3. Z przerażenia padają na progach. Dopisek o stolicy chilijskiej
p. 317-318
Texte intégral
1(...) W środku miasta, na miejscu dawnego kolegium jezuitów muruje się wspaniały pałac na obie izby, to jest deputowanych i senatorów (congreso, capitolium), mający w kwadrat więcej niż pięćset metrów obwodu, na dwa piętra, a ten, co przy nim stał kościoł pojezuicki, co się z nim stało? Ach! bolesne wspomnienie! – Najprzód swawolą studentów puszczona w lot lechuza (sowa tutejsza) z uwiązaną do ogona zapaloną świecą zapaliła wieżę drewnianą i spalił się kościoł. Zostały były mury, które na nowo zrestaurowano i powstał kościoł piękniejszy, w którym najpobożniejsi kapłani, najpobożniejsza ludność: miasta, mianowicie kobiety zbierały się i z wielką pompą i uroczystością odprawiały modlitwy, szczególnie w wielkie święta do Najświętszej Panny. Kazania, spowiedzi, odpusty; na niczym nie zbywało. Lat temu dziesięć: odprawiano nowennę Niepokalanego Poczęcia i ostatniego dnia, 8 grudnia, w święto N. Panny byl nieszpór. Tysiące świec zapalono, a po sufitach wisiały niezliczone lampy palącej się parafiny; wszystkie ołtarze od stóp aż do wierzchu okryte były sztucznymi i świeżymi kwiatami, a nad głową N. Panny był ogromny łuk z różnofarbnych świateł. O szóstej z wieczora otworzono kościoł, drzwi wielkie i dwoje drzwi poboczne; w kwadrans tysiące ludu, które czekały na placu, wcisnęło się i napełniło kościoł, gdzie zwyczajem tutejszym nie było ławek i wszyscy klęczą na ziemi, mianowicie kobiety tak ściśnięte, jak u nas wieśniactwo na wielkich odpustach. Zakrystian zapalał jeszcze świece u wielkiego ołtarza, księża gotowali się do nabożeństwa – wtem od owego łuku ponad głową N. Panny zajmuje się ogień i w mgnieniu oka cały ołtarz w płomieniu; od ołtarza bieży po gzymsach i sklepieniu, pękają lampy i zapalona parafina rzuca strumienie ognia na wszystkie strony, a przez otwarte okna w wysokiej środkowej kopule natężony ciąg powietrza, jakoby gwałtowny prąd w rewerberowym kominie, podnieca i rozżarza pożogę. W pięć, w dziesięć minut mogłaby spokojnie wyjść z kościoła przez wielkie troje drzwi pobożna ludność, na nieszczęście z pośpiechu, z przerażenia padają na progach biedne kobiety, na nie upadają drugie i w parę minut tworzą się kupy, jakoby groble trupów, którymi zawalone wszystkie drzwi; zamkniętych zostało w dymie, w płomieniu i w palącej się parafinowej parze półtora tysiąca biednych kobiet, kiedy jeszcze niektóre, depcąc po stosach trupów i przy pomocy odważniejszych ludzi bieżących na ratunek, ratowały się ucieczką. Z tych, co były wewnątrz kościoła, żadna nie ocalała, a u drzwi kościelnych uformowały się stosy trupiego węgla. Okropna łuna świeciła nad miastem i oświetlała plac, na który wyciągano na pół żywe, pokaleczone, z palącą się jeszcze odzieżą ofiary. I w tej opłakanej chwili, wśród jęku kobiecego i wrzasku dzieci spada ogromny dzwon z zapłomienionej wieży i po ostatni raz wyziewa swój straszny głos pogrzebowy. Nie upłynęło dwudziestu minut, a do dwóch tysięcy kobiet spaliło sie w kościele, wszelkiego stanu i powołania. Wiele z najpierwszych familii, bogate panie, Larrain, Ovalle etc., umarły ze swoimi dziećmi w tym pożarze, w takim natłoku, że ich trupów i szkieletów nie poznano, nie odróżniono od innych, a więcej niż osiemset służących i uboższych kobiet zgorzało. Przez dwa dni następne pracowano nad uprzątnieniem trupów i poczerniałych kości i pochowano je razem, w jednym grobie, na którym dziś zimny kamień leży z napisem: „Tu pogrzebiono dwa tysiące kobiet zgorzałych w dzień Niepokalanego Poczęcia N. Panny w kościele de la Compania”. Żałoba była powszechna; przypomniano, że jeszcze za czasów hiszpańskiego rządu ten sam kościoł spalił się; postanowiono zburzyć mur pozostały na zgliszczu, ku czemu przez wiele miesięcy mnóstwo ludzi było użytych. Teraz na tym miejscu plac wielki, szeroki; na śrzodku czarny pomnik ze śpiżu, kolosalna statua Boskiej Dziewicy z wyciągniętymi do nieba rękoma.
2PRZEDRUK ZA: Ignacy Domeyko, Moje podróże, przygotowała do druku, opatrzyła przedmową i przypisami Elżbieta Helena Nieciowa, Wrocław–Warszawa–Kraków 1963, t. 2, s. 304–305.
Auteur
(1802–1889)
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.