Fakt historyczny, imaginarium, fantazmat
p. 411-429
Texte intégral
1Choć swój stosunek do pozycji historyka Fryderyk Nietzsche najpełniej zawarł w znanym eseju o Pożytkach i szkodliwości historii dla życia, to we wcześniejszych Narodzinach tragedii z ducha muzyki umieścił przenikliwe zdanie, kwestionujące bezinteresowność wszelkiej postawy naukowej, zwanej przez niego „sokratyczną”. Zapytał więc:
A wiedza sama, nasza wiedza – tak, cóż znaczy wogóle, jako objaw życia rozważana, wszelka wiedza? Na co, co gorsza jeszcze, skąd – wszelka wiedza? Jakto? Jestże wiedza może tylko strachem i wybiegiem przed pesymizmem? Przemyślną, konieczną obroną przeciw – prawdzie? I, mówiąc moralnie, niby tchórzostwem i fałszem? Niemoralnie mówiąc, przebiegłością? 1
2Jacques Lacan, jak wszyscy właściwie poststrukturaliści operujący w polu nietzscheańskim, zadawał podobne pytania. We wszelkich praktykach badawczych dopatrywał się pragnienia 2, nie oszczędzając przy tym ani przyrodoznawców, ani historyków, ani nawet psychoanalityków 3. Pragnienie zaś tropił w śladach pozostawionych przez naukowców w narracjach. Chodziło o ślady o charakterze retorycznym, ale też o zaskakujący wybór pewnych konstrukcji gramatycznych, ujawniających stosunek do czasu albo osoby… A także o niezręczności stylu, zbyt częste powtórzenia pewnych słów, uderzający brak innych, kryjące puste znaczące załamania logiki wywodu. To skupienie na językowych „łachmanach, odpadach, resztkach” różni nieco Lacana od takich krytyków narracji historycznej jak Hayden White, skupionych przede wszystkim na strategiach retorycznych. Analiza pragnień i fantazmatów, związana z esencjalistycznym wyznaniem wiary psychoanalityka – wiary w istnienie nieświadomości – kieruje uwagę ku temu, czego mówiący/piszący nie chciał powiedzieć.
3Lacanowskie intuicje są momentami zaskakująco podobne do tych wyrażonych w przytoczonym zdaniu Nietzschego. „Nauka jest lękiem”? „Ucieczką przed pesymizmem”? Dla nas uderzające jest to szczególnie wtedy, gdy przyjrzymy się praktykom dyskursywnym polskich historyków, opowiadających o jednym z przełomowych okresów dla polskich dziejów, latach ’44–’48 ubiegłego stulecia. Analizie pragnień i fantazmatów, które budowały niektóre teksty historyków o tym okresie piszących – w gruncie rzeczy drobne wyimki z rozbudowanych narracji – poświęcony będzie ten esej.
I
4Dlaczego właściwie Nietzsche uważał, że nauka jest strachem i wybiegiem przed pesymizmem? Uważał tak, bo nauka jest racjonalizacją grozy.
5Groza jawi się w tragedii klasycznej, czujemy, jak przenika wszystkie historie o pożeranych wątrobach, wykłuwanych oczach, rozszarpywanych ciałach, mordowanych ojcach, córkach, żonach, synach, braciach… Przenika nawet te o spółkowaniu z własną matką. Ludzkie poznanie źle znosi spotkanie z grozą, pisał o tym krakowski psychiatra Antoni Kępiński, skądinąd więzień obozu koncentracyjnego. By oddać doświadczenie grozy, opowiadał taką historię: ktoś puka do drzwi człowieka, ten otwiera je i widzi wilczą mordę. To moment strachu, przerażenia nawet, ale nie grozy. Gość podnosi rękę i zdejmuje ze swojej twarzy wilczą maskę. Człowiek z ulgą rozpoznaje ludzką twarz, sąsiada. Ale wtedy ten znowu podnosi rękę, zdejmuje ludzką maskę i spod niej wyłania się wilcza morda. To jest moment grozy. Kępiński uważa, że jest to stan nie do zniesienia.
6W opowieści Nietzschego o narodzinach i schyłku tragedii stylistycznym formom jawienia się grozy w tragediach przyglądał się – z niesmakiem – Eurypides 4, komediopisarz. Nietzsche twierdzi, że Eurypides był reprezentantem ateńskiego mieszczaństwa, które nie chciało już doświadczać grozy, pragnęło się od niej odciąć. Pierwszym gestem na to pozwalającym był śmiech; komedia reprezentowana przez Eurypidesa wykpiwała niezręczność tragedii, a przez to unieważniała ją. Ale śmiech Eurypidesa torował drogę czemuś znacznie poważniejszemu – rozumowi krytycznemu. Według Nietzschego za roześmianą maską krył się demon najgroźniejszy – Sokrates. Ten dał komediopisarzowi miarę językowej rzeczy, a mianowicie „estetyczny sokratyzm” „[…] którego najwyższe prawo brzmi mniej więcej tak : «wszystko musi być rozumne, by było piękne»; jako zdanie równoległe sokratycznemu «tylko wiedzący jest cnotliwy»” 5. Narodziła się racjonalizacja.
7W zdaniu Nietzschego nauka jest takim „przykrawaniem” doświadczenia przez język, które ma zneutralizować doświadczenie grozy. Doświadczenie wywołujące lęk nawet wtedy, gdy tylko myślane. Zastanawiające jest jednak „równoległe zdanie sokratyczne”: „tylko wiedzący jest cnotliwy”. Czyżby nauka miała uchronić cnotę badającego? Czy więc pesymizm, przed którym uczony ucieka, jest jakoś związany z utratą poczucia cnoty? Zaryzykuję więc taką interpretację: „pesymistycznym” byłoby rozpoznanie swojej kondycji moralnej.
