[Rejs po Wiśle]
p. 229-231
Texte intégral
1Kochany Tomaszu!
2Patrząc na tutejsze niwy strojne we wdzięki nadobnej matki, na ten ruch, skrzętność i życie, kiedy przy rozpogodzonym podniebiu wesoły rolnik z pieśnią na ustach podrzyna złote kłosy, weselszym okiem w przyszłość pogląda, jako świadek uroczej, wdzięcznej przyrody, litujesz się, a przynajmniej żałujesz nas, których konieczności i obowiązki przykuły do murów miasta. Nie bądź jednak dumny, nie patrz na nas okiem litości, pomny, że dzisiaj sztuka i przemysł silnym ramieniem objąwszy potrzeby i chęci, o tyle zwiększa pociechy i przyjemności rolnika, o ile się do nich przyłoży. Są chwile dla mieszkańców Warszawy, o których się wam ani śniło, przy których zbladłoby w części życie sielskie. Będąc jednej z tych uczestnikiem, opiszę, jeśli podołam.
3Znasz już, Tomaszu, i twoi sąsiedzi, tego olbrzyma, którego nazywają parą, jego żelazną wolę, nieobliczone zastosowania. W osłupieniu prawie patrzymy, jak spod jego szybkiej dłoni wybiegają dzieła, do których się tylko w części człowiek przyłożył, tysiące kółek, posłuszne jego panowaniu, szybciej od chęci dostarczają wyrobów zaspokajających nie tylko potrzebę, ale nawet zbytek, wiecie już o tym, ale cóż dopiero, kiedy ten olbrzym wypowiada posłuszeństwo najsroższemu żywiołowi, to jest wodzie, niebaczny, że jest jej dzieckiem, swe rządy i nad nią rozciąga. Jakiż to uroczy, wspaniały widok, kiedy żelazny statek, niosąc w łonie albo chlebodawcze płody, albo drogie życie niejednej rodziny, pędzonej ramieniem tego olbrzyma, urąga wściekłości wiatru i burzy w dzień i w nocy, śród pogodnego nieba lub powleczonego czarną chmurą, przeciw natarczywości gwałtownych nurtów walczy śmiało, odważnie pruje lotem ptaka upokorzone wały, zostawiając za sobą pianę, znak rozjątrzonego zuchwalstwem żywiołu.
4Wystaw sobie, Tomaszu, Wisłę w całej wspaniałości, która wystąpiła z swego łoża i pobrzeżne zalała niwy. Kilkaset osób zaproszonych uprzejmością właściciela statku, W[ielmożnego] Steinkeller1, wsiadło na pokład, a mnóstwo widzów na brzegu zaledwie miało czas dłonią lub wzrokiem pożegnać ukochane osoby, w mgnieniu oka ogromne koła biją spienione nurty rzeki, olbrzym zaczyna pracować i wnet statek uniósł nas daleko. Co chwila znikały napiętrzone na wzgórzu Wisły budowle, środkiem jej łona pędziliśmy do Nowego Dworu, przed nami i za nami wielkie nieścignione zwierciadło wody, ledwie pozostał czas śród zadumienia zwrócić uwagę na migające przed nami umajone lasami brzegi, a dalej wioski. Minęliśmy Bielany, a tu już Tarchomin, dopiero com ujrzał z krzewów pałac Jabłonny, a już rumienią się mury twierdzy nowogeorgiewskiej2. Wpadliśmy na Narew i zarzucili kotwicę przy wspaniałym i gustownym magazynie Banku Pol[skiego]3, przeglądającym się w czarnym strumieniu. Tu każdy krótką chwilę spoczynku poświęcił na obejrzenie korzystnej i pięknej okolicy, na podziwienie groźnej twierdzy. Daleki głos dzwonka na statku zgromadził wkrótce wędrowców. Tu nowe oczarowanie, nowe rozkosze nas czekały. Zachodzące słońce rzucało ukosem promienie na szybko uciekające nurty Wisły, już nie tak szybko z powrotem uciekały nam brzegi, ale wkrótce noc rozpostarła cienie, krocie gwiazd zajrzało nam w oczy, z zadziwieniem poglądając na czarny punkt ślizgający się w stronę Warszawy. Wesołe towarzystwo wystąpiło na pokład, aby nasycić wzrok urokiem obrazu tak zbliżonego do podróży morskiej. I rzeczywiście, 200 przeszło osób powierzyło życie i los rodzin statkowi, który nad trzydziestostopową4 głębią dźwigał ich z odwagą. Ciemność nocy, a w niej pogrążone lasy i sioła, huk machiny, szum pracujących kół przeciw pędowi wody, gwar towarzystwa nęciły mą duszę do dumania, tysiące myśli krzyżowało się, dopóki zmordowana snem powieka nie zmusiła mnie do szukania, jak wielu, spoczynku w kajucie.
5Kilka godzin nocy walczył statek z gwałtownym oporem rzeki, ze świtem powitano mury Warszawy. Ha, jakaż radość, tu każdy spieszył do brzegu, aby rzucić się w objęcia niecierpliwej rodziny, przyjaźni, poszedłem za drugimi, unosząc pamięć czarownej przejazdki i miłe uczucia, których, Tomaszu, doświadczyć łatwo, ale opisać niepodobna. Wierzysz teraz, że i my mamy nasze przyjemności!
6ŹRÓDŁO: J. M. W..., Artykuł nadesłany, „Gazeta Warszawska” 1840, nr 233, s. 1–3.
Notes de bas de page
1 Piotr Steinkeller (1799–1854) – polski przedsiębiorca i bankier. W 1822 roku wybudował kopalnie węgla i cynkownię w okolicy Jaworzna. Po przeniesieniu się z Krakowa do Warszawy zaangażował się w transport soli. W 1837 roku kupił młyn parowy na Solcu, a rok później (w październiku) uruchomił szybkie połączenie Warszawy z Krakowem, a następnie z innymi miastami Kongresówki. W latach 1840–1842 zakupił dwa statki parowe o napędzie bocznokołowym (źródła nie podają ich nazw, ograniczając się do określeń: statek większy i mniejszy), które przez kilka lat byłe eksploatowane na Wiśle (najpierw będąc własnością Steinkellera, a później – Banku Polskiego).
2 Twierdza nowogeorgiewska (w Nowogeorgiewsku, dzisiejszym Modlinie) – kompleks umocnień, którego początki sięgają czasów napoleońskich. Od 4 grudnia 1830 roku do kapitulacji 9 października 1831 roku twierdza modlińska była główną bazą sił powstańczych. W 1834 roku twierdzę Modlin przemianowano na Nowogeorgiewsk i pod władaniem Rosjan znacznie rozbudowano.
3 Gustowny magazyn Banku Polskiego – neorenesansowy spichlerz zbożowy, wzniesiony w Nowym Dworze Mazowieckim na cyplu u ujścia Narwi do Wisły, a zaprojektowany przez Jana Jakuba Gaya (zob. [Gaz przenośny w Warszawie], w tomie drugim); Bank był inwestorem budynku.
4 Stopa – dawna jednostka długości, różnej wielkości (licząca około 30 cm).
Auteur
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.