List XIII
p. 333-335
Texte intégral
120 stycznia 1842
Czy pamięć twoja jest dagerotypowym mechanizmem, zdejmującym natychmiastowe podobieństwa wszystkiego, na czym tylko spocznie światło wyobraźni? Co do mnie, wolałabym, by moja takową nie była, w szczególności w takim jak to mieście, chyba że będzie działać bardziej wybiórczo i odciskać wyłącznie piękno1. Jakkolwiek powinnam dawać pierwszeństwo zielonym łąkom, na których krowy przeżuwają pokarm w cieniu drzew, u brzegu cichego i głębokiego stawu, nadal nie widziałabym nic złego w tym, że moja galeria2 po części będzie wypełniona pałacami naszych „książęcych kupców”3, zbudowanymi z perlistych marmurów z Sing Sing, lśniących na słońcu niczym jakieś bajeczne kopuły; jednakowoż wspomniany dagerotyp wyryłby zapewne brzydką, kanciastą budowlę, jaka stoi na rogu Division Street4, wysuwając swe ostre krańce ku samemu sednu rzeczy, przeświadczona, że chcąc nie chcąc będzie ją oglądał cały świat; od piwnic po poddasze pokryta znakami, chełpi się całą swoją zawartością. Jest to karykaturalna podobizna dziewiętnastego wieku; i nęka mnie w równym stopniu jak tenże wiek dziewiętnasty; pragnęłabym się od niej uwolnić. Znam pewien rodzaj umysłowości, przepojonej poetyczną filozofią, gorliwie poszukującej wszelakich form uzewnętrznionego w tym świecie piękna, wierzącej, iż jego wyobrażenia głęboko odciskają się na kochającej go duszy i w ten sposób utrwalają jej panoramę po wsze czasy. Gdybym była wierzyła w tę teorię, wówczas ten wielki i opatrzony znakami obiekt z zaprawy murarskiej i cegły, stojący na rogu Division Street, doprowadziłby mnie nieomal do szaleństwa: bo chociaż duch piękna jest mi świadkiem, że nie pałam do tego budynku miłością, to jego linie wyryły się w moim umyśle w sposób nieodparcie klarowny. Nie wiem, czemu tak jest; z pewnością bowiem nie jest on grzesznikiem pośród wielu innych struktur, zbudowanych wskutek transakcji i zamieszkałych przez handel.
2Szczęśliwie, żadna forma nie może się powtórnie ujawnić w innym świecie, jeśli nie jest częścią duszy. Tamtejszy wzniosły krajobraz przynależy do tego, którego duch oddala się ku wzniesieniom, by się modlić5; nie zaś do ukształconego podróżnika, którego umysłowe portfolio przepełnione jest obrazami alpejskich krajobrazów czy też przesłoniętego chmurami wielkiego Plinlimmon6. Tamtejsze ogrody nie są dla nababów, którzy wymieniają rupie na rzadkie i wonne róże, lecz dla pokornych, kochających dusz, które miłują owe słodkie dary życia, co to leżą „rozrzucone u stóp ludzkich niczym kwiaty”7. Dziękujmy Temu, który troszczy się o wszelkie swoje stworzenie: nagie dziecię, które krząta się po mizernej izbie w Five Points8, choć całe jego życie zapowiada się na znój i nędzę, może dzięki łasce Bożej przygotować sobie wieczność tak piękną, jak syn Wiktorii9; mało tego, niewykluczone, że jego położenie, jakkolwiek jest przykre, obarczone jest mniejszym nawet ryzykiem utraty tego piękna, które samo trwać będzie, gdy świat i wszystkie jego wyobrażenia przeminą jak mgła przed wschodem słońca. To, co widome, nie jest niczym więcej niż pozorem i parawanem; jedynie to, co ukryte, jest prawdziwe i trwałe.
3Że ludzie mało w to wierzą, można wyczytać z ich postępków. Na widok ukochanego dziecka na spadzistym i wysokim dachu rodzic krzyczy z przerażeniem, w obawie, że pokaleczone bezwładnie runie na chodnik; nie odczuwają jednak lęku, gdy posyłają je do takich miejsc jak Hawana czy Nowy Orlean, gdzie ma się wzbogacić na handlu i gdzie jego dusza niemal na pewno upadnie, rozpadając się na tysiące kawałków, tak że nie zostanie z niej prawie nic, co można by uznać za odbicie Boga. Gdyby niebo było dla nich równie namacalne jak ziemia, nie chcieliby wchodzić w konszachty z diabłem, byle tylko kupić cień kosztem substancji10.