8Na to wskazywałyby ostatnie zdania fragmentu, wiążące naukę z moralnością. Otóż w języku moralnym jest ona „niby tchórzostwem i fałszywością”. Język moralny dotyczy według Nietzschego tych, którzy zdolni są do virtus, cnoty w antycznym sensie, odpowiadającej polskiemu „męstwu”. Męstwo oznacza również – a może przede wszystkim – zdolność do dźwigania ciężaru własnego zła; człowiek mężny, który przez różne strategie racjonalizacji od ciężaru własnego zła ucieka, okazuje się tchórzem. Co więcej, ponieważ Nietzsche zakłada, że ów człowiek, jako mężny, jest w jakiś sposób swojego zła świadom, to racjonalizujący język nauki okazuje się dla niego językiem „fałszywości”.
9Co zaś z tymi, którzy do męstwa nie są zdolni? „Niemoralnie mówiąc – przebiegłością” – pisze filolog. Przywodzi to na myśl przebiegłość Odyseusza, tego, który pierwszy porzucił arystokratyczne męstwo opiewane w Iliadzie i zmagając się z monstrami, by przeżyć, musiał wszystko poddawać mierze rozumu. Przeżycie w zderzeniu z przemożnymi siłami to chytrość, czasem nauka odpowiada takiej właśnie chytrości, która nie może rozważać grozy, bo zginie. Chytrość słabego, fałsz silnego, racjonalizacja tańczy swój taniec z grozą.
II
10Jednym z historyków, którzy ustanowili dyskurs III Rzeczypospolitej, jest Andrzej Paczkowski. Jego podejście jest wyważone, moderujące skrajne emocje, ale jednocześnie bardzo precyzyjnie rozprowadzające wagę i wartość wydarzeń, a przez to budujące jednoznaczny obraz historii Polski. Ten obraz rozumiałbym jako określony przez pragnienie Polski obywatelskiej, Polski Konstytucji marcowej raczej niż kwietniowej i AK raczej niż NSZ (czy AL); jednocześnie Polski niesłychanie skupionej na obronie swej polskości, na usprawiedliwieniu swej historii. Tak bardzo przeniknął on do wyobraźni większości z nas, że stał się właściwie przejrzysty. Jest jednym z tych elementów, które tworzą dzisiejsze imaginarium liberalno-konserwatywne, po jego liberalnej zresztą stronie. Imaginarium społeczne, które, zgodnie z definicją Charlesa Taylora, „[…] nie jest zestawem idei; jest raczej tym, co umożliwia praktyki społeczne dzięki nadaniu im sensu” 6.
11Nadawanie sensu praktykom społecznym przez imaginarium polega na umieszczeniu zestawu wyobrażeń w ramie etycznej. Taylor z wielkim naciskiem podkreśla moc normatywną tego, co w ogóle ważne dla ludzkiego podmiotu, chodzi o to, by „sposób istnienia rzeczy ustalał dla nas […] normy i standardy” 7, a przez to pozwalał nam orientować się w polu – i natłoku – zjawisk i wydarzeń, które na nas napierają. To zaś warunkuje nasze działanie, „umożliwia praktyki społeczne”, takie jak wspólne uroczystości, w czasie których przepowiadamy najważniejsze wydarzenia naszych dziejów, historie obecne w książkach, w filmach, w tysiącach narracji przelewających się przez media, gesty natychmiast zrozumiałe, spojrzenia, szybsze bicie serc… Imaginarium tworzone przez historyków takich jak Andrzej Paczkowski pozwala nam stać się wspólnym podmiotem, rozpoznającym się w innych, podążającym wraz z nimi tą samą trajektorią uczuć i pragnień, obowiązującą, choć nigdy niezrealizowaną. Trajektorią fantazmatu, dramatu naszej podmiotowej historii.
12W tym dramacie role są szczegółowo rozpisane, dobro i zło podzielone, wyrwanie się z niego niemożliwe. Fantazmat rządzi wyobraźnią każdego podmiotu – indywidualnego i zbiorowego – tak mocno, że aż staje się niewidoczny. Wydarzenia wtedy, jakby same z siebie, układają się w sekwencje odtwarzające te same historie.
13Gdy Andrzej Paczkowski pisze o reformie rolnej, realizowanej w ’44 roku przez PKWN, formułuje takie zdania:
Mimo zapowiedzi manifestu z 22 lipca, iż reformy społeczne nie zakłócą porządku prawnego ustanowionego w Konstytucji z 1921 r., dosyć szybko zrezygnowano z „pokojowej” realizacji najważniejszej z nich, tzn. reformy rolnej. Dekret o jej wykonywaniu, uchwalony 6 września 1944 r., został zignorowany i przystąpiono do wywłaszczania i dzielenia ziemi poza powołanymi do tego urzędami. Decyzja ta miała charakter wyraźnie polityczny, chodziło o przyciągnięcie do nowej władzy rzesz bezrolnych i małorolnych. 8
14Jaki rodzaj retoryki rozpoczyna wywód od słowa „mimo”? „Mimo zapowiedzi”, mimo obietnicy, mimo że mówiliście… Ujawnienie nieuczciwości PKWN już w pierwszych słowach rozdaje role, piętnuje zakłamanie komunistów i jednocześnie powołuje do istnienia wyobrażenie jakiegoś trwałego porządku, ramy dawnej konstytucji i możliwości „pokojowej” kontynuacji tamtego stanu. Jednocześnie ukrycie tożsamości sprawcy – historyk pisze przecież „dość szybko zrezygnowano”, nie nazywając tego, kto zrezygnował – stwarza wrażenie samoograniczenia, pewnego umiaru w oskarżeniu, które neutralizuje potencjalną, wewnętrzną obronę przed oskarżeniem.
