu i ówdzie wzrok na jakiejś twarzy z pełnym wyższości badaniem – zaciskając usta, nie mówiąc ani słowa. Zwinięte rękawiczki rzucił, z równie zdumiewającą jak niedbałą zręcznością, ze znacznej odległości wprost do szklanki na okrągłym stoliku, po czym wydobył, spoglądając niemo dokoła, z jakiejś wewnętrznej kieszeni paczkę papierosów taniego gatunku monopolowego, jak widać było z opakowania, wyciągnął szpiczastymi palcami jeden z wiązki i zapalił go, nie patrząc nań, sprawnie funkcjonującą zapalniczką. Głęboko wchłonięty dym wypuścił z aroganckim grymasem szarym pasmem między wyszczerbionymi ostrymi zębami, wciągając, przy lekkim tupnięciu nogą, obie wargi.
25Publiczność patrzyła nań tak ostro, jak on ją lustrował. U młodych ludzi na miejscach stojących widać było ściągnięte brwi i oczy świdrujące, szukające słabej strony, którą ten nazbyt siebie pewny odsłoni. Nie odsłania żadnej. Wydobycie i schowanie paczki papierosów i zapalniczki było kłopotliwe z powodu jego odzienia; odgarnął przy tym swoją opończę i widać było, że u lewej ręki, na skórzanej pętli, wisi niestosowna tu szpicruta ze srebrną rączką w kształcie szponów. Zauważono dalej, że nie miał na sobie fraka, lecz zwykły surdut, a kiedy i ten się rozchylił, ujrzano kilkobarwną, na poły przez kamizelkę zasłoniętą szarfę, która owijała Cipollę w pasie i którą za nami siedzący widzowie w półgłośnej wymianie zdań uznali za odznaczenie cavaliera. Nie wchodzę w to bliżej, gdyż nie słyszałem nigdy, by z tytułem cavaliere związane było tego rodzaju odznaczenie. Może szarfa ta była zwykłą blagą, jak i bezsłowna postawa kuglarza, który wciąż jeszcze nic nie robił, tylko niedbale i z powagą palił przed publicznością papierosa.
26Tomasz Mann, Mario i czarodziej, przeł. L. Staff, w: idem, Wybór nowel i esejów, oprac. N. Honsza, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1975, s. 293–295.
27Nowela Mario i czarodziej ukazuje się w roku, w którym wybory w Niemczech wygrywają narodowi socjaliści, a więc 1930. Dziś rozpatrywana przede wszystkim jako ostrzeżenie przed nadchodzącym faszyzmem, wówczas była czytana niemal wyłącznie przez pryzmat psychologii. Polski przekład noweli – autorstwa Marcelego Tarnowskiego – zostaje opublikowany stosunkowo szybko – w 1932 roku. Wydanie zawiera również wstęp Leona Templera.
28Wpadał w stan militarnego somnambulizmu ► 317
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.