9. Ponury parasol krwawego dymu. W powieści brukowej
p. 375-376
Texte intégral
1Bałamut, 1834
2(...) W pół godziny, cały dwór pp. Podkomorstwa ogniem już płonął i wznosił pod obłoki kłęby czarnego dymu. Gospodarz, goście, cudem prawie uratowani, bez odzieży, śród chłodnego ranku, z jękiem zapatrywali się na pożar domu, w którym przed kilką godzinami tak wesoło się jeszcze bawili! Zebrani z całej wioski ludzie nadaremno usiłowali ogień ugasić, i zaledwie potrafili uchronić od niego przyległe gumno i zabudowania gospodarskie.
3Płomienie domu wznosiły się jasno i prostopadle jak świeca. Czerwony ich blask, oświecający ogród i dziedziniec, napełniony coraz liczniej zbiegającymi się ludźmi, szkarłacił drzewa, domy, twarzy, i łącząc się z trzaskiem rospadających się w iskry głowni, z okrzykami ratujących i jękiem obecnych kobiet i dzieci stanowił okropno wspaniałą scenę. Pokrywał ją jeszcze ponury parasol krwawego dymu, dający się widzieć na kilka mil do koła, i który niejednemu może jadącemu lub pieszo idącemu w tę stronę krok w trójnasób przyspieszył.
4U samych wrót dziedzińca stał z założonemi na krzyż ramionami znajomy nasz oficer, z zimną krwią i niewzruszonym okiem zapatrujący się na własne dzieło. Szyderczy uśmiech ust zaciśnionych i szkarłatny odblask pożaru, cieniującego w czerwone plamy wyschłe lica, nadawały całej jego twarzy wyraz prawdziwie szatański. (...)
5Szybko P. Podkomorzyna zeskoczyła z powozu, lecz zaledwie dotknęła stopą ziemi, wydała krzyk okropny, przeraźliwy, omdlała i padła jak nieżywa.
6Nagłe to wzruszenie jej nerwów nie było skutkiem okropnego widoku kurzących się szczątków domu, którego przeszłego ranka tak wesoło i nierozmyślnie rzuciła, ani pozbawił jej zmysłów przykry swąd domu, tak gryzącego i szkodliwego dla pięknych oczu. Przyczyną tej katastrofy było zjawisko daleko straszniejsze: pierwszym bowiem przedmiotem, na który padło jej oko, był trup zmarłego męża, który właśnie przed pół godziną walcował z nią w śnie, niemniej jak podówczas groźny i surowy, niemniej okropny i przerażający, z uśmiechem szatańskiej radości na ustach i piekielnym żarzewiem w oku: poznała go w milczącym naszym oficerze. Śród powszechnego zamieszania nikt nie postrzegł, a raczej może nie uważał, jak groźny oficer przeniósł pozbawioną przytomności żonę dwójga mężów do własnego powozu, który stał już gotowy do drogi, i pożegnał na zawsze dom nieszczęśliwy. Konie jego w największym pędzie z miejsca ruszyły i niebawem znikły w atmosferze dymu i kurzawy (...).
7PRZEDRUK ZA: Bałamut, 24 lutego 1834 roku.
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.