15Wyjaśnijmy. Gdyby zdanie, znaczący, nie brzmiało: „dosyć szybko zrezygnowano z «pokojowej» realizacji najważniejszej z nich”, lecz: „komuniści, łamiąc wszystkie zobowiązania, przemocą zaczęli odbierać własność ziemską”, odbiorca natychmiast rozpoznałby w autorze – podmiocie, reprezentowanym przez ten znaczący i kryjącym się za nim – resentymentalne, odwetowe pragnienie. Takie, które sugeruje np. tytuł broszury wydanej przez Polskie Towarzystwo Ziemiańskie w 2006 roku Reforma rolna 1944–1945 czy komunistyczna zbrodnia?. Niezależnie od prawdy faktów – powszechnej przemocy tego okresu i niejednej zbrodni – czytelnik nie chce utożsamić się z mściwym fantazmatem, dla bardzo wielu z nas bowiem, czytelników książek historycznych, tego rodzaju pragnienia, pragnienia odwetowe, są moralnie niedopuszczalne, nie mogą więc nas charakteryzować. By umożliwić utożsamienie się różnorodnych czytelników indywidualnych, rządzonych różnymi osobistymi marzeniami, ale wspólnie pragnącymi zajmowania w swym fantazmacie pozycji moralnej przyzwoitości i rozumu, historyk w tym akapicie ukrywa słowa zbyt mocno nacechowane moralnie i emocjonalnie – za pustymi znaczącymi, takimi jak ‘zrezygnowano’ – zapraszając czytelnika do wspólnoty rozumnych patriotów, medytujących nad przeszłymi zdarzeniami sine ira et studio.
16Tak tworzy się, za sprawą historycznego dyskursu, liberalno-demokratyczny podmiot polityczny; od siebie dodam, nie to żeby jakoś szczególnie niesympatyczny. Niemniej, unikając zbyt silnego nacechowania „złymi” emocjami, dyskurs ten neutralizuje obrony czytelników i wprowadza ich w pole wartościowania, które wydaje im się oczywiste.
17Operacja ta staje się jasna, gdy dobrze uchwycimy Lacanowskie rozumienie podmiotu: jest on tym, co jeden znaczący reprezentuje wobec innego znaczącego. Za którym kryje się Inny. Ani pomiot, ani Inny nie mają ze sobą żadnego kontaktu, rozpoznają się poprzez znaczące, które ich reprezentują, a negocjacja pozycji tych znaczących w imaginarium, w polu symbolicznym decyduje o tym, jak rozumiany jest kryjący się za nimi podmiot. I jego pragnienie. Brak kontaktu i to, że ostatecznie każdy pozostaje we własnym świecie wyobraźni, uzasadnia tezę Lacana: „komunikacja międzyludzka oparta jest na nieporozumieniu”.
18Za zaproszeniem do racjonalnej, obiektywizującej podmiotowości kryją się dwa pragnienia historyka. Jedno, bardzo wyraźne we fragmencie, to marzenie o powrocie do dawnego świata, dawnego porządku. Porządku kraju, rządzonego przez demokratyczną konstytucję, porządku zgodnych z prawem procedur i przewidywalnego przebiegu zdarzeń. Pragnienie rządów prawa.
19To pragnienie mogłoby wydawać się zupełnie oczywiste, szczególnie nam, mieszczanom wychowanym w III RP. Ale, by wybić nas z tego stanu pogodzenia i wprowadzić différance, poróżnienie, wystarczy zacytować przenikliwe spostrzeżenie Carla Schmitta: „[…] teza o panowaniu prawa jako „wyższej formie porządku” jest pustym frazesem, o ile pozbawimy ją politycznego sensu, to jest, o ile nie oznacza ona, że w praktyce pewni ludzie, powołując się na wyższą formę porządku prawnego, będą chcieli sprawować władzę nad ludźmi, których zaliczają do porządku niższego rzędu” 9.
20Jeśli w tym świetle przyjrzymy się drugiemu zdaniu cytowanego fragmentu: „[…] Dekret o jej wykonywaniu, uchwalony 6 września 1944 r., został zignorowany i przystąpiono do wywłaszczania i dzielenia ziemi poza powołanymi do tego urzędami”, to będziemy mogli przetłumaczyć je w taki sposób: „zignorowano chęć sprawowania władzy przez ludzi powołujących się na wyższą formę porządku prawnego – i powołane do jego ochrony urzędy – i w imieniu ludzi zaliczanych przez nich do porządku niższego rzędu przystąpiono do wywłaszczania i dzielenia ziemi”. To jest polityczny sens opisywanych przez Paczkowskiego wydarzeń. Jednak liberalny historyk niechętny jest właśnie polityczności, wybrzmiewa to w trzecim zdaniu fragmentu: „Decyzja ta miała charakter wyraźnie polityczny, chodziło o przyciągnięcie do nowej władzy rzesz bezrolnych i małorolnych”.