Notes de bas de page
1 Warto w tym kontekście przytoczyć zdanie zapisane przez Juliana Bartoszewicza o pisarstwie Jana Kantego Gregorowicza (1818–1890): „Lud czysto polski, to jest krakowski i sandomierski, dzielnie malował Jan Kanty Gregorowicz, ale obrazy jego więcej wyglądają na dagerotypy aniżeli na utwór sztuki, bo odbijają wreszcie wszystko, co piękne i co niepiękne, a literatura zawsze ma tworzyć typy i ideały”. J. Bartoszewicz, Historia literatury polskiej potocznym sposobem opowiedziana, Warszawa 1861, s. 592. / Użyty przez Child czasownik engrave, oddany tu słowem „odciskać”, nawiązuje oczywiście do wszystkich tych metafor pamięci, które – jak pieczęć, księga czy pismo – sugerują zostawianie trwałego śladu.
2 Galeria pamięci albo pamięciowa galeria obrazów. Nawiązanie do Listu ix (s. 61–62), gdzie Child mówi o „komnatach pamięci” [halls of memory], w których umieszcza piękne obrazy natury, tworzące galerię [gallery].
3 Pośrednie lub bezpośrednie nawiązanie do Księgi Izajasza 23,8 (określenie merchant prince funkcjonuje również w potocznej angielszczyźnie). W przekładzie Biblii Tysiąclecia: „Kto zgotował taki los Tyrowi / rozdającemu korony, / którego kupcy byli książętami, / a przekupnie ludźmi szanowanymi w świecie?”.
4 Ulica na Manhattanie, w dzielnicy Lower East Side. Obecnie znacznie krótsza niż w xix wieku, wchodzi w zakres dzielnicy chińskiej.
5 Być może nawiązanie do Jezusa modlącego się na Górze Oliwnej (Mt 26,36–46; Mk 14,32–42; Łk 22,39–46) lub na pustyni (Łk 5,16: „On jednak usuwał się na miejsca pustynne, by się modlić”).
6 Zapewne chodzi tu o Plynlimon, wzniesienie w Górach Kambryjskich w Walii.
7 Cytat z ix księgi poematu The Excursion Williama Wordswortha, opublikowanego po raz pierwszy w roku 1814: „The charities that soothe, and heal, and bless, / Are scattered at the feet of Man – like flowers” (w. 239–240).
8 Dawna dzielnica Nowego Jorku na Manhattanie, uznawana za siedlisko biedoty, chorób i przestępczości. W latach 40. stała się popularna wśród lepiej sytuowanych nowojorczyków za sprawą Charlesa Dickensa, który opisywał swoje przechadzki (z policyjną asystą) po Five Points. Lepiej sytuowani nowojorczycy, również pod ochroną policji, udawali się tam, by odgrywać festiwale dobroczynności. Rzecz jasna, również Maria Child odwiedziła to miejsce.
9 Przyjmuję, z braku innych wskazówek, że mowa tu o brytyjskiej królowej Wiktorii, do której Child parokrotnie nawiązywała w innych tekstach (interesowała się przy tym ruchami abolicjonistycznymi w Wielkiej Brytanii i w rozmaity sposób próbowała ustanowić coś na kształt transatlantyckiego porozumienia abolicjonistycznego). Syn Wiktorii byłby tu zatem przedstawiony jedynie dla kontrastu: dziecko biedoty z Five Point może, dzięki Bożej łasce, cieszyć się tym samym szczęściem wiecznym, co dziecko z rodziny królewskiej. Jeśli ten domysł jest słuszny, to Child musi mieć na myśli Alberta Edwarda, późniejszego Edwarda vii, który urodził się w roku 1841.
10 W sprawie rozróżnienia shadow i substance, por. przypis nr 3 do Dagerotypisty Timothy’ego Shay Arthura. Możemy tu jedynie dodać, że znana amerykańska abolicjonistka Sojourner Truth (właśc. Isabella Baumfree; ok. 1797–1883) bawiła się tym popularnym wśród fotografów rozróżnieniem, sprzedając swoje zdjęcia w formacie carte de visite z następującym podpisem: „I Sell the Shadow to Support the Substance” („Sprzedaję odbicie, by wesprzeć substancję”).
Auteur
Le texte seul est utilisable sous licence Creative Commons - Attribution - Pas d'Utilisation Commerciale - Pas de Modification 4.0 International - CC BY-NC-ND 4.0. Les autres éléments (illustrations, fichiers annexes importés) sont « Tous droits réservés », sauf mention contraire.