21Eliminowanie podejrzenia o politycznie określony punkt widzenia wyznacza wektor drugiego pragnienia – chodzi o to, by być nieskazitelnie uczciwym i całkowicie profesjonalnym historykiem. To pragnienie jest spójne z opisanym wyżej pragnieniem państwa prawa, właśnie ze względu na wspólną im intencję wykluczania motywu politycznego. Związana jednak z profesjonalną uczciwością potrzeba oddawania sprawiedliwości wszelkim faktom prowadzi do konstruowania zdań o dość szczególnej strukturze. Gdy pierwsza część formułuje sąd o wyraźnie politycznym charakterze, druga – próbuje zneutralizować ów polityczny sens. Tak jak w tym fragmencie:
Z miast wyruszyły „brygady parcelacyjne”, które dość często znajdowały pozytywne przyjęcie, ale asysta wojskowa bywała też konieczna [wyróż. – A.L.]. Znaczna część chłopów znajdowała się w trudnej sytuacji. Wieś wyniszczona działaniami wojennymi i rabunkową gospodarką okupanta musiała dostarczać nowe kontyngenty i żywić ogromną armię. Niemniej właśnie na wsi – biednej i rozdrobnionej – komuniści znaleźli wówczas stosunkowo największe poparcie, choć oczywiście na pewno nie wszyscy członkowie ok. 100 tys. rodzin, które otrzymały nadziały z parcelacji, stawały się automatycznie entuzjastami nowej władzy [wyróż. – A.L.].
To właśnie wieś i chłopi byli najbardziej naturalną bazą dla niepodległościowej partyzantki.
22Rzetelny historyk, świadom tego, że złożoność świata dalece przewyższa wszelkie narracyjne cięcia, odżegnuje się od wydania syntetycznego sądu. Sądu nie tyle oddającego sprawiedliwość wszystkim znaczeniowym momentom szkicowanej sytuacji – tego właśnie próbuje dokonać – lecz syntetyzującego przez wpisanie ich w polityczny proces, przez owego historyka uznany za kluczowy. Leo Strauss, sprawozdający intencje myśli schmittiańskiej, pisze tu o zdumiewająco konsekwentnej systematyce liberalnej myśli, dochodzącej do głosu na przekór niespójności wszelkiej liberalnej polityki 10. Słowa o „zdumiewająco konsekwentnej systematyce liberalnej myśli” to hołd, oddany demonowi Sokratesa, przemawiającemu przez pozytywistyczną historiografię.
III
23Henryk Słabek jest historykiem związanym z Polską Rzeczpospolitą Ludową zarówno przez swoją biografię, jak i przez sposób opowiadania narracji historycznej. W stosunku do okresu i wydarzeń, które Paczkowski ujmuje z perspektywy porządku prawnego przedwojennej Polski, Słabek całkowicie zmienia pozycję. Opowiada:
Pamiętajmy, że PKWN piętnowano oszczerczo i wytrwale mianem „agentury”. By odwrócić bieg wypadków, by móc przeciwstawić się coraz groźniejszemu podziemiu, by przełamać zarządzony przez nie bojkot, by pociągnąć chłopa do wojska – na front – musiał PKWN coś chłopom zaoferować. Sam „goły” mógł mu dać jedno: ziemię. Na przekór wszystkiemu trzeba było przystąpić do parcelacji natychmiast… 11
24Andrzej Leon Sowa, historyk bliższy Andrzeja Paczkowskiego, pozbawiony empatii wobec PKWN rządzącej opowieścią Henryka Słabka, ze zrozumieniem dla ekonomicznego rozumu celowo-racjonalnego pisze natomiast: „Reforma w tym kształcie była obliczona na pozyskanie jak największej liczby zwolenników nowej władzy kosztem stworzenia nowoczesnej struktury rolnej, opartej na gospodarstwach średniej wielkości, produkujących na rynek” 12. Właściwie, w sferze faktów, obaj autorzy się zgadzają. Ale pragnienie Słabka sięga daleko poza sferę faktów. Tworzy on postać, opowieść o niej ma zaś zmienić nasz sposób odczuwania.
25Mamy więc pozytywnego bohatera, Pekawuena (Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego). Na owego bohatera spadają kolejne nieszczęścia, „bieg wypadków” wydaje się już zupełnie przesądzony. Jest „piętnowany oszczerczo i wytrwale”. Sprzysięgło się ku niemu „coraz groźniejsze” podziemie. Dotknął go „zarządzony” – i niewynikający z żadnych innych pobudek – bojkot. Zmagać się wreszcie musi z obojętnością i indolencją nagiego życia, chłopa, którego trzeba było przecież „pociągnąć na front”!
26Uderza to, jak bohater ten przypomina postaci z ludowych bajek, głupich Jasiów, najmłodszych synów… Takich, co właściwie nic im nie powinno się udać, a jednak! „Sam «goły»…”, pisze Słabek o swoim bohaterze, usprawiedliwiając jego zamach na własność ziemską. „Na przekór wszystkiemu trzeba było…”, dodaje, przeskakując nagle w tryb bezosobowy, nadający wydarzeniu znamię anonimowej konieczności, a jednocześnie tworząc nagle pusty znaczący.
27Całą konstrukcję tego akapitu przenika pragnienie usprawiedliwienia, wytłumaczenia tego, że rozpoczynając reformę rolną, PKWN porzucił racjonalność zarówno prawną, jak i ekonomiczną; jak wiadomo, głupi Jaś nie kieruje się racjonalnością…
28W tym usprawiedliwieniu znajduję coś więcej. Odwołanie do tej akurat bajkowej figury, bezwiedne zapewne wykorzystanie sympatii, jaką zwykle budzi słaby i goły dzieciak sprzeciwiający się możnym tego świata, wskazuje na to, że historykowi nie chodzi tu tylko o beznamiętne rozumienie. Kondycja „postaci pojęciowej” 13, jaką jest „PKWN” w tej opowieści, tak bliska jest kondycji chłopskiej, że musi wzbudzić naturalny odruch empatii: no tak, jeden biedak pomógł drugiemu. Chodzi więc o zdobycie współczucia.
29Musimy też pamiętać o kontekście, do którego adresowane jest pragnienie historyka, a więc, w języku Lacanowskim, o jego figurze Innego. Henryk Słabek opublikował swoją pracę na początku lat 70. XX stulecia, w okresie odpływu lewicowego zaangażowania politycznego, które jeszcze w latach 60. czyniło dyskurs rewolucyjny zrozumiałym. W latach 70. kształtował się konsensus liberalno-konserwatywny, a choć dyktatura komunistów dysponowała jeszcze quasi-monopolem, jeśli chodzi o środki przekazu, to treści od końca lat 60. przepełniał swoisty narodowy socjalizm połączony w epoce gierkowskiej z państwowotwórczym konserwatyzmem. Chłopskie w swej genezie mieszczaństwo rozsiadało się w cieniu swoich meblościanek.
30Sądzę, że Henryk Słabek wyczuwał, do kogo się zwraca. Użył figury głupiego Jasia nie tylko po to, by pozwolić zrozumieć , ale też, by odwołując się do struktur fantazmatycznych żywych dla ówczesnego Polaka, zyskać jego trudną sympatię. Podobnie jak Hanna Krall, kiedy tłumaczyła dopisywanie przez jedną ze swoich bohaterek ekshumowanych ciał zmarłych powstańców formacjom Gwardii Ludowej jej bezradnym: „ich było tak mało…”. Słabość, opuszczenie mają wywołać odruch sympatii, usprawiedliwiający złamanie reguł.
31Usprawiedliwienie sięga po jeszcze jeden argument. Nie używając oczywiście języka psychoanalizy, Henryk Słabek pokazuje jednak, na czym polega aporia pragnienia, uwikłanego w rygory systemu symbolicznego.
32Teoria Lacana stawia ogólną tezę mówiącą, że zakaz ojcowski uniemożliwia sytuację, w której wektor pragnienia „mierzy” bezpośrednio w swój obiekt. Le non du père, zakaz przekształcający się w zdolność do kształtowania systemu reguł, a więc też uwewnętrznienia prawa, gwarantuje to, że pragnienie będzie wędrować wzdłuż łańcuchów „dozwolonych” znaczących, zawsze tylko krążąc wokół obiektu, tego, o co tak naprawdę chodzi. Wyrwanie się z tej sytuacji możliwe jest tylko dzięki ostremu cięciu. Nawet w tej sytuacji możliwe są jednak dwa scenariusze. Jeśli system pozostanie nienaruszony, cięcie stworzy tylko pewien nowy znaczący, nową metaforę. Natomiast zbliżenie się do obiektu pragnienia, rzeczy samej, grozi zawsze rozpadem systemu symbolicznego, co w wymiarze społecznym oznacza zwykle anomię i wybuch przemocy.
33Opowieść Henryka Słabka o przebiegu reformy rolnej znakomicie ilustruje te założenia. Oto od września 1944 roku toczyła się dyskusja, jak tę reformę prowadzić; w zgodzie z przedwojennym polskim prawem, czy też łamiąc je, w dążeniu do jak najszybszego zadośćuczynienia temu pragnieniu, które określa się „głodem ziemi”. Gdzie przebiegała oś konfliktu? Zacytujmy historyka społecznego:
34Oto „po ostrym sporze [Andrzej Witos – przyp. A.L.] godził się nawet na ustalony w dekrecie z 6 września 1944 kalendarzyk prac parcelacyjnych”, jednak praktycznie wyglądało to tak, że:
powołane dekretem gminne komisje reformy rolnej miały być utworzone do 20 września. Do 10 października komisje powinny sporządzić spisy uprawnionych do korzystania z parcelacji, po czym do 25 października kierownik powiatowego urzędu ziemskiego, przy współudziale komisji, miał sporządzić plan parcelacji poszczególnych majątków. Dalej miano wywieszać listy parcelantów w urzędzie ziemskim i zainteresowanej gminie, oraz przesłać je do Wojewódzkiego Urzędu Ziemskiego. Ten zobowiązany był do 20 listopada wydać orzeczenie o parcelacji. Następnie sprawa wracała do powiatowych władz… 14
35Pominę kolejne kroki, bowiem już ta lista pokazuje, że tak przeprowadzana „rewolucja” rozciągała się, mówiąc po Lacanowsku, w metonimiczną wędrówkę wzdłuż łańcucha znaczących, przez kolejne węzły sieci symbolicznej, które w nieskończony sposób zbliżając się do obiektu pragnienia – wyrównania wielowiekowej krzywdy drogą parcelacji – nigdy do niego nie dochodzą. Co więcej, jeśli
parcelacja miała być dokonana w majestacie prawa, musiało jej towarzyszyć przeprowadzenie wielu skomplikowanych prac specjalistycznych: zewidencjonowanie przejmowanego mienia, rejestracja uprawnionych do nadziałów, pomiar gruntów, usytuowanie na planach działek, ich oszacowanie, sporządzenie potrzebnej do ich wpisów do ksiąg wieczystych dokumentacji itp. Udział urzędów ziemskich był niezbędny. 15
36Trzeba zauważyć, że wszystkie te ruchy oznaczają operacje w prawnym systemie gwarantującym własność, a więc „kośćcu” pola symbolicznego; że każdy z tych kroków mógł przebiegać szybciej lub wolniej, w zależności od pragnienia działających w węzłowych punktach ludzi; że ludzie ci – nawet jeżeli osobiście byli zwolennikami jakiejś reformy na wsi – przez swoje kompetencje i formację wpisywali się w większości w strukturę międzywojennej warstwy urzędniczej, a więc pragnęli wszystkiego, ale na pewno nie „rewolucyjnego unicestwienia ziemiaństwa jako klasy”.
37By dodać komentarz Andrzeja Leona Sowy: „Reformę przeprowadzano jednak powoli, gdyż wielu działaczy, w tym kierownik resortu rolnictwa i reform rolnych w PKWN Andrzej Witos, zdawało sobie sprawę, że nie ma ona doprowadzić do poprawy struktury polskiego rolnictwa, lecz jedynie do realizacji politycznych celów komunistów” 16.
IV
38Binarna opozycja, przeciwstawiająca pragnienie historyka polskiej państwowości i tego drugiego, któremu bliższa była fundamentalna przemiana ustrojowa, tylko pozornie wyczerpuje możliwości interpretowania okresu 1944–1947. To pozór podobny temu, który wydawał się przez pewien czas rządzić polską polityką, sprowadzając ją do walki postkomunistów i postsolidarnościowców. Za tym sporem skrywają się jednak zupełnie inne pozycje podmiotowe, orientujące się wobec innego Innego.
39Wzorowana na koncepcjach francuskiej szkoły Annales praca Wielka Trwoga Marcina Zaremby przełamuje zarówno narrację heroiczną, opiewającą „moralne zwycięstwa” – czyli klęski – Polaków, jak i bardziej neutralną, państwowotwórczą formę, wykorzystaną w opowiadaniu historii przez np. Andrzeja Paczkowskiego.
40Szkoła Annales, rozwijająca się najlepiej między latami 30. a 70. XX wieku, została stworzona w obliczu hegemonii dwóch narracji historycznych opiewających podmiot aktywny – mieszczańskiej historiografii pozytywistycznej i marksistowskiego materializmu historycznego. Między opowieściami o dziejach podmiotów państwowych a historyczną dialektyką, opiewającą niepowstrzymany marsz podmiotu rewolucyjnego, akcent na pasywny i reaktywny charakter ludu, na ujawniający tę pozycję podmiotową fenomen strachu ujawniał inne pragnienie. Klucz, stworzony przez Jeana Delumeau w jego monumentalnej pracy Strach w kulturze zachodu 17, pozwalał pokazać podmiot pasywny, raczej reagujący na wydarzenia niż je tworzący w politycznej walce, cierpiący i strach przed cierpieniem wypowiadający na milion sposobów.
41Jasne jest, że praca Marcina Zaremby nie została życzliwie przyjęta przez środowiska historyków. Odchodziła bowiem od opisu obrony i trwania polskiej państwowości, związanej z grupami czującymi się depozytariuszami tradycji narodowej, a kierowała spojrzenie ku pozapaństwowej, a może nawet antypaństwowej emocjonalności ludu, ujawniającej się w okresie klęski.
42Historyk przedstawia stan dezintegracji i braku zasady organizującej, które rządzą polskim życiem codziennym zarówno jeszcze w okresie niemieckiej okupacji, jak i po zajęciu Polski przez Rosję sowiecką. Wśród dokumentów zwraca uwagę raport przedstawicieli Delegatury Rządu na Kraj, w którym ci formułują takie zdania:
Na prowincji Gen[eralnego] Gub[ernatorstwa] od szeregu miesięcy panuje coraz większy zamęt i chaos. […] coraz większą aktywność rozwijają formacje organizowane przez ugrupowania polityczne nie podporządkowane władzom krajowym, różne grupy o charakterze na wpół politycznym, a na wpół prywatnym, dalej oddziały dywersantów sowieckich, wreszcie zwykłe, a coraz liczniejsze szajki bandyckie. […] Łącznie zaś nadaje to wszystko obecnemu życiu naszej prowincji charakter powszechnej rewolty krwawego zamętu i zupełnego chaosu gospodarczego [wyróż. – A.L.] 18
43W przytoczonym dokumencie, ale też w wielu fragmentach swojej książki Marcin Zaremba podkreśla zamęt i chaos. Możemy zastanawiać się, co właściwie pragnie nam powiedzieć. Nie jest to na pewno opowieść o bohaterskim polskim Państwie, walczącym ze zgrajami potwornych wrogów, nie jest też historia małego, biednego Pekawuena, który „sam goły” zabiera bogatym, by dać biednym. Obaj ci bohaterowie „narracji historycznych” są aktywni, a jednocześnie pozostają po stronie dobra, są „rycerzami światłości”. Spór toczy się o to tylko, skąd światłość bije. Dla historyka państwowości światłem jest stabilność i ciągłość wspólnoty politycznej, jej zerwanie zaś to nie światło, lecz mrok. Dla historyka rewolucyjnego świetlisty jest akt przywrócenia sprawiedliwości klasowej.
44Cała retoryka szkoły Annales zmienia charakter konstruowanego przez pragnienie historyka podmiotu. Przede wszystkim zmniejsza rozumienie jego sprawczości, czyniąc go polem rozgrywania się różnorodnych sił afektywnych. Lawirując między tymi żywiołami, czasem poddając się im, a czasem – jakoś je opanowując, podmiot historii znaczy swoją wędrówkę w dziejach czynami, które są wypadkową działania czegoś, czego siła jest przemożna i uprzedmiatawiająca. Pojawia się więc miejsce dla podmiotu pasywnego. Ten, nawet gdy czyni zło, może zostać zrozumiany.
45Zrozumienie pragnienia historyka, które tworzy taki rodzaj opowieści, wymaga znowu przyjrzeniu się figurze Innego, do którego ta od-powiedź jest kierowana. Lata 90. i początek dwutysięcznych ujawniły złe czyny, których polski podmiot zbiorowy dopuszczał się wobec innych podmiotów, zwykle słabszych. Przedstawiciele i n nych g ł o s ów w polskiej historiografii przypominali fakty, które z taką siłą przebijały się do wielogłosu historii, że coraz trudniej było ich nie słyszeć.
46Jak Sokrat Janowicz, opowiadający los polskich Białorusinów.
Powojnie przyniosło restytucję sieci powszechnych szkół białoruskich z 1941 roku, niepewność przynależności państwowej, palenie wsi z ludnością „ruską” przez leśnych z partyzantki poakowskiej; wrzucano do płonących domów dzieci, kobiety i starców, zadawano męczeńską śmierć mężczyznom. 19
47Janowicz łączy ze sobą obrazy, które pozornie nic do siebie nie mają albo są nadmiarowe: restytucję sieci białoruskich szkół, palenie wsi, wrzucanie do ognia dzieci… Racjonalność łącząca te figury tkwi w perswazyjnym i polemicznym charakterze tego fragmentu, skierowanego do Innego Janowicza, a mianowicie polskiej świadomości historycznej. My uważamy, że okres sowieckiej okupacji 1939–1941 był dla Polaków koszmarem; ale oto Janowicz przypomina – powstała wtedy sieć „ruskich” szkół. My uważamy, że „wyzwolenie” Białostocczyzny to przede wszystkim rozbijanie niepodległościowego podziemia przez NKWD, ale w pamięci Białorusina to polscy „leśni” palący bezbronnych. I to nie jakiś nieokreślony „element”, tylko „partyzantka poakowska”.
48Marcin Zaremba nie ukrywa, że jego „annalistyczna” opowieść ma być odpowiedzią na takie narracje. Zapewne, w najszerszej mierze zresztą na historię „pograniczy Zagłady”, wyłaniającą się wówczas z niebytu. Pisze więc:
Powojenny chaos i anarchia, poczucie tymczasowości skłaniały do jednoczenia się w opozycji do Żydów, Niemców, Ukraińców czy Białorusinów. Moim zdaniem jedną z najważniejszych przyczyn ówczesnych pogromów i linczów należy widzieć w ówczesnej kondycji psychicznej Polaków [wyróż. – A.L.]. Przesycony trwogą klimat emocjonalny w połączeniu z zanikiem kontroli społecznej tworzył motywację do uczestnictwa w aktach nienawiści i przemocy lub do ich popierania. Koncentrując się na strachu i strategiach jego pokonania, […] możemy dostrzec potężną siłę kształtującą ówczesną rzeczywistość [wyróż. – A.L.]. Atmosfera pełna napięcia i strachu generowała zachowania agresywne. Olbrzymie znaczenie miała również lekcja przemocy wyniesiona przez Polaków z wojny oraz wcześniejsze uprzedzenia, zresztą również bazujące na lęku [wyróż. – A.L.]. Książka ta powstała z pragnienia zrozumienia mechanizmów tego typu zachowań zwłaszcza wobec Żydów. To jej trzeci cel. 20
49Pierwsze wyróżnione zdanie mogłoby znaleźć się w opinii biegłego psychiatry, który ogranicza zakres odpowiedzialności pewnego sprawcy czynu. Drugie i trzecie wskazują na głębszą, jak sądzę, intencję tej opowieści.
50Stale podtrzymywanym motywem, pozwalającym rozumieć – choć nie usprawiedliwiać – złe czyny polskiego podmiotu zbiorowego jest w opowieści Zaremby strach, trwoga. Nawet przedwojenne „uprzedzenia” – zapewne wobec Żydów, może też Rusinów – mają mieć swoje źródło w lęku. Wyeksponowanie, nadmierne obsadzenie, jak powiedziałby psychoanalityk, tego właśnie motywu przez autora Wielkiej Trwogi wskazuje na pragnienie wyparcia jakiegoś innego motywu. Takiego, na którego trop naprowadza cytowany przecież przez Marcina Zarembę fragment z dzieła Jeana Delumeau: „Próżnia władzy […] otwiera okres przyzwolenia na wszystko. Prowadzi ku nadziei, wolności, rozprężeniu i świętu. Emanuje więc nie tylko strach. […] Powoduje zawrót głowy; jest zerwaniem ciągłości, a więc zniweczeniem bezpieczeństwa” 21.
51Wolność, rozprężenie i nadzieja to często właśnie możliwość robienia wszystkiego. Czerpania rozkoszy z czynów dotychczas zakazanych; wszelkich, najokropniejszych. Takich, o których od dawna się marzyło, a które dozwolone były tylko w snach.
52Sadzę więc, że nadmierne obsadzenie motywu strachu w opowieści polskiego annalisty ma obronić nas przed obrazem, który drobiazgowo rekonstruuje historyk polskiej kultury – przede wszystkim teatralnej – Grzegorz Niziołek. W rozdziale swojej pracy zatytułowanym Co jest w Polsce nie do pomyślenia opowiada o swojej recepcji filmu Shoah:
Polska u Lanzmanna jest smutnym nizinnym, wiejskim i małomiasteczkowym krajem, z chłopskimi furmankami, krowami, kurami, krzyżami przy drodze, kościołami. Jej mieszkańcami są niemal wyłącznie chłopi, chytrzy, nieufni, ale na swój sposób dumni ze swego sekretu o popełnionej tutaj wielkiej zbrodni. Opowiadają o niej z nieskrywanym podnieceniem, przywołują i odgrywają przeszłość z dziecięcą gorliwością, nieraz ze śmiechem. Chętnie gromadzą się przy kamerze jak ciekawskie dzieci, ich twarze zastygają w dwuznacznych uśmieszkach, o Żydach mówią „Żydki”. Efekt jest porażający: widzimy w filmie Lanzmanna pozostałości jakiegoś archaicznego społeczeństwa, skonfrontowanego z doświadczeniem całkowicie przerastającym jego horyzonty moralne i emocjonalne. 22
53To w tym horyzoncie może historyk kultury stać się najbardziej receptywny na „obraz polskiego pospólstwa, aktywizującego swój narcystyczny, libidynalny potencjał wobec Zagłady Żydów. Obraz obojętnej, agresywnej bądź złowrogo rozradowanej zbiorowości, odżywającej w pogromowej atmosferze, czerpiącej z niej profity materialne i psychiczne” 23.
V
54Przypomnijmy rozważenie zdań Nietzschego na temat nauki. „Pesymistycznym” byłoby rozpoznanie swojej kondycji moralnej. Sadzę, że Nietzsche ma tu na myśli najgłębszy sens słowa „pesymizm”. Chodzi o rodzaj doświadczenia, które Zygmunt Freud opisał w eseju Żałoba i melancholia; doświadczenia radykalnej utraty wewnętrznego obiektu „ja”. Utraty, której nie da się przeboleć, obiektu, którego nie da się zastąpić. To doświadczenie paraliżuje i unicestwia. Zmusza do porzucenia wszystkiego w sobie, co znane.
55Modyfikując nieco opowieść Kępińskiego: człowiek staje przed lustrem i widzi wilczą mordę. Z lekkim niepokojem tylko podnosi rękę, wie przecież, że to maska. Zdejmuje ją, z ulgą dostrzega odbicie ludzkiej twarzy. Gdyby na tym się zatrzymał, byłby jak Odyseusz, chytrze a rozumnie uporałby się z napierającym obrazem potworności. Ale ludzka twarz, którą bardzo przecież chciałby zachować, jakoś wykrzywia się, deformuje… Podnosi więc znowu rękę, zdejmuje maskę ludzkiej twarzy. Wpatruje się w przekrwione wilcze ślepia.
Notes de bas de page
1 F. Nietzsche, Narodziny tragedii, czyli Hellenizm i pesymizm, przeł. L. Staff, Warszawa 1907, s. 3.
2 Przyjmuję zasadę polegającą na zapisywaniu pojęć wywodzących się z teorii Lacanowskiej kursywą, by zaznaczyć nieintuicyjny sposób ich używania.
3 Patrz np. pytanie o pragnienie Freuda w seminarium o Czterech głównych pojęciach psychoanalizy.
4 „A jakąż wątpliwość pozostawiało mu rozwiązanie problematów etycznych! Ileż pytań budziło traktowanie mitów! Jak nierównomierny zdał mu się rozdział szczęścia, i nieszczęścia! Nawet w języku dawniejszych tragedyi było wiele rażącego, przynajmniej zagadkowego; szczególniej znajdował za wiele przepychu dla prostych stosunków, za wiele tropów i wyogromień dla prostoty charakterów. […]”, F. Nietzsche, Narodziny tragedii…, dz. cyt., s. 83–84.
5 Tamże, s. 88.
6 Ch. Taylor, Nowoczesne imaginaria społeczne, przeł. A. Puchejda, K. Szymaniak, Kraków 2012, s. 9–10.
7 Ch. Taylor Źródła podmiotowości, przeł. M. Gruszczyński i in., Warszawa 2001, s. 299.
8 A. Paczkowski, Pół wieku dziejów Polski 1939–1989, wyd. 3, Warszawa 1998, s. 54.
9 C. Schmitt, Teologia polityczna i inne pisma, przeł. M.A. Cichocki, Kraków–Warszawa 2000, s. 55.
10 „Chodzi raczej o to, aby «zdumiewająco konsekwentną systematykę liberalnej myśli», dochodzącą do głosu na przekór niespójności wszelkiej liberalnej polityki, zastąpić przez «inny system» – nienegujący już polityczności, ale ją uznający”, L. Strauss, Uwagi do pojęcia polityczności Carla Schmitta, „Kronos” 2008, nr 3, s. 59.
11 H. Słabek, Dzieje polskiej reformy rolnej 1944–48, Warszawa 1972, s. 68.
12 A.L. Sowa, Historia polityczna Polski 1944–1991, Kraków 2001, s. 28, następne cytowanie – tamże.
13 Pojęcie Gilles’a Deleuze’a i Féliksa Guattariego z ich pracy Co to jest filozofia?
14 H. Słabek, Dzieje polskiej reformy rolnej…, dz. cyt., s. 70–71.
15 Tamże, s. 71.
16 A.L. Sowa, Historia polityczna Polski…, dz. cyt., s. 28.
17 J. Delumeau, Strach w kulturze Zachodu XIV–XVIII wiek, przeł. A. Szymanowski, Kraków 1986.
18 Cyt. za: M. Zaremba, Wielka Trwoga. Polska 1944–1947. Ludowa reakcja na kryzys, Kraków–Warszawa 2012, s. 144, przyp. 2.
19 S. Janowicz, Uwagi nad świadomością narodową mniejszości białoruskiej w PRL-u, w: tegoż, Ojczystość. Białoruskie ślady i znaki, Olsztyn 2001, s. 200.
20 M. Zaremba, Wielka Trwoga…, dz. cyt., s. 17.
21 J. Delumeau, cyt. za: M. Zaremba, Wielka Trwoga…, dz. cyt., s. 143, przyp. 1.
22 G. Niziołek, Polski teatr Zagłady, Warszawa 2013, s. 326.
23 Tamże, s. 324.
Auteur
Instytut Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.
Maszynerie afektywne
Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet
Monika Glosowitz
